Pewne rzeczy zaczęły się kompromisować. Rozmowa z Maszą Strumyczek
Pani Maszo, przede wszystkim dziękujemy, że zgodziła się pani na wywiad.
Jeśli rozmawiać, to tylko z wami. Wiem, że nic mi tu nie grozi.
Otóż to. Przejdźmy jednak do rzeczy. Ostatnio zasłynęła pani niesamowitą inicjatywą. Jest pani chyba jedyną na świecie dyrektorką dwóch najważniejszych instytucji sztuki współczesnej w jednym mieście.
Słyszałam, że podobnie jest w Mińsku…
Jednak u nas jest pani pierwsza.
Cóż, kto stoi w miejscu, ten się cofa.
Haha, świetny bon mot pani Maszo!
Jestem z nich znana.
To prawda, to prawda… Jest pani także znana z absolutnie unikalnej metody kierowania swoim muzeum.
Wie pan, to właśnie dzięki kompetencjom prezydent zaproponował mi drugą instytucję. Na drugą nóżkę.
Jaki jest pani przepis na sukces? Podobno w kierowanym przez panią muzeum jest nienaganna atmosfera.
Pracownicy darzą mnie naturalnym szacunkiem. To się po prostu ma. Jeżeli ktoś ma taką charyzmę, takie dokonania, taką pozycję – to po prostu nie musi używać argumentów siły.
Jeżeli już przy dokonaniach jesteśmy… Jest pani kuratorką większości wystaw w muzeum. To niesamowite.
Jest jeszcze ta jedna, no…
Ale to tylko tytularnie.
Racja.
Jak pani to robi? Inni przygotowują się długimi miesiącami, latami…
Wie pan, ja po prostu znam się na wszystkim. Pierwszą galerię otworzyłam jeszcze za komuny, co mi tu będą żółtodzioby, dziunie jakieś…!
Spokojnie, proszę głęboko oddychać.
Dziękuję, już mi lepiej. Po prostu jak sobie pomyślę, że w moim… to znaczy w królewskim mieście dochodzą do głosu jakieś nowinki… Jakieś… kuratorstwo!
Tak, to prawdziwa plaga.
Proszę to wyraźnie napisać: nie jestem kuratorką. Jestem komisarzem. Ober-komisarzem. I wszyscy w muzeum to wiedzą. I to szanują. Bez przymusu. Dzięki mojemu autorytetowi.
Sama. Jedna. Co za oszczędność!
Proszę pana, ostatnio namnożyło się tego lewactwa, jakieś kolektywy, jakieś komisje robotnicze, jakieś strajki, jakieś feminatywy. Ja to pamiętam, ale z PRL! Sztuka to indywidualizm! Siła jednostki!
Nie jestem kuratorką. Jestem komisarzem. Ober-komisarzem. I wszyscy w muzeum to wiedzą. I to szanują. Bez przymusu. Dzięki mojemu autorytetowi.
Prezydent miasta jest postkomunistą…
Ale na szczęście nawróconym na kapitalizm i deweloperyzm.
Rzeczywiście. Wróćmy do wystaw. Cykl „coś tam coś tam w sztuce” jest niesamowity!
Pomyślałam, że pokażę tym dzieciakom co to jest kunszt komisarski. Tym Szymczykom, tym Suchanom tym, tym, tym…!
Pani Maszo, oddychamy.
Dziękuję.
Więc jaka jest ta pani nowatorska metoda?
No dobrze, zdradzę ją panu. Niech się uczą. No więc przychodzę w południe do roboty, biorę gazetę, chwytam ją za grzbiet, wychodzę na środek mojego gabinetu (a mam niezły, a teraz dwa), i potrząsam. Potrząsam, potrząsam… I jak jakaś strona spadnie na podłogę, to ja cap ją! Moim trepem! I patrzę jaki jest temat. Wojna? Romans jakiś? Dział kultury? I już jest temat – przemoc, miłość, sztuka. W sztuce.
Wspaniałe. I genialne w swojej prostocie.
Pan to powiedział.
To powiem jeszcze, że wystawy „coś tam coś w sztuce” cieszą się niesłabnącym powodzeniem, krytykują je wyłącznie zawistnicy.
Wie pan, duże, kosztowne instytucje publiczne nie są nastawione na to, żeby wspierać artystów, satysfakcjonować środowisko artystyczne i robić taką jakby instytucję zamkniętą. Przy tego typu miejscach najważniejszy jest widz nieprofesjonalny.
Przejdźmy teraz do pani nowego dziecka. Tak w ogóle, to po co to pani? Osiągnęła już pani wszystko.
Bo ja lubię pomagać. Po prostu. A tam same niezguły, remontu nie potrafią nawet zrobić. Program jakiś niegramotny, nic z tego nie rozumiałam… Bez sensu. Więc stwierdziłam, że jak nie ja, to kto? Samo się nie zrobi.
Niesamowite jest pani poświęcenie.
Wiem. Ale władza to odpowiedzialność. Zdaję sobie sprawę, że jestem wzorem dla młodych. Musiałam dać świadectwo. Poza tym zainspirowali mnie koledzy ze stolicy, z tego ich kółka galeryjnego. Jak oni wzięli tę drobnicę za twarz! Raz, a dobrze! Bez zbędnych deliberacji! I co? Ktoś się zbuntował? Nikt nawet nie pisnął, a jak pisnął, to już nie piszczy… Stowarzyszeń im się zachciało! Egalitaryzmu! No i co? Jest spółka z o.o.? Jest! Jest zarząd? Jest! Jest porządek? Jest! Prywatyzacja! Restrukturyzacja! Kocham brzmienie tych słów! To nowy trend w polskiej sztuce!
Dla dobra wszystkich.
Oczywiście. No i tutaj też mi nikt nie piśnie.
Środowisko trochę protestuje…
Bardzo się przejmuję protestami środowiska, ale wiem, że środowisko potrzebuje mieć ujście dla tego typu energii. I wcale się nie dziwię, że ten temat stał się takim ujściem.
Stowarzyszeń im się zachciało! Egalitaryzmu! No i co? Jest spółka z o.o.? Jest! Jest zarząd? Jest! Jest porządek? Jest! Prywatyzacja! Restrukturyzacja! Kocham brzmienie tych słów! To nowy trend w polskiej sztuce!
Można wręcz powiedzieć, że pani się naraża dla dobra ogółu… Czy będzie przesadą, jeśli powiem, że to swoisty wallenrodyzm?
Nie potwierdzam i nie zaprzeczam… Ale rzeczywiście, w tym przypadku ja nie bardzo mogę odmówić i jestem w bardzo trudnej sytuacji i bardzo takiej niekomfortowej sytuacji, bo pewne rzeczy rozumiem, pewne rzeczy popieram.
To co z tymi protestami? Gasną chyba?
Coś tam jeszcze pobrzęczą, jakąś szopkę zrobią, jakieś szaliczki… ale proszę pana, who cares? Jak oni do ratusza przyszli z tą delegacją, a ja już dawno byłam dogadana, hihi… Stałam tam za taką kotarką i se przez szparkę patrzyłam… Myślałam, że się uduszę. Potem się dopiero wyśmialiśmy, jak te leszcze wyszły. Co oni sobie myśleli? Że konsultacje społeczne se zrobią? Naczytali się lewactwa jakiegoś, Żiżków jakichś, no ja cię nie mogę!
Wyborna anegdotka!
Wie pan, w sztuce i biznesie liczy się skuteczność. A ja mam poważne argumenty. Muzeum kupuje dużo prac, od galerii i od artystów. Stawki za wystawy mamy niezgorsze. Wydawnictwo mamy. Kto mi podskoczy? Środowisko jest miękkie jak plastelinka. Jakaś dziunia wyskoczyła z bojkotem, i co? I nic. Przed szereg wyszła. Teraz na rynku ją omijają. Bo ja jestem żywicielką! Macierzą! Teraz już jedyną… Więc jak mnie pan pyta, dlaczego to robię, to odpowiadam: bo mogę.
Co z programami obu instytucji?
Programami? Mamy takie same programy z grubsza, jeśli chodzi o artystów i pewne rzeczy. Tam pewne rzeczy zaczęły się kompromisować bardziej. Bo wie pan, ja łączę, a nie dzielę… Zgoda buduje, niezgoda rujnuje, te sprawy.
Dziękuję za rozmowę. I w ogóle za wszystko. Jest pani dla nas inspiracją. Może zdradzi pani plany na najbliższe miesiące?
A wie pan, że ostatnio polubiłam japońszczyznę? Manga, te sprawy…
Królewskie Miasto, 1 kwietnia 2019
*Ta rozmowa nigdy się nie odbyła. Wszelkie podobieństwo do osób publicznych jest zupełnie przypadkowe.