Od Burning Mana po magic mema. Techno-pogaństwo w czasach wojen kulturowych
Kiedy kilkadziesiąt lat temu Michel Foucault pisał o technologiach siebie, czyli technikach troski, które stosujemy na własnym ciele i jaźni po to, aby zmienić się i odczuć własną sprawczość, z pewnością nie przypuszczał, że w drugiej dekadzie lat 2000. część z nas będzie komunikować się na Instagramie zaklęciami złożonymi z emoji, uprawiać #manifesting czy robić selfie z kryształami (full disclosure: piszę te słowa jako niepoprawna zodiakara). Z drugiej strony, Foucault nie mógł przewidzieć, że kobiety i mniejszości wciąż będą walczyć o swoje prawa i szukać form autoidentyfikacji, dzięki którym poczują siłę sprawczą i siostrzeństwo. Co ciekawe, przyglądając się wojnom kulturowym ostatniej dekady, można dostrzec odrodzenie technopogańskich tendencji wśród społeczności internetowych nie tylko o feministycznych przekonaniach, lecz po obu stronach konfliktu społecznego. Pomimo polaryzacji poglądów, źródłem identyfikacji i projektowania tożsamości dla grup o zgoła odmiennych postawach politycznych stały się praktyki związane z szeroko rozumianym wiedźmiarstwem, okultyzmem i obrzędami. Mam tu na myśli choćby alt-prawicowe grupy dyskusyjne, takie jak wizardchan (której hasło brzmi „Zlekceważ kobiety. Zyskaj magię!”), z drugiej zaś strony, pojawienie się figury wiedźmy w środowiskach feministycznych. To podwójne wiązanie, w którym Meme Magic koegzystuje w cyberprzestrzeni z #witchesofinstagram i Laną del Rey rzucająca na Twitterze urok na Donalda Trumpa, wymaga głębszej analizy. Sprawy dodatkowo komplikują się, jeśli sięgniemy do źródeł współczesnego technopogaństwa i mistycyzmu. Choć wiara w całe spektrum praktyk duchowych towarzyszy ludzkości od początku i niewątpliwie wiąże się z potrzebą przynależności do autonomicznego uniwersum, to warto przyjrzeć się współczesnym przejawom mistyki w świecie zdominowanym przez technologię i automatyzm.
W wykładzie zatytułowanym Oceanic Feeling and Communist Affect1, poetka i teoretyczka Jackie Wang zaproponowała interesującą polemikę z koncepcją „oceanicznego” uczucia, którą Zygmunt Freud porusza w eseju Kultura jako źródło cierpień2. Dla przypomnienia, pojęcie to zostało użyte przez ojca psychoanalizy w odpowiedzi na list jego przyjaciela, francuskiego pisarza i mistyka Romaina Rollanda, w którym korzysta on z powyższego stwierdzenia, by wyartykułować religijne uczucie bezgranicznej jedności z całym wszechświatem. Freud pozostaje sceptyczny wobec tak silnej emocji. „Jeśli o mnie chodzi, nie mogę w sobie odkryć tego «oceanicznego» uczucia. Naukowe zajmowanie się uczuciami nie jest zajęciem komfortowym” – przyznaje ostrożnie3. Dyskusja z Rollandem pozwala mu jednak rozwinąć tezę, że nasze dorosłe poczucie „ja” jest jedynie zredukowaną resztką uczucia znacznie bardziej rozległego i wszechogarniającego, uczucia, które odpowiadało ścisłemu związkowi „ja” z otoczeniem w fazie dziecięcej. Dla Freuda nadrzędną figurą organizującą ten porządek będzie ojciec, dla późniejszych interpretatorek myśli psychoanalitycznej, choćby Julii Kristevej – relacja z matką. Wróćmy jednak na chwilę do Freuda:
Jedynie na podstawie tego oceanicznego uczucia człowiek może się mienić mianem religijnego nawet wtedy, kiedy odrzuca wszelką wiarę i każde złudzenie (…) Jeśli chodzi o potrzebę religii, to wydaje mi się, że twierdzenie, iż biorą się one z infantylnej bezradności i obudzonej przez nią tęsknoty za ojcem jest bezsporne, tym bardziej że uczucie to nie stanowi prostej kontynuacji czegoś, co występowało w życiu dziecka, lecz jest stale podtrzymywane przez lęk przed przemożną siłą przeznaczenia4.
Wang zwraca się ku „oceanicznemu” uczuciu niejako wbrew Freudowi i jego założeniom o infantylnej bezradności, który sytuują to co „oceaniczne” w kategorii defensywnej, dziecięcej i dysocjacyjnej. Badaczka snuje refleksję na temat możliwych relacji między traumą i ekstatycznym doświadczeniem, na przecięciu których „oceaniczne” uczucie może być doznaniem euforycznym, wspólnototwórczym i integrującym, w którym „ja” rozsadza własne ramy w kierunku tego, co społeczne. Zadaje pytanie o to, jak wyglądałaby socjalizacja lub uwspólnienie oceanicznego uczucia. Jak stworzyć podstawy do współodczuwania i współtworzenia nowych światów?
W obliczu kryzysu klimatycznego, rosnącej fali globalnego faszyzmu i hiperindywidualizmu – wydaje się, że powinniśmy przeformułować pojedyncze „ja” dla szerszego spektrum historii, przeżyć i pragnień.
To z pewnością jedno z wielkich wyzwań wywołanych długotrwałym rozmontowywaniem sfery publicznej. Obserwujemy nieustannie pogłębiające się podziały społeczne przy jednoczesnym podporządkowaniu kolejnych aspektów społecznego życia logice rynku. W obliczu kryzysu klimatycznego, rosnącej fali globalnego faszyzmu i hiperindywidualizmu – wydaje się, że powinniśmy przeformułować pojedyncze „ja” dla szerszego spektrum historii, przeżyć i pragnień. Zmienia się nie tylko rama tego, co ludzkie, ale samo pytanie o współbycie z innymi. Jak odbudować bezgraniczną więź z tym, co nas otacza w świecie coraz bardziej sprywatyzowanym, podzielonym przez granice i fanatyczne podejście do prawa własności? Jackie Wang zwraca uwagę na fakt, że oceaniczne poczucie przynależności niesie ze sobą potencjał rozsadzania indywidualizmu i może być punktem wyjścia dla nowych form praktykowania dóbr wspólnych, a nawet do zachowań społecznych, które mniej lub bardziej świadomie prowadzą do ekstatycznego wspólnotowego życia. W repertuarze oceanicznych doświadczeń umiejscawia szereg praktyk cielesnych i psychosomatycznych, takich jak medytacja, eksperymentowanie z substancjami psychodelicznymi, zajęcia z oddechem, BDSM, ale również udział w proteście, ravie, poście czy modlitwie.
Przeglądając zbiór tych euforycznych doznań, nie potrafię nie myśleć o nadziejach i lękach związanych z kulturą sieci. Wszak fantazje o oceanicznym splocie z innymi użytkownikami rosły w siłę wraz z każdą falą technologicznej rewolucji: od cyberpunka i cyfrowych utopii lat 90. aż po zjednoczonych w hashtagu odbiorców Internetu 2.0, kulturę chat-roomów, grup dyskusyjnych i kanałów na Tik-Toku, w których kwitną odcieleśnione wspólnoty awatarów i subkulturowych plemion, rozciągających to, co oceaniczne na infrastrukturę sieci. Czy oceaniczna wspólnota w internecie jest możliwa, czy też stajemy się w coraz bardziej samotni w nihilistycznej toni indywidualizmu? Kilkadziesiąt lat temu Marshall McLuhan, autor popularnego sloganu the medium is the message, stwierdził, że dzięki technologii żyjemy w najbardziej religijnych z czasów. Snuł on nie tylko wizję totalnej unifikacji globalnej wioski przez sieć technologiczną, ale i wieszczył powrót do praktyk okultystycznych i postrzegania pozazmysłowego jako odpowiedzi na nasilające się niepokoje związane z momentem przełomu. Pisma McLuhana miały z resztą ogromny wpływ na zainteresowanie sferą duchowości i szamanizmem, które rozkwitły w Dolinie Krzemowej dzięki kontrkulturze lat. 60. To znamienne, że Kalifornia stała się kolebką branży technologicznej i New Age’u. W dużym uproszczeniu, kultura młodzieżowa podzieliła się wówczas na dwa ruchy: progresywny ruch lewicowy i nowych komunitarian poszukujących transformacji świadomości poprzez buddyzm i praktyki zen, narkotyki psychodeliczne, poezję beatową i nowe technologie. Co ciekawe, progresywne ruchy drugiej fali feminizmu, które flirtowały na przełomie lat 60. i 70. z praktykami duchowymi (np. z neopogańską religią wicca i jej feministycznym odłamem dianizmu z lat 70.) jak również lewicowe ruchy korzystające z atrybutów czarownictwa, jak choćby założona w 1968 r., Women’s International Terrorist Conspiracy from Hell (WITCH), stroniły od pochwały technologii. Przywołuję w tym miejscu zwłaszcza WITCH, ponieważ ich historia ukazuje dobitnie różnicę między rozwodnionym kalifornijskim New Agem a antykapitalistyczną feministyczną praktyką, która wyzwolenie kobiet widziała w walce z konsumeryzmem, reklamą i mediami. Członkinie tego ruchu organizowały polityczne happeningi, w których łączyły elementy poezji, protestu i obrzędów. Feministki drugiej fali związane z WITCH, dostrzegały zagrożenie dla swoich postulatów w zaawansowanych rozwiązaniach technologicznych powojennego kapitalizmu. Choć nie był to zorganizowany ruch aktywistyczny, a raczej polityczny performance w przestrzeni publicznej, jego entuzjastki rzucały zaklęcia na Richarda Nixona czy giełdę Wall Street artykułując jednocześnie hasła związane z walką klas. Czy mogły jednak przypuszczać, że w tym samym czasie, z końcem lat 60. aż do późnych lat 90. na Zachodnim Wybrzeżu trwać będzie kontrrewolucja oparta o praktyki duchowe i nowe technologie, w ramach której komputery tchną życie w hippisowski sen o wyzwolonym indywidualizmie? W słynnej książce From Counterculture to Cyberculture5, Fred Turner opisuje zmianę wartości w postrzeganiu nowych technologii i przejście od racjonalistycznej, miejscami technokratycznej myśli cybernetycznej, którą Amerykanie kojarzyli przede wszystkim z wojskiem, uczelnią i korporacją w stronę kontrkulturowej obietnicy poszerzenia własnej jaźni. Dzięki wpływowej grupie dziennikarzy i przedsiębiorców z rejonu Zatoki San Francisco zrzeszonej przez Stewarta Brandta w organizacji Whole Earth, przez trzy dekady począwszy od lat 60. trwał projekt, który zjednoczył na dobre bohemę San Francisco z rozwijającym się centrum technologicznym Doliny Krzemowej. W 1968 roku Brand połączył członków tych dwóch światów na kartach jednego z najważniejszych magazynów epoki, Whole Earth Catalog, mapującego środowisko technologicznie usposobionych nowych komunitarian, których relacje kwitły dzięki wymianie ekstatycznych doświadczeń na festiwalach TRIP (prototypie Burning Mana). Turner przywołuje wyjątkową wizję Brandta:
Pewnego popołudnia, było to najprawdopodobniej w marcu 1966 roku, po zażyciu kilku kropel LSD, poszedłem na dach, usiadłem, zacząłem rozglądać się i rozmyślać… Patrzę na budynki, na San Francisco, myśląc o koncepcji Buckminstera Fullera o tym, że ludzie uważają zasoby ziemskie za nieograniczone, ponieważ myślą o niej, że jest płaska. Patrzę na San Francisco z wysokości 300 stóp po 200 mikrogramach [kwasu] i myślę o tym, że stąd widać krzywiznę ziemi. Wpadłem na pomysł, że im jesteś wyżej, tym bardziej dostrzegasz, że jest okrągła6.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poddaniu się magicznemu wpływowi technologii towarzyszyła również niewidzialna ręka wolnego rynku, która splotła kontrkulturę, branżę tech i subkultury cyfrowe.
Hippisowska moda na psychodeliki była z resztą nieodzownym atrybutem pionierów-programistów z Kalifornii; to dzięki synergii narkotyków i zanurzeniu w technologię, mistyczna społeczność techno-beatników budowała swoją progresywną tożsamość. Wystarczyły zaledwie dwie dekady, żeby Whole Earth Catalogue wyewoluowało w 1985 roku w Whole Earth Electronic Link, czyli WELL, najbardziej wpływowy komputerowy system konferencyjny lat 80. Zaledwie rok później narodzi się czerpiący garściami z New Age’u Burning Man Festival, o którym magnat technologiczny Elon Musk powie kiedyś: „Burning Man to Dolina Krzemowa”7. Kiedy współczesne technopogaństwo nabierze rumieńców na początku lat 90. i stanie się ewidentną modą, magazyn Wired w profilu programisty Marka Pesce, jednego z czołowych praktyków techno szamanizmu („pracował dla firmy, która utrzymywała pierwszy serwer Google’a; zażywał ayahuascę 20 lat wcześniej, zanim to było cool”), nazwie technopogan „dionizyjskimi czcicielami natury”, którzy w swojej praktyce ujmują „apollińskie dzieło maszyn logicznych”, a sam Internet zdefiniuje jako autonomiczną, nadrzędną siłę8. Na początku lat 2000. technopoganie zrytualizują cyberprzestrzeń za pomocą zaklęć, obrzędów, projekcji energii i zagospodarują rynek wydawniczy dzięki publikacjom, takim jak The Cyberspell book: Magick in the Virtual World (Knight and Telesco, 2002), The Virtual Pagan: Exploring Wicca and Paganism through the Internet (2002, McSherry), Witchcraft and the Web: Weaving Pagan Traditions Online (Night-mare, 2001) and Penczak’s City Magick. Urban Rituals, Spells, and Shamanism (2001). Postulaty technopogan stawiały na pierwszym miejscu potrzebę „zaczarowania świata” i odnalezienia sfery sacrum w coraz bardziej zatomizowanej rzeczywistości, z której znika to, co związane z religią i święte. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poddaniu się magicznemu wpływowi technologii towarzyszyła również niewidzialna ręka wolnego rynku, która splotła kontrkulturę, branżę tech i subkultury cyfrowe. Wartości, takie jak wolność informacji, upodmiotowienie jednostki i realizacja przyszłości poprzez kod, zostały podchwycone przez prawicowe środowiska, które połączyły kapitalistyczną logikę zysku z przedsiębiorczością i duchem startupów.
W artykule zatytułowanym Capitalism with a Transhuman Face, Ana Teixeira Pinto kreśli rodowód współczesnego technofeudalizmu i kryptofaszyzmu, zwracając uwagę, że Nowi Komunitarianie, stworzyli podatny grunt dla przyszłych pokoleń baronów technologicznych z Doliny Krzemowej9. Jednym z przykładów, jaki podaje, jest komuna Synergy Ranch w południowym Santa Fe prowadzona przez wizjonera New Age’u Johna Allena, późniejszego założyciela Biosfery 2, gigantycznego laboratorium powstałego w latach 1987–1989 we współpracy ze Space Biotech Ventures. Głównym celem Biosfery 2 stały się badania nad możliwością utrzymywania naukowców w zamkniętej biosferze oraz zastosowanie ich przy kolonizacji kosmosu. W projekt zaangażował się sam Steve Bannon, główny strateg Donalda Trumpa, były oficer marynarki wojennej, doświadczony menadżer banku Goldman Sachs, a w późniejszych latach, redaktor główny breitabart.art, alt-rightowego portalu zrzeszającego skrajnych nacjonalistów, homofobów, antysemitów i rasistów. Potrafię wyobrazić sobie drogę, która prowadzi z Synergy Ranch – jedna z krętych ścieżek zawiedzie nas w odmęty dark webu i portali 4chan, klubów dyskusyjnych, które wraz z przyspieszeniem technologicznym 2.0, stały się katalizatorem wirtualnych wojen kulturowych. Druga to technomesjanizm reprezentowany przez oligarchów, snujących swój kapitalistyczny sen w oparach libertarianizmu, takich jak Elon Musk czy założyciele Seasteading Institute: Patri Friedman (prawnuczek ekonomisty Miltona Friedmana) i współzałożyciel serwisu PayPal, Pieter Thiel. Ci ostatni, w przeciwieństwie do Muska nie pragną kolonizować kosmosu. Fantazjują o wspólnocie startupów i eksterytorialnych rajów na wodach oceanów, które nie podlegałyby kontroli ze strony państw i instytucji międzynarodowych. To dryfujące miasta ingerujące w środowisko morskie „na własnych zasadach.” Dla Pinto, retorykę neokonserwatywnego mesjanizmu, w której odnajduję również postawy Muska i Seasteading Institute, można w dużym skrócie zawrzeć w równaniu „Social Darwinism + Ayn Rand” (mowa o kontrowersyjnej filozofce i orędowniczce produktywności, wyjątkowo popularnej wśród menedżerów z Doliny Krzemowej). To także mokry sen, który zasila incelską Filozofię Czerwonej Pigułki, teorii popularnej wśród użytkowników reakcyjnych grup w internecie związanych z „aktywizmem na rzecz praw mężczyzn”, która w Stanach Zjednoczonych stała się inkubatorem mizoginii, rasizmu, homofobii i ksenofobii (warto dodać, że środowisko polskich inceli jest o wiele bardziej różnorodne o czym świadczą na przykład ostatnie badania Patrycji Wieczorkiewicz). Według wyznawców tej teorii, ten kto połknie czerwoną lub czarną pigułkę doznaje przebudzenia w prawdzie, uświadamia sobie, że mężczyźni nie posiadają systemowej władzy ani przywilejów. Wyznawcy Filozofii Red i Black Pill, twierdzą, że społecznie, ekonomicznie i seksualnie mężczyźni są zdani na kaprysy władzy i pragnień kobiet, które wykorzystują mężczyzn i zwracają uwagę tylko na osobników o konwencjonalnych atrakcyjności (tzw. chadów w nomenklaturze alt-rightu). W przeciwieństwie do adeptów Red Pill, zwolennicy Black Pill wierzą, że nie są w stanie zmienić swojej pozycji w hierarchii seksualnej10. Nie dążą do statusu samców alfa i bardzo często przyjmują język ofiary, by opisać swoje społeczne położenie. Jest coś bezsprzecznie nietzscheańskiego w figurze samotnego bohatera, który musi się zmierzyć z otchłanią pogrążonego w mroku świata, by odnaleźć się po słusznej stronie prawdy i wiedzy radosnej. Im dłużej patrzymy w mrok, tym bliżej myślenia paranoicznego, a stąd już tylko krok do teorii spiskowych i wzniecania nienawiści wobec grup zewnętrznych, a także do utrzymywania członków grupy wewnętrznej w negatywnej samoidentyfikacji. Chciałabym jednak zwrócić uwagę, że gospodarka libidinalna, która organizuje porządek Red Pill i walkę o miejsce w seksualnej hierarchii, łudząco odzwierciedla mechanizmy wolnego rynku. Posłużę się w tym celu cytatem jednego z użytkowników z listy dyskusyjnej wykop:
Ostatnio słyszałem kilka tekstów, żebym zainteresował się czarną pigułką. Przejrzałem to i nie ma mowy, wystarczy, że połknąłem czerwoną i tyle. O ile czerwona pigułka trzyma zdrowy dystans do filozofii PUA – pick up artist, mistrz podrywu, o tyle czarna pigułka kompletnie i w moim zdaniu niezdrowo przenika się z filozofią MGTOW – men going their own way, mężczyźni idący swoją drogą. Opiszę różnice między czerwoną a czarną pigułką ze swojego punktu widzenia. Rynek płciowy jest podobny w pewnym sensie do rynku finansowego. Nie jest to powód do zniechęcenia się. To, że świat w dużym stopniu toczy się wokół pieniędzy to nie powód, żeby być bezrobotnym. Ustal swój kodeks moralny, kilka wartości, których za nic nie sprzedasz i idź zarabiaj. I znaj swoją wartość. Proste. Natomiast black pill śmierdzi mi defetyzmem i fatalizmem. Nie masz żuchwy jak u chada? Więc co? Żyjemy w czasach, gdzie chirurgia plastyczna może sprawić tobie prawie kompletną inną twarz. Jeśli uważasz, że to jest naprawdę, naprawdę to czego potrzebujesz by stać się wartościowym w oczach loszek, to zarób tonę pieniędzy i spraw modyfikację szczęki. Proste11.
Nie przez przypadek recepta na sukces na rynku uczuć, którą proponuje nam internauta, przypomina niektóre z aspektów biohackingu, zjawiska popularnego w Dolinie Krzemowej wśród białych hetero cis-mężczyźn ze skłonnością do crossfitu i pseudonaukowych eksperymentów dietetycznych. Dave Asprey, najsłynniejszy biohaker na świecie, który ręczy za skuteczność sauny na podczerwień, terapii LED-owej, deprywacji sensorycznej, krioterapii i urządzeń do neurofeedbacku, przez ostatnie 10 lat wydał 300 tys. dolarów, by zhakować własny mózg i osiągnąć „szczytową formę”. Mówi, że postanowił użyć „tych samych technik, którymi zarządzamy wielkimi, złożonymi systemami, jak Internet, by usprawnić siebie samego”12.
Jeżeli uznać memy za artykulację kolektywnej nieświadomości, to warto być może wsłuchać się w jej symptomy, by sprawdzić, jakiego rodzaju światło rzucają na nasze ideały postępu i dobrobytu.
Rozszerzenie prywatnych doznań w stronę publicznego systemu nerwowego spajającego cywilizację, niewątpliwie wprowadza dysonans poznawczy w doświadczaniu czasoprzestrzeni. Intymne staje się publiczne. Czy jednak łączy nas wszystkich oceaniczne uczucie? Pomimo obietnic symultanicznego i totalnego wymiaru sfery wirtualnej, w istocie internet był i nadal jest doświadczany fragmentarycznie w bańkach filtrujących, a obietnica łączności uległa w dużej mierze fetyszyzacji jako płonna nadzieja oddolnej, usieciowionej demokracji. To nie przypadek, że moda na technopogaństwo zbiegła się w czasie z oczekiwaniem na rok 2000, który niósł ze sobą wiele sprzecznych oczekiwań i lęków, m.in za sprawą widma Y2K, lub inaczej pluskwy milenijnej. Ten symboliczny „problem roku 2000”, wraz z nastaniem nowego millenium miał przynieść katastrofalne skutki, w związku z przyjętym kilkadziesiąt lat wcześniej sposobem zapisu daty w programach komputerowych. Stal się on, jak pisze teoretyczka mediów Bogna Konior, „symbolem wyczekiwanych komputerowych kłopotów i przewrotu w ludzkim tworzeniu znaczeń, symbolem ludzkiej świadomości, że odtąd za historią kryje się cybernetyczna determinacja. Pierwotny strach przed internetem dotyczył jego nieludzkiej logiki; rozbitego zdesynchronizowanego świata, w którym cywilizacyjna czasowość straciła równowagę. Im bardziej zbieżny i wyrównany wydawał się świat [internetu], tym bardziej ulegał fragmentacji”13. Dziś, obserwując plemienne podziały i imperatyw kreatywnego uczestnictwa w życiu publicznym, którego symbolem stała się postać prosumenta: jednoczesnego odbiorcy i amatorskiego twórcy kultury, możemy stwierdzić, że pokolenia Z i millenialsów udoskonaliły umiejętność trwania na rewersie oceanicznego uczucia – „razem, ale osobno”, w poczuciu rozbicia. Jeżeli uznać memy za artykulację kolektywnej nieświadomości, to warto być może wsłuchać się w jej symptomy, by sprawdzić, jakiego rodzaju światło rzucają na nasze ideały postępu i dobrobytu. Nie przez przypadek aplikacje astrologiczne, jak Co-star i Align, zyskały na popularności i są pobierane przez miliony użytkowników, a usługi ezoteryczne generują 2,2 mld dolarów rocznie. Wraz z rozpadem optymistycznego liberalizmu jako dominującego porządku wartości, wielu internautów, zwłaszcza millenialsi i pokolenie Z, szuka alternatywnych symboli, strategii i struktur zaufania, by odnaleźć zalążki wspólnoty i poradzić sobie z niepewnością. Nowe media fascynują nas, ponieważ zmieniają postrzeganie czasoprzestrzeni, wzmacniają percepcję rzeczywistości i transformują sposoby komunikacji ze światem zewnętrznym. Nie trzeba być zaangażowaną technopoganką, żeby traktować technologię w sposób uduchowiony, zwłaszcza w czasach, kiedy projektowanie usług technologicznych jest coraz ściślej związane z kreowaniem intymnej relacji użytkownika z interfejsem (komputer osobisty, smartphone, indywidualne rekomendacje sugerowane przez algorytmy, chatboty symulujące empatyczny stosunek do klienta). Zanim Apple wprowadził pierwszego iPhone’a na rynek w 2007 roku, ponad dekadę wcześniej firma o wiele mówiącej nazwie General Magic wyprodukowała pierwszego smartfona. Siłą rzeczy oddaliśmy duże pole sprawczości naszym urządzeniom, personalizując je i czyniąc responsywnymi. „Mejle zresetowane dla dobrej energii, telefon oczyszczony, skan przeprowadzony” – mówi narratorka wideo animacji Laury Radziewicz, która prowadzi nas przez rytuał „różdżkarstwa w pikselach”. Artystka zwraca uwagę, że jako społeczeństwo wykształciliśmy pełen arsenał gestów, które mają na celu oswojenie technologii w życiu codziennym. Z drugiej zaś strony technologiczne rytuały to nic innego jak przejaw nieustannej fascynacji i wiary w naszą zdolność do manipulowania wirtualną rzeczywistością, niewidzialną siłą, która pozostaje poza zmysłem dotyku. „Tylko złe duchy korzystają z Windowsa, anioły i ludzie używają Maca i Unix” – mówi przewrotnie artystka, nawiązując do nowoczesnej estetyki komputerów Macintosh, którego premiera rynkowa w 1985 roku była zwiastunem odwrotu od technokratycznego, zakurzonego IBM-a na rzecz ascetycznego, nowoczesnego wzornictwa.
Od dobrych kilku dekad cyfrowe wojny kulturowe trawią nasze bańki informacyjne, dochodzi do coraz wyraźniejszych podziałów i konsolidowania się przeciwnych obozów w imię szeroko rozumianej sprawczości. Anioły stają w szranki ze złymi duchami. Na każdą Girlboss, wolnorynkowy symbol emancypacji alfa samicy, przypada co najmniej jeden Gatekeeper, alfa samiec. W listopadzie 2016 roku środowisko trolli internetowych związane z imageboardami 4chan uwierzyło we własną sprawczość i nabrało przekonania, że doprowadziło do zwycięstwa prezydenta Trumpa dzięki magii memów. Żeby lepiej zrozumieć fenomen meme magic i dynamikę inkubacji myślenia magicznego w powyższych grupach warto mieć na uwadze anonimowy charakter postowania na imageboardach, takich jak 4chan czy wizardchan – forum zarezerwowanego dla mężczyzn w wieku powyżej trzydziestu lat, którzy ślubują życie w celibacie. Posty użytkowników na wielu grupach dyskusyjnych identyfikowane są przez ciągi liczb, a niektóre wzory liczbowe, powszechnie uważane za szczęśliwe, kwalifikuje się jako „trafienia”. Latem 2016 r. użytkownicy TheDonald, subforum 4chana poświęconego kandydatowi na prezydentowi USA, zauważyli, że posty dotyczące Trumpa są szczególnie podatne na „trafienia”. Jeden z postów z 16 czerwca, o treści „Trump wygra”, i końcówce 77777777, był najszczęśliwszym ze wszystkich. „Przepowiednia” automatycznie została przechwycona przez użytkowników, dając pożywkę do dalszych teorii spiskowych i reakcyjnych fenomenów i grup w sieci, choćby kultu Keka, popularnego na alt-righcie bóstwa chaosu i mroku. Jeśli przyjąć, że powstawanie teorii spiskowych jest ściśle powiązane z jouissance, a więc nie tylko z samą przyjemnością, ale przede wszystkim z przyjemnością tworzenia znaczeń, to dostrzec możemy swoisty fetyszyzm towarowy. Tak jak dla Marksa towary są „magiczne” dzięki kapitalizmowi, który czyni niewidzialnymi wszystkie warunki pracy, systemy przywilejów oraz okoliczności, które leżą u podstaw ich produkcji, tak zabarwiony sadyzmem mem kamufluje kulturowo-polityczny kontekst. Odrywając się od źródła obrazu, grupa odbiorców może skupić się wyłącznie na jego humorystycznym wymiarze14. Jeśli jest jednak coś „magicznego” w mediach i technologii, to siła intencji i obietnica rozszerzonej komunikacji. Jak słusznie zauważa socjolożka mediów Sherry Turkle, choć cyberprzestrzeń to termin, którego źródeł należy szukać w literaturze science-fiction, dziś leży on u podstaw naszej najbardziej przyziemnej egzystencji15. Technologie nie tylko kształtują symulację na ekranie – mają realny wpływ na namacalny świat wokół nas. Memy w istocie oddziałowują na rzeczywistość. Gdyby nie flagi Kekistanu powiewające na wiecu prawicy w Charlottesville, gdyby nie strzelaniny organizowane przez inceli i szturm na Kapitol podżegany przy Szamana Q-Anonu, to magia memów budziłaby być może jedynie uśmieszek politowania jako infantylna zabawa paranoicznego umysłu.
Jeśli łańcuszek emotek ze szklaną kulą i witchy vibes to próba przekroczenia impasu, w którym znalazła się dziś liberalna polityka? W końcu tak bardzo potrzebujemy dziś solidarności i przyjemności.
Czy wiedźmy z Instagrama są w stanie stawić czoła czarodziejom-mizoginom? Czy radykalna troska uleczy konflikt władczych girlbossiar i odrzuconych przegrywów, skoro coraz bardziej okopujemy się w naszych plemiennych bańkach? The witchcraft is trending, ale dynamika zawłaszczeń kulturowych w mediach przyzwyczaiła nas, że hasztag bywa wyłącznie estetyką. Jeszcze nie tak dawno niektóre internautki, w tym te identyfikujące się jako insta-wiedźmy, załamywały ręce z niedowierzaniem na widok piosenkarki Azealii Banks gotującej czaszkę swojego świętej pamięci kota. Wychowana w wielokulturowym Harlemie gwiazda regularnie sięga do rytuałów brujerii, twierdząc, że „prawdziwe wiedźmy robią prawdziwe rzeczy”. Z kolei społeczność wiccariańska oprotestowała wyemitowany przez Sephorę „Witchcraft starter kit” – zestaw makijażowy z kartami do tarota, mini kryształami i pęczkiem białej szałwii. Cóż, nic w tym nowego – brandingowe kody nie zawsze idą w parze z rewolucyjną praktyką. Piszę to, nie serwując nikomu wyższościowego moralniaka, a może nawet problematyzując swoje własne uwikłanie w cyfrowy kapitalizm, jako posiadaczka konta na Instagramie o nazwie Sielewitch. Czym innym bowiem jest rozliczanie korporacji z żerowania na subkulturach i marginalizowanie społecznościach, czym innym płaski konsumeryzm, a jeszcze innym zjawiskiem jest protekcjonalne dyscyplinowanie kobiet za zrzeszanie się za pomocą wspólnototwórczych rytuałów. Jak zauważa Mikaella Clements w artykule A Brief History of a Tumblr Witch16, pojawienie się fenomenu cyfrowych wiedźm w połowie drugiej dekady lat 2000. to owoc niesamowitej ekspresji subkultur na portalu Tumblr, gdzie wykształciły się najrozmaitsze plemiona internetowe, łączące atrakcyjną estetykę z liberalno-lewicowymi poglądami, wśród nich wiedźma 2.0, spadkobierczyni Sabriny, nastoletniej Czarownicy i Czarodziejki z Ksieżyca. Wyjątkowe możliwości wyszukiwania i tagowania, jakie stworzył Tumblr umożliwiały użytkowniczkom i użytkownikom identyfikację innych odbiorczyń, jak również wspólną konsumpcję obrazów, działania takie jak cosplay i odgrywanie ról. Ale symulacja, która stała się nadrzędną cechą naszej ekspresji online, niekoniecznie musi iść w parze z brakiem autentyczności, szczególnie jeśli otwiera nowe ścieżki do eksperymentowania z własnym ciałem, poglądami i psychiką. A co, jeśli sięganie po ezoterykę jest symptomem poszukiwania sprawczości w walce o własne prawa? Jeśli łańcuszek emotek ze szklaną kulą i witchy vibes to próba przekroczenia impasu, w którym znalazła się dziś liberalna polityka? W końcu tak bardzo potrzebujemy dziś solidarności i przyjemności. I choć ani astrologia, ani identyfikacja z „drzemiącą we mnie nadprzyrodzoną siłą” nie ustrzegła mnie przed przemocą seksualną, seksizmem, slutshamingiem i innymi formami patriarchalnej opresji, doskonale rozumiem potencjał symbolu oraz przyjemność, która płynie z prób jego odzyskania. Jeśli jest jakaś siła, którą zawsze chciałam posiąść i zamienić w swoją „magię”, to będzie nią umiejętność przechwycenia narracji nad własną traumą. Jackie Wang nazywa taką zdolność „okrutnym darem”. W czasach, gdy wizerunek stał się polem walki o własną sprawczość, nie należy jednak tracić z oczu tego, że wywrotowy potencjał jakichkolwiek kodów bez względu na to, czy będzie nim wiedźma czy girlboss, warto czytać intersekcjonalnie. Dyscyplina ciał nie odbywa się na równych zasadach; w patriarchacie doświadczamy różnej skali opresji a seksualne samouprzedmiotowienie jako akt krytyczny poddane jest zupełnie innej ocenie (również na Instagramie), gdy takiego gestu dokonuje atrakcyjna biała cis-kobieta będąca blisko „stereotypowego” kanonu piękna, a inaczej kiedy robi tak osoba niebiała, osoba niebinarna lub osoba trans. Trzeba sobie więc jasno powiedzieć: jeśli chcemy iść tropem Sylvii Federici, autorki Caliban and the Witch, to współczesnymi wiedźmami będą dziś przede wszystkim osoby pracujące w podziemiu aborcyjnym, pracownice seksualne walczące ze stygmatyzacją, antyfaszystowskie aktywistki na ulicach i w strefie przygranicznej.
A co, gdyby odczarować męskocentryczną infrastrukturę technologii?
Choć wiele się obecnie pisze o zawłaszczeniach kulturowych i o komercjalizacji fenomenu wiedźmy w mediach, odnoszę wrażenie, że figura czarownicy z zestawem do palenia szałwii z Sephory nie powinna nam przysłaniać potencjału wielu cennych praktyk i zjawisk w polu sztuki i cyberfeminizmu. Przykładem niech będą środowiska programistek i artystek cyfrowych, na przykład Eternal Engine, dla których technologia jako „magia” to raczej próba wyobrażenia sobie opensource’owych praktyk – powszechnego dostępu do narzędzi cyfrowych poza technopatriarchatem, czy kreowania posthumanistycznych bytów, które wykraczają poza stereotypowe normy płci, a nawet istot ludzkich. A co, gdyby odczarować męskocentryczną infrastrukturę technologii? Marta Nawrot, która wspólnie z Jagodą Wójtowicz działa w ramach cyberfeministycznego kolektywu Eternal Engine, w tych oto słowach opisuje swoją nastoletnią przygodę ze światem gier komputerowych i światem internetu:
Gry opierające się na przemocy i zdobywaniu nagrody oferowały o wiele bogatsze światy 3D i eksploracje. Pragnęłam tworzyć postacie o wyglądzie i głosie cyber-elficy, najlepiej ze zmultiplikowanymi narządami rozrodczymi o nieokreślonej płci. Nie chciałam walczyć, a przemierzać cyfrowy świat i nieść pokój. Zaczęłam przeglądać strony internetowe o tworzeniu gier, pisałam scenariusze, rysowałam storyboardy w Paincie. Informacje i tutoriale tworzone były głównie przez mężczyzn i chłopaków. Na forum 4chan obok recenzji gry czy instrukcji jak działać w AutoCadzie znajdowałam seksistowskie komentarze dotyczące kobiet i dziewczyn i ich rzekomej nie umiejętności w posługiwaniu się komputerem. Do tego, aby uczestniczyć w zajęciach technicznych gdzie chłopcy poznawali działanie urządzeń elektronicznych musiałam uzyskać specjalną zgodę od rodziców. Technika dla dziewczyn z góry była określona jako gotowanie i krawiectwo. Nikt nas nie uczył o tym, że pierwszą programistką była Ada Lovelace17.
Skoro estetyka staje się dziś motorem napędowym polityki, to może nie warto odpuszczać wywrotowego potencjału pewnych kodów, zwłaszcza, że prawica biegle opanowała operowanie silną formą wizualną. Czy powinniśmy odzyskać pewne elementy słowiańskiej duchowości, szczególnie te aspekty naszej przeklętej słowiańszczyzny, które w rękach prawicowych grup rekonstrukcyjnych stały się narzędziem realizacji faszyzującej mitomanii? Jedno jest pewne, społeczności internetowe mutują kody przynależności, a napięcia społeczne i wojny kulturowe znajdują odzwierciedlenie w formach wizualnych i afektach. Wystarczy odwiedzić stronę Aesthetics Wiki, która wykorzystuje otwarty kod Wikipedii i jest redagowana przez oddolnych obserwatorów, by poznać specyfikę kilkudziesięciu subkultur i estetycznych trendów oraz przekonać się, że jedną z najpopularniejszych społeczności na stronie jest weird core18, nie przez przypadek remiksująca estetykę Y2K – millenialnego przełomu. Jej kluczowe hasła to, według serwisu, „dezorientacja, dyskomfort, nostalgia”, emocje, które doskonale obrazują współczesne niepokoje i zagubienie. W rozproszonej płaszczyźnie zwątpienia, subkultury internetowe wykształciły język, na którym można polegać, by wyrazić to, co trudno opisać: niepewność, brak wiary w siebie i przyszłość, poczucie winy, gniew. Pozostaje fundamentalne pytanie, jak przekuć alienację w realne działanie na rzecz lepszego świata.
Tekst jest częścią publikacji na temat cyberfeminizmu po 1989 roku, nad którą obecnie pracuje autorka.
1 Wang, Jackie. Oceanic Feeling and Communist Affect. Wykład zaprezentowany na Riga International Biennial of Contemporary Art, 23 July 2020,https://www.youtube.com/watch?v=ma6y2IFDfUY, [dostęp 29 grudnia 2021], tłum. własne.
2 Freud, Zygmunt. “Kultura jako źródło cierpień.” Pisma Społeczne. Warszawa: Wydawnictwo KR, 1998.
3 Freud, op.cit., s. 165.
4 op.cit. s. 171.
5 Turner, Fred. From Counterculture to Cyberculture: Stewart Brand, the Whole Earth Network, and the Rise of Digital Utopianism. University of Chicago Press, 2010.
6 tamże, s. 69, tłum. własne.
7 Buhr, Sarah. “Elon Musk Is Right, Burning Man Is Silicon Valley.” TechCrunch, 4 września 2014, https://techcrunch.com/2014/09/04/elon-musk-is-right-burning-man-is-silicon-valley/.
8 Davis, ERic. “Technopagans. May the astral plane be reborn in cyberspace”, Wired, 07.01.1995, https://www.wired.com/1995/07/technopagans/ [dostęp 10 grudnia 2021].
9 Pinto, Ana Teixeira. “Capitalism with a Transhuman Face.” Third Text, vol. 33, no. 3, Maj 2019, s. 315–36, https://doi.org/10.1080/09528822.2019.1625638.
10 Zobacz na przykład: Ging, Debbie. “Alphas, Betas, and Incels: Theorizing the Masculinities of the Manosphere.” Men and Masculinities, vol. 22, no. 4, Maj 2017, s. 638–57, https://doi.org/10.1177/1097184×17706401. Oczywiście grupy amerykańskich inceli należą do społeczności najbardziej zradykalizowanych.
11 https://www.wykop.pl/wpis/45533695/red-pill-na-tak-blue-pill-i-black-pill-na-nie-otoz/ [accessed 27 December 2021].
12 Asprey, David i J. J. Virgin.The Bulletproof Diet: Lose Up to a Pound a Day, Reclaim Energy and Focus, Upgrade Your Life. Nowy Jork: Rodale, 2014. Cytat za Ehrenreich, Barbara. Natural Causes: An Epidemic of Wellness, the Certainty of Dying, and Killing Ourselves to Live Longer. Nowy Jork: Twelve Books, 2018, ebook. S. 178.
13 Konior, Bogna. “Loading Eurasia: The Internet & Civilisational Evolution.” Wykład w ramach sympozjum The Electric Summer School, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 25.07.2021.
14 Zobacz: Phillips, Whitney, and Ryan M. Milner. The Ambivalent Internet: Mischief, Oddity, and Antagonism Online. John Wiley & Sons, 2018. Ebook. s. 195
15 Turkle, Sherry. Life on the Screen. Simon and Schuster, 2011.
16 Clements, Mikaella. “A Brief History Of The Tumblr Witch – The Establishment – Medium.” The Establishment, 14 Marca 2018, https://medium.com/the-establishment/a-brief-history-of-the-tumblr-witch-8f30657849f. [dostęp: 28 grudnia 2021].
17 Nawrot, Marta. 01010101 01100011 (…) *”Uczyńcie sobie Ziemię poddaną” w języku binarnym. O moim dorastaniu w patriarchacie, wymieraniu Ziemi i technopesymizmie. Praca magisterska. Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie. Kraków 2021.
18 https://aesthetics.fandom.com/wiki/Weirdcore [dostęp: 28 grudnia 2021].