Pasożyty z natury są sprytne. Rozmowa z Arkiem Pasożytem
Ostatnio w Elblągu, w ramach projektu Przebudzenie, zbudowałeś dom. Czy to oznacza, że jesteś już dojrzałym artystą?
Rzekomo takie instytucje kultury jak Centrum Sztuki Współczesnej rzeczywiście legitymizują mnie jako artystę, ale czy dojrzałego to nie wiem i w sumie, nie mi o tym decydować. Teraz tak samo mógłbym nim być i nie być, nie robi mi to różnicy. Za dojrzałość nie dostaje się żadnej pensji, więc nie mam o co ubiegać się. Z drugiej strony, wolałbym i mam nadzieję, że jestem niedojrzałym artystą, bo to oznaczałoby, że jeszcze może mam jakieś szanse na ciekawsze działania. Dojrzały artysta już chyba by się tak znacząco nie rozwijał.
Od 2010 roku działasz jako Pasożyt, uskuteczniając swój projekt Artysty-Pasożyta. Na czym on polega?
Ciągle robię coś wartościowego, tworzę jakieś Dobro. W mocnym skrócie, mój projekt polega na wykorzystaniu sztuki i kultury do przetrwania jako człowieka, który para się byciem artystą. A może właśnie odwrócimy na chwilę relację. Piotrze, jesteś historykiem sztuki i tak sobie szczerze myślę, że pewnie ty mógłbyś ciekawsze rzeczy powiedzieć na mój temat niż ja sam. Na czym polega mój projekt tak naprawdę?
Wydaje mi się, że w głównej mierze właśnie na tym, że odwracasz sytuacje… Wykorzystujesz moment, sięgasz po metody (i rzeczy), które nie do końca należą do ciebie, przekształcając je dla własnej potrzeby. Oczywiście ta potrzeba ma swoje konkretne przyczyny i wynika z przyjętej strategii artystycznej, ma również swój potencjał krytyczny oscylujący wokół kategorii ekonomicznych, socjalnych, społecznych czy instytucjonalnych. W działaniu tym koniecznością jest zaistnienie co najmniej dwustronnej relacji: pasożyt – żywiciel. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że w sztuce te relacje zawsze istniały (mecenat, marszand, instytucja, kurator, galerzysta) tylko ty nazywasz je może bardziej dosadnie, ale przez to podejmując ważne kwestie dotyczące statusu artysty, który ulega zmianie. Stąd zastanawiam się czy chodzi ci – mówiąc kolokwialne – tylko o przetrwanie, czy też o coś więcej?
Czyli w zasadzie wszystkie osoby związane ze sztuką wiedzą czym się zajmuję, a osoby nie związane z kulturą mogą spróbować podejść do tematu dzięki tej dosadności i mam chwytliwe nazwisko lub ksywkę. Można wzbogacić to jakimiś teoriami socjologicznymi, pogłębić wątek ZUS-u i dołożyć nomadę, chęć życia po swojemu i pełnego zaangażowania względem miejsca, szczyptę zamieszek w Londynie poprzeplatanych czymś z jakąś nowo przełożoną książką, ale to odpada, bo od roku nie chwyciłem żadnej książki do ręki. Więc tak – skupiam się na przetrwaniu jako artysta. Ty mogłeś trochę pogłębić teoretyczne rozważania, ale odbiłeś piłkę, może słusznie, a ja nie jestem świetnym teoretykiem swoich działań.
Tak, ale ja chciałem spytać co ta strategia może według ciebie zmienić na przykład w relacji artysta – instytucja?
Artysta-instytucja to relacja o charakterze formalnościowym. To są zabawy, które niemalże tylko cieszą artystę, ponieważ dla instytucji to jest następny twórca, który zrobi działanie, wystawę, etc., która pasuje do harmonogramu i wizji placówki. Co innego jeśli ta relacja wyjdzie poza układ artysta-instytucja, stanie się zrozumiała dla trzeciej osoby. Trochę właśnie tym starałem się bawić, ale coraz mniej radości mi to przynosi. Pewnie nadal będę lawirował na tle tej ważkiej relacji dla zmiany statusu artysty, ale ciekawsze dla mnie jest poszukiwanie w sztuce dobra niesionego odbiorcy, pośredniego mniej, bezpośredniego bardziej, które trafia do jednego lub grupy odbiorców, kontakt z nim, sprawdzanie się, sprawdzenie jego czy ich i sprawdzanie jakie zmiany mogą się pojawić w trakcie. Artysta-instytucja wpada nam łatwo w rozmowę jako osobom pracującym w tym samym artystycznym układzie zleceniowo-pokarmowym w ramach naszego zboczenia zawodowego, ale nie ważniejszym jest artysta-społeczeństwo?
Spytałem o relacje artysta-instytucja, bo wydaje mi się, że to akurat stanowiło punkt wyjścia przyjęcia przez ciebie strategii artysty Pasożyta, ale bez wątpienia ważniejsze jest budowanie relacji artysta-społeczeństwo (odbiorca). W tym układzie instytucje widzę, używając zaproponowanego przez ciebie „bio-języka”, jako ekoton będący taką sferą przejściową, gdzie mogą spotykać się wszystkie zainteresowane strony. Niemniej twoje działania idą w kierunku coraz bardziej zaangażowanym społecznie, mocno aktywizującym różne grupy. W tym momencie jest to działanie w skali mikro, ale nie jest to zarzut, ale raczej coś co nadaje im siłę, ponieważ przekłada się na realne i wymierne efekty w postaci bezpośredniego kontaktu z drugą osobą. Trochę to gryzie się z samym pojęciem pasożyta, który przede wszystkim jest organizmem szkodnikiem, nie wytwarzając żadnego pożytku.
Pasożytnictwo jest subiektywne, szkoda też. Zresztą w moim manifeście mam fragment na ten temat. Potocznie szkodę, stratę, korzyść, odbieramy jednoznacznie, ale naukowo nie jest to jeszcze wsparte wiedzą, a gdy to przełożymy na sztukę? W dodatku jednym z podstawowych narzędzi pasożytów jest kamuflaż. Spróbuj pomyśleć w ten sposób o innych artystach.
Ale nie obawiałeś się, że przyjęcie takiej pasożytniczej strategii może pogłębić, pokutujące stereotypy, że artysta to pięknoduch i darmozjad?
Jeśli tak się pytasz, to odpowiem, że jeśli można coś pogłębić, to czemu nie. Komu zależy na tym, by go nie nazywać Pasożytem? Może instytucji, która gdzieś zaczyna się kryć lub nie brać konkretnej odpowiedzialności merytoryczno-promocyjnej? Lub jak po prostu realizuje następne działanie, które ma wypełnić program tak, by wszystko ładnie wyglądało, a w rzeczywistości poza zamkniętym kręgiem to nie działa? Wiadomo, jesteś pracownikiem instytucji, tylko jednym z ogniw, odpowiadającym za swoją działkę i pewnie z różnych względów nie odpowiesz na tę zaczepkę. Tak wracając do relacji artysta – instytucja, to my już wiemy jak instytucje się ostatnio umocniły i mają artystów za pan brat.
Brzmi to trochę jak teoria spiskowa…
Na szczęście nie trzeba współpracować z instytucjami, kiedyś chyba bardzo chciałem, teraz mniej mi zależy. Zresztą, wydaje mi się, że instytucje już wcale nie tworzą nowych pomostów do kontaktu ze społeczeństwem, kiedyś może tworzyły. Wcześniej wspominałeś o tym, że instytucje mogą być w moim kontekście ekotonem, ale jak były na początku to teraz chyba staram się oderwać od tego miejsca spotkania, gdyż są lepsze miejsca. Moje ostatnie działanie jest chyba dobrym przykładem. Mówię tu o DOMu na jednym z elbląskich blokowisk, który zbudowałem wraz z mieszkańcami osiedla, z dzieciakami i rodzicami, osadzonymi oraz we współpracy z chętnymi firmami. Oczywiście działanie było spod Galerii EL, ale nie używaliśmy miejsca galerii do kontaktu. Aktualnie spokojnie mogę sobie wyobrazić podobne działanie bez współpracy z instytucją w takiej postaci. Tu możemy zacząć rozmawiać na temat tego czy artystom instytucje są potrzebne, czy instytucjom artyści są potrzebni. Aktualnie niestety najczęściej artystom są potrzebne instytucje i tylko artyści się dopominają o to, by być w instytucjach… Oczywiście mówimy tu o instytucjach w formule galerii, muzeum, centrum sztuki etc.
Twój projekt ewoluuje, jak sam to nazywasz, z pasożyta stajesz się żywicielem…
Tak. Czasem trajektoria lotu układa się na bieżąco, w sytuacji, w kontekście. Pasożyty są z natury sprytne, ale w sumie nie wiem czy na moje miejsce nie znalazłby się jakiś sprytniejszy osobnik. Od dłuższego czasu miałem pomysły by w ramach umowy kogoś zatrudnić na moje miejsce, może jakiegoś artystę by się douczył zawodu. W końcu udało się i jestem właśnie w trakcie zatrudniania Anety Pasożyt w CSW Kronice w Bytomiu w ramach wystawy Workers of art world unite. Nie wiadomo, co z tego wyjdzie. Mam pewną wątpliwość, że będzie to kolejna wewnątrzartystyczna zabawa, czyli to, z czego chcę się wyswobodzić. Ale oczywiście pasuje to do wystawy. Przekonamy się za miesiąc, jak podsumujemy projekt Dam pracę. Trochę inną rzeczą jest to, co robię w ramach programu rezydencyjnego LOCIS pomiędzy Polską (CSW Toruń), Irlandią (SC Leitrim) i Szwecją (Botkyrka). Oczywiście mam szczęście i dostałem się do Torunia. Przez pomoc społeczną znalazłem rodzinę w potrzebie – Panią Wiolettę, która wychowuje trójkę dzieci z problemami zdrowotnymi w tle. Swoje pieniądze na produkcję pracy przeznaczyłem na zatrudnienie tej rodziny do namalowania dwóch obrazów wraz ze szkicami. Dałem im także aparat cyfrowy do dokumentacji procesu. Będziemy wspólnie wypełniać zdjęciami i notatkami tablice, które wiszą na wystawie Please call Stella w CSW w Toruniu.
W akcji Jestem artystą, którą z kolei pokazujemy na wystawie Epidemic, wcieliłeś się w rolę żebraka. To dość radykalny krok. Co cię do tego zmusiło?
Chyba tylko głowa.
Jaka była reakcja przechodniów, osób odwiedzających galerie czy też samych pracowników miejsc, przed którymi zbierałeś pieniądze?
Reakcje były adekwatne do sytuacji: wrzucanie pieniędzy, zaduma, żarty, czasem przesadne chęci pomocy, czyli dzieciaki, które chciały mi oddać swoje kieszonkowe, a nawet pieniądze na powrotny bilet na tramwaj, ale jak zawsze stałem w ciszy, to tutaj musiałem się odezwać i odwieść dzieciaki od tego ostatniego pomysłu. Czasem pracownicy ochrony galerii, instytucji kultury lub centrum handlowego, jak w przypadku Starego Browaru w Poznaniu, musieli też adekwatnie zareagować na moje żebractwo. Czasem padało pytanie czy dogadywałem moje działanie z władzami placówki, czy mam jakieś papiery, a ja nie dogadywałem, więc robili swoje..
W jakimś stopniu za kontynuacje tego działania możemy uznać Naczynie do zbierania monet. Jest to rodzaj dość nietypowej skarbonki, gdzie zwiedzający mogą wrzucać pieniądze dla artysty. W pierwszym momencie nazwa instalacji skojarzyła mi się z Naczyniem do łowienia rosy Jerzego Rosołowicza, w którego przypadku mam do czynienia z dość utopijną konceptualną grą. Czy Naczynie do zbierania monet to też utopia?
Artysta wykonuje pracę, a jeśli widz chce by zadziałała, to musi zapłacić. Coś jak ze smokiem wawelskim. Dla aktualnego artysty wizualnego to rzeczywiście może być utopia, gdyby za każdym razem artysta dostawał pieniądze, gdy jego praca zadziałała… to może naprawdę artystom lepiej by się żyło. Jeszcze tylko sformułować zasady działania pracy, kiedy działa, czy odbiorca wie, że teraz dzieło działa. Jak wiadomo, nawet negatywna reakcja to już działanie pracy artysty, tak jak „złote maliny” w przypadku aktorów, jest ferment, jest działanie.
Na co przeznaczysz pieniądze, które zbierzesz w czasie wystawy?
Na to, na co zwykły śmiertelnik nie może sobie pozwolić.
OD REDAKCJI: Rozmowa przeprowadzona przez Piotra Lisowskiego publikowana jest dzięki uprzejmości CSW Znaki Czasu w Toruniu i przeprowadzona została z okazji wystawy Epidemic.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Ewa Axelrad, Tymek Borowski, Izabela Chamczyk, Mateusz Kula, Jan Manski, Arek Pasożyt, Liliana Piskorska, Joachim Sługocki, Izabela Tarasewicz, Natalia Wiśniewska
- Wystawa
- Epidemic
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Znaku Czasu w Toruniu
- Czas trwania
- 27.09.2013 - 26.01.2014
- Osoba kuratorska
- Piotr Lisowski
- Fotografie
- Tytus Szabelski
- Strona internetowa
- csw.torun.pl