„Pańcia” Agaty Zbylut w Galerii Białej
PAŃCIA [za sjp.pl/pańcia]:
1. pieszczotliwie: właścicielka jakiegoś zwierzęcia domowego (zwłaszcza psa), jego pani;
2. potocznie: kobieta głupia i pretensjonalna
Zaczęłam się fotografować bardzo wcześnie, jeszcze na studiach. Z autoportretów składał się mój dyplom magisterski, praca doktorska i habilitacyjna. Fotografowałam się przymierzając za dużą o 10 rozmiarów suknię ślubną gdy był czas na ślub, a kilka lat później przygotowałam serię zdjęć bazujących na dokumentacjach ślubnych wypożyczonych od znajomych, ale ze mną w roli głównej – przymierzającą tym razem panów młodych. W 2004 wykonałam serię zdjęć siebie płaczącej. Wybrałam format kwadratu jakby przeczuwając smutne dziewczyny z Instagrama, które zapełnią Internet kilkanaście lat później. Wykonywałam karkołomne figury kobiety-gumy na czarnych, niebotycznie wysokich szpilkach a w złotych brokatowych szpilkach i w płaszczu Rycerzy Chrystusowych tańczyłam w warszawskim metrze. W ubiegłym roku przygotowałam serię zdjęć siebie ćwiczącej na kuchennym stole mojej warszawskiej mikroskopijnej kuchni. Nie umiem gotować więc ćwiczę. Zdjęć tych nie da się równo powiesić, wszystkie są oprawione w lekko zwichrowane ramy składające się z 5 lub 6 elementów. W tej samej kuchni i w towarzyszącym jej pokoju powstała praca „Pokój z Kuchnią”, inspirowana dziewczyną, która schodziła nago po schodach dla Duchampa. Użyłam do jej przygotowania technologii 360°, która jest wykorzystywana przede wszystkim przez zaawansowanych amatorów i w fotografii komercyjnej. Świetnie się sprawdza w rozległych plenerach, przestronnych wnętrzach i w statycznych sytuacjach. W niewielkim wnętrzu, w którym tańczy kobiecy akt zupełnie sobie nie radzi tworząc aberracje podobne do kubistycznych i futurystycznych analiz ruchu. Zdjęcie zostało zawieszone na Google Street View. Można się na nie natknąć spacerując po Street Viewlub skanując kod QR, który im towarzyszy na wystawie.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, bo tych wizerunków nazbierało się sporo. Za każdym razem w jakiś sposób konfrontowały mnie z rzeczywistością. To patrzenie na siebie pokazuje mi jak się zmieniam – nie tylko fizycznie, ale również w sferze moich przekonań związanych ze sztuką, problemów, które są ważne i estetyk po które sięgam. Dziś jestem kobietą 40+. Coraz dokładniej dokonuję oględzin ciała, interesują mnie kliniki i ich cudowne zastrzyki. To również czas w którym zaczęłam wątpić. Z jednej strony wciąż jest we mnie niepokój, brak pewności – również do własnych decyzji, z drugiej w tak wielu sytuacjach już byłam, że wiem jak się sprawy potoczą. Jedyne co się zmienia to ja sama. Dlatego znów patrzę na siebie.
Patrzenie na siebie ma silny potencjał emancypacyjny. W latach 60 i 70. artystki feministyczne odwróciły obiektyw aparatu i z biernego przedmiotu kontemplacji mężczyzny-fotografa stały się autorkami i modelkami jednocześnie, przejmując władzę nad własnym wizerunkiem. Często występowały nago, nagością, która nie była propozycją erotyczną lecz była niewygodna. Zamiast obietnicy przyjemności żądanie równych praw i równego traktowania. Od tego czasu dziewczyny sfotografowały i opublikowały swoje wizerunki na niemal wszystkie możliwe sposoby, w ostatnich latach sprytnie flirtując z cenzurą portali społecznościowych. Obrywają za to z każdej strony. Dostajemy do rąk smartfony z automatycznie włączoną funkcją upiększania, żeby nas zachęcić do samofotografowania i chwalenia się efektami, a później dostajemy burę, za to że jesteśmy egocentryczne, skupione na swym zbyt wyidealizowanym wizerunku. Jak nie dać się uwieść zdjęciom, na których „tak dobrze wyszłyśmy”? Przecież każda z nas chciałaby być ładna. Uroda przynosi korzyść wszystkim, a zwłaszcza kobietom w patriarchacie. Więc budujemy w internecie lepszą wersję siebie, a właściwie jedynie prawdziwą, taką którą jesteśmy w stanie zaakceptować. Zawsze można powiedzieć, że selfie to problem rozkapryszonych panien z klasy średniej, którym się w głowach przewraca, że są ważniejsze problemy. I na pewno zawsze są ważniejsze problemy, ale gdy zdamy sobie sprawę ze skali zjawiska, z tego, że te procesy samoobfotografowywania siebie odbywa się pod każdą szerokością geograficzną, w której dziewczyny dostają do ręki smartfona z dostępem do internetu, to trudno się nie zgodzić z tym, że „selfiefeminizm” to proces emancypacji. Patrzę na siebie, bo jestem ważna. Ty też możesz na mnie patrzeć, ale na moich warunkach, tak jak zechcę Ci się pokazać.
Dramat zaczyna się gdy ten starannie budowany obraz konfrontuje się z rzeczywistością poprzez inną patrzącą/patrzącego, który bezlitośnie weryfikuje system starannie opracowanych póz, korzystnych ujęć i ulubionych filtrów z tym co widzi. A poziom trudności jeszcze wzrasta gdy do starannie skatalogowanych braków urody dochodzi walka z czasem i grawitacją. Starzenie się zawsze musiało być trudne, ale teraz mam wrażenie jest jeszcze trudniejsze. Konfrontujemy się już nie z naszym najbliższym otoczeniem, tylko z całą internetową bańką. Celebrytki na które patrzymy z wiekiem wyglądają coraz lepiej. Na portalach społecznościowych, w kolorowych gazetach wciąż czytamy o cudownych zabiegach, które cofają czas. Centra medycyny estetycznej znajdują się w każdym większym mieście. W Warszawie są ich dziesiątki, jeśli nie setki a wszystkie podstawowe zabiegi dodatkowo można wykonać w niemal każdym gabinecie dentystycznym. Mimo to trudno spotkać kogoś, kto przyznaje się do korzystania z medycyny estetycznej. Ingerencja w wygląd, zwłaszcza ta polegająca na „cofaniu czasu” jest tabu. O osobach korzystających z zabiegów odmładzających mówi się z pobłażaniem. To jakby odświeżanie jedzenia, dla którego termin ważności już minął. Wyparty zostaje również ból jaki tym zabiegom towarzyszy, bo krew płynie tam naprawdę, ból jest realny. Czasem tak duży, że trudno wytrzymać.
Na wystawie Pańcia w Galerii Białej w Lublinie pokazuję serie autoportretów, które robiłam od czasów skończenia studiów. Najstarsze zdjęcia są z 2000 roku. Jedną z sal przeznaczyłam na „Świetliki” – instalację, którą po raz pierwszy pokazywałam na Festiwalu Arteria w Częstochowie i która składa się z 30 niemal dwudziestoletnich telefonów Nokia 3310. Telefony zapalają się i gasną, w zupełnej ciemności migoczą jak stado robaczków świętojańskich. Gdy ekran telefonu się rozświetla, to możemy na mim przeczytać smsy, które otrzymałam gdy kupiłam te telefony i zainstalowałam w nich karty prepaid. Wiadomości pochodziły z różnych adresów i oczywiście były kierowane do poprzednich właścicieli numerów. Wiele z nich to ponaglenia windykatorów, ale również życzenia od SKOKu z propozycją pożyczki na koniec lata (Lato się kończy. Skorzystaj z promocyjnych pożyczek SKOK. Weź pieniądze już dziś. Włodawa, ul Pocztowa 16, tel. 82 5722840), propozycja przedłużenia okresu spłaty innej pożyczki za odpowiednią opłatą (Udzieliliśmy Ci pożyczki! Aby przedłużyć termin spłaty, wpłać opłatę za przedłużenie: 7 dni 117,60zł. 14 dni 151.20zł). Niektóre z nich obiecywały rozwiązanie wszelkich doczesnych problemów a do tego miłość i szczęście „Krysiu, znamy się z widzenia i bardzo mi się podobasz… Wstydziłem się zagadać. Ja-własna firma, dom, samochód – tylko miłości brak. Masz teraz chwilkę? /3zl.eu” albo „Nie odzywasz się a ja jestem skłonny dać Ci to, co mam. DOM, PIENIĄDZE – to się nie liczy, kiedy chodzi o miłość. Dasz mi szansę? /3zl.eu”?
Galeria podwójna, składająca się z dwóch sal została podzielona na „salę do ćwiczeń” i „gabinet kosmetyczny”. W pierwszej umieściłam instalację z wykorzystaniem animacji komputerowych i mat do ćwiczenia jogi. Animacje powstały z myślą o publikacji na Instagramie i w odpowiedzi na atakinstagramowychjoginek, które wraz z reklamami gabinetów medycyny estetycznej wdzierają się w prywatną przestrzeń smartfona – pomiędzy profile przyjaciół i znajomych i przekonują mnie, że mogę być doskonała. Wystarczy, że instagramowa joginka stanie się dla mnie guru i razem z nią zacznę ćwiczyć na tej kanapie, na której ją teraz oglądam. W drugiej sali pomalowanej w odcieniach różu, umieściłam tytułowe cykle zdjęć wraz z pionowo eksponowanym wideo. Na pomysłichprzygotowania wpadłam po bezskutecznym zabiegu usuwania makijażu permanentnego, gdy w perspektywie miałam kilka dni spędzonych samotnie w domu. Sytuacja byładosyć żałosna, a ja chciałam zachować poczucie godności. Nie starałam się ich kryminalizować, po prostu oswajałam się z tym widokiem. Idąc za ciosem zdokumentowałam siebie jeszcze 3 razy,po bardzo popularnych zabiegach mezoterapii, botoksu i nawilżaniu ust.Wszystkie te zdjęcia są zrobione w czasie „pomiędzy”, który jest czasem w zawieszeniu, czasem niewidzialności. Klimat „gabinetu” podtrzymuje lekarka – Bogna Gaj, która współpracowała ze mną przy projekcie i której bardzo za tę pomoc dziękuję. Bogna opowiada o zabiegach, które może mi zaoferować a jest ich tak dużo i potrafią być tak angażujące, że mogłyby całkowicie zorganizować czas.
„Liznąwszy” temat zastanawiałam się nad niechęcią, jaka towarzyszy medycynie estetycznej. To olbrzymi przemysł, który będzie rósł w siłę, stawał się coraz powszechniejszy i bardziej dostępny. Nie ma od tego odwrotu. W jakimś stopniu odpowiada on na potrzebę kreacji własnego ciała, którą zawsze jako ludzie mieliśmy. Wystarczy wspomnieć gorsety i wycinane żebra, krępowanie stóp, wyciąganie szyi, penisów, warg, małżowin usznych, nacinanie, tatuowanie… Chyba niewiele jest miejsc na ziemi, gdzie jako ludzkość nie wpadaliśmy na takie pomysły. Medycyna estetyczna celuje też w odwieczne pragnienie bycia młodym i pięknym, tyle, że ta młodość miała przemijać dla każdego jednakowo. Tym czasem niektórzy jej się wymykają, przynajmniej na jakiś czas.
Agata Zbylut
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Agata Zbylut
- Wystawa
- Pańcia
- Miejsce
- Galeria Biała, Lublin
- Czas trwania
- 14.09–12.10.2018
- Strona internetowa
- biala.art.pl
- Indeks
- Agata Zbylut Galeria Biała