Otwarta struktura i życie w symbiozie. Rozmowa z Grzegorzem Hańderkiem
Ostatnio przyglądaliśmy się polskim uczelniom artystycznym dziewięć lat temu, w pierwszym numerze „Szumu”. Tymczasem w międzyczasie zaszła znacząca zmiana. Skończyły się wielomilionowe programy unijne, dzięki którym wybudowano nowe gmachy i wyremontowano stare. Powstały nowe wydziały. Przy akademiach funkcjonują ważne periodyki naukowe. Na agendzie pojawiały się kwestie szeroko rozumianego równouprawnienia, choć w tym względzie jest jeszcze wiele do zrobienia. Miała też miejsce reforma szkolnictwa wyższego. W zeszłym roku zaszła też jeszcze jedna zmiana – personalna, a przy okazji pokoleniowa. W 2021 roku nowych rektorów – z pokolenia 40- i 50-latków – wybrały społeczności uczelni w Warszawie, Krakowie, Katowicach i Szczecinie. Rozmawiamy z nimi po roku ich działalności. Przed jakimi wyzwaniami stoją dzisiaj uczelnie artystyczne? Co należy zmienić? Co poprawić?
Łukasz Białkowski: Zanim przejdziemy do omawiania ogólnej wizji tego, jak powinna działać katowicka ASP, skupmy się na konkretach i zobaczmy, z jaką materią dokładnie pracujesz. Ile macie wydziałów, ilu pracowników, ilu studentów, jaki jest wasz budżet?
Grzegorz Hańderek: Od 2008 roku akademię tworzą dwa wydziały – projektowy, na którym mieści się projektowanie graficzne i wzornictwo oraz artystyczny – na który składają się dwa kierunki: grafika artystyczna i malarstwo. Kierunki te jednak w coraz mniejszym stopniu oddają to, co w szkole naprawdę się dzieje, dlatego zastanawiamy się nad zmianami w tej materii. Ale o planach na przyszłość będziesz chciał porozmawiać pewnie dopiero w dalszej części rozmowy.
Nie musimy trzymać się takiej kolejności… Jakie mają być to zmiany?
Nasi studenci pracują w sposób bardzo interdyscyplinarny. I mimo tego, że mamy katedry scenografii intermediów i scenografii na wydziale artystycznym oraz nowych mediów na wydziale projektowym, staramy się i pracujemy nad tym, żeby cała nasza struktura kształcenia była możliwie jak najbardziej otwarta i elastyczna.
Chodzi o to, żeby formalne podziały dostosować do tego stanu faktycznego?
Tak, ale w rozsądny sposób, nie doprowadzając na przykład do tego, że radykalnie spadnie liczba studentów w pracowniach uczących klasycznych, tradycyjnych technik. Rozważamy różne scenariusze, łącznie z rozwiązaniem polegającym na unifikacji podstaw kształcenia w ramach wydziału. To – taka jest przynajmniej nasza intencja – pozwoliłoby studentkom i studentom swobodnie decydować o dalszej ścieżce kształcenia w sposób bardziej świadomy, a nie jak dotychczas na poziomie rekrutacji.
Te zmiany dotyczyłyby również możliwości „przeskakiwania” pomiędzy wydziałami?
Jako cel stawiamy sobie model indywidualnej ścieżki kształcenia. Myślę, że w ramach naszych logistycznych możliwości i to jest do pomyślenia.
Skąd ta ostrożność?
Nie chcemy tych zmian wprowadzać siłowo – wierzymy, że uda nam się porozumieć co do ich kształtu w sposób demokratyczny. Negocjujemy różne modele i scenariusze, co jest możliwe, a właściwie konieczne również ze względu na okoliczności. Współcześnie wiele zjawisk w kulturze wizualnej wymyka się sztywnym ramom dyscyplin, to jest naturalny proces. Dodatkowo sprzyja temu bardzo zintegrowana infrastruktura uczelni, a nie bez znaczenia jest również fakt, że jesteśmy w okresie pokoleniowej zmiany. Podejmowane dotychczas indywidualnie próby przekraczania pola dają bardzo interesujące rezultaty, co utwierdza nas w przekonaniu co do słuszności inicjowania wspomnianych zmian.
Tę szkołę wyobrażam sobie przede wszystkim jako bardzo otwartą strukturę – silnie „polinkowaną” wewnętrznie i na zewnątrz.
Ilu wykładowców i studentów ma katowicka ASP?
Mamy ponad 480 studentek i studentów oraz ponad 120 wykładowczyń i wykładowców.
Całkiem sporo. Zawsze miałem wrażenie, że to dużo mniejsza uczelnia. Nieco kameralna… Skąd przyjeżdżają do was studenci?
Głównie z regionu, ale od ostatnio obserwujemy rosnące zainteresowanie kandydatów spoza Górnego Śląska. Może wpłynęła na to wprowadzona podczas pandemii zmiana procedury rekrutacji na zdalną. A być może po 20 latach samodzielności jesteśmy po prostu lepiej rozpoznawalni.
Jaki uczelnia ma budżet?
Około 23 miliony złotych rocznie. Co wbrew pozorom nie jest znaczną kwotą, zważywszy na fakt, że pewne procesy np. administracyjne, logistyczne czy inwestycyjne nie skalują się wprost proporcjonalnie do wielkości uczelni.
Podstawowe fakty dotyczące działania uczelni już znamy. Co skłoniło cię, żeby ubiegać się o funkcję rektora?
W działalność organizacyjno-administracyjną byłem zaangażowany od dłuższego czasu. Najpierw jako dziekan Wydziału Artystycznego, potem jako Prorektor ds. Kształcenia i Studentów. Miałem doskonałą okazję obserwować rozwój tej uczelni. Odpowiadając najogólniej na twoje pytanie, powiedziałbym, że motywowało mnie po prostu przekonanie, że jest tutaj ogromny potencjał w ludziach, z którymi można dokonać zmiany jakościowej. Pewien wpływ to miałem już w ramach wcześniej pełnionych funkcji, ale jest oczywiste, że to funkcja rektora daje dużo więcej możliwości. Przede wszystkim myślałem, że wiele rzeczy uda mi się przeprowadzić szybciej. Niestety to przekonanie zweryfikowała pandemia, która zmuszała nas raczej do bieżącego reagowania niż kreowania właściwych zmian.
Bardziej niż o psychologiczną motywację, chodziło mi o to, co chciałeś zmienić, o wizję rozwoju uczelni…
Tę szkołę wyobrażam sobie przede wszystkim jako bardzo otwartą strukturę – silnie „polinkowaną” wewnętrznie i na zewnątrz. Mam tu na myśli powiązanie uczelni z tym, co ją otacza, z kontekstem społecznym. Co bardzo ważne – znajdujemy porozumienie z osobami nieodległymi generacyjnie, to dominująca u nas grupa, ale młodzi wnoszą również często bardzo zaskakujące i świeże pomysły. Mamy się też do kogo zwrócić o wsparcie doświadczeniem. W naszej akademii istnieją bardzo mocne tradycje warsztatowe i etos jakości wykonania wciąż jest bardzo istotny. Można powiedzieć, że wiemy „jak” – ale chodzi również o to, żeby te umiejętności postawić przed pytaniem „po co?”. I w to właśnie wkładamy nasz wysiłek.
Sądząc na podstawie tego, co mówiłeś wcześniej, wiele dzieje się niejako oddolnie, na przykład, gdy chodzi o elastyczne poruszanie się studentów między pracowniami.
Tak – i jak sądzę – w przypadku szkoły artystycznej – tak właśnie być powinno. Oczywiście nie możemy zwolnić się z obowiązku koordynacji, ale pewne procesy mają często charakter innowacyjny, prekursorski i wymagają bardzo indywidualnego podejścia.
Mimo tego strukturę uczelni dość łatwo zmienić w porównaniu ze zmianą otoczenia – Górny Śląsk pod tym względem jest bardzo trudną przestrzenią. Cała konurbacja ma ponad 3 miliony mieszkańców i po Mazowszu, któremu statystyki podciąga Warszawa, jest to drugi najbogatszy region w Polsce. Ale nie ma tu rozbudowanej infrastruktury wystawienniczej.
To rzeczywiście bardzo smutne – jest bytomska Kronika, BWA i kilka innych instytucji. I na tym koniec.
Miałem przede wszystkim na myśli galerie prywatne, które mogłyby „absorbować” waszych absolwentów.
Galeria Szara właśnie przeniosła się do Warszawy…
Przestrzenie wystawiennicze na Górnym Śląsku to zagadnienie o tyle ciekawe w tym kontekście, że rozmawiamy w biurze Ronda Sztuki. Miejsca niezwykłego na skalę ogólnopolską, gdzie w ciągu ostatnich kilkunastu lat można było oglądać wystawy między innymi Sophie Calle, braci Chapman, Ilyi i Emilii Kabakovów, obok których pokazywano prace studentów katowickiej ASP. Wielu przyjezdnych myśli, że to galeria miejska, a tymczasem jest prowadzona właśnie przez ASP. Na jakich zasadach funkcjonuje i jaką rolę pełni w życiu uczelni?
W kontekst międzynarodowy działalność Ronda Sztuki wpisuje się dzięki naszej kooperacji m.in. z takimi przedsięwzięciami jak Ars Cameralis lub Off Festiwal, a efekty tej współpracy pokazujemy głównie w dużej sali. To miejsce dedykujemy również prezentacjom większych, koncepcyjnych wystaw. I myślę, że w tym kierunku chcemy się rozwijać – w tym roku udało nam się ogłosić pierwszy open call na projekt kuratorski wystawy skupionej na zagadnieniu „dobrostanu”, którą będziemy otwierać na inaugurację nowego roku akademickiego. Poza tym już teraz intensywnie myślimy nad programem na rok 2024, kiedy to Katowice będą Europejskim Miastem Nauki. Przy tej okazji również w Rondzie pojawi się kilka – mam nadzieję – ważnych problemowych wystaw.
A kto będzie decydował o wyborze tych wystaw, na przykład o rozstrzygnięciu wspominanego open calla?
Mamy bardzo dobrą radę programową. Jej członkami są między innymi Sebastian Cichocki, Agata Szydłowska, Stach Szabłowski, Piotr Sikora czy Bogna Świątkowska. Wspólnie zastanawiamy się nad profilem galerii, mając na uwadze jej rozliczne funkcje i zadania. Szukamy takich rozwiązań, które mogłyby im nadać jakiś wspólny mianownik. Menadżerem galerii jest Adrian Chorębała, który koordynuje jej działalność, a czasem sam proponuje własne pomysły. Natomiast wszystko to jest dyskutowane w ramach spotkań rady.
Istotne dla mnie jest mocne osadzenie szkoły tutaj, w przestrzeni, w której żyjemy.
Jak swoje miejsce w Rondzie Sztuki znajdują studenci?
Prace studenckie pokazujemy głównie w galerii rondo+ na pierwszym piętrze, chociaż pojawiają się również przy różnych okazjach w sali głównej, na parterze. Dzieje się to na przykład przy okazji publicznych obron dyplomowych. Organizujemy również cykliczne przeglądy Obraz roku i Grafika roku. Są to dość klasyczne prezentacje, ale tę stricte akademicką formułę staramy się łamać zapraszając np. do jury doświadczonych, uznanych kuratorów lub krytyków sztuki, którzy przy tej okazji prowadzą z uczestnikami konsultacje lub warsztaty. Chcemy dać tym najlepszym studentom pewien impuls, który może im pomóc później.
Przez kilka lat prowadziliście studia doktoranckie, w ramach których w większości studiowali również wasi absolwenci. Dlaczego je zamknęliście? Niezależnie od tego, że to również forma dawania „impulsu” waszym studentom, prowadzenie takich studiów uznaje się za wyznacznik rangi uczelni, ma to dodawać prestiżu.
Stało się tak z bardzo prozaicznych powodów. Zwyczajnie nie było nas na to stać. Fakt, że żadnego absolwenta tych studiów nie udało nam się – z tych samych powodów – zatrudnić, wzbudzał w nas dodatkowe wątpliwości co do celu tej inicjatywy. Dużo bardziej interesującą opcją jest stworzenie oferty studiów podyplomowych.
Jest takie zapotrzebowanie?
Wszystko na to wskazuje – zarówno ze strony potencjalnej kadry, uczestników, jak i otoczenia, które również zgłasza różnego rodzaju pomysły. Idea prostych, ale dobrze skonstruowanych i profesjonalnie prowadzonych kursów, może być o wiele bardziej atrakcyjna, a dla nas również mniej ryzykowna. Pracujemy też nad dość nietypowym projektem zajęć, który powstanie na bazie dotychczasowych rotacyjnych pracowni międzynarodowych. Jego liderem będzie Sebastian Cichocki. Program skonstruowany będzie wokół bliskiej mu idei postsztuki i działań postartystycznych. Co kilka tygodni będą pojawiali się u nas goście z Polski i z zagranicy, a sam kurs zaprojektowany jest już na cały rok, łącznie z plenerem, prawdopodobnie w Sokołowsku. Przedsięwzięcie jest dość kosztowne i nie byłoby możliwe bez wsparcia Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, która prowadzi dedykowany podobnym inicjatywom Fundusz Wspierania Nauki. Dzięki wsparciu Metropolii realizujemy też wystawę Temat: rzeka, opartą na losach rzeki Rawy, przepływającej przez Katowice. Historia tej poprzemysłowej rzeki-nie-rzeki, która właściwie utraciła własne źródło, a uregulowanym korytem prowadzi głównie ścieki komunalne i przemysłowe – częściowo jest skanalizowana, momentami widoczna – jednym słowem jest fascynująca. Wystawę będziemy otwierać pod koniec czerwca. Sam pomysł na tę wystawę wiąże się również z moim rozumieniem roli ASP w Katowicach. Istotne dla mnie jest mocne osadzenie szkoły tutaj, w przestrzeni, w której żyjemy.
Na czym takie osadzenie szkoły miałoby polegać?
Odpowiem, podając konkretny i nieodległy przykład, który dobrze ilustruje na wielu poziomach to, co mam na myśli. Około rok temu dostaliśmy informację, że Katowice kupiły projekt miejskiego system informacji, który już był zrealizowany w Tychach i który chciało bardzo szybko wdrażać. Razem z wykładowcami przyjrzeliśmy mu się i okazało się, że ma sporo mankamentów projektowych. Chociaż było już bardzo późno, właściwie po przetargu i wielu wiążących decyzjach, zaczęliśmy się dobijać do władz miasta z propozycjami zmian.
Co konkretnie znaczy „dobijać się”?
Osobiście dzwoniłem do prezydenta miasta z pytaniem, czy widzi jeszcze jakąś przestrzeń do dialogu w tej sprawie. Ktoś inny nagłośnił sprawę w mediach. Ktoś inny budował zaplecze ekspertów, którzy pracowaliby nad propozycjami poprawek. Mimo że procedury administracyjne były tak zaawansowane, że teoretycznie niewiele można było już zrobić, udało nam się doprowadzić do spotkania. Nasi projektanci nawiązali współpracę z ekspertami z innych miast, m.in. z Warszawy, gdzie system informacji wprowadzono ponad 10 lat temu – do teraz uznawany jest za ikoniczny – i z Krakowa, który właśnie teraz wdraża swój system i robi to również zgodnie ze sztuką. W obu przypadkach współpraca projektantów i miasta była ścisła na każdym etapie. Stworzyliśmy więc pewną grupę nacisku i w efekcie firma odpowiedzialna za realizację tego projektu zdecydowała się uwzględnić nasze sugestie – w stu procentach na poziomie projektowania graficznego. Mówię o tym przykładzie właśnie dlatego, że pokazuje to, co w funkcjonowaniu uczelni wydaje mi się niezwykle ważne. Jak wychodząc w lokalnych pozycji włączać się działania o szerszym zasięgu. Ale istotny jest też odwrotny kierunek, przekładnie kontaktów z zewnątrz, na przykład ze współpracy z Sebastianem Cichockim, na to, co dzieje się tutaj.
Ten przykład z jednej strony pokazuje, że urzędnicy mogliby się trochę podciągnąć, jeśli chodzi o myślenie o estetyce przestrzeni miejskiej, ale z drugiej strony, że istnieje otwartość i gotowość współpracy, że lokalny kontekst raczej zachęca do podejmowania działań niż zniechęca.
Myślę, że pokazuje przede wszystkim, jak istotne są wysiłki włożone w wytworzenie dobrej kultury współpracy. W tym aspekcie istotne powstanie nowego organizmu jakim jest konsorcjum siedmiu najważniejszych uczelni z Górnego Śląska. Platforma ta powstała w zasadzie na rzecz tworzenia programu Europejskie Miasto Nauki 2024 i liczymy na to, że dzięki niej również nam uda się zwiększyć wpływ, ale i otworzyć na „zewnętrze”. Bardzo liczymy na współpracę z pozostałymi uczelniami i z miastem, bo zakładamy, że nie będzie to tylko mniej lub bardziej udanym eventem, ale przede wszystkim przyczynkiem do zmiany charakteru tego miejsca. Warto przypomnieć sobie, jak wiele dobrego zostało z przygotowań do aplikacji Katowic do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2010 roku. Projekt Europejskie Miasto Nauki jest natomiast faktem, a plany opisane w programie są naprawdę ambitne.
O konieczności otwierania się na lokalny kontekst mowa jest w strategii rozwoju uczelni na lata 2021-2024, którą przyjął senat. Można tam też znaleźć na przykład postulat „podmiotowego wzmocnienia udziału studentów w kształtowaniu i realizacji strategicznych celów uczelni”. Jak na polskie warunki brzmi to wręcz brawurowo. Co miałoby dokładnie oznaczać?
Przede wszystkim nasi studenci są obecni we wszystkich ciałach decyzyjnych, m.in. w komisjach senackich i innych tego typu ciałach.
Myślę, że pokazuje przede wszystkim, jak istotne są wysiłki włożone w wytworzenie dobrej kultury współpracy.
A czy to nie jest po prostu wymóg ustawowy i nie zależy od dobrej woli uczelni?
Wymóg ustawowy nie dotyczy wszystkich ciał – np. wspomnianych komisji, których głos ma u nas bardzo istotne znaczenie w kluczowych dla szkoły kwestiach: formalno-prawnych, doskonałościowych, finansowych czy strukturalnych. Mam wrażenie, że te narzędzia wciąż nie są jeszcze w pełni wykorzystywane i bardzo chciałbym, żeby to uległo zmianie. Świetnym przykładem bardzo świadomej, otwartej, a zarazem jasnej postawy jest Janek Kowal, artysta, który już zdążył się gdzieś obić o kuratorskie uszy i który jednocześnie był bardzo zaangażowanym aktywistą na uczelni – od kilku lat przewodniczącym rady samorządu studenckiego. Między innymi to z nasza inicjatywa doprowadziła do wypracowania procedur na rzecz przeciwdziałania szeroko rozumianej dyskryminacji. Jego mocne, wzruszające przemówienia podczas inauguracji przeszły do historii szkoły. Jan w tym roku obronił dyplom. Jego miejsce zastąpił Kornel Leśniak, z którym mam nadzieję na równie dobrą współpracę. Poza formalną ścieżką, studenci mają otwartą możliwość zgłaszania różnych postulatów, mogą też zawsze porozmawiać bezpośrednio ze mną.
A inne mechanizmy, które gwarantują im to „podmiotowe wzmocnienie”?
Tak jak wspominałem, są twarde narzędzia, gwarantowane przepisami, i miękkie, na przykład ankiety ewaluacyjne (tworzone zresztą razem ze studentami), które starannie analizujemy i których wyniki bierzemy pod uwagę przy ocenie kadry. Mieliśmy okazję analizować takie ankiety między innymi właśnie z Janem.
Bardziej interesuje mnie szukanie możliwości współpracy na styku sztuki i innych dziedzin, które może przełożyć się na jakieś realne, odczuwalne skutki, niż kalkulacje odnoszące się do ewaluacyjnych punktów.
Czy są jakieś mechanizmy zapobiegające nadużywaniu władzy przez wykładowców albo procedury, które regulują to, co dokładnie wtedy robić? Mam na myśli szczególnie przypadek jednego z wykładowców katowickiej akademii, skądinąd księdza, który kilka lat temu został oskarżony przez studenta, swojego magistranta, o molestowanie. Jak ta sprawa się skończyła?
To jedyna – odkąd pamiętam – tego typu sytuacja w naszej uczelni. Byłem w tę sprawę zaangażowany bezpośrednio, również ze względu na funkcję prorektora ds. kształcenia i studentów, którą wówczas pełniłem. Pozwól, że ze względu na dobro poszkodowanego nie będę rozwijał tej kwestii szczegółowo. Odpowiadając na twoje pytanie – mamy takie procedury i są osoby odpowiedzialne za te kwestie. W tym jednak przypadku po otrzymaniu informacji o postawieniu zarzutów przez prokuraturę, kontakt z pracownikiem się urwał. Nie stawił się do pracy i to była bezpośrednia przyczyna jego zwolnienia.
Nie jestem pewien, czy zgłaszanie sprawy do prokuratury leży w kompetencjach uczelni, ale czy nie powinniście powołać komisji dyscyplinarnej lub etycznej, żeby sprawę wyjaśnić?
Ówczesny rektor przeprowadził rozmowę z pracownikiem, po czym ten zniknął zanim zdążyliśmy rozpocząć procedury wyjaśniające.
Nie chcę robić z tego taniej sensacji. Brak jednoznacznych przepisów, przynajmniej ja takich nie znam, i administracyjnych konsekwencji decydują o tym, że taka osoba może gdzie indziej kontynuować swój proceder.
To fakt. Staraliśmy się znaleźć dobre rozwiązanie, kontaktowaliśmy się z prawnikiem. Tym bardziej, że dotyczyło to studenta w przeddzień obrony pracy dyplomowej. Ale, jak powiedziałem, pracownik po prostu nie pojawił się w pracy.
A jak kwestia budowania podmiotowych relacji ze studentami ma się do sprawy Pavlo Kazmina? Większość czytelników o niej słyszała, dlatego tylko w skrócie powiem: chodziło o prośbę ze strony ASP w Gdańsku, żeby usunąć z ogólnopolskiej wystawy najlepszych dyplomów antypisowską pracę waszego studenta. Na co ASP w Katowicach przystała…
Wypowiadałem się na ten temat w ciągu ostatniego roku w różnych mediach wielokrotnie. Nie wydaje mi się, że jestem w stanie dodać cokolwiek nowego. Może tylko tyle, że było to dla nas bardzo pouczające doświadczenie. Od tego roku zmieniliśmy procedurę aplikacji na pierwszym, uczelnianym etapie, co mam nadzieję pozwoli nam uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości.
Zostawmy więc kwestię Pavla Kazmina i na koniec przejdźmy do kwestii finansowania. Skoro relacje z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które finansuje waszą działalność, nie zawsze układają się pomyślnie, to czy szukacie szczęścia w ministerstwie, którym kieruje pan Przemysław Czarnek, na przykład aplikujecie o granty z Narodowego Centrum Nauki?
NCN nie jest jednostką, której funkcjonowanie byłoby skrojone pod nas. Ale jako uczelnia aplikujemy w inne miejsca, na przykład do wspomnianego Funduszu Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, albo do PO WER, z którego dostaliśmy już dwa duże granty, dzięki którym podjęliśmy kroki w kierunku umiędzynarodowienia programów kształcenia, podniesienia kompetencji kadry i restrukturyzacji uczelni. Mamy też Biuro Projektów, które z dużą skutecznością zajmuje się wsparciem tworzenia wniosków, zarówno od strony merytorycznej, jak i formalnej.
A jaki macie stosunek jako uczelnia do kwestii parametryzacji, ewaluacji, ocen okresowych i tym podobnych weryfikacji, którym poddaje się w ramach szkolnictwa wyższego pracowników, wydziały i całe uczelnie?
Ogólnie rzecz biorąc, mam do tego typu metod oceny działalności artystów dość sceptyczny stosunek. Próby ustalenia czytelnych kryteriów oceny są najczęściej karkołomne. Bardziej interesuje mnie szukanie możliwości współpracy na styku sztuki i innych dziedzin, które może przełożyć się na jakieś realne, odczuwalne skutki, niż kalkulacje odnoszące się do ewaluacyjnych punktów. Być może wart przemyślenia byłby np. model, który obowiązuje we Francji i polega na połączeniu oceny dydaktycznej z ewaluacją, czyli kompleksowym certyfikowaniu uczelni – biorącym pod uwagę założenia misji i strategii uczelni, i ich realizację w ramach badań lub działań artystycznych i projektowych, kształcenia i współpracy. Tak czy owak, warto chyba mieć do tych kwestii trochę dystansu i robić swoje.
Łukasz Białkowski – krytyk sztuki, kurator wystaw, wykładowca akademicki. Interesuje się wpływem społecznych i technologicznych uwarunkowań na funkcjonowanie sztuki. Niebawem ukaże się jego czwarta książka, Utopia na ludzką miarę, poświęcona historii estetyki relacyjnej i międzynarodowym dyskusjom wokół tego zjawiska. Jest pracownikiem Wydziału Sztuki UKEN, a gościnnie wykłada również na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie. https://lukaszbialkowski.wordpress.com/
Więcej