Polaków jest więcej. Rozmowa z Michalem Mánkiem
Adam Mazur: Jak powstał SVIT?
Michal Mánek: Galerię chciałem założyć ładnych kilka lat temu. Gdy w 2010 spotkałem się z Zuzanną Blochovą myślałem o tym, że brakuje w Pradze nowej galerii. Długo rozmawiałem z potencjalnymi kolekcjonerami i galerzystami, którzy jeszcze rok wcześniej nie byli zbyt pewni, czy prowadzenie galerii sztuki współczesnej w Pradze ma w ogóle sens. Uważam, że bardzo ważny jest pierwotny rynek sztuki, którego w Czechach nie mamy. Ten rynek polega na współpracy artystów z galerzystami i kolekcjonerami. Tak rozumiem swoją misję – chcę, żeby pierwszy raz po 1989 roku zaczął się nareszcie w Czechach dialog między artystami a galerzystami.
Nie przesadzasz z tym rynkiem sztuki w Czechach? Wydaje się, że jest tam jednak sporo galerii o dużym potencjale.
Oczywiście, mamy rynek sztuki, ale sądzę, że mamy za mało galerii, które na poważnie współpracują z artystami. Współpraca, o której mówię oznacza, że artysta może się skoncentrować na swojej pracy. Oczywiście, do tego potrzeba pieniędzy, to jest logiczne.
Misja to jedno, a zarabianie to drugie?
Muszę na tym zarabiać, inaczej to nie miałoby sensu.
Taki biznes. Na przykład w Polsce bardzo wielu galerzystów zakłada fundacje albo stowarzyszenia, żeby pozyskiwać granty, minimalizować koszty i ryzyko. Nie traktują swojej działalności stricte biznesowo, przynajmniej przez jakiś czas.
Też tak zrobiliśmy. Byliśmy w tym nawet trochę zainspirowani galerzystami z Polski. Robimy otwarty program towarzyszący wystawom. Lubimy robić wystawy, w których subiektywnie pokazujemy różne prace i mamy na to pieniądze od ministra kultury i od miasta. Jesteśmy szczęśliwi, że tak jest, bo bez tych pieniędzy byśmy sobie nie poradzili. Koszty są duże i czasami są to pieniądze, których normalnie nie mógłbym zapłacić artystom z którymi współpracujemy. Dopiero granty pozwalają na takie wydatki.
Czy mógłbyś wymienić galerie z Czech, które oprócz ciebie biorą udział w rynku międzynarodowym?
Nie mamy ich tak wiele. Jest galeria Hunt-Kastner, która już jest galerią utytułowaną na międzynarodowym rynku sztuki i współpracuje z wybitnymi, czeskimi artystami młodej generacji. Dwa lata temu powstała galerie Drdova, która również współpracuje z bardzo ciekawymi młodymi artystami i też Filip Polansky, który otworzył galerię trochę pózniej, w październiku 2012 roku.
Współpracujecie między sobą?
Tak.
Jesteś obecny w Polsce – na Warsaw Gallery Weekend – jako bodaj jedyny z czeskich galerzystów?
Tak, głównie ze względów historycznych. Chodzi o moją młodość i częste wizyty w Polsce w latach 1980., ale też o moje relacje z polską sztuką, którą poznałem już dobrze w nowym tysiącleciu. W Warszawie spotykałem się z galerzystami z Galerii Raster. Od początku jestem w kontakcie z Galerią Stereo. Spytałem raz Michała Lasotę o katalog Wojtka Bąkowskiego. Zdziwiony Michał wysłał mi katalog do Pragi, a potem za kilka miesięcy otworzyli z Zuzą Hadryś swoją galerię.
Prowadzisz także program rezydencjonalny dla artystów z Polski. Do tej pory odwiedzili cię m.in. Zbigniew Rogalski, Monika Zawadzki, Michał Budny, Piotr Łakomy…
Wszystko pamiętasz. Trudno mi funkcjonować jako centrum rezydencji artystów, ale szukaliśmy sposobu, żeby rozpocząć współpracę z artystami z Polski. Z tego wynikła współpraca z Moniką Zawadzki, jesteśmy również bardzo blisko z Michałem Budnym, który miał już w galerii SVIT dwie wystawy.
Należysz do galerzystów, którzy są kolekcjonerami, jak to jest?
Długo nie myślałem o sobie jako o kolekcjonerze. Po prostu byłem w kontakcie prywatnym z większą liczbą artystów i czasem kupowałem od nich jakieś prace. Dziś powiedziałbym, że kolekcjonuję sztukę, ale nie jestem kolekcjonerem. Mam wiele prac artystów z lat 1990. To były prace moich przyjaciół i stanowią początek mojego zbioru. Potem kupiłem trochę prac polskich artystów z nowego tysiąclecia. Od czasu gdy kupiłem pracę Rafała Bujnowskiego, zacząłem myśleć, że jestem kolekcjonerem. To było jakieś cztery-pięć lat przed założeniem galerii.
Interesuje mnie podwójna perspektywa jaką masz – kolekcjonera i galerzysty. Galeria jest dla ciebie narzędziem do zacieśniania kontaktów z artystami? Chciałeś ich lepiej poznać jako kolekcjoner?
Na pewno nie.
Dlaczego?
Ponieważ nie jestem kolekcjonerem, jestem galerzystą.
Ale nadal kupujesz sztukę.
Tak, ale mało.
A jednak kupujesz dla siebie, a nie do spekulacji?
Kupuje dla siebie. Mam w swojej prywatnej kolekcji około stu prac i tylko raz jedną z nich sprzedałem.
Wybierasz artystów do galerii na zasadzie własnych upodobań, czy podchodzisz do tego bardziej biznesowo – powinieneś mieć malarza, rzeźbiarza, fotografa, artystę młodego, średniego pokolenia i kilku starszych, do tego parytet płci?
Są galerie, które wybierają konkretną grupę, lub generację artystów. My współpracujemy z artystami w wieku od 30 do 74 lat.
Twoja galeria jest międzynarodowa. Inne galerie czeskie nie mają prac tylu artystów z zagranicy co SVIT.
To prawda. Ma to związek z tym, że pokazujemy w Pradze artystów, których lubimy, a jeśli akurat ich znamy, a oni są zainteresowani pokazaniem prac w Pradze, to wtedy to robimy. Z tego powstaje zestaw artystów, z którymi współpracujemy. Mamy artystów z Niemiec, z Polski, z Wielkiej Brytanii.
Pokazujesz też czasami artystów z Rastra czy Stereo na zasadzie wymiany?
Zrobiliśmy raz oficjalną wymianę wystaw ze Stereo, gdy Marek Meduna miał wystawę w Poznaniu i wtedy Mateusz Sadowski, który mieszkał w Pradze na rezydencji miał u nas pierwszą zagraniczną wystawę. Z Rastrem wymiana nie była zaplanowana, ale bardzo mnie cieszy, że chłopaki pokazywali Jasansky’ego z Polakiem w tym roku w Warszawie. My już wcześniej pokazywaliśmy Michała Budnego w Pradze.
Czy w Czechach kolekcjonerzy głównie kupują czeską sztukę, czy też na przykład są kolekcje, w których dominują artyści zagraniczni? W Polsce kolekcjonerzy kupują jednak przede wszystkim sztukę polską.
Znam polskich kolekcjonerów kupujących sztukę czeską. Z pewnością jest ich więcej w Warszawie niż tych, którzy kupują prace polskich artystów w Pradze. Myślę o kolekcjonerach zainteresowanych współczesnymi młodymi artystami. Nie mamy w Czechach aż tylu kolekcjonerów, którzy byliby zainteresowani sztuką współczesną, czeską czy zagraniczną.
Dlaczego?
Myślę, że jest to problem edukacji, jak również braku wystaw współczesnych artystów w czeskich instytucjach.
Czyli właściwie na czym polegałyby różnice między polską a czeską sceną artystyczną, poza brakiem czeskich galerii i kolekcjonerów?
Polaków jest więcej i jest to bardzo kulturalny naród.
Bardzo śmieszne. Jaki jest twoim zdaniem najciekawszy polski artysta? Z tych, których nie masz w galerii.
Wojtek Bąkowski.
Bardzo dyplomatyczna odpowiedź. Też go lubię. Jeździsz często na międzynarodowe targi sztuki, obserwujesz scenę międzynarodową. Myślisz, że sztuka środkowoeuropejska czymś się jeszcze wyróżnia?
Myślę, że wyróżnienie tej sceny w obecnym czasie jest dość trudne. Sztuka polska jest już na tyle zglobalizowana, że ciężko mówić o jej specyfice.
Mam też na myśli sztukę czeską, węgierską, niemiecką…
Nie znam tak bardzo sztuki węgierskiej, a jeśli chodzi o sztukę niemiecką, to ciężko ją właściwie zweryfikować. Porównując propozycje sztuki polskiej na przełomie wieków z czasami obecnymi, to już trochę nie jest to samo…
W jakim sensie? Czy już nie jest tak ciekawa jak dekadę temu?
Jest ciekawa, ale pozycja sztuki polskiej dzisiaj nie ma specyfiki regionalnej, która była jeszcze bardzo wyraźna na przykład w pracach grupy Ładnie przed 10-15 laty.
A sztuka czeska?
W Czechach zawsze jest charakterystyczna groteska, ironia, humor. Ale myślę, że w dobie artystów post-internetowych już też ciężko mówić o sztuce o cechach regionalnych.
O ile wiem nie masz u siebie w galerii żadnych artystów post-internetowych?
Artystów wpisujących się w tę kategorię akurat nie mamy.
W którą stronę twoim zdaniem powinien się rozwijać Warsaw Gallery Weekend?
W stronę edukacji publiczności.
Przyjeżdżasz do Warszawy edukować polską publiczność?
Przyjeżdżam do Warszawy, bo bardzo mi się podoba idea tego projektu. Bardzo lubię wpaść w sobotę do położonego w centrum miasta Muzeum, gdzie nie muszę płacić za bilet i widzę tam tłum ludzi, którzy interesują się sztuką współczesną.
Myślisz, że uda ci się sprzedać na Warsaw Gallery Weekend prace niemieckiego fotografa?
Na pewno (śmiech).
Wystawiasz też tej samej jesieni również w Berlinie i Wiedniu. Jaka jest różnica?
Nie mogę powiedzieć, bo jesteśmy jeszcze przed weekendem galeryjnym.
Ale masz z pewnością jakieś oczekiwania. Co się wydarzy w poszczególnych miastach?
W Wiedniu już byliśmy dwa razy na Viennafair, mamy tam już jakieś kontakty. Wiele zależy od atmosfery i organizacji targów. W Berlinie też byliśmy już dwa razy na ABC i to jest dla nas świetne miejsce do pokazywania dobrego czeskiego artysty w kontekście działalności tamtejszych galerii. To są prawdziwe targi sztuki, choć trzeba przyznać, że w Berlinie sprzedaże wciąż są małe, a koszta duże. Z komercyjnego punktu widzenia największe oczekiwania mamy od targów w Wiedniu i targów w Turynie, gdzie będziemy na początku listopada.
Czyli ze względów towarzyskich i prestiżowych pokazujesz się w Berlinie, dla pieniędzy w Wiedniu i Turynie, a z jakiego klucza w Warszawie? Artystycznego? Towarzyskiego?
Mam wielkie oczekiwania co do Warszawy, bo Warszawa jest moim ulubionym miejscem (śmiech).
Myślisz, że ten weekend ma szansę wyjść poza ligę w jakiej plasuje się obecnie? Zrównać się ze scenami berlińską, czy wiedeńską tak jak planują to koledzy z Warsaw Gallery Weekend? Jest taka szansa?
Nie jestem pewien, ale wiedeński galery weekend powstał zdaje się później, niż warszawski. Z Berlinem nie ma co się mierzyć, bo Berlin to Berlin. To jest dobry moment i dobra komunikacja pomiędzy różnymi typami galerii w Warszawie. Podoba mi się, że powstało Stowarzyszenie Warszawskich Galerzystów. To jest bardzo inspirujące dla Czechów, którzy mają około 5 lat opóźnienia względem Polaków. Po prostu chcę przy tym być.
To interesujące co mówisz z tego względu, że scena czeska zawsze wydawała się bardziej progresywna. Awangarda czeska to była zawsze potęga, bardzo wyrafinowana kultura kolekcjonerska…
Tak, ale po przerwie powojennej to wraca bardzo powoli. Mam na myśli standaryzowanie rynku sztuki, systemu galeryjnego. Mamy w Pradze wiele galerii, które współpracują z artystami tylko na zasadzie biznesowej, a nie wspierają ich z artystycznego punktu widzenia, nie rozwijają ich zagranicznych kontaktów i tym podobne.
Wobec tego, na czym polega twoja współpraca z artystami, jak z nimi pracujesz? Poza biznesem i robieniem wystaw.
Komunikuję pracę artysty. Próbuję w jakiś sposób je eksponować przed kuratorami, którzy przyjeżdżają do Pragi. Robiliśmy takie dni, w których poznawaliśmy różnych artystów z czeskiej sceny z przyjezdnymi osobami. Mamy pozycję otwartą, skoncentrowaną nie tylko na biznes.
Ale to wynika z twojej pozycji – zapraszasz artystów do siebie, towarzyszysz im przy pracy, komentujesz to co robią. To też robisz?
Tak.
To nie jest typowe.
To jest jedna z możliwych dróg dla galerii.
Nie słyszałem o wielu galerzystach, którzy zapraszają artystów z innych miast, z innych krajów, żeby mieszkali u nich w domu, pracowali kilka tygodni a nawet miesięcy.
To już jest taka techniczna rzecz…
Tak, ale rozumiem, że dość znacząca, jeśli chodzi o charakter współpracy i stopień twojego zaangażowania. Przyjaźnisz się ze wszystkimi artystami, z którymi współpracujesz?
Różnie to bywa, z niektórymi jestem bardzo blisko, z innymi nieco mniej.
Jest wielu artystów, którzy u ciebie byli, a teraz pracują z innymi galeriami?
To nie jest tak, że jeżeli ktoś jest u nas trzy miesiące w galerii, to automatycznie na końcu jest wystawa, czy współpraca. Nasza galeria nie jest tak duża i nie mamy warunków wspierania tak wielu artystów na bazie codziennej współpracy. To jest bardziej otwarta forma. Ale nie aspirujemy do robienia centrum rezydencjonalnego, w którym w równym czasie przebywa na przykład ośmiu artystów.
Opowiedz o współpracy z Zuzanną Blochovą. Jesteś galerzystą, który korzysta z pomocy kuratorki rezydentki, ale także kuratorów zewnętrznych.
Praca Zuzanny jest bardzo widoczna na scenie w Pradze, bo wcześniej pracowała w Meetfactory, gdzie zajmowała się prowadzeniem rezydencji artystów. Bez Zuzanny SVIT na pewno nie byłby takim miejscem, jakim jest dzisiaj. Zuzanna ma bardzo dobre pomysły, bardzo otwarte myślenie dotyczące współpracy z artystami, co przynosi bardzo świeże efekty.
Ale poza nią zapraszasz również innych kuratorów.
Rozmawiamy o tym między sobą. Jak któryś artysta ma ideę, żeby zrobić wystawę w naszej galerii i zaprosi kuratora, z którym ma dobry kontakt, to wówczas to respektujemy.
Większość galerzystów jest nastawiona na rywalizację między sobą, a ty wolisz współpracę. Raster, Stereo, ale też Polansky w Pradze i inni.
To daje więcej korzyści obu stronom.