Piąty gracz. Rozmowa z Olgą Wysocką, wicedyrektorką Instytutu Adama Mickiewicza
Adam Mazur: Instytut Adama Mickiewicza obchodzi w tym roku swoje 15 – lecie. Jak się miewa?
Olga Wysocka: Bardzo dobrze. Instytut stał się rozpoznawalną marką w świecie. Zdobyliśmy 50 milionów odbiorców, którzy obejrzeli blisko pięć tysięcy wydarzeń w 67 krajach świata. Portal culture.pl doceniło już 4 miliony użytkowników. To wszystko przy rocznym budżecie na poziomie niecałych 10 milionów euro, gdy np. nasi niemieccy koledzy dysponują budżetem 40-krotnie większym. British Council budował swoją rozpoznawalność przez osiemdziesiąt lat, Instytut Goethego przez ostatnie sześćdziesiąt cztery lata, nam się udało w ciągu półtorej dekady.
Na czym opiera się ten sukces?
Mamy wyjątkowych artystów, wspaniałe dziedzictwo, unikalną historię. Rolą Instytutu jest stałe rozbudzanie zainteresowania, budowanie zaufania i wiarygodności wśród zagranicznych partnerów, od instytucji poprzez niezależnych kuratorów, artystów, aż po środowiska opiniotwórcze. I to się udało. Polscy artyści są obecni w najważniejszych miejscach na kulturalnej mapie świata. Widzowie idą na wystawy polskich twórców, polscy reżyserzy zapraszani są do przygotowywania międzynarodowych koprodukcji, a światowi dyrygenci sięgają po partytury polskich kompozytorów.
Jak tworzycie program?
Naszym głównym i najważniejszym elementem programowania są wizyty studyjne. Zapraszając zagranicznych gości do Polski dajemy im możliwość spotkania polskich partnerów, bezpośredniego nawiązania kontaktów, ale przede wszystkim ocenienia czy propozycja będzie atrakcyjna dla odbiorców w ich krajach. Oni najlepiej znają gusta swoich widzów. Jeśli się z nimi nie liczymy, przegrywamy. Wizyty otwierają także pole do długotrwałej współpracy, często organicznej i przynoszącej efekty nawet kilka lat później.
Kiedy zaczęłaś pracę w IAM?
Pracę w Instytucie rozpoczęłam pod koniec 2008 roku. Przygotowałam wówczas raport na temat promocji polskiej kultury poza Polską zaprezentowany podczas Kongresu Kultury w Krakowie w 2009 roku („Od wymiany kulturalnej do nowej inteligentnej siły. Promocja Polski przez kulturę”). Był to pierwszy dokument podsumowujący promocję polskiej kultury po 1989 roku w oparciu o działalność IAM, placówek, konsulatów i innych instytucji, jak i porównanie ich działania do innych instytucji typu British Council czy Goethe.
Rozumiem, że ten raport był punktem wyjścia do refleksji i zmiany polityki kulturalnej prowadzonej przez Instytut?
Raport potwierdził tezę, że IAM jest piątym graczem w europejskim obiegu wymiany kulturalnej obok wspomnianych już Instytutu Goethego, British Council oraz Instytutów Francuskiego i Cervantesa. Zapisaliśmy to w obowiązującej do dzisiaj w Instytucie misji. Promujemy Polskę w świecie poprzez pokazanie jej jako kreatywnego zagłębia Europy. Szymanowski, Lutosławski, Miłosz, Szapocznikow to zaledwie początek listy artystów współczesnych. Pokolenia artystów po roku 1989 uzupełniają tę listę.
Czy raport nie był zawoalowaną krytyką działań poszczególnych instytutów kultury czy odpowiedzialnych za kulturę komórek konsularnych?
Nie. Raport pokazał przede wszystkim brak synergii i słabość finansowania sektora kultury jeśli chodzi o zagraniczną promocję. Dyplomacja kulturalna ma wiele obszarów do zagospodarowania. Jest wiele instytucji zajmujących się promocją. Kompetencje można podzielić, każdy może mieć swój kawałek tortu, ale skuteczna promocja wymaga synergii działania. W Polsce nadal się tego uczymy. Na przykładzie zagranicznych instytucji pokazaliśmy także, że nakłady finansowe na promocję mają sens. Pierwszym sprawdzianem była polska prezydencja. W 2011 roku prowadziłam zagraniczny program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE. Projekt ten zrealizowaliśmy w 10 stolicach europejskich i pozaeuropejskich. Było to pierwsze tak duże w skali kraju działanie, łączące interesy różnych ministerstw i resortów w ramach promocji Polski, w tym przypadku także przez kulturę.
Byliście wtedy zawieszeni pomiędzy MSZ a MKiDN…
Jesteśmy agendą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Odpowiadaliśmy za zagraniczny program kulturalny, którego część realizowana była przez placówki dyplomatyczne Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Rozumiem, że dla ciebie jako osoby, która odpowiadała głową za przebieg tych wydarzeń było to dosyć trudne?
Bardzo trudne. Stykały się tu bowiem różnego typu interesy, wizje i wymagania. Dla nas nadrzędnym celem było zaprezentowanie polskiego programu na najwyższym, światowym poziomie. I to się udało. Do dzisiaj nasz program kulturalny przywoływany jest w Brukseli jako jeden z najlepiej przeprowadzonych po 1989.
Jeśli dobrze rozumiem, MSZ ma własne programy, które są częścią misji dyplomatycznej w dużych krajach europejskich bądź dotyczą całych regionów np. Partnerstwo Wschodnie, czy też forsuje programy dotyczące biznesu, rozwoju relacji gospodarczych, a niekoniecznie kulturalnych. Wtedy wy ciążycie w stronę promocji poprzez kulturę?
Kultura jest doskonałym uzupełnieniem dialogu politycznego i gospodarczego. A niejednokrotnie to właśnie dzięki kulturze kraje są w stanie prowadzić jakikolwiek dialog.
Tak było w wypadku prezydencji?
Doskonałym przykładem są Chiny. Dla Chińczyków, a także dla Japończyków (Pekin i Tokio były stolicami objętymi programem) zupełnie niezrozumiały był sam fakt polskiej prezydencji, bo nie wiedzieli czym właściwie taka prezydencja jest. Japończycy do samego końca pytali nas: co zrobiliśmy, że wygraliśmy prezydencję? Pekin był wtedy taką pierwszą odsłoną obecności polskiej kultury – równolegle wchodziły gospodarka i polityka. W 2015 roku mieliśmy „sezon” kultury polskiej. Dwie imponujące wystawy w Pekinie Skarby z kraju Chopina w Chińskim Muzeum Narodowym, wystawa przygotowana przez Muzeum Narodowe w Warszawie oraz wystawa Stan życia. Polska sztuka współczesna w kontekście globalnym przygotowana przez Chińskie Narodowe Muzeum Sztuki i Muzeum Sztuki w Łodzi. Fenomenalny był także program performatywny. Chińczycy oszaleli na punkcie Krystiana Lupy. Rok 2016 zapowiada się ponownie bardzo ciekawie, bo chińscy partnerzy po tegorocznej wizycie na krakowskim festiwalu Boska Komedia są zainteresowani kolejnymi spektaklami Warlikowskiego, Jarzyny, Lupy i Klaty. Polski teatr oczarował Azję, ale stało się to możliwe dzięki konsekwencji działań od 2011 roku. Polskie instytucje stały się dla chińskich wiarygodnymi partnerami.
Jeszcze zanim Paweł Potoroczyn został dyrektorem IAM, wydarzenia były organizowane pod hasłem „sezonów”. Chodziło o zamienienie sezonowości na stałą, ciągłą współpracę? Czy to było waszym celem od samego początku?
Tak. Tylko wtedy to ma sens. Nie chodzi o to, żeby wpaść na chwilę do jakiegoś kraju, zrobić show i wyjść – szybko zapomina się wtedy o polskiej kulturze, artystach i instytucjach. A przecież nie o to nam chodzi. Jeśli potraktować sezon jak długofalowy projekt, który poprzedzony dobrym researchem i kilkumiesięcznymi przygotowaniami jest dużym uderzeniem promocyjnym, a następnie przez lata kapitalizować wszystkie te działania, to wtedy ma to głęboki sens.
Wspieracie wtedy kontynuacje tych działań?
Tak, takie jest założenie. Oczywiście tym większą mamy satysfakcję, jeśli są to koprodukcje, projekty oparte na współpracy instytucji i artystów.
Takim projektem była Turcja, którą kierowałaś po zakończeniu prezydencji?
Instytutowi powierzono zadanie przygotowania programu kulturalnego w Turcji w 2014 roku w związku z 600-leciem obchodów polsko-tureckich stosunków dyplomatycznych. Przygotowania rozpoczęliśmy już w roku 2012. Okazało się, że pomimo 600 lat stosunków dyplomatycznych kraje niewiele wiedzą o sobie. To stało się przyczynkiem do naszych działań i do programowania. W ciągu roku odbyło się 160 wydarzeń w jedenastu miastach Turcji, które zobaczyło ponad pół miliona bezpośrednich odbiorców. Byliśmy nagradzani przez naszych tureckich partnerów. Po roku od zamknięcia projektu strona turkyeculture.pl otrzymała turecką Golden Spider Web Awards za najlepszą stronę w kategorii wydarzenia, kultura i sztuka. Dobre opinie o naszej działalności są przekazywane w świat, co wiemy od naszych partnerów od Brazylii po Azję. I najważniejsze, nowe projekty i inicjatywy pojawiają się na kolejne lata.
Są też projekty, które inicjujecie sami, a nie MSZ. Opowiedz o nich.
Naszym zdaniem jest wypełnić przestrzenie niezagospodarowane przez inne instytucje kultury jeśli chodzi o promocję w świecie. I tak Polska Music, program prowadzony przez Ewę Bogusz-Moore, wspiera wykonanie polskiej muzyki klasycznej i współczesnej w świecie przez zagranicznych artystów. Tegoroczny sukces Króla Rogera w Royal Opera House w Londynie to właśnie efekt pracy Polska Music. Prowadzony przez Barbarę Krzeską projekt Design miał początkowo w okresie dwuletnim wypromować polski design. Zbudować jego renomę. Sukces przerósł nasze oczekiwania, zatem projekt wpisaliśmy na stałe w działania Instytutu. Budujemy konsekwentnie relacje między projektantami. Nawiązujemy kontakty między uczelniami artystycznymi i projektowymi. Takie projekty jak wydanie książki Very Graphic. Polish Designers of the 20th Century to szalenie ważne działanie. Publikacja zdobyła nagrodę za najpiękniejszą książkę roku w Polsce. Otrzymała wiele świetnych recenzji w świecie, a od 2016 roku będzie dostępna w szerokiej dystrybucji w USA, już można ją kupić w Cooper Hewitt. Takie działania wymagają długich przygotowań, ale przynoszą jeszcze trwalsze, trudno mierzalne, lecz szalenie skuteczne efekty dla promocji polskiej kultury. Inny projekt to Don’t Panic. We’re from Poland prowadzony jest przez demokratyczny zespół bez lidera, czyli Igę Zawadzińską, Michała Hajduka oraz Krzysztofa Halicza i polega na promocji muzyki aktualnej, aktywizacji menadżerów i zespołów na najważniejszych światowych rynkach muzycznych.
Aktywność IAM, z perspektywy historycznej, była początkowo mocno skoncentrowana na państwach europejskich, a później stopniowo przenosiła się na kraje coraz bardziej odległe. Brazylia i Chiny brzmią dość egzotycznie, czy jeszcze zamierzacie rozszerzyć zasięg swoich działań?
To także w kolejnych latach Indie, Iran, Japonia. W Brazylii działania rozpoczęliśmy już w tym roku. W związku z obchodami 100. rocznicy urodzin Tadeusza Kantora zaprezentowaliśmy największą monograficzną wystawę twórczości Tadeusza Kantora jaka miała do tej pory miejsce w świecie. Projekt zrealizowany we współpracy z Muzeum Sztuki w Łodzi oraz Sesc Consolação w São Paulo. Kuratorzy Jarosław Suchan oraz Ricardo Muniz Fernandes przedstawili prawie 160 prac artysty totalnego na wystawie, którą odwiedziło 90 tysięcy widzów. Wystawa otrzymała Troféu APCA – nagrodę specjalną w kategorii teatr i jest nominowana do kolejnych nagród. W przygotowaniu projekty, które będą podkreślać bardzo ważną rolę polskich imigrantów w Brazylii jak projekt Jakuba Szczęsnego. Szczegóły na bieżąco publikujemy na culture.pl.
Właśnie, czy mogłabyś opowiedzieć o portalu?
Culture.pl to w pewnym sensie projekt bez projektu. Portal, który od kilku lat konsekwentnie rozwijamy, rozbudowując o kolejne wersje językowe, rozwijając technologię, ale przede wszystkim wzmacniając jakość treści. Uznaliśmy, w oparciu o przeprowadzone badania, że culture.pl jest także najlepszym brandem Instytutu i dwa lata temu w ramach rebrandingu postawiliśmy właśnie na culture.pl w relacjach z bezpośrednim odbiorcą. Efekty tego działania są bardzo widoczne.
Co z waszą obecnością w ramach Partnerstwa Wschodniego? Tej aktywności nie można nic zarzucić. To z pewnością nie jest działanie ekstrawaganckie czy kolonizatorskie – mówię o pokazywaniu czegoś w Chinach, Brazylii, Turcji, czy w Japonii – to jest żywa relacja między państwami sąsiedzkimi. Wspominałaś też o inicjatywach dotyczących Bałtyku, o skali bardziej regionalnej. Na czym polega obecność kultury polskiej w ramach Partnerstwa Wschodniego, w bezpośrednim sąsiedztwie Polski?
Nasza współpraca w ramach Partnerstwa Wschodniego budowana jest już od roku 2011. Jest ona oparta w znacznej mierze na warsztatach, rezydencjach, wizytach studyjnych w efekcie których powstają projekty organiczne, będące fundamentem długotrwałych relacji. Realizujemy także projekty które przerastają nasze najśmielsze oczekiwania, jak koncert I, Culture Orchestra na Majdanie w tym roku. Kiedy to ponad 50 tyś. osób w ramach obchodów Dnia Niepodległości Ukrainy usłyszało Odę do Radości wykonaną przez orkiestrę młodzieżową, złożona z młodych muzyków z krajów Partnerstwa Wschodniego. Symbolika miejsca, momentu, ludzkich emocji… wrażenia nie do opisania.
Czemu to służy? Ja mam wrażenie, że służy to czemuś innemu niż w Chinach, Brazylii, czy nawet w Turcji…
Pytasz o wymiar kulturalny, czy polityczny?
Jeden i drugi.
To jest bardzo ciekawe pytanie. W wymiarze politycznym nasze działanie jest najbardziej trwałym i skutecznym narzędziem dialogu. Ukraińskie ministerstwo kultury chce brać przykład z IAM i zakładać Instytut im. Szewczenki wzorowany na naszych działaniach. W wymiarze kulturalnym są to pokłady inspiracji. Są takie miejsca jak na przykład Galeria Arsenał w Białymstoku, miasta jak Lublin i jego instytucje, których udział w Partnerstwie Wschodnim jest bardzo ważny. Rozwijanie współpracy na poziomie lokalnym niesie za sobą długofalowe efekty. Współpraca taka ma głębszy wymiar, także ekonomiczny, niż działanie ad hoc, którego wymaga czasami sytuacja polityczna. Ja osobiście bardzo cenię sobie działania organiczne. Rolą IAM jest wzmacnianie ich efektów promocyjnych.
To słuszna uwaga. Poszczególne instytucje, a nawet całe ośrodki kultury jak Lublin czy Białystok, budują swoją tożsamość w oparciu o partnerskie relacje z instytucjami ze wschodu, natomiast ciekawa jest perspektywa agendy rządowej. Wy nie musicie wspierać właśnie tych mikrorelacji, które i tak się rozwijają, ale mimo to są one czujnie przez was wspierane i to konsekwentnie już od iluś lat. Myślę, że ma to też charakter – mówiąc językiem ekonomicznym – inwestycji. W sensie geopolitycznym można to połączyć z polityką rządową, która zrywa promesy z Rosją, a zaznacza bardzo mocną obecność w krajach byłego ZSRR, które w ten sposób są może trochę „europeizowane” czy też przyciągane w naszym kierunku? To jest często tak odbierane, że Polska jest pomostem pomiędzy wschodem a zachodem.
W sensie politycznym, dzisiaj nie umiem odpowiedzieć na to pytanie – warto zapytać Ministra Spraw Zagranicznych.
Rozmawiacie o tym na zebraniach, które służą programowaniu polityki kulturalnej i kontaktów?
Wierzę, że kultura polska jest istotną częścią marki Polska, także w wymiarze politycznym. Programując patrzymy na mapę geopolityczną. Odnosząc się do Turcji – nawet jeśli tam byliśmy, to Turcję należy łączyć z całym obszarem Bliskiego Wschodu. Partnerstwo Wschodnie jest budowaniem naszych relacji za wschodnią granicą. Wymiar wschodni nie jest zamknięty. Mamy projekty obejmujące Europę Środkowo-Wschodnią, jak EEPAP, platforma teatru i tańca która od 2011 roku konsekwentnie sieciuje i buduje swoją obecność w 18 krajach. Wymiar wschodni może także dotyczyć krajów Północy. Np. Bałtyk, to są kraje skandynawskie, ale to jest także Łotwa, Litwa, Estonia, a w ramach Rady Państw Morza Bałtyckiego również Niemcy i Rosja. Pokazujemy mapę, która odzwierciedla także mapą polityczną. Siłą kultury powinna być jej stałość, nawet jeśli relacje polityczne zawodzą.
Bałtyk jest osobnym programem?
Tak. I nie ma granic czasowych. Zastanawiamy się dziś, czy różnorodny językowo, religijnie, kulturowo i historycznie region może mieć wspólną tożsamość, bo świadomość budowania „tożsamości bałtyckiej” w samej Polsce budziła się stopniowo. Jesteśmy otwarci na północ, zaczytujemy się w skandynawskich kryminałach, a na wybrzeżu powstały w ostatnich latach wspaniałe instytucje kultury. Przed nami jest jeszcze wiele pracy aby skierować uwagę regionu na polską kulturę. Polscy artyści byli w tym roku obecni już m.in. na festiwalach Reykjavik International Film Festival, Stockholm Film Festival, Loftas Festival w Wilnie czy łotewskim Festiwalu Positivus. Kolejne projekty realizowane we wszystkich dziedzinach sztuki pomogą zdefiniować nasze morskie sąsiedztwo i umacniać polską obecność w regionie. Ogromny potencjał dla synergii działań polityczno – gospodarczo – kulturalnych i skutecznej promocji marki Polska.
Czego wam życzyć na kolejne lata?
Utrzymania wiarygodności i profesjonalizmu w oczach świata, bo utracone, trudno będzie potem odbudować.