„One must imagine Sisyphus horny” Adama Nehringa w Galerii Szara Kamienica

Co roku we Florencji chorują, a nawet umierają turystki i turyści. Ograniczony czas, ale też ogrom dzieł sztuki, muzeów i zabytkowej architektury sprawia, że czują się przytłoczeni i wypaleni. Podobno triggerem w większości przypadków jest Botticelli. Oddech staje się krótki, serce przyspiesza, krew pulsuje szybciej. Jedni mdleją, inni albo wybuchają histerycznym płaczem albo dostają ataku serca. Nie bez powodu medycyna nazywa to schorzenie syndromem Stendhala. Pisarz po przyjeździe do Florencji był tak podniecony, że przez pierwszy tydzień nie mógł nawet wstać z łóżka.
Luwr prezentuje blisko 35 tysięcy dzieł sztuki, podczas gdy dziesięć razy więcej obiektów przechowywana jest w jego muzealnych magazynach. Niektórych z nich nigdy nie pokazano na wystawie. Są opakowane i skatalogowane. Trzymane w pomieszczeniach, gdzie temperatura, i wilgotność są sztucznie podtrzymywane i poddane nieustannej kontroli. Pełnią rolę zapasów – kulturowego kapitału, który przechowywany będzie tak długo, aż okaże się potrzebny. Nawet jeśli ta chwila może nigdy nie nadejść.




Postkapitalizm jak pisał Thomas Piketty zainteresowany jest nie tylko produkcją towarów, ale może nawet bardziej: akumulacją kapitału. Niepotrzebne pieniądze – a więc takie które leżą bezczynnie, bo amerykańskie obligacje skarbowe nie mogą ich już obsłużyć, inwestowane są m.in. w sztukę – w towar, którego potencjał zasadza się na wyjątkowości i nieproduktywności. On też ląduje w magazynach. 80% dzieł z prywatnych kolekcji przechowana jest w art storage’ach, za które płaci się ok. 1000 dolarów za metr sześcienny. Reszta stanowi dekorację biur i prywatnych domów.
Edward Abbey powiedział kiedyś: „Wzrost dla samego wzrostu jest ideologią komórki rakowej”. Sztuka to forma indywidualnej ekspresji, ale też produkt kapitalistycznego systemu. Rynek jest głodny, a sztuki, też tej która jest bullshitową bańką, sposobem na lokatę kapitału i pranie brudnych pieniędzy, przybywa. Czat GPT szacuje że codziennie powstaje około 300 tysięcy obrazów, 30 tysięcy rzeźb i ponad 3 miliardy fotografii, z których 15 milionów ma charakter stricte artystyczny. Proporcjonalnie do tego wzrostu, kurczą się zasoby naturalne. Już w 1972 roku Raport Klubu Rzymskiego przewidywał, że w przeciągu kolejnych 100 lat eksploatacja i utowarowienie natury doprowadzi do wyczerpania jej zasobów. Roczne obroty na rynku sztuki możemy liczyć w miliardach dolarów, a jego ślad węglowy w milionach ton. Targi, biennale, wystawy, rezydencje, magazyny, produkcja nowych obiektów. Wszystko to kosztuje. W tym też prace, które opowiadają o kryzysie klimatycznym i zanieczyszczeniu środowiska. Wyjątkiem nie jest tu ani ta wystawa ani towarzyszący jej tekst. Zwłaszcza, że to jedno pytanie zadane AI pochłonęło kilka litrów wody pitnej. Problemem nie są uczestnicy gry, a jej zasady. Jak głosił tytuł ostatniej Bielskiej Jesieni, wystawy opowiadającej o rynku sztuki: „Don’t hate the player, hate the game”. Odmowa udziału nie sprawi, że gra przestanie się toczyć. Nie znaczy to jednak, że nie można fantazjować o podstawieniu trojańskiego konia. Grania nawet nie w grę, ale z grą.












***
Pierwszym impulsem do pracy nad tą wystawą był wykład w trakcie którego padło: „Kaplica Scrovegnich – przełomowe dzieło dla historii malarstwa i architektoniczne zero – architektura wagonu kolejowego”. Czas wejść do wnętrza pociągu, chociaż równie dobrze moglibyśmy schodzić do krypty. Prosimy o zajmowanie miejsc, przygotowanie biletów do kontroli. Pociąg za chwilę… Nie, raczej nigdzie nie pojedzie. Z okien będziemy oglądać inne wagony. Wszystkie wypełnione dziełami sztuki. Zapasami, które mogą się kiedyś przydać. Przeciętnymi pracami, kopiami albo naśladownictwami, które nie wyszły poza swój czas i status rzemiosła. To ciemna materia świata sztuki, której pragnienia nieświadomie stymulują rynek. W oknach migają obrazy. Pojawia się tu gorączkujący Stendhal, któremu nocami śni się skąpana w słońcu Florencja, ale też śmieszny troll z rysunku norweskiego ilustratora Theodora Kittelsena, który obserwując przejeżdżający pociąg zatyka sobie uszy. Konflikt natury i kultury przeradza się w zderzenie kapitalistycznej produkcji z kurczącymi się zasobami. Jest też katapulta, nawiązująca do pracy Ilji Kabakowa o człowieku, który poleciał w kosmos i memy parodiujące hipokryzję rynku sztuki. Jak ten o ludziach po katastrofie, którzy siedząc wokół ogniska, debatują nad kolejną wystawą o kryzysie klimatycznym. Nie czas żałować róż kiedy płoną lasy? Ostatnio, podczas pożarów w Kalifornii, miało spłonąć prywatne Muzeum Pabla Picassa. Breaking news okazał się nie tylko fejkiem, ale też viralem. Na rynku pojawiły się już „kopie” spalonych obrazów.
Tytuł wystawy nawiązuje do książki Alberta Camusa Mit Syzyfa. Camus pisał, że mitologiczny bohater, nawet jeśli wie, że cały jego wysiłek z góry skazany jest na porażkę, to mimo wszystko, może być szczęśliwy. Wracając do sztuki, to paradoksalnie absurd naszego położenia, nie zmniejsza naszego entuzjazmu. Jeśli mam być szczera, to raczej go rozpala. Stendhal może i nie zobaczył Florencji, ale za to opisał ją w swoim dzienniku.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Adam Nehring
- Wystawa
- One must imagine Sisyphus horny
- Miejsce
- Galeria Szara Kamienica
- Czas trwania
- 08.02–30.03.2025
- Osoba kuratorska
- Ania Batko
- Fotografie
- Szymon Sokołowski