Plakaty Barbary Kruger zrywano ze ścian niczym zdobycze. Rozmowa z Miladą Ślizińską
Ola Berłożecka: Jak doszło do pokazania pracy Barbary Kruger polskiej publiczności?
Milada Ślizińska: Byłam bodajże pierwszą osobą, która zdecydowała się pokazać plakat Barbary Kruger Untitled (Your Body Is a Battleground) poza granicami Stanów Zjednoczonych. Potem oczywiście ten plakat i ta praca bardzo mocno zaistniały w świecie sztuki i nie tylko.
Ale od początku. W późnych latach 80. i na początku lat 90. ubiegłego stulecia często bywałam w Nowym Jorku. W tym czasie mój mąż, Józef Mrozek, pracował jako wykładowca akademicki w Parsons School of Design w Nowym Jorku, a nasze dziecko chodziło do szkoły w Greenwich Village. W 1990 roku dostałam propozycję pracy w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Ówczesny dyrektor Wojciech Krukowski powiedział mi przed moim wyjazdem do USA, że jeśli wrócę i rzeczywiście zacznę pracować w Zamku, to mogę zaproponować własne projekty.
Starałam się jak najlepiej wykorzystać swój pobyt w Nowym Jorku, czyli chodzić do galerii, poznawać tamtejsze środowisko i rozmawiać z artystami. Moje pierwsze kontakty były trudne, galerzyści dawali mi do zrozumienia, jak bardzo są zajęci – kazali mi zwykle czekać na spotkanie trzy tygodnie. Ale ponieważ mieszkałam tam dłużej, więc mogłam sobie na to pozwolić. W tamtym czasie w Nowym Jorku było pewnie ze dwa tysiące galerii. Starałam się sprawdzić, do których warto chodzić – starałam się każdego dnia odwiedzić przynajmniej dwie galerie. I w ten sposób trafiłam do Mary Boone Gallery– to była dobra i modna nowojorska galeria. Mary Boone zaczynała pracować z Leo Castellim, a potem założyła własną galerię. Tam zobaczyłam po raz pierwszy prace Barbary Kruger. Cała galeria była wytapetowana fotokolażami z hasłami – bardzo dobrze to wyglądało.
W tym czasie w Polsce zaczynał się posolidarnościowy mariaż Kościoła z władzą i zaczęły być widoczne „nerwowe” i dość dyskryminujące oczekiwania wobec kobiet. W związku z czym pomyślałam, oglądając wystawę Kruger i czytając te hasła, że chciałabym poznać ich autorkę. Spotkanie było załatwione przez galerię, nie znałam jej przecież. Kiedy się spotkałyśmy, korciło mnie, żeby zaproponować jej podobną wystawę w Zamku. Ona wtedy po raz pierwszy wytapetowała swoimi pracami przestrzeń galerii, jednak wówczas w Zamku właściwie nie było żadnych miejsc, które moglibyśmy wytapetować. Na początku lat 90. przestrzenie galeryjne Zamku dopiero budowano, wszędzie była jedynie surowa cegła i beton, sale na parterze nie miały wtedy jeszcze posadzek ani podłóg… Zaproponowałam więc Barbarze, aby zastanowiła się nad pracą związaną z łamaniem praw kobiet. Wtedy pokazała mi plakat Untitled (Your Body Is a Battleground) i opowiedziała jego historię. Zrobiła go na Marsz Kobiet na Waszyngton, który odbył się 9 kwietnia 1989 roku. Okazało się, że plakat nie został zaakceptowany przez organizatorów Marszu. Ale Barbara znalazła inny sposób, aby go wykorzystać. W tym czasie uczyła w Whitney, to były kursy dla studentów i tych, którzy chcieli coś więcej wiedzieć o sztuce współczesnej. I ona ten plakat sama, za własne pieniądze gdzieś na dolnym Manhattanie drukowała i rozlepiała go z tymi swoimi studentami. Zresztą wtedy mówiło się sniping, czyli ona razem ze studentami wieczorami niczym snajperzy wpadali i kleili, „strzelali” tymi plakatami na mieście.
Mnie szalenie ten plakat się spodobał. Barbara zaproponowała mi wtedy różne rozwiązania, w jaki sposób można by było go pokazać. Zasugerowała, żeby zrobić polską wersję językową. Miałam wtedy ze sobą plany Zamku i fotografie budynku. Myślę, że te zdjęcia zrobiły na niej wrażenie. Barbarze wtedy najbardziej spodobał się dach Zamku i najpierw chciała, aby tam rozkleić wielokrotnie powiększony plakat. Musiałam jej powiedzieć, że ten dach jest nie do tknięcia, ponieważ jest pokryty miedzianą blachą, i choć budynek jest nowy, to podlega konserwatorowi zabytków – z biegiem lat dach ma pokryć się patyną. W związku z tym Barbara zaproponowała akcję bilbordową. To był 1990 rok, bilbordów jeszcze w Polsce nie było, więc powiedziałam, że mogę jej wybudować jeden bilbord. Gdybyśmy jednak rzeczywiście go wtedy wybudowali, to ludzie w Polsce patrzyli by na niego jak na nieznaną konstrukcję, a nie jak na miejsce dla oczywistej, celowej kampanii reklamowej. Przekonałam ją, że plakat w Polsce ma swoją długą tradycję, skoro zatem Barbara zaproponowała plakat z Marszu Kobiet, to zróbmy akcję plakatową.
Jak zareagował Wojciech Krukowski?
Wracam do Warszawy i mówię Wojciechowi Krukowskiemu, że jest taka świetna artystka amerykańska, która zgodziła się z nami współpracować i żeby nie odkładać projektu na później, ponieważ on wiąże się z łamaniem praw kobiet, ich praw reprodukcyjnych, a więc zagadnieniem ważnym i wówczas aktualnym. I że chcę jej zaproponować wykonanie akcji plakatowej. Tu niestety Wojciech Krukowski się wystraszył, zastanawiając się od razu, jakie będą tego konsekwencje. Postanowił, że nie da na ten projekt żadnych pieniędzy z budżetu Zamku.
Jak pani zareagowała?
Może byłam wtedy naiwna, ale sądziłam, że Zamek jest jeszcze na tyle nieznany, że taka akcja plakatowa na mieście nie będzie mieć negatywnych reperkusji. Zresztą myślałam jedynie o tym, żeby móc to zrealizować, a co będzie dalej, to się zobaczy. Ostatecznie przekonałam Krukowskiego, uwzględniając jego zastrzeżenie, że na plakacie absolutnie nie może być informacji, że jest to projekt Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Ja się na to bardzo chętnie zgodziłam. Dzięki temu plakat jest tak czysty – gdyby dodać do niego pełną nazwę Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, to wyrazistość komunikatu byłaby znacznie mniejsza, a plakat straciłaby na przekazie i sile. Zresztą pierwotna wersja plakatu, ta wykonana dla Marszu Kobiet na Waszyngton, zawierała sporo dodatkowych informacji, które zaburzają przekaz. Ja o wiele bardziej lubię ten polski plakat, on jest po prostu przejrzysty, to the point.
Jak już plakat został wydrukowany, to mnie się zamarzyło zaproszenie samej artystki. Choć pewnie gdyby to było dzisiaj, raczej bym się wstydziła zapraszania artystów do Polski. Miałam świadomość, że prawa reprodukcyjne kobiet były łamane, ale wtedy, na początku tej demokracji, byliśmy tacy pełni nadziei i dumy, że może być inaczej niż w poprzednim ustroju…
Należało jeszcze przetłumaczyć hasło.
Mnie zależało na zrobieniu tego jak najszybciej, natomiast Barbara powiedziała, że zna jednego polskiego artystę, który jej w tym pomoże. Tym artystą okazał się Krzysztof Wodiczko, którego akurat ja znałam długo, od wczesnych lat 70. Barbara poznała go w Nowym Jorku, tak jak i ona uczył studentów. Stanęło na tym, że wyjechałam i zostawiłam Barbarę z tym tłumaczeniem, którym miał zająć się już Krzysztof.
Proszę teraz zrozumieć ówczesne realia pracy pomiędzy tak odległymi krajami. Ja w Warszawie, a oni w Nowym Jorku: różnica sześciu godzin, nie ma jeszcze poczty elektronicznej, nie ma faksu, list do Stanów idzie prawie miesiąc, a jak się zamawia rozmowę telefoniczną, to czeka się na połączenie parę godzin i w rezultacie łączą w środku nocy. I nie ma żadnego sposobu, aby odbyło się to w bardziej cywilizowany sposób, po prostu czekasz. I w takich warunkach człowiek jest uzależniony od drugiej strony. Kiedy więc w końcu przyszedł pocztą projekt tego plakatu, to zaczęły się schody… Okazało się, że słowo „żądaj” jest napisane przez „rz”, choć w pierwszej chwili pomyślałam, że to może chodzić o zbitek słów „rządzie daj”. Napisałam do Barbary z pytaniem, czy jest to tłumaczenie z angielskiego „rządzie daj” – goverment give? Niestety nie posiadałam oryginalnego plakatu z Waszyngtonu, żeby go porównać, proszę pamiętać, że w tamtych czasach nawet nie miałam szansy, aby go zdobyć. Czytam uważnie po kolei: your body – „twoje ciało”, battleground – „pole walki”, potem „broń praw kobiet”, „walcz o prawo do aborcji” … A dalej: „edukacji seksualnej”. „Żądaj edukacji seksualnej”. Wszystko się zgadza i tu nagle „żądaj edukacji seksualnej”, gdzie „żądaj” jest napisane z błędem ortograficznym. Okazało się, że Krzysztof Wodiczko jest dyslektykiem i dysgrafikiem. Natomiast Barbarze zależało na tym, aby przekaz był najbardziej prosty, bezpośredni, nie chciała bawić się w żadne gry językowe. Należy jeszcze wspomnieć, że technika przygotowania plakatu do druku polegała na tym, że nakładało się warstwami kolory, więc ten czerwony kolor, na którym miał być tekst, był już nałożony. Na szczęście tuż przed drukowaniem postanowiłam jeszcze raz sprawdzić znaczenie słowa „żądaj”, bo nadal nie byłam go pewna. Znowu więc było czekanie przez trzy dni na telefon. Ostatecznie z powodu tej niepewności co do znaczenia słowa „żądaj” na plakacie czerwona linia jest dłuższa – wynik współpracy Barbary Kruger z Krzysztofem Wodiczką oraz kuratorem-niedowiarkiem, czyli mną.
Skończyło się wiernym tłumaczeniem: „Twoje ciało to pole walki”.
Tak. Miałam przeświadczenie, że jeśli wybiera się artystę do współpracy, to zostaje się jego poważnym partnerem oraz ma się poczucie, że wszystko odbędzie się w równie poważny sposób. A tutaj nagle zagwozdka: Barbarę Kruger znam od niedawna, Krzysztofa Wodiczkę znam od wielu lat, Dorota Karaszewska, która realizuje plakat, popędza, żeby już go drukować, a mnie coś mówi, żeby jednak czekać. Więc w tym dłuższym czerwonym pasku jest zawarta historia procesu kuratorskiego z początku lat 90.
W jaki sposób udało się wydrukować plakaty? Wojciech Krukowski dał w końcu pieniądze?
W międzyczasie Wojciech Krukowski odetchnął, że nie będzie miał z tym kłopotów, ale pieniędzy nie było. Postanowiłam o nie poprosić Ministerstwo Kultury i Sztuki, gdzie dyrektorką Departamentu Plastyki (późniejszy Departament Sztuki) była w tym czasie Anda Rottenberg. Opowiedziałam jej o całej akcji, ale ona od razu uprzedziła, że na taki projekt ministerstwo nie wyłoży pieniędzy. Zaproponowała Fundację Egit (Fundacja Egit powstała w 1986 roku z inicjatywy Andy Rottenberg, nazwa pochodzi od nazwiska fundatora Ryszarda Egita), która ostatecznie pomogła sfinansować plakaty Barbary Kruger. Dostaliśmy pieniądze na druk plakatu – 1000 sztuk. Później okazało się, że mamy środki jedynie na dystrybucję połowy nakładu, czyli 500 sztuk. Na szczęście z samym drukiem nie było kłopotu, wszystko wzięła na siebie Dorota Karaszewska ze współpracownikiem.
Jak doszło do tego, że Barbara Kruger przyjechała wtedy do Polski?
Jak już plakat został wydrukowany, to mnie się zamarzyło zaproszenie samej artystki. Choć pewnie gdyby to było dzisiaj, raczej bym się wstydziła zapraszania artystów do Polski. Miałam świadomość, że prawa reprodukcyjne kobiet były łamane, ale wtedy, na początku tej demokracji, byliśmy tacy pełni nadziei i dumy, że może być inaczej niż w poprzednim ustroju… W każdym razie bardzo mi zależało, żeby Barbara przyjechała do Polski. I znowu: trzeba było się postarać o pieniądze. Jeszcze ze swojej poprzedniej pracy w Galerii Foksal miałam dobre kontakty z kilkoma ambasadami, z British Council czy z Instytutem Austriackim, z którymi galeria współpracowała.
Nawiązałam kontakt z ambasadą Stanów Zjednoczonych w Warszawie i uzyskałam dotację, tzw. mobility fund, na co składały się środki na przejazd, diety i zakwaterowanie artystki, ale wtedy ona powiedziała mi, że nie chce ani centa od administracji Busha – na waszyngtońskim plakacie Barbary Kruger jest informacja o proteście wobec rządów administracji prezydenta George’a H. W. Busha, odpowiedzialnej za ograniczenie praw kobiet. Nic nie weźmie i koniec.
Wtedy zaproponowałam, żeby przyjechała i wygłosiła wykład. Uznałam, że wygłoszenie wykładu przez Barbarę nie jest niczym strasznym ani dla niej, ani dla Wojciecha Krukowskiego. I wtedy udało mi się ją przekonać. Zamek opłacił bilet lotniczy, hotel i diety. Jednak to było wszystko – tłumacza wykładu już nie mogliśmy opłacić, więc tłumaczką byłam ja. Barbara miała przy okazji tej wizyty kilka spotkań w Warszawie, m.in. z polskimi feministkami, co przyczyniło się później do współpracy przy plakatowaniu.
W jaki sposób odbyła się akcja plakatowania?
Plakaty zostały bardzo dobrze rozdystrybuowane na terenie miasta w weekend, kiedy Barbara przyjechała na wykład – czyli w listopadzie 1991 roku. Odbyło się to dzięki młodym ludziom, którzy zajmowali się tym profesjonalnie. Były rozklejone w bardzo dobrych punktach: w centrum miasta, w widocznych przejściach podziemnych, na MDM-ie. Zachowało się z tego sporo atrakcyjnych zdjęć w archiwum Zamku. Co ciekawe, plakat był niszczony i zrywany albo bardzo szybko zaklejany innym plakatem. Przetrwał tylko jeden weekend. To zrywanie plakatów bywało bardzo agresywne. Zdarzało się, że z plakatu był wyrywany tekst. To było bardzo ciekawe, żałuję, że nie miałam więcej czasu, aby to wszystko dokumentować.
Potem odbyło się kolejne plakatowanie.
Mniej więcej pół roku później, wiosną 1992 roku, zadzwoniły do mnie dziewczyny z Polskiego Stowarzyszenia Feministycznego, które zaoferowały, że rozwieszą pozostałe plakaty. Zrobiły to rzeczywiście fachowo – za pośrednictwem agencji, która plakaty powiesiła na słupach ogłoszeniowych na tyle wysoko, że nie dało się ich zerwać bez użycia wysokiej drabiny. Dzięki temu wisiały bardzo długo, były doskonale widoczne i rozpoznawalne. Plakat miał więc swoje drugie życie. Nawet ktoś przyjeżdżający jakiś czas potem ze Stanów był zdziwiony, że je zobaczył, bo słyszał od Barbary, że zostały zniszczone. Ten plakat naprawdę wszedł do historii sztuki w Polsce.
Jako artystka Barbara Kruger miała ten atut, że nie była samoukiem, który metodą prób i błędów dochodzi do określonego celu. W związku z jej doświadczeniem zawodowej graficzki jej prace są uwodzicielskie, ale zarazem bardzo proste. Natomiast było dla mnie czymś wzruszającym, że będąc graficzką nie używała numerów kolorów Pantone, tylko krótko określała odcień koloru jako „Marlboro Red”.
Wielu moich znajomych uważa posiadanie plakatu Barbary Kruger za prawdziwe trofeum. Słyszałam, że plakat wisiał przez wiele lat w siedzibie Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Przypominam sobie taki fragment z artykułu zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej”, w którym Paulina Reiter pisze, że „od wielu lat w jej kuchni wisi plakat do wystawy Barbary Kruger z 1991 roku”. No właśnie, wystawy – nikt nie myślał, że taki plakat może być samoistnym głosem „sztuki publicznej”, bez żadnej wystawy. Można też zauważyć, że ten plakat był jednym z pierwszych projektów w przestrzeni publicznej. W 90. latach Zamek był takim dziwnym, nieoswojonym jeszcze miejscem na mapie miasta. Niektórzy znajomi mówili mi, jak zdobywali te plakaty – zrywali ze ścian niczym zdobycze. Tak samo było zresztą później z plakatami Jenny Holzer.
W jaki sposób pracowała Barbara Kruger?
Barbara pokazywała mi swój warsztat pracy – miała bardzo dużo wycinków zdjęć z różnych gazet, to nie są zdjęcia, które ona sama wykonała, tylko wycinki. Pamiętam, że lubiła fotografie z połowy lat 50., mówiła, że stylistyka fotograficzna z tamtego okresu bardzo jej się podoba. Co do twarzy zamieszczonej na plakacie kobiety, to trudno mi stwierdzić, czy jest to negatyw i pozytyw tego samego zdjęcia. Na pewno, jak tłumaczyła mi Barbara, jest to anonimowa twarz. Ta twarz może być twarzą kobiety, ale równie dobrze może być twarzą mężczyzny. Kolejną przewrotną rzeczą jest to, że jest to twarz kobiety, a nie jej ciało, podczas gdy w tekście jest mowa o ciele. Ponadto jest to czarno-biała fotografia z czerwonym napisem, jak podkreślała artystka – w odcieniu „Marlboro Red” – to ten sam odcień, który jest używany na opakowaniach papierosów Marlboro. Miała podejście praktyka, nie posługiwała się kolorami Pantone, ale realnymi kolorami. Ten odcień „Marlboro Red” w jej pracach naprawdę bardzo dobrze wygląda, jak to się mówi: „wali po oczach”. A przy okazji gdzieś z tyłu głowy kojarzy się z radziecką awangardą, trochę z propagandą, a jednocześnie wygląda bardzo świeżo. Widz ma poczucie, że już to gdzieś widział, ale po chwili namysłu myśli, że jednak nie.
Może w tym tkwi ich siła przekazu?
Z pewnością, jej metoda, która wtedy tak bardzo mi się spodobała, okazała się na tyle atrakcyjna, że artystka pracuje w takiej stylistyce do dziś.
Barbara Kruger pracowała jako graficzka dla kolorowych czasopism. Świadomie korzystała ze strategii marketingowych w pracy artystycznej?
Zdecydowanie tak, choć pewnie było to też działanie intuicyjne, gdzie podświadomie wie się, jak przyciągnąć uwagę widza. Jako artystka Barbara Kruger miała ten atut, że nie była samoukiem, który metodą prób i błędów dochodzi do określonego celu. W związku z jej doświadczeniem zawodowej graficzki jej prace są uwodzicielskie, ale zarazem bardzo proste. Natomiast było dla mnie czymś wzruszającym, że będąc graficzką nie używała numerów kolorów Pantone, tylko krótko określała odcień koloru jako „Marlboro Red”.
Z perspektywy minionych 30 lat można powiedzieć, że to plakat ikoniczny.
Na pewno plakat się nie zestarzał, jeśli można użyć takiego określenia.
Czy wie pani, jakie były dalsze losy oryginalnego plakatu z 1989 roku?
Ta praca bardzo mocno zaistniała w świecie sztuki. Czasopismo „The Gentlewoman” (Nr 22, jesień/zima 2020) podaje, że w tej chwili uważana jest za jedno z najważniejszych dzieł sztuki dwudziestego wieku. Niedawno dowiedziałam się też, że powstała na podstawie tego plakatu praca Barbary Kruger Untitled (Your Body Is a Battleground), fotograficzny sitodruk na winylu w rozmiarach 284,5 x 284,5 cm z 1989 roku, który na początku lat 90. został zakupiony przez kolekcjonera Eli Broada i trafił do istniejącego od 2015 roku The Broad Museum w Los Angeles. Praca znajduje się w kolekcji stałej i stanowi jej ważny punkt. Do The Broad Museum przychodzi ogromna liczba widzów, w większości młodych, bardzo aktywnych w mediach społecznościowych. W ten sposób praca trafia „pod strzechy”, choć pewnie wielu nawet nie wie, że to praca Barbary Kruger, ale podoba im się i na nich działa. Zresztą praca ta powielona na T-shirtach, czapkach, torbach płóciennych i innych gadżetach znajduje się w sprzedaży w sklepiku muzealnym. Te T-shirty to najlepiej sprzedająca się i najpopularniejsza pamiątka z tego muzeum.
A teraz, w związku z jesiennymi protestami, ktoś wpadł na pomysł, aby do plakatu Barbary Kruger dodać znak błyskawicy.
Tak, to nastąpiło po ukazaniu się artykułu w „The Gentlewoman”. Padła sugestia, aby poprosić Barbarę Kruger, aby dodała na tym plakacie znak błyskawicy, jednak ten plakat ma swoją historię i swoją własną integralność. Oczywiście, gdyby kobiety w Polsce udały się na protesty z plakatem Barbary i dodały do niego błyskawicę, to proszę bardzo, ale ponieważ nie mają do niego łatwego dostępu, nie jest to możliwe. Również plakat Strajku Kobiet w Polsce (z 2016 roku), autorstwa Oli Jasionowskiej, sam w sobie jest bardzo mocny. Wolałabym więc raczej poprosić Barbarę Kruger o wykonanie kolejnego plakatu komentującego aktualną sytuację w Polsce. Barbarze przyznano nagrodę honorową im. Marii Anto & Elsy von Freytag-Loringhoven, za wybitne osiągnięcia i postawę artystyczną. Wręczenie nagrody odbyło się podczas spotkania online 15 grudnia 2020 roku. Na uroczystość wręczenia nagrody zaprosiłam także Olę Jasinowską – z nadzieją, że dojdzie do rozmowy między obiema paniami i ewentualnej współpracy.
Niemniej plakat Barbary Kruger przeżywa ostatnio swoje drugie życie. Po tym jak 22 października 2020 Trybunał Konstytucyjny zaostrzył prawo aborcyjne [warunki dopuszczalności przerywania ciąży], plakat zawisł – dzięki inicjatywie Trafo – na ulicach Szczecina. Trafo dostało go zresztą z CSW, oczywiście za zgodą artystki i reprezentującej ją galerii Sprüth Magers.
Nawet zapytałam Trafo, czy plakat, który wysłała im Barbara Kruger również posiada dłuższy czerwony pasek. Oczywiście, że tak, odpowiedziała mi pani przez telefon. Czyli to na pewno był mój plakat!
Opis plakatu:
Tytuł: Bez tytułu (TWOJE CIAŁO TO POLE WALKI)
Rok powstania: 1991
Pełny tekst, który znajduje się na plakacie: „TWOJE CIAŁO TO POLE WALKI | BROŃ PRAW KOBIET | WALCZ O PRAWO DO ABORCJI | ŻĄDAJ EDUKACJI SEKSUALNEJ”
Na plakacie użyto twarzy modelki, która jest podzielona w sekcji poziomej na pół, zmieniając się od lewej do prawej z pozytywu na negatyw, natomiast w sekcji pionowej od góry do dołu twarz jest podzielona napisami: większym stopniem pisma: „Twoje ciało to pole walki”, mniejszym – „Broń praw kobiet, Walcz o prawo do aborcji, Żądaj edukacji seksualnej”.
Kolor czerwony użyty na na plakacie: odcień „Marlboro Red”, czyli Pantone 185
Krój pisma użyty na plakacie: FUTURA BOLD OBLIQUE
Kolorystyka dwubarwna
Wymiar plakatu: 100 x 70 cm
Druk offsetowy
Plakat Barbary Kruger Bez tytułu (Twoje ciało to pole walki) z 1991 roku znajduje się w Kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.