„Miłe złego porządki” Artura Żmijewskiego w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina
Studium przemocy fizycznej, poszukiwanie wspólnych, niezmiennych porządków sytuacji przemocowej – wyabstrahowane z kontekstu. Wystawa surowa, okrojona z dygresji, lakoniczna, ale przemyślnie i skutecznie przygotowana. Dwa niewielkie pokoje, w głównym 24 czarno-białe zdjęcia, w przedsionku monochromatyczny film. Prace, wykonane analogową techniką chronofotografii, przedstawiają zwykle dwie postacie ludzkie, jedna zwykle jest sprawcą, druga ofiarą, chociaż zdarzają się i sytuacje mniej jednoznaczne. Częściej to mężczyźni atakują, ale zobaczymy wszystkie konfiguracje. Niekiedy siłujące się osoby zbliżają się w dziwacznym przytuleniu, niemalże czule, co sugeruje, że przemoc rodzi toksyczną, bliską więź. Czarne tło, szare twarze, ręce – tylko w jednym wypadku została użyta broń, długi kij. Konceptualna estetyka: proste elementy, powtórzone sceny, elementarz zjawiska. Niezmienniki cechujące przemoc: twarze powykrzywiane w grymasie gniewu, na jednym ze zdjęć sprawca podnosi górną wargę i pokazuje zęby, na innym ktoś kogoś kąsa jak zwierzę. Bohaterowie uderzają w czułe miejsca – oczy, nos, usta. Stosują charakterystyczny chwyt „za mordę”, od dołu, łapią za szczękę albo policzki. Jakby próbowało się kogoś zgnieść, unieruchomić, pochwycić na zawsze.
Z fotografii Żmijewskiego bije energia, dynamika, zaskakująca siła. Pozytywne gesty nie przyciągają uwagi, przemoc jest niezwykle fotogeniczna. Brak tu niepotrzebnych ozdobników, nieoprawione fotosy wiszą na gwoździach.
Przemoc jawi się tu jako atawistyczny, biologiczny odruch, o języku fizjologicznym zawsze zbliżonym, podobnym. Paul Ekman przedstawił dość oczywistą prawidłowość, że podstawowe emocje charakteryzują się taką samą ekspresją. Rozgniewani ludzie pokazują zęby, mają rozdymane nozdrza, napinają się, czasem ściągają usta, marszczą brwi, serce bije szybciej, ciśnienie skacze, krew napływa do kończyn, co jest sygnałem dla organizmu, żeby uciekać albo walczyć. Słabnie zdolność odczuwania bólu, poprawia się refleks, pocą się wnętrza rąk, co podobno poprawia przyczepność. Ale przecież ta pierwotna, wywołująca poczucie zażenowania biologiczność jest łatwa, bo stanowi powierzchowne uzasadnienie bardzo złożonych procesów. Raczej nie radzimy sobie z przemocą fizyczną, chociaż jest to najprostszy strukturalnie jej rodzaj. A co dopiero zrozumienie wyrafinowanej przemocy systemowej, symbolicznej, psychicznej, międzygrupowej! Przemocy dyskretnej, którą trudno uchwycić. Żmijewski najbliżej takiego uchwycenia był dwa razy, w filmach Oni i Powtórzenie.
Choć w ostatnich latach Żmijewski niejednokrotnie podejmował temat przemocy, często pracował też z czarno-białą fotografią, to pod względem formalnym wystawa w Kaliszu sytuuje się chyba najbliżej jego pracy dyplomowej 40 szuflad, w której na poukrywanych w szufladkach fotografiach nadzy mężczyzna i kobieta odkształcali wzajemnie swoje ciała. Także i nowe zdjęcia są formą atlasu, wydaje się, że artysta ma potrzebę skatalogowania czy uporządkowania zjawisk. Z fotografii Żmijewskiego bije energia, dynamika, zaskakująca siła. Pozytywne gesty nie przyciągają uwagi, przemoc jest niezwykle fotogeniczna. Brak tu niepotrzebnych ozdobników, nieoprawione fotosy wiszą na gwoździach. Całość przygotowano profesjonalnie, projektowi towarzyszy film z wypowiedzią artysty, dostępny online. Przy wyjściu stoi czarne pudełko: zwiedzający mogą wrzucić do niego kartkę z pytaniem do Żmijewskiego, odpowie w czasie trwania wystawy. Kiedy przyszłam dwa dni po otwarciu, skrzyneczka była jeszcze pusta, nikt nie odważył się zapytać. Artysta zadbał o klarowność i komunikatywność, foldery i ulotki są starannie przygotowane. Słowem – bardzo dobra wystawa, podejmująca palący temat, w końcu w czasach zagrożenia zachowania przemocowe się nasilają, często względem mniejszości ( przykładowe nagłówki z gazet z dni, kiedy powstawał tekst: Włochy: infolinia dla ofiar przemocy domowej notuje aż 73% więcej zgłoszeń, Jedno pobicie to nie przemoc domowa, 16-latka skopana w autobusie przez maseczkę [sic!]. Nagranie szokuje, Mężczyzna pobity nad ranem przed klubem gejowskim w centrum Krakowa).
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 31. numerze Magazynu „Szum”.
Wiktoria Kozioł – historyczka sztuki (doktorat na Wydziale Historycznym UJ), krytyczka, badaczka. Rozwija działalność pedagogiczną w zakresie wyższej edukacji związanej z historią sztuki i sztuką. Pracowała jako asystentka na Wydziale Sztuki UP, wykłada na Wydziale Polonistyki UJ (krytykę artystyczną i syntetyczny kurs dotyczący dziejów historii sztuki europejskiej) oraz na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuki w Szczecinie. Obecnie jest przede wszystkim związana z Uniwersytetem SWPS w Krakowie (dawna Wyższa Szkoła Europejska), gdzie pomaga kształcić osoby zajmujące się grafiką, przede wszystkim w obszarze gier cyfrowych. Pracuje także w Liceum Sztuk Plastycznych Cosinus w Krakowie, gdzie uczy historii sztuki. Jest autorką ponad 50 artykułów krytycznych i kilkunastu tekstów naukowych
Więcej