„Not a gift given, but a choice made” Inside Job w Pawilonie
To nie jest coś, co otrzymałyśmy w darze.
Nie jest to dana nam pomoc, konkretna lokalizacja, desygnat, ani źródło zrównoważonego dyskursu.
Droga prowadzi ku górze, w kierunku światła; ale przeciążona wędrowczyni nigdy nie dotrze do jej końca. Przeszłość i przyszłość są zapętlone, rekonfigurowane i złożone, a jednocześnie trudne do oddzielenia od siebie.
Nie są niezmienne ani bierne. Nie odnoszą się do stałej substancji; nie do rzeczy, ale do zastygniętego w ruchu działania. Wchłaniane na powrót do biomu, a w nim przetwarzane, jako nowa flora i fauna.
Zdegradowane byty upokorzone przez ekologię — zgniecione i uwikłane materialne sploty. Zasługują na naszą wyobraźnię, wykraczają poza ikonografię. Ponownie skonfigurowane i wysłane w świat, nie wymagają piętna siły, takiej jak kultura czy historia, aby zostały dopełnione.
Ponad wielką głębią, na łodzi gnanej przez czary, podróżująca leżała wpatrując się w ciemność. Całe życie w nią spoglądała; ale tej nocy na oceanie, ta ciemność była niezmierzona.
Spoglądamy wstecz, powracamy do przeszłości, wywołując to, czego brakuje w spojrzeniu. Zerknięcie wstecz oznacza też otwartość na przyszłość, która w niedoskonały sposób tłumaczy to, co już minęło.
Doświadczenie jest podstawową jednostką mierniczą każdej podróży. Najcenniejszą walutą, w tej ekonomii opartej na doświadczeniu, jest transformacyjne przeżycie — autentyczne przeobrażenie postrzegania własnego „ja” i otaczającego świata, zakorzenione w głębokim poczuciu jedności bytu i/lub nieograniczoności osobistego potencjału.
Queerowa ekologia wymaga słownika, który zdolny będzie przewidzieć tę płynną nieprawdę.
W czarnej wodzie przy słońcu świecącym o północy owoce te dojrzeją i w mroku tego, co złote, pękną, ukazując objawienie śmiertelnej miękkości w ziemi. Cienie otchłani są niczym płatki potwornego kwiatu, który zakwitnie w czaszce i rozszerzy umysł poza granice, jakie może znieść człowiek.
Nie odczuwała jednak takiej radości jak wtedy, w górach. Ukryła twarz w dłoniach i zapłakała, a jej policzki były mokre i słone. Płakała nad latami, które zmarnowała służąc bezużytecznemu złu.
Obudziłam się w ciemności.
Byłam głodna — wygłodzona! — i cierpiałam. W moim świecie nie było niczego poza głodem i bólem: poza mną żadnych ludzi, czasu, uczuć.
Leżałam na czymś twardym i wyboistym, bolało. Moja jedna strona była gorąca, poparzona. Próbowałam uciec od źródła ciepła, czymkolwiek by nie było. Poruszałam się powoli. W końcu odnalazłam: chłód, gładkość, ukojenie.
I byłam taka głodna.
Głód gwałtownie przeszywał mnie od środka. Skuliłam moje puste, poranione ciało, przyciskając mocno kolana do klatki piersiowej, i skomlałam z bólu. Kurczowo trzymałam się czegoś, na czym leżałam. Po pewnym czasie zrozumiałam, przypomniałam sobie, że to, na czym leżę, powinno być łóżkiem. Stopniowo przypominałam sobie, czym właściwie jest łóżko. Moje ręce nie trafiały na materac, poduszki, prześcieradła ani koc, ale na rzecz, której nie byłam w stanie od początku rozpoznać. To było coś twardego, sypkiego, coś lekkiego i kruchego zarazem. Stopniowo zaczęłam rozumieć, że muszę leżeć na ziemi — kamieniach, wilgotnej glebie, być może suchych liściach.
Był tam też strumień, z którego zwykłam przynosić wodę. Niedaleko zbudowano stacjęprzepływową, więc teraz staw jest brudny, mętny, pokryty oleistym filmem odbijającym tęcze. Powietrze pozostawiało skórę brudną i śmierdziało jak coś przygotowującego na nadejście śmierci.
Bolało poruszanie się. Nawet oddychanie bolało. Moja głowa pękała i pulsowała, a ja, trzymając ją w rękach, szlochałam. Dźwięk mojego głosu, nawet dotyk moich rąk zdawał się pogłębiać ten ból. W dwóch miejscach głowa była odczuwalnie grudkowata, jakby zapadnięta… prawie miękka.
Jednym z najważniejszych paradoksów naszej ery jest właśnie owo napięcie między naglącą koniecznością znalezienia nowych i alternatywnych form politycznej i etycznej sprawczości, przystających do zapośredniczonego technologicznie świata, a bezwładnością naszych ugruntowanych nawyków myślowych.
Globalni gracze stosują wszelkie możliwe i niemożliwe do wyobrażenia środki technologiczne i strategie, żeby wydobyć, co do ostatniej, każdą grudkę węgla, nie ważne na jakiej byłaby ona głębokości, w jakiej formacji geologicznej się znajdowała i z jakim koszmarem transportu i dystrybucji jej wydobycie by się wiązało. Ważne, by zużyć energię ze zdobytego źródła, zanim ktokolwiek inny uzyska do niej dostęp. Tak, jak w całej tej walecznej, opowiedzianej pięknymi słowami, męskiej historii o pierwszych i ostatnich. Znaleźć się tam i spalić ją jako pierwsi właśnie. W tym, co on nazywa Epoką Niekonwencjonalnej Ropy i Gazu, nawet świadomość nadciągającej zagłady jest utowarowionym przywilejem.
Powoli i stopniowo, lecz zaskakując ją mimo to, pośród czerni, niby mały księżyc, zajaśniałoświatło: magiczne światło, płonące na jej rozkaz.
Znalazła się tutaj, aby doświadczyć nowego rodzaju ognia, takiego, który zagraża samemu sobie. Jego intensywność, jak sama wskazuje, jest bezprecedensowa i wymaga nowego języka — to ogniska gorącego huraganu i piętrzące się pyro-cumulusy wytwarzające pogodę piekieł, która rozprzestrzenia zniszczenie równe energii osiemdziesięciu boisk piłkarskich na minutę, nadając prędkości granicznej nowego wymiaru. To eksplozja śmiertelności. Masowa utrata życia, domów, siedlisk, przynosząca jedynie straty finansowe i zrujnowane życia — wszystko nie do pomyślenia. Wielopłaszczyznowa apokalipsa.
Tekst stanowi kompilację YGRG przy użyciu cytatów z The Agency of Fire: Burning Aesthetics T. J. Demosa; Spider the Artist Nnedi Okorafor; Staying with the Trouble: Making Kin in the Chthulucene Donny Haraway; Fledgling Octavii E. Butler; The Weird and The Eerie Marka Fishera; The Tombs of Atuan Ursuli K. Le Guin; Queer Ecology Timothy’ego Mortona; Nature’s Queer Performativity Karen Barad; The Southern Reach Trilogy Jeffa VanderMeera; i innych.
Ci osobliwi obcy noszą w sobie niesamowitość, wydają się znajomi, a zarazem odlegli. Ich bliskość jest dziwna, a nieznajomość oswojona. Pomyślenie o nich, jako o części jednorodnej całości nosi w sobie znamiona przemocy.
Proponuję założenie, w którym formy życia tworzą sieć — niesumowalne, otwarte, wiązanie łańcuchowe wzajemnych relacji, które zacierają i znoszą granice na praktycznie każdym poziomie: pomiędzy gatunkami, pomiędzy żywym i nieożywionym, pomiędzy organizmem a środowiskiem. Wyobrażenie tej sieci może być trudne. Nie jest ona ani miękka i grząska, ani zbudowana wedle postmodernistycznych teorii „arborescentnych” form — kłączy. Queerowa forma tekstu proponuje „otwartą siatkę możliwości, luk, zazębień, dysonansów i rezonansów”. W przeszłości materialność tego, co organiczne była często wykorzystywana przez autorytarny maskulinizm stwierdzający, że to queer-ekologia musi się przyglądać temu, co organiczne wraz z jego ideologicznymi implikacjami. Komórki rozmnażają się bezpłciowo, tak jak ich jednokomórkowi przodkowie i blastocysty przymocowane do ściany macicy na początku ciąży. Rośliny i zwierzęta są hermafrodytyczne, zanim staną się biseksualne i są biseksualne, zanim staną się heteroseksualne.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Inside Job (Ula Lucińska, Michał Knychaus) w kolaboracji z Dorotą Gawędą i Egle Kulbokaite oraz Panayiotisem Mina
- Wystawa
- Not a gift given, but a choice made
- Miejsce
- Pawilon, Poznań
- Czas trwania
- 24.04.2019 - 05.05.2019
- Fotografie
- Panayiotis Mina