Pierwszy mężczyzna. Dorota Jarecka specjalnie dla „Szumu”
Dwa dni po tym, jak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło kandydata na dyrektora Zachęty, w czasie covidowej gorączki, zapadłam w sen. Tryby onirycznej wyobraźni zaczęły pracować i przede mną zjawił się ktoś, kto wyglądał jak Janusz Janowski – uśmiechał się serdecznie i nalegał, bym przeprowadziła z nim wywiad. Tłumaczyłam, że od dawna nie zajmuję się dziennikarstwem, zmieniłam zawód, prowadzę galerię, piszę książki. Fantom nie rezygnował, naciskał, mówił, że przecież zawsze rozmawiałam z dyrektorami Zachęty i nawet minister uważa, że tradycji powinno stać się zadość. Oto co zapamiętałam z tego snu, spisanego w trudnych warunkach pracy w pandemii. Ponieważ tak się składa, że dzień wcześniej sporo czytałam na temat dokonań kandydata, w poniższym tekście – będącym zapisem automatycznym, ale i literacką fikcją – mogą się pojawić fragmenty wypowiedzi już gdzieś publikowanych.
Dorota Jarecka: Kiedy zainteresował się pan sztuką?
Ktoś, Kto Wyglądał Jak Janusz Janowski: Już w łonie matki posiadałem małe sztalugi, troszeczkę farb olejnych oraz pędzelki; jak piszę w swojej książce – opartej na badaniach naukowych, które prowadziłem w Bibliotece Watykańskiej – również matka Leonarda da Vinci urodziła go razem ze sztalugami.
Musiał to być bardzo ciężki poród?
Tak, a to dlatego, że jednocześnie pojawiły się na świecie moje dzieła z bardzo wczesnego okresu. W szpitalu opowiadano potem legendy o tym porodzie. Dzisiaj znajduje się na nim – szpitalu – tablica pamiątkowa mojego autorstwa, wykonana ze spiżu.
Obecnie trzeba będzie zaktualizować napis. Czy zdąży pan przed objęciem funkcji?
Nie muszę tego czynić osobiście. Wiceprezes wykonuje znakomite odlewy z natury.
Wróćmy do pana sztuki. Jak się rozwijała na kolejnym etapie?
Tematyka moich prac ewoluowała w naturalny sposób wraz z poszukiwaniem własnego języka wyrazu. W pierwszych latach temat był tylko pretekstem, nie miał pierwszorzędnego znaczenia – zwykle sprowadzało się to do postaci ludzkiej, grupy osób, a niekiedy martwej natury. Z czasem doszedłem do przedstawień figuratywnych charakterystycznych dla tradycji łacińskiej.
Czyli w tym pierwszym okresie pana malarstwa postaci ludzkie nie były figuratywne?
Nie za bardzo.
Jak pan to rozumie: „Nie za bardzo”?
Sylwetki, które malowałem, nie były łacińskie.
Zanegowane zostały wszystkie kryteria obiektywne sztuki i dotarliśmy do momentu, gdy artysta swą osobistą decyzją określa, co jest wartością w sztuce. Tworzy się chaos kulturowy.
To nowy termin w języku krytyki artystycznej i duże wyzwanie intelektualne.
Moje malarstwo opiera się o formalne założenia, które wyrastają z poszukiwań formalnych artystów okresu modernizmu, takich jak Kandinsky, Leger, a w Polsce Strzemiński. W ich przypadku prowadziło to do budowania przestrzeni malarskiej abstrakcyjnej. Na początku mojej pracy ten rezultat był zbliżony, bo również plasował się w pobliżu obszaru abstrakcyjnego. Z czasem jednak zacząłem pogłębiać element chromatyczny, wprowadzać przestrzeń wewnętrzną do koloru, co pozwoliło zbliżyć się do języka figuratywnego, który dziś jest dominującym elementem moich przedstawień.
Kandinsky też był niezwykle chromatyczny. Ale prawosławny?
Sama to pani powiedziała.
Czy zaprosi pan do współpracy Strzemińskiego? Jego żona była Rosjanką i zdaje się, że była kiedyś na nabożeństwie w cerkwi.
Muszę przemyśleć, przedefiniować polską tradycję artystyczną, bo od rewolucji rozwija się filozofia relatywistyczna, a pojęcie piękna staje się subiektywne. Paradygmat łaciński zastępowany jest systematycznie paradygmatami polegającymi na rozumieniu sztuki w sposób subiektywny. Zanegowane zostały wszystkie kryteria obiektywne sztuki i dotarliśmy do momentu, gdy artysta swą osobistą decyzją określa, co jest wartością w sztuce. Tworzy się chaos kulturowy.
Leger był wrogiem chaosu. U niego wszystko jest takie uporządkowane. Pana prace olejne na płótnie, które również są bardzo uporządkowane, świetnie by wyglądały obok obrazów Legera.
OK. Super. Zlecę taką wystawę. Chciałbym, by mój program odpowiadał na potrzeby naszego społeczeństwa. Zgłoszę pomysł do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, najpierw do Departamentu Plastyki, a jak się nie uda, to dotrę aż do samej góry. I jak dostanę zielone światło, to urządzę.
A czy mam wstawić akcent nad pierwszym „e” w nazwisku Léger? Bo jak pan mówił, to słyszałam, że nie było tego akcentu. Notabene, Leger był członkiem Komunistycznej Partii Francji, a jego żona miała na imię Nadia.
Nigdy, przenigdy nie wstawiać. Czy w języku łacińskim widzimy jakieś akcenty w lewo czy w prawo? A skoro tak, to proszę to nazwisko wyrzucić, nie będzie żadnych wystaw, to był zły pomysł, i to, że mnie pani mnie podpuszcza, kiedy ja jestem kandydatem. To nie jest dziennikarstwo, to są żarty. I proszę skasować to nagranie i oddać mi dyktafon. Niech pani zapamięta: nie było żadnego wywiadu, żadnego nagrania i nie będzie żadnej autoryzacji.
Będąc pod silnym wrażeniem tej przemowy, oddaję dyktafon Komuś, Kto Wygląda Jak Janusz Janowski, przypominając tylko, że jest to sprzęt kosztowny i że pozbawia mnie narzędzia pracy, na co Ktoś, Kto Wygląda Jak Janusz Janowski kiwa głową i mówi, że wie, jak to jest być prześladowanym. Podczas swojej ponad pięćdziesięcioletniej kariery nie miał nigdy wystawy w Zachęcie. Wstajemy i zaczynamy się przechadzać po pracowni, w czasie tej przechadzki Ktoś, Kto Wygląda Jak Janusz Janowski zapomina o zakazie druku i rozwija dalej narrację o swojej sztuce.
Wiele zawdzięczam memu stryjowi, który podarował mi pierwszą perkusję.
Jestem pierwszym mężczyzną na stanowisku dyrektora Zachęty od 1989 roku. Trzeba zakasać rękawy i malować, malować, malować.
Istotnie, pana obrazy mają w sobie coś muzycznego. Wręcz wołają o pomoc. Czy ów Chrystus Boleściwy należy do tradycji łacińskiej, czy jeszcze do okresu wpływów Strzemińskiego?
Malowałem go, myśląc o Tycjanie, Rafaelu i o zebraniu Zarządu Głównego Związku Polskich Artystów Plastyków. Dlatego jest w nim tyle emocji.
Piękna ta Mona Lisa, bardzo figuratywna. Ma też łacińskie włosy. Jak sobie pan wyobraża pierwszy dzień w pracy?
Objęcie narodowej instytucji sztuki to nie praca, tylko misja.
Nie przebiera pan w słowach.
Szczerze? Jestem pierwszym mężczyzną na stanowisku dyrektora Zachęty od 1989 roku. Trzeba zakasać rękawy i malować, malować, malować.
Jak Gladiator, on też nie ma rękawów.
Całe życie wierzyłem, że wskazuje właśnie na mnie.
–
W wywiadzie z Kimś, Kto Wyglądał Jak Janusz Janowski wykorzystano fragmenty wypowiedzi ze stron:
https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/retrospektywna-wystawa-dziel-janusza-janowskiego-w-sopockiej-pgs