„Na moje żyćko wpłynęła…” Małgorzaty Mycek w BWA Warszawa
Rozmowa Joanny Warechy z Małgorzatą Mycek.
Jesteśmy z różnych miejsc. Ja – z Warmii i Mazur, Ty – z południa Polski. Ja – ze wsi popegeerowskiej, Ty – wsi indywidualnej. Jesteśmy z różnych pokoleń. Ja – dziecko gierkowskiej dekady, przesiąknięta PRL-em, Ty – dziecko transformacji. Urodziłaś się w Sanoku w 1993 roku. Czy łączy nas wiejskość?
Małgorzata, Małgośka, Gośka, Gocha?
Możesz do mnie mówić Gosia.
Lubisz to zdrobnienie?
Nie wiem? Używam też Małgorzata. Jestem osobą niebinarną i nie utożsamiam się z byciem kobietą. Na razie moje imię mi nie przeszkadza. Kiedyś go nie lubiłam, wydawało mi się staromodne. Zresztą na wsi najczęściej jesteś bezimienna. Należysz do kogoś. Często słyszałam, że jestem córką rolnika, albo córką Jóźka. Nie miałam podmiotowości.
Jak Twoi rodzice zareagowali na Twoją twórczość?
Nie do końca im się to podobało. Mój ojciec w ogóle nie rozumie tego, czym się zajmuję. Tak samo babcia, ciotki. Nie mam do nich pretensji, bo wieś jest pozbawiana narzędzi do rozumienia różnych procesów zachodzących w społeczeństwie. Ludzie na wsi doświadczają nieustającego wykluczenia; utrudniony dostęp do dóbr kultury, wykluczenie komunikacyjne itd. Ja wykluczenie definiuję jako przemoc. Niestety, przemoc na wsi dotyczy wielu poziomów codzienności. Sama jej wielokrotnie doświadczałam.
Pochodzisz z Podkarpacia, z serca Bieszczad, z Radoszyc. Ze świętej wsi?
Tak, miejsce to słynie z cudownego źródełka i objawienia Matki Boskiej. Od dziecka pamiętam to brodzenie w błocie, bo źródełko znajduje się w lesie, żeby napełnić wiadra, konwie „cudowną wodą”. Czasami jechaliśmy wozem, żeby więcej wody przywieźć. Do tej pory w moim domu, gotuje się na tej wodzie niedzielny rosół. Kawę, herbatę również przygotowuje się na bazie tej wody. Pije się ją hektolitrami. Obmywa twarz. Według zachowanego podania ludowego, w tym miejscu, u zbiegu dwóch leśnych strumyków do potoku Barbura, prawie 140 lat temu, dziewczyna dotknięta uciążliwą chorobą skóry, po wielotygodniowym błądzeniu po lesie, doznała cudu objawienia Matki Boskiej i wyzdrowienia, po obmyciu się wodą z miejscowego źródła.
Zrobiłam pracę o tym, jak ewoluuje to źródełko. Przez lata było to zwykłe, leśne wgłębienie, później pojawiła się rura, a teraz jest finalna forma – kapliczka. Na tablicy z pleksi zapisane są nazwiska fundatorów. Mój ojciec widnieje gdzieś w połowie tej tablicy. Najdrobniejszą czcionką zapisane są te osoby, których wkładem w budowę kapliczki była siła fizyczna, nie pieniądze. Na wsi ważne jest bycie na szczycie listy fundatorów.
Czy mówiono do Ciebie, że powinnaś zostać na wsi, przejąć gospodarstwo?
Mówiono. Chcę wrócić, ale nie po to, żeby być rolniczką, być czyjąś córką, tylko, by prowadzić azyl dla zwierząt. Zobacz, to jest portret mojej mamy. Na tej pracy uchwyciłam kierat kobiecej codzienności. Mama zajmuje się produkcją serów, oczywiście musi też dbać o zwierzęta: owce, krowy, kury. Pracuje też w ogrodzie. Wieczorami jest już bardzo zmęczona, ale jeszcze pracuje… w kuchni. To jest obraz mojej matki, która nie ma wsparcia od innych. Bardzo często słyszę od kobiet, że portret mojej mamy jest portretem wielu kobiet, że jest uniwersalnym obrazem codzienności kobiet w Polsce, szczególnie na wsi.
Tworzysz swoje prace na zużytych banerach. Dlaczego?
Tym gestem chciałam się odnieść do wiejskiego DIY (di-aj-łaj). W mojej wsi zazwyczaj się niczego nie wyrzucało, tylko składowało w różnych miejscach. Najczęściej w szopach, na strychach. Ja „wyszłam” z tej szopy i w moich pracach odnoszę się do tego zjawiska, do wiejskiego upcyklingu. Nieustająco zadziwiają mnie różne dekoracje np. w przydomowych ogródkach: łabędzie, kwietniki, ogrodzenia wykonane ze zużytych opon. Taki Second Life. Ale nie tylko opony, także stare urządzenia rolnicze, często zardzewiałe również „ozdabiają” wiejskie obejścia. A zużyte banery służą jako plandeki do okrywania drzew, psich bud, przykrywania ściętych drzew. Ale mój ulubiony przykład upcyklingu znany jest już w całej Polsce – to mrożony koperek w pudełku po lodach.
Wyobraź sobie, że w dzieciństwie rozpaczałam nad tym, że na moim podwórku nie został postawiony betonowy słup energetyczny w kształcie odwróconej litery V, który miał na całej długości owalne otwory. Betonowe słupy zastąpiły drewniane słupy energetyczne. Ten betonowy „ominął” nasze pole. Na innych, wiejskich posesjach można było do tych otworów wstawić np. doniczki z kwiatami. To była moja życiowa tragedia, że taka betonowa konstrukcja ominęła moje podwórko.
W którym momencie pojawiła się u Ciebie chęć ucieczki z rodzinnej wsi?
Od wczesnego dzieciństwa czułam, że nie jestem tam akceptowana.
Czułaś, że jesteś inna?
Tak. Nazywana byłam klasowym, wioskowym dziwadłem. Nikt nie chciał się ze mną bawić. Interesowały mnie inne rzeczy. Uwielbiałam bawić się w rzeczce, grzebać w ziemi. Dzieci tego nie rozumiały. Wyglądałam też inaczej. Sama obcinałam sobie włosy, farbowałam je kolorową bibułą. Moje aktywności na wsi sprowadzały się do obcowania z przyrodą. Wolałam spędzać czas ze zwierzętami niż z ludźmi. To mnie ukształtowało i na moje żyćko wpłynęło…
Dużo też malowałam, ale nigdy nie byłam w szkole podstawowej doceniana. Od nauczycieli słyszałam, że kopiuję, kalkuję prace innych. Nie dostawałam nagród w szkolnych konkursach plastycznych, bo przecież uważano, że to nie moje prace. Dopiero w liceum plastycznym to się zmieniło.
Przyznam się, że nie miałam ochoty wracać do swojej wsi. W twórczości także. Od niedawna towarzyszy mi chęć powrotu do mojego miejsca „wyjścia”. To swego rodzaju terapia. Poprzez moje prace przerabiam doświadczenia stamtąd.
Czym jest dla Ciebie wieś?
Wieś traktuję w kategoriach osobistych. To miejsce, gdzie ludzie wszystko o Tobie wiedzą. Wiedzą więcej niż ty sama. To miejsce, które kojarzy mi się głównie z przemocą. Przemocą wobec zwierząt i ludzi. Na wsi łatwiej jest zganić drugiego człowieka, podważyć jego podmiotowość niż go zrozumieć.
O czym mówią ludzie na wsi?
Częstą pointą jest powiedzenie: tak to jest z tymi sprawami…. Rozmawiają o spiskach żydowskich, o tym, że jest plandemia, nie pandemia, że nie wolno się szczepić. Zawsze są dwie, trzy osoby na wsi, które nadają ton takim rozmowom. Przykładem może być znana z memów kobieta, która większość czasu spędza na obserwacji życia mieszkańców. Podparta o parapet, kilka godzin dziennie, spędza czas na obserwacjach.
Powiedziałaś, że Twoja rodzina jest bardzo religijna…
Moim zdaniem religijna na pokaz, jak większość takich społeczności. Czyli skupia się na frekwencji. Im częściej w kościele, tym lepsza opinia.
Pamiętasz swoją pierwszą spowiedź?
Pamiętam każdą spowiedź, bo zawsze zmyślałam grzechy. Wciąż wymyślałam te same, czyli: nie słuchałam mamy, dokuczałam rodzeństwu, przeklinałam. I oczywiście formułka kończąca: więcej grzechów nie pamiętam. Zresztą ta formułka jest tytułem jednej z moich prac. Zabawne jest to, że z koleżankami, kolegami wymienialiśmy się grzechami. Bo jakie grzechy mogło mieć dziecko?!
Nie bałaś się Boga?
Nie bałam się Boga, bo szybko zwątpiłam w jego istnienie. Zresztą bardzo szybko zauważyłam, że uczestniczę w jakimś teatrze dramatu i groteski jednocześnie.
Pamiętasz swoją pierwszą pracę?
Tak, przedstawia ona dziewczynę wystroją na sobotnią imprezę – w pełnym makijażu. Ale zanim uda się na dyskotekę, musi jeszcze zabić kurę na niedzielny rosół. Zabijanie drobiu należało do obowiązków kobiet. Nie rozumiem, dlaczego dzieci dorastały z tak traumatyzującymi obrazami. Mam prawie trzydzieści lat i wciąż mam te sytuacje przed oczami. Od wczesnych lat jestem wegetarianką a na studiach przeszłam na weganizm. Ale przystrajanie dań jest czymś, co mnie wzrusza. Jajka w majonezie á la myszki, parówki w kształcie ośmiorniczek, czy słynny mięsny jeż. No i obowiązkowa lektura z przepisami siostry Anastazji.
Za co lubisz to miejsce?
Za przyrodę, z nią odpoczywam. Lubię też folklor, mistyczne sytuacje, zabobonność, irracjonalność i pewną mroczność. Kiedy byłam mała mówiono, że jedna z kobiet we wsi jest czarownicą, że kradnie dzieci i je gotuje. Wyobraź teraz sobie, że w drodze ze szkoły musiałam przejść obok posesji „czarownicy”. Wielokrotnie z przerażeniem, z płaczem wracałam ze szkoły, przez druty kolczaste, chaszcze, bo bałam się przechodzić obok domu tej kobiety. Bałam się, że będę przez nią porwana i ugotowana.
Rytualizm jest kolejną cechą wsi, jedną z jej charakterystyk. Na przykład, w mojej wsi, po śmierci, ciało zmarłego zawsze wystawiane było do zbiorowej adoracji. Pamiętam śmierć mojego dziadka. Mistyczne doznanie. Otwarta trumna z nieboszczykiem leżała w bukowym lesie. Oczywiście, niedosłownie. Trumna była postawiona na stole, w największym pokoju, w którym główna ściana była pokryta fototapetą z bukowym lasem. Trumna na tle bukowego lasu… duże przeżycie.
Kolekcjonowanie bibelotów jest równie mistyczne, jak tło z fototapetą. Oszklone meblościanki z różnego rodzaju bibelotami: delfinkami, plastikowymi, gipsowymi aniołkami. U mojej mamy są wiewiórki. A w centralnym punkcie witrynki stoi ceramiczny dzbanek z Iwonicza Zdroju. Nie wiem, skąd się pojawił w naszym domu, bo moi rodzice raczej nigdy nie byli w Iwoniczu Zdrój. Ten dzbanek jest ersatzem niespełnionych podróży.
W Twoich pracach dobitnie wybrzmiewają: wrażliwość i uwaga na otaczającą rzeczywistość. Czy głównym motywem jest wiejskość czy polskość?
Zdecydowanie polskość, przesiąknięta patriarchatem z ogromem przemocy na wszystkich płaszczyznach życia.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Małgorzata Mycek
- Wystawa
- „Na moje żyćko wpłynęła…”
- Miejsce
- BWA Warszawa
- Czas trwania
- 19.02–26.03.2022
- Strona internetowa
- bwawarszawa.pl/pl/mycek/