O dwóch wystawach, przeprowadzce, pandemii i katastrofie klimatycznej. Rozmowa z Tomaszem Kręcickim
Od marca przez pandemię siedzimy w Krakowie. O ile mnie ta sytuacja wprawiła w odrętwienie i ogólnie niezbyt dobry nastrój, to ty masz przez większość tego czasu moc wrażeń. Najpierw była twoja wystawa Jedzenie w Galerii Stereo w Warszawie; po wernisażu wróciliśmy do Krakowa i zaraz później wszystko się pozamykało, także twój wernisaż był ostatnią imprezą, w jakiej przyszło nam brać udział, i to na długie tygodnie. Potem zacząłeś hodować zioła na naszym balkonie. Później znalazłeś super przestrzeń na pracownię i przeniosłeś się ze starej, którą dzieliliśmy jeszcze z Cyrylem. Myślę, że ta zmiana ci służy, bo zrobiłeś bardzo dużo w stosunkowo krótkim czasie. Teraz znowu trwa twoja indywidualna wystawa XXL w Stalowej Woli. Zazdroszczę ci takiej aktywności, ja mało co zrobiłam od marca.
E, sporo obrazów namalowałaś, widziałem. Właściwie to ty znalazłaś te pracownię, bo szukałaś czegoś dla siebie. Ja chodziłem z tobą, bo lubię oglądać miejsca pod potencjalną pracownię. Wcale nie zbierałem się do przeprowadzki, chociaż było mi już ciasno – jak wiesz. Nie nastawiałem się na nagłą zmianę.
No to czemu się wyprowadziłeś?
Bo była to okazja, a ja miałem coraz mniej miejsca. Zresztą zawsze marzyłem, żeby mieć dużą przestrzeń.
A ja nie chciałam takiej pracowni, bo nie wyobrażałam sobie noszenia obrazów na wysokie drugie piętro kamienicy i marzę o pracowni z ogrzewaniem, a niestety w twojej nowej takiego luksusu nie ma. Teraz trochę ci zazdroszczę. No dobra, ale wróćmy może do wystawy w Warszawie, bo jest mi trochę smutno, że tak szybko musiała zostać zamknięta i chyba mało kto ją zobaczył.
Tak, mało kto ją zobaczył, ale kto mógł to przewidzieć? A byłem zadowolony z tej wystawy. Parę tygodni wcześniej namalowałem obraz Ziemniak i myślałem, że fajnie byłoby pokazać go właśnie w Warszawie. No i wtedy nie wiedziałem jeszcze, że będę miał możliwość zrobienia wystawy w Stereo.
Pomyślałem sobie, że nikt nie przyjdzie, bo ludzie jeszcze będą przerażeni epidemią. Ale pomyślałem też, że jeśli trzeba zrobić tę wystawę, to czemu nie teraz. Wystawa i tak musiała się odbyć, bo wcześniej zostały wydany katalog we współpracy z BWA w Tarnowie.
Moim zdaniem wystawa w Warszawie była tematycznie bardzo związana z sytuacją pandemii. Głównym punktem wystawy był właśnie ten ziemniak – obraz emblematyczny, który można by porównać do papieru toaletowego, polski produkt pierwszej potrzeby. Była czekolada, która w sytuacji kryzysowej ma moc ratowniczą, momentalnie zwiększając poziom endorfin. Była szeroko otwarta japa, którą teraz stanowczo trzeba by zasłonić. Był tam też katastroficzny obraz przedstawiający ogryzek.
Tak, na tej wystawie znalazło się wiele apokaliptycznych motywów. Do ogryzka zlatują się muchy, ogólny rozpad i degeneracja, bitwa o nic. Jest też mały abstrakcyjny obraz, który przedstawia wir, a tak naprawdę jest to wykadrowana bułka kajzerka. No i ten wir pożera, jest w nim coś kosmicznego. Teraz już po wszystkim można ciekawie odczytywać różne wystawy, i moją też, pod kątem nadchodzącej katastrofy. Ziemniak, obraz wielkości olbrzymiego głazu, który jest symbolem groźby, katastrofy, kojarzy mi się z lecącym wprost na Ziemię meteorytem. A to miała być wystawa o jedzeniu, a przy okazji o dźwięku, bo Michała i Zuzannę ze Stereo zainteresował jeszcze jeden aspekt w moich obrazach – ich dźwiękonaśladownictwo.
O co chodzi z tym dźwiękonaśladownictwem?
Bo to miała być wystawa o jedzeniu, ale też o dźwiękach jakie mu towarzyszą, mlaskaniu, łamaniu czekolady, brzęczeniu much wokół ogryzka itp. Zresztą inne moje obrazy – niejedzeniowe – też to mają: przesuwanie krzeseł, dźwięk maszynki do włosów, włączanie światła, zamykanie lodówki itp. A w ogóle Ziemniak z powodu pandemii zawędrował do warszawskiego metra, bo Zachęta oddała swoje wcześniej wykupione bilbordy wystawom, które zostały przerwane przez pandemię.
No i fajnie, że ziemniak znalazł się pod ziemią, w stołecznym metrze.
Nie mów, że w stołecznym, bo jest tylko jedno metro w Polsce.
Dobrze, to po prostu w metrze. Wystawa, jak powiedzieliśmy, miała tytuł Jedzenie – podstawowa i najważniejsza czynność w trakcie izolacji. Wystawa idealna jako wstępniak przed przymusową kwarantanną. Szkoda, że potrwała tydzień i została przez nią przerwana. Nie spędzaliśmy jednak społecznej izolacji na siedzeniu na balkonie.
Wystawa Jedzenie była na początku, potem wróciliśmy do Krakowa i wspólnie przenosiliśmy moje rzeczy do nowej pracowni, pomagała też Justyna Smoleń i Cyryl. Duża zmiana, parę dni temu skończyłem układanie rzeczy. Jeszcze nie zacząłem tam konkretnie pracować.
No jak to nie zacząłeś? Widziałam, że zrobiłeś świetny cykl prac na papierze.
No tak, zrobiłem dużo prac na papierze, rysunki tuszem przedstawiające różne liście, między innymi liście roślin, które mamy w mieszkaniu. Nie wiem co one znaczą, być może były to tylko relaksacyjne działania, a może znajdę do nich później jakieś ciekawe konteksty. Zacząłem też serię katastroficznych pejzaży rysowanych węglem. Rysunki przedstawiają przewracające się wieże ciśnień. Wyszedł cykl apokaliptyczny. Powstało to w ciągu paru dni. Zorientowałem się, że to dobry pomysł na wystawę właśnie teraz, kiedy wszyscy są w melancholijnych nastrojach. Ale nie internetową wystawę.
Sale były już pomalowane po poprzedniej wystawie, jedna na fioletowo, kolejna na biało i ostatnia na czarno. Stwierdziliśmy z Wojtkiem, że pasują nam te kolory i spróbujemy stworzyć odrębne historie w każdym z pomieszczeń.
Acha, czyli chciałbyś trzecią indywidualną wystawę w tym półroczu? Przecież właśnie trwa twoja wystawa pod tytułem XXL, która otworzyła się w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli. Termin otwarcia wystawy nie wróży rekordów frekwencji. Co sobie pomyślałeś, jak dostałeś propozycję wystawy właśnie teraz?
Pomyślałem sobie, że nikt nie przyjdzie, bo ludzie jeszcze będą przerażeni epidemią. Ale pomyślałem też, że jeśli trzeba zrobić tę wystawę, to czemu nie teraz. Wystawa i tak musiała się odbyć, bo wcześniej zostały wydany katalog we współpracy z BWA w Tarnowie. W Tarnowie wystawa pod tym samym tytułem odbyła się znacznie wcześniej, jesienią 2019. Pojechaliśmy więc z kuratorem Wojtkiem Szymańskim na dwudniowy wypad do Stalowej Woli żeby powiesić prace.
No tak, ale o ile jechaliście tam w raczej ponurych nastrojach, to wróciliście już zadowoleni.
Na początku plan był taki, że mieliśmy po prostu przenieść wystawę z Tarnowa do Stalowej Woli. Ze względu na zmianę terminu okazało się jednak, że wielu prac, które były w Tarnowie nie miałem, bo były gdzieś w rozjazdach. Przez to musieliśmy stworzyć wystawę z tego co było, trochę zbieranina prac starszych plus prace całkiem nowe – stąd bałem się, że może wyjść kompletna klapa. Na miejscu okazało się jednak, że wszystko dobrze się ze sobą łączy i w Stalowej wyszło coś zupełnie innego niż w Tarnowie, nieoczywistego, uniknęliśmy powtórzeń, z czego jestem bardzo zadowolony. Do tego widzę w internecie, że jednak ludzie odwiedzają tę wystawę i nawet specjalnie przyjeżdżają do Stalowej Woli, żeby ją zobaczyć.
Fajnie, ja z wami nie pojechałam i już raczej nie pojadę, chociaż wystawa ciągle trwa. Widziałam tylko zdjęcia, więc może opowiedz coś o niej, jak jest skonstruowana?
Są tam trzy pomieszczenia, galeria ma bardzo ciekawą przestrzeń. Sale były już pomalowane po poprzedniej wystawie, jedna na fioletowo, kolejna na biało i ostatnia na czarno. Stwierdziliśmy z Wojtkiem, że pasują nam te kolory i spróbujemy stworzyć odrębne historie w każdym z pomieszczeń. Do sali fioletowej wybraliśmy obrazy według klucza nocnego. Są to pejzaże nocne, księżycowe, bezsenne, inspirowane wieczornymi aktywnościami, tabletki na sen, ekran telefonu. Powiesiliśmy też ugryzioną tabliczkę czekolady, którą ktoś podjadł w trakcie bezsennej nocy. Potem była sala biała. Sala palców. Dużo palców było na tych obrazach. Pokazałem tam prace na papierze i kilka obrazów nowych i starych. Był tam też wielki obraz imitujący ołówek. Kolejna sala – czarna – była salą o agresji, ale też o edukacji i o higienie. Mógłbym ją nazwać salą opresyjną. Dużo różnych wątków, ale takich, które ze sobą dobrze współgrają. Na salę czarną składają się obrazy z ławkami, obrazy czerwone z podtekstem seksualnym i perkusja, która różni się formalnie od pozostałych obrazów, to obraz brudny, dynamiczny, agresywny. Ściany są czarne i to razem stwarza wrażenie niepokoju. Krzesło przy ławce przypomina swastykę, zawsze podobało mi się w tym obrazie, że jest taki dwuznaczny. No i on jest o edukacji, o wpajaniu jakiś zasad, uczeniu wszystkich tego samego w ten sam sposób, o narzucaniu reguł.
No tak, o narzucaniu reguł… Teraz łaskawe władze znoszą wcześniej narzucane reguły, którym na początku marca bardzo karnie się poddaliśmy. Czy ta opresyjna sytuacja jakoś na ciebie wpływa? Przychodzą ci pandemiczne tematy malarskie do głowy?
Na pewno, ale nie lubię malować takich oczywistych rzeczy, nie będę malował papieru toaletowego czy maseczek. Zastanawiam się, jak oddać to, jak się dzisiaj czujemy, niepokój, niepewność.
Ja na przykład czuje się zdezorientowana. Od początku pandemii minęło wiele tygodni i właściwie nic się nie zmieniło, nie było zwłok na ulicach, szpitale nadal stoją, nic ekstremalnego nie wydarzyło się w naszym najbliższym otoczeniu, ale poczucie niepokoju pozostaje. Oprócz informacji, które dostaliśmy z mediów, nie było nic dla nas widocznego, ewidentnego, żadnych zmian ani w jedną, ani w drugą stronę. I nagle mamy wrócić do zwykłego życia – z zachowaniem środków ostrożności; pootwierały się galerie, mamy wrócić do normalności. Czuję się zdezorientowana i lekko przybita. Nie ufam przekazowi medialnemu, nie wiem, w co wierzyć. Z moim obecnym samopoczuciem bardzo kojarzy mi się twój obraz Green Screen, który był prezentowany w Stereo. Prosty obraz, schematycznie przedstawiający zielone tło fotograficzne – green screen. Przywołuje na myśl obecną sytuację: to, że w naszej rzeczywistości łatwo wszystko można podstawić, podłożyć, zmanipulować i nie wiadomo co jest prawdą, a co nie.
Zieleń symbolizuje to, że ,,nie mam zielonego pojęcia, co jest prawdą, a co nie”.
Ha ha! Twój błyskotliwy żart, z którego w tym momencie tylko ty się śmiejesz.
Bo siedzimy tu we dwoje. Na początku pandemii śledziliśmy najnowsze informacje bardzo intensywnie. Między wiadomościami o kolejnych zgonach usłyszeliśmy też przecież komunikat, że NASA potwierdziło autentyczność nagrań video, obecnych w amerykańskich archiwach, przedstawiających niezidentyfikowane obiekty latające, prawdopodobnie UFO. Nie wiadomo co jest prawdziwe, a co zmanipulowane.
No dobrze. Mimo wszystko nie zamknąłeś się w mieszkaniu na czas pandemii. Chodziłeś ciągle do pracowni, robiłeś wystawy, zorganizowałeś przeprowadzkę, no ale ostatnio stało się coś cicho na temat naszej wspólnej działalności. Czy myślisz, że to już koniec Potencji?
Pandemia pokrzyżowała huczne plany Potencji na sezon 2020. W maju mieliśmy mieć wspólną wystawę w BWA w Zielonej Górze. Na szczęście wystawa się odbędzie, ale została przesunięta na początek przyszłego roku. Byliśmy też trochę zajęci, każdy z nas miał swoje rzeczy, wystawy, sprawy osobiste. Na początku roku zrobiliśmy 4 numer „Łałoka”. Na pewno chciałbym jeszcze zrobić jakąś wystawę w Potencji. Na KRAKERSA (Krakowski tydzień sztuki) ma być u nas wystawa. KRAKERS zresztą też został przesunięty, miał się odbyć w kwietniu, ale został przełożony na październik. Brakuje mi klimatu wernisażu w naszej przestrzeni, odwiedzin różnych ludzi, opowiadania o wystawach – zawsze coś ciekawego się wokół tego dzieje, więc czekam na wznowienie działań. Myślę, że jest to kwestia czasu. Teraz jest taki moment, że chyba musimy znaleźć nową formułę, każdy ma inną prędkość. Ja mam pracownię gdzie indziej. Myślę, że te zmiany mogą zadziałać na plus, odświeżająco.
Ostatnio zorganizowaliśmy pierwsze od wielu tygodni spotkanie towarzyskie. Było to przyjęcie dla naszej przyjaciółki, zresztą też malarki, na jej trzydzieste urodziny. Ty też w tym roku skończysz trzydzieści lat. Dojrzewamy. Czy czujesz jakąś presję, strach w związku z tym, że zbliżasz się do tego jubileuszu?
Nie… Czy to dobre zakończenie?
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Tomasz Kręcicki
- Wystawa
- XXL
- Miejsce
- Muzeum Regionalne w Stalowej Woli
- Czas trwania
- 17.05-20.06.2020
- Osoba kuratorska
- Wojciech Szymański
- Fotografie
- dzięki uprzejmości Muzeum Regionalnego w Stalowej Woli
- Strona internetowa
- muzeum.stalowawola.pl