Nie-ludzki komunikat. Rozmowa z Magdaleną Swachą i Elvinem Flamingo wokół konferencji „Reborn Dogs”
Przemysław Chodań: Konferencję „Reborn Dogs. Nowe interpretacje sztuki wobec nie-ludzkiego” poprzedzał cykl wywiadów w magazynie „Splesz” z artystkami, humanistkami, naukowczyniami, badaczkami. Dlaczego skupiłaś się na perspektywie kobiet w relacji z „nie-ludzkim”?
Magdalena Swacha: Dlaczego akurat perspektywa kobieca? Przede wszystkim dlatego, że jest mi najbliższa, to wynikło naturalnie (planuję też wywiady z mężczyznami). Analiza tożsamości, a raczej bytu, jaka znajdować się może na pograniczu tożsamości kobiety z tożsamością „nie-ludzkiego”, to jeden z tematów konferencji, której towarzyszy komentarz artystyczny, naukowy i zwierzęcy. Naukowczynie i humanistki referują na podstawie osobistych doświadczeń i badań na zwierzętach, które przeprowadzono lub nadal trwają. Artystki będą mówić w oparciu o własne oraz zwierzęce dzieła sztuki. Zaprezentowane zostaną między innymi zoe-poezja wizualna (podczas wykładu Karoliny Wiktor) wideo Weroniki Teplickiej o zabawach twórczych suczki Rei, rzeźbę suczki Misi autorstwa Agaty Zbylut. Punktem wyjściowym jest tożsamość kobiety, zwierzęcia, a docelowo skupienie się na poszukiwaniu wspólnego, „relacyjnego” komunikatu wizualnego. Wykracza on poza to co ludzkie i „nie-ludzkie”. Podczas konferencji pytamy, co ten komunikat konstytuuje. Ważna w tym kontekście jest teoria o zwierzętach towarzyszących i „gatunkach stowarzyszonych” Donny Haraway. Filozof Denis Dutton twierdził, że my ludzie i „nie-ludzie”, mamy biologicznie zakodowaną możliwość tworzenia sztuki i jej odbioru. Chciałabym też przywołać tutaj stanowisko Helmuta Plessnera, którewiąże się z identyfikacją jednostki poprzez obraz wizualny (co ma być dowodem na istnienie kultury). Powyższe teorie skłaniają do relfeksji nad kreowaniem tożsamości kulturowej ludzi i „nie-ludzi”, bytu, a co za tym idzie „ciała komunikatu wizualnego”. Ten komunikat z biologicznego punktu widzenia stanowiłby wspólną (połączoną) integrację sensoryczną. Na ten moment nie ma badań naukowych, które by mówiły o tego typu możliwościach, możemy jedynie odczuwać wspólny odbiór zmysłowy podobnie jak to, że zwierzę ma tożsamość.
W pierwszej konferencji brała udział behawiorystka Beata Węsierska i artystka Izabela Chamczyk. Węsierska przedstawiła siedem systemów emocjonalnych według Jaaka Pankseppa, które są zbieżne u ludzi i „nie-ludzi” – były to m.in. strach, wściekłość czy opiekuńczość. Izabela Chamczyk zaprezentowała cykl prac z wystawy Malarstwo jako choroba (Galeria Supermarket Sztuki, Warszawa, 2016) odnoszący się do się różnego rodzaju schorzeń psychofizycznych. Nawiązywaliśmy też do jej poprzedniej pracy wideo Psychoanimalija, zaburzenia odzwierzęce.
A więc można powiedzieć, że chodzi o rozszerzenie pojęcia kultury, by włączyć w jej obszar to, co „nie-ludzkie”.
M.S.: Tak, bardzo syntetycznie ujmując. W 2016 r. w Londynie odbyła się wystawa Play More Dominica Wilcox, bezpośrednio skierowana do psów. Artysta zaprojektował i wyeksponował obiekty, aby oddawały rzeczywistość z punktu widzenia psów. Obrazy zawieszono oczywiście odpowiednio nisko, w kolorach żółto-niebiesko-szarych itp… Dla mnie istotne jest poszukiwanie elementów wspólnej percepcji zmysłowej, czyli rozszerzonego komunikatu. Na tę chwilę dopiero uczymy się doświadczać i przyswajać perspektywę zwierzęcą, tak by rozszerzać wspólne pole widzenia…
Prace Congo były dość nietypowe ze względu na to, że przyswoił on sobie pewne wzory, świadomie je powtarzał i wykonywał z bardzo dużym zaangażowaniem i ochotą. Congo jako pierwszy narysował tzw. wzór „nakrapianego koła”, okrąg z plamami w środku, czyli rysunek, który wykonuje człowiek zaraz przed etapem rysowania twarzy. Był to pierwszy etap rozwoju estetyki.
Oczywiście możemy zadać pytanie, do jakiego stopnia jesteśmy w stanie przejąć perspektywę podmiotów nie-ludzkich. Można się kłócić, czy jest to w ogóle możliwe.
M.S.: Jest to możliwe o tyle, o ile poznamy i przyswoimy perspektywę zwierzęcą. Na etapie prenatalnym i do czwartego miesiąca po narodzinach jesteśmy wyposażeni w narząd Jacobsona znajdujący się w przegrodzie nosowej (ostanie badania wykazują możliwość jego obecności u ludzi dorosłych). Pozwala on psom i do pewnego stopnia ludziom, odczytywać bardzo szerokie spectrum informacji za pomocą węchu, np. to gdzie byłeś, z kim się widziałeś, jaki masz nastrój. A więc jak wyglądałby odbiór, interpretacja dzieła za pomocną jednego zmysłu, w tym przypadku węchu?
Emocje to coś, co łączy świat ludzki i zwierzęcy. W wywiadach, które przeprowadziłaś dużo miejsca zajmuje codzienność w obcowaniu ze zwierzętami. W jaki sposób komentują to artystki i badaczki?
M.S.: To może opowiem to tym, co już się wydarzyło na konferencji. Izabela Chamczyk, która prowadzi dom tymczasowy dla zwierząt, odżegnuje się od rodzicielstwa, roli ludzkiej matki, nie czuje instynktu macierzyńskiego. Jednocześnie jest bardzo opiekuńcza, niejednokrotnie ratowała życie kotów. Chamczyk określa relację ze zwierzętami jako „relację pokojową”. Z kolei Dorota Łagodzka, historyczka sztuki, zaprezentowała między innymi efekty badań z 1913 roku Nadieżdy Ładygina-Kohts z szympansem Joni. Według Desmonda Morissa był to pierwszy przypadek tworzenia obrazów przez zwierzę nie-ludzkie. Na podstawie badań jakie przeprowadził sam Moriss wspomnieliśmy też o twórczości szympansa Congo. Pojawiło się pytanie w jakim stopniu, można zaproponować zwierzęciu działanie jako sztukę, na które mogłoby się decydować lub odmawiać. Prace Congo były dość nietypowe ze względu na to, że przyswoił on sobie pewne wzory, świadomie je powtarzał i wykonywał z bardzo dużym zaangażowaniem i ochotą. Congo jako pierwszy narysował tzw. wzór „nakrapianego koła”, okrąg z plamami w środku, czyli rysunek, który wykonuje człowiek zaraz przed etapem rysowania twarzy. Był to pierwszy etap rozwoju estetyki. Dorota Łagodzka zwróciła uwagę na „czystą estetykę” Wolfganga Welscha, opartą nie na funkcjach użytkowych „nie-ludzkich” („-świadczenia o zdrowiu i kondycji partnera, które grają rolę w doborze naturalnym”), ale na przyjemności z ich przeżywania.
Elvin Flamingo: Warto tutaj dodać, że Congo po wykonaniu 384 rysunków i malowideł zaprzestał tej działalności, nie mając już na nią ochoty.
M.S.: Tak, podobnie, jak to bywa u dzieci.
Cały projekt jest połączeniem humanistyki, nauk ścisłych i praktyk artystycznych. W obrębie humanistyki mówimy o posthumanizmie. Badacze nauk ścisłych (przynajmniej w teorii) nie ideologizują swojej pracy, ale czy można powiedzieć, że naukowcy czerpią inspirację z posthumanizmu, pracy artystycznej?
E.F.: Jak najbardziej. Jestem przekonany, że to też działa w drugą stronę…
M.S.: Tylko bardziej podświadome…
E.F.: Naukowcy czasami chcą pracować z „szaleńcem”, aby spojrzeć na sprawę z innego punktu widzenia. Nie chodzi o to, że naukowiec chce skopiować bezpośrednio ideę artysty. Odmienne spojrzenie może stać się dla niego za to inspiracją, która wprowadzi go na trochę inny tor myślenia.
A jak ta sytuacja interdyscyplinarnej integracji wygląda w kontekście konferencji?
M.S.: Rozmowy z prelegentami Wydziału Biologii były otwarte i przyjazne. Spotkałam się z lekkością łączenia dyscyplin, sztuki z nauką czy badaniami. Trudniej z korelowaniem sztuki z doświadczeniami behawiorystów – to dla nich spore wyzwanie. Ich głównym narzędziem jest tylko i aż osobiste doświadczenie. Finalnie dyskusje panelowe konferencji są bardzo zaangażowane. Ciekawią mnie wrażenia studentów, którzy z reguły unikają rozmów, komentarzy. Warto zauważyć, że na ten moment w Polsce rzadkością są wydziały interdyscyplinarne.
Pies jest dominującym zwierzęciem „nie-ludzkim” w ludzkiej kulturze i sztuce. Pojawił się już np. w ikonach bizantyjskich, na których przedstawiona została postać Świętego Krzysztofa z głową psa i ciałem człowieka, ale aktualnie pies stał się sztucznym wytworem, powstałym poprzez podtrzymywane mutacje w procesie mieszania ras psów lub kreowania ich na wzór hiperrealistycznych lalek.
ASP w Gdańsku odrywa pionierską rolę w zakresie łączenia biologi i sztuki.
E.F.: No tak. Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku jest chyba jedyną uczelnią, która jest zainteresowana współpracą z Unwersytetem, Wydziałem Biologii czy Biotechnologii. Bywały sytuacje współpracy także z Politechniką. Łącznikiem jest Międzyuczelniane Koło Naukowe BIOMEDIA. Studenci mają możliwość wymiany, ale częściej to nasi studenci lgną do biologii niż odwrotnie.
M.S.: Ale jest też bardzo duża otwartość ze strony Wydziału Biologii.
E.F.: Dzięki czemu na współpraca się rozkręca. Proste rzeczy, które studenci biologii mają na pierwszym i drugim roku, naszych studentów również ekscytują. Zaczynają od prostych doświadczeń z bakteriami… To jest pierwsze, jedyne, międzyuczelniane i interdyscyplinarne koło naukowe w Polsce.
Pełnisz rolę moderata ale też gospodarza, bo cześć konferencji odbywa się na Wydziale Biologii UG a cześć na ASP.
E.F.: Będę moderował dwie ostatnie konferencje na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i jako gospodarz-moderator mam ochotę włożyć kij w mrowisko. Temat „ludzkiego” w konfrontacji z „nie-ludzkim”, ogólnie na mapie Polski i Europy staje się bardzo modny.
M.S.: Rozwija się w kontekście nauk interdyscyplinarnych.
E.F.: Nie wiem czy się rozwija, ale jest bardzo modny. Mówiąc to, trochę strzelam sobie w kolano, ponieważ zaraz jadę do Wrocławia, gdzie kuratoruję konferencję „Czynnik ludzki / Czynnik nie- ludzki. Edukacja i eksperyment”. W Gdańsku spróbuję naszym prelegentom delikatnie „podstawić nogę”. Lynn Margulis już 21 lat temu podważyła wielkość gatunku ludzkiego i zanegowała podział na „ludzki” i „nie-ludzki”. Biolodzy, którzy biorą udział w konferencjach „Reborn Dogs” stanowczo twierdzą, że człowiek jest zwierzęciem. Wolałbym, aby ta konferencja nazywała się „Reborn Animals” zamiast „Reborn Dogs”. Pojawiają się tutaj: szympans Congo, pojawiają się małpy, słonie… które nie mają nic wspólnego z psami.
M.S.: Skąd więc nazwa „Reborn Dogs”? Wiadomo, że pies jest dominującym zwierzęciem „nie-ludzkim” w ludzkiej kulturze i sztuce. Pojawił się już np. w ikonach bizantyjskich, na których przedstawiona została postać Świętego Krzysztofa z głową psa i ciałem człowieka, ale aktualnie pies stał się sztucznym wytworem, powstałym poprzez podtrzymywane mutacje w procesie mieszania ras psów lub kreowania ich na wzór hiperrealistycznych lalek. „Psy to nie surogat teorii; nie są tu tylko po to, żeby z nimi myśleć. Są po to, żeby z nimi żyć”( Donna Haraway). Idąc za Haraway, pies to pewien metaplazm, oznaka narodzin naturokultury, transferu wartości kulturowych i duchowych (Gloria Anzaldua, która jako pierwsza mówiła o tożsamości wolnej od świadomego umysłu). Zgadzam się z tym, co mówi Elvin, w kontekście nazewnictwa naukowego, no i wystarczy spojrzeć na plakat wydarzenia, widoczna jest czerwona plama, powielony pies lub czteroonożny byt, czy kształt zbliżony do psa, swoista przewrotność wizualna. Ano może warto przewrócić kartę sztuki zaangażowanej na inny, bardziej sprawny punkt widzenia czy percypowania?
Nasze teoretyczne dywagacje są najprawdopodobniej obojętne zwierzętom i wracamy do człowieka, który ma potrzebę łamania binarnych pozycji…
M.S.: …i potrzebę rozszerzania komunikatu, poznawania człowieka jako zwierzęcia. Ostatnio zainteresowała mnie twórczość Marion Laval-Jeantet, artystki, która w 2010 roku wykonała pracę Niech koń żyje we mnie. Przeszła transfuzję krwi, poprzez wprowadzenie osocza konia do własnej krwi. Przez dwa miesiące brała przeciwciała, mimo to pojawiło się ryzyko wstrząsu anafilaktycznego. Artystka opowiadała o swoich wrażeniach po zabiegu, o tym, że była bardzo wrażliwa, nie mogła pohamować swoich emocji albo czuła się nad wyraz silna.
Obserwując i słuchając artystów z Polski, którzy mówią o sobie, że tworzą w nurcie posthumanizmu, czy też mówią, że istoty nie-ludzkie są ważne w ich twórczości i codzienności odnoszę wrażenie, że mają ponury obraz gatunku ludzkiego. Zastanawia mnie dychotomia, która się tutaj pojawia. Afirmacja nie-ludzkiego i degradowanie gatunku ludzkiego.
E.F.: Człowiek to najgorszy wirus (to jest stwierdzenie Aleksandry Ska).
Jak tak negatywistyczna wizja człowieka ma się do tej idei równości bytów, o której mówią i domagają się posthumaniści?
E.F.: Teraz dowiaduję się, że jestem czarnowidzem. Gdy patrzę na to, co robiłem w swojej twórczości przez ostatnie lata, to wielokrotnie podważałem wielkość gatunku ludzkiego, ale nie traktuję siebie jako malkontenta, mam też pozytywne spojrzenie na te sprawy…
Lubisz choć kilka stworzeń gatunku ludzkiego?
E.F.: Absolutnie. Pomimo tego, co mówiła Lynn Margulis, że jesteśmy dwunogiem mnożącym się niczym chwat. I to jest mocne! Bardzo się cieszę, że jestem moderatorem tych konferencji, zrobimy tam po prostu rewolucję.
A czy rewolucja, o której mówisz, dotyczy tylko sztuki czy też o rodzaju funkcjonowania społecznego i przemysłu, ekonomii, polityki… Czy jest potrzeba wprowadzania zmian na poziomie codzienności?
M.S.: Rewolucja „Reborn Dogs” to zmysłowe i wizualne, „ciało komunikatu” na przykładzie zwierzę-człowiek…. Animaloterapia i neuroplastyka to jedne z dziedzin, w których można mówić o funkcjonowaniu na poziomie codzienności.
Elvin, czy w twojej pracy z nie-ludzkim też występuje aspekt terapeutyczny?
E.F.: Czy jest terapeutyczny? Mój doktorat Symbiotyczność tworzenia na pewno tak. Zahaczał mocno o współcodzienność, o której tutaj mówimy. Jest to dzieło naprawdę międzygatunkowe i ja w pewnym momencie schodzę w nim z uprzywilejowanej pozycji artysty. A czy teraz moje nowe działania są terapeutyczne? Wydaje mi się, że tak. Nawet fakt, że pracuję obecnie nad projektem z obszaru bio artu, który najprawdopodobniej zakończy się niepowodzeniem, ma działanie terapeutyczne, a to niepowodzenie przerodzi się w swoistą wartość artystyczną. Jestem związany w sposób bardzo emocjonalny z każdym moim projektem i nawet jeśli napotykam sytuację, którą nazywam porażką, to i tak sobie z tym radzę, i radząc sobie z tym, doznaję oczyszczenia.