Manualna czynność. Rozmowa z Katarzyną Józefowicz
Katarzyna Szydłowska: Spotkałyśmy się w sobotę rano, dzień po wernisażu w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Tak wcześnie, bo słyszałam, że rano się pani dobrze myśli. Czy to również oznacza, że pracuje pani rano?
Katarzyna Józefowicz: Zwykle wstaję wcześnie. To dla mnie najlepszy czas. Schodzę do swojego pokoju i rozpoczynam pracę, dopiero w pewnym momencie przerywam ją na śniadanie. Tak pracuję. Bardzo mi się to podoba, to poddanie się rygorowi dnia. W takim rygorze, budując prace, zwykle funkcjonuję. Szczególnie te bardzo złożone, które wymagają wielu czynności, tak jak w pracy Miasto. Są elementy, które najpierw trzeba było zbudować, skleić. Robiąc ją musiałam wyprodukować odpowiednią ilość prefabrykatów, z których potem budowałam. Także zasada pracy nakładczej wymogła na mnie taki system. Czysta mechanika mogłaby się pojawić jako pierwsza czynność życiowa. W ogóle bardzo lubię ranki. Kiedyś lubiłam noc, ale z czasem się przestawiłam na system poranny. Moment mojej aktywności jest największy tak do godziny 14. Wtedy najlepiej potrafię sobie poukładać myśli. Jeśli pracuję nocą lub późnym wieczorem, to muszę mieć moment odpoczynku, wyjścia z codzienności. Jak przychodzę z pracy muszę ochłonąć, dojść do siebie i dopiero wejść w swoją rzeczywistość.
Pani prace wydają się odreagowaniem świata otaczającego nas, miejskiego, agresywnego, pełnego komunikatów wizualnych, ciasnego i samotnego. Wiem, że jakiś czas temu przeprowadziła się pani poza miasto. Czy przeprowadzka w bardziej zaciszne miejsce miała odbicie w pani pracach?
Myślę, że tak. Na przykład Dywany powstały w momencie, kiedy się przeprowadziłam. Grupa prac – Posłowie, Pokój, Zwoje – powstawały wobec przestrzeni, pejzaży. Jest taki poziom ciszy, który bycie poza miastem we mnie wyzwala. Teraz mieszkam de facto w mieście, ale na jego obrzeżach. Po raz pierwszy przeprowadziłam się z miasta do bloków na wsi, bloków w otoczeniu wiejskim. Pola, lasy, jeziora i sześć bloków w środku tego, które stały jak jakieś kosmiczne abstrakcje. Wszyscy byli przerażeni, gdzie się przeprowadzam. Tak naprawdę ta decyzja spowodowała u mnie bardzo wiele zmian; wyciszenie, ukojenie. Jestem osobą bardzo związaną z przyrodą. Uwielbiam spacerować. Do niedawna wcale nie korzystałam z samochodu. Lubię obserwować, lubię jeździć autobusem, czego nikt nie potrafił zrozumieć. Teraz jeżdżę samochodem, ale jeżdżę też autobusem. Dla mnie taka przesiadka do samochodu to utrata czegoś. Samochód odcina od rzeczywistości. Jazda autobusem jest też ważna z innych względów. Przeprowadzając się, człowiek wpisuje się w nową społeczność. Podróż autobusem to moment, w którym poznawałam się z moimi sąsiadami. To taki moment, kiedy masz czas się komunikować; na przystanku, idąc na przystanek czy jadąc autobusem. Myślę, że mam przewagę nad wieloma osobami, które się wprowadziły tutaj później i od razu startowały z poziomu samochodu – oni się nie znają. A ja, na ten czas jaki tam mieszkam, znam bardzo wiele osób. Utworzyły się relacje, co jest dla mnie bardzo istotne. Ja w ogóle mam takie socjalne teorie – mój syn chodził do lokalnej szkoły. Dla mnie idea życia w społeczności była zawsze bardzo ważna. Obserwuję dzieci, które jeżdżą do szkół w mieście, niejednokrotnie zawożone przez rodziców. One są wyobcowane. Mój syn ma kolegów z harcerstwa, z podstawówki, z różnych środowisk. Styka się z bardzo różnymi ludźmi i uważam, że to ważne doświadczenie.
Chciałam jeszcze wrócić do tego rozróżnienia – miasto vs. przyroda. Czy pani zauważa w swoich pracach różnice między tymi powstałymi w mieście, a powstałymi poza nim?
Ciekawe, że zwróciła mi pani na to uwagę, teraz to zauważam. Pokój i Posłowie to prace, które niosą w sobie ciszę otwartych przestrzeni, linearność. Nie miałam tej świadomości dotychczas, dopiero w rozmowie z panią zaczęłam to dostrzegać. Próbuję je ustawić w czasie i rzeczywiście znajduję taką zasadę, że prace wyciszone – Dywan, Pokój – powstały ze spokoju, ukojenia, które daje otwarta przestrzeń.
Pokój jest też dla mnie taką wypracowaną prywatnością. Zbudowaniem własnej przestrzeni.
Ta praca odnosi się oczywiście do mojego życia, ale też do świata, który mnie otacza. Jazda autobusem to też czytanie gazet. Gazety zawsze były obecne w moich podróżach. Teraz jest ich coraz mniej. Dywan był pierwszą pracą z gazetami, magazynami, Pokój pojawił się później. Chodziło o to, żeby ta hałaśliwość, natrętność świata została zamieniona w spokój, który w tym Pokoju ma się pojawić. To była też praca wobec mediów, tego co wkracza w moje życie i czasem burzy spokój, który sobie próbuję zbudować. Ta praca miała być metodą na wyciszenie i stworzenie idealnej przestrzeni.
Wchodząc do pokoju miałam wrażenie, że weszłam do wnętrza wielkiego komputera, w którym jest mnóstwo niewidocznych informacji – w formie bitów, czy innego zapisu. My wiemy, że te informacje tam są, ale nie potrafimy ich odczytać.
Tak, my wiemy, że wszystko tam jest, ale nie czytamy tego. O to też chodziło, żeby to zatrzeć. Informacje to baza dla naszego świata, ale taka baza, o której nie zawsze musimy pamiętać. Podobnie konstruowane są Zwoje. One też wykorzystują tekst gazetowy, aktualny, tylko gdy w przypadku Pokoju chodzi o wejście w przestrzeń, w przypadku Zwojów treść jest schowana, zwinięta w formie taśm. Wracając do tego, że to może być wnętrze komputera, my wiemy, że tu jest mnóstwo informacji, w tych zwojach też, ale nie jesteśmy w stanie ogarnąć wszystkiego. To rodzaj bazy informacyjnej. Ona ma oczywiście formę dekoracyjną, z jednej strony to wiry i zwoje, ale ja układam je w formie dekoracyjnych ornamentów.
Pracując z gazetami, czy wybiera pani informacje, które ją interesują, czy są to przypadkowe paski gazet?
Przypadkowe paski. Zarówno Pokój jak i Zwoje to prace, które są zarazem zniszczeniem i zbudowaniem. Zniszczenia dokonuję ja, nie niszczarka czy inna maszyna. Gest cięcia i odcięcia się jest bardzo ważny. Zniszczenie czegoś co mnie irytuje, denerwuje i zamiana, albo zamknięcie. Zamiana następuje w Pokoju, a zamknięcie w Zwojach.
Czy mogłaby pani opowiedzieć o pracach Obrusy i Posłowie, one skonstruowane są nieco inaczej?
To dalszy ciąg pracy z gazetami. Nadal mam ich w domu bardzo dużo. Są obecne przez cały czas, nawet jeśli ich już nie czytam. Zostały w dużym stopniu pozbawione zdjęć, które zbudowały Dywany. Część z nich została i dalej wycinałam z nich, tym razem słowa. Posłowie to praca z czasopismami efektownymi, kolorowymi, na lepszym papierze. Taka praca wyjmowania słów. Słowa wyjęte ze swojego pierwotnego świata inaczej znaczą. Obrus to taki sam materiał jak Posłowie, ale w efekcie powstają inne prace. Kiedyś, kilkanaście lat temu, zrobiłam pracę Serweta. Była to praca z gestów, wycinanych dłoni. Stół kojarzy mi się z gestykulacją, artykulacją. Praca powstała kiedy interesowałam się obrazami (jak w przypadku Dywanu). To się zmieniło na zainteresowanie tekstem, słowem. Obrus ma wiązać się z rozmową. Rozmowy przy stole mają ważny charakter, obrus kojarzy mi się z wagą, powagą, oficjalnością.
Czy słowa wybrane przez panią w Obrusach czy Posłowiu opowiadają jakąś historię?
Nie, możemy oczywiście wybrać sobie zestawy słów, które się powtarzają, są ważne, ale wszystko jest konstruowane na zasadzie przypadkowości. Ja nie tworzę w ten sposób, choć w pismach jest dużo powtarzających się informacji i mogłabym z tego zbudować prace. Z pewnością jest to jakaś droga. Słowa wybrane i łączone na nowo, tworzą nową jakość. Jest grupa artystów, którzy tak pracują, na przykład Jadwiga Sawicka. Dla mnie materia jest najistotniejsza. Przywołałam tu Jadwigę Sawicką, ale ona pracuje na zupełnie innym poziomie, zajmuje się znaczeniowością słów, wyjmuje jedno słowo, które nagle nabiera innego sensu, albo się wzmacnia. Ja wykorzystuję z gazet oba elementy, obraz i słowo.
Jest pani profesorem na Wydziale Rzeźby i Intermediów na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku – czego pani uczy studentów?
Mam rzeźbiarski rodowód, który wysoko cenię i który jest dla mnie bardzo ważny, więc w sposób naturalny zostałam przy rzeźbie. Pracownia, którą prowadzę to pracownia rzeźby. Rozumiem ją szeroko, również jako działania w przestrzeni. Dotykanie przestrzeni, w tym zajmowanie zastanych miejsc, świadomość własnych działań, to główne kierunki mojej pracy ze studentami. Myślę, że nie uczę ich mojego doświadczania materii, bo jest ono moim własnym. Tak jak intuicyjnym i moim jest nazywanie przeze mnie moich prac rysunkami, kiedy inni określają je rzeźbami.
Pani prace oglądamy zazwyczaj w przestrzeniach bardzo typowych, galeryjnych. A czy realizowała pani, lub chciała zrealizować, pokaz w jakiejś mniej oczywistej przestrzeni?
Tak, ale przestrzeni zamkniętej! Teraz wiele prac realizuje się w przestrzeni otwartej, miejskiej. Miałam takie propozycje, ale nigdy swoich prac nie widziałam w takiej sytuacji. Pamiętam, że kiedyś grupa byłych studentów z Gdańska organizowała wystawę w alei w Oliwie. Każdy dostał przestrzeń do zagospodarowania. Były to kostki/skrzynki. To wyzwanie było dla mnie jeszcze do przyjęcia, bo choć w przestrzeni miejskiej, to na zamkniętym, ograniczonym obszarze. Jednak wolę przestrzeń ograniczoną. Nie mam umiejętności organizacyjnych. Nie potrafię zbudować, zabezpieczyć czegoś, to dla mnie zbyt trudne. Dlatego łatwiej mi jest coś zrobić w przestrzeni danej czy dostanej. To, co robię to bardzo proste czynności, nie wymagające ode mnie organizowania sobie warsztatu pracy. To wszystko co jestem w stanie zrobić sama.
Ale pani przygotowania do pracy też wymagają wielkiego zorganizowania!
Ale to wszystko jest właśnie w mikro-skali.
Nie musi pani mówić nikomu co robić.
Tego w ogóle nie potrafię. Tutaj przy wystawie w CSW tylko Pokój został przygotowany przez innych, zazwyczaj sama buduję wystawy. Choć sytuacje odbiegające od tego co ja sobie wyobrażam też podejmuję. Traktuję je jako wyzwanie.
A czym się pani zajmowała kiedy nie wystawiała? Ile to było, może pięć ostatnich lat?
Może nawet więcej. Ja cały czas wystawiałam, tylko w kameralnych miejscach. Powstawały nowe prace, może nie tak intensywnie, bo też obowiązki uczelniane, których się podjęłam trochę mnie zaangażowały. Natomiast w tym czasie powstawały, między innymi, Obrusy, Posłowie, Pokój. One powstały właśnie w tym niebycie. Wystawiałam cały czas, nie miałam specjalnie mniej wystaw, to tylko kwestia skali. Wystawy miały bardziej lokalny charakter. Nie potrafię być adwokatem swojej sprawy, raczej czekam na propozycje, niż sobie coś organizuję. To nie jest moje gwiazdorstwo, tylko nie umiem, albo nie mam odwagi, o to zabiegać.
Kiedy pani wie, że praca jest ukończona?
Prace są skończone, choć rzeczywiście mogłyby ciągnąć się w nieskończoność. Czasem decyduje zmęczenie: formą, oddaniem się, bo to jest oddanie się niewolniczej pracy. To jeden z podstawowych powodów, dla których pracę uznaję za skończoną. Czasami, jak w Posłowiu, brnięcie dalej nie ma sensu, to co chciałam w pracy zawrzeć, wyczerpało się. To są tego rodzaju decyzje. Wszystkie prace mają zapisaną w sobie kontynuację, no może z wyjątkiem Obrusów. Tylko one są formą zamkniętą. Na przykład praca nad Terenem prywatnym zaczęła dziać się niedawno i jeszcze będę ją rozwijać.
Czy problem Terenu prywatnego jest pani bliski?
To problem opisany już przez socjologów i innych badaczy. Chodzi o ograniczenie przestrzeni. Zauważam to od wielu lat w mieście. Natomiast problem widoczny jest też na terenach podmiejskich, ma tylko inną formę. Kiedy chodzę na spacery z psami, widuję w środku lasu tabliczki teren prywatny, zakaz wstępu. Okazuje się, że miejsca, które mogłyby być wspólną przestrzenią, z decyzji ich właścicieli są terenem zamkniętym. Nie ma płotów, ogrodzeń, tylko tabliczka. Na terenach podmiejskich, szczególnie nowo wybudowanych, odgradzanie ma bardzo restrykcyjną formę. Tam gdzie mieszkam, sprowadziło się wiele zamożnych osób, którzy budują wokół swoich domów już nie ogrodzenia, a parkany. Jak widzę płoty wysokości 3-4 metrów to myślę, że te dotknięcia w pejzażu, jakimi są tabliczki w lasach i na polach, w jakiś sposób przyczyniły się do tej sytuacji.
A mogłaby mi pani opowiedzieć o pracy Miłość? Ona jest nieco inna niż od pozostałe.
Miłość jest jedyną pracą, która powstała do wystawy [Miłość – site specific, kurator Krzysztof Polkowski. 15-16.10.2011 – przyp. red.] Była taka postindustrialna przestrzeń w Gdańsku po Królewskiej Fabryce Karabinów, gdzie jeden z moich kolegów z Akademii organizował wystawę. Tematem wystawy była miłość. Organizator tego przedsięwzięcia opisał, że to miejsce jest surowe, naznaczone złem i miłość jest tu jako kontra. Traktowałam to jako wyzwanie, choć temat trochę nie mój. Tu na wystawie w CSW jest fragment tej pracy, delikatny sygnał, ale wtedy w Gdańsku zbudowałam całą pajęczynę, która zawieszona wysoko, była takimi majaczącymi liniami. To w Miłości po raz pierwszy wykorzystałam słowa pisane przez siebie, odręcznie.
Jakie wrażenia po retrospektywnej wystawie w CSW?
Podczas spotkania prasowego uzmysłowiłam sobie, że ta wystawa jest dla mnie ważna, również z osobistych powodów. Zebrałam wszystko w jednej przestrzeni i dostrzegłam drogę. Zaczęłam odtwarzać swoją historię. Poszczególne prace to rejestracje tego, co działo się w moim życiu. Czas jest tu elementem bardzo ważnym – czas spędzony przy pracy, czas, który się wiąże z destrukcją, wreszcie upływ czasu. Dostrzegłam walor tej sytuacji. To było nieuświadomione, podskórne. Inaczej, budowałam prace żyjąc intensywniej w mieście, a inaczej będąc poza. Widać też duże zmiany we mnie samej. To wyprowadzenie się pod miasto, na początku zupełnie nieświadome, to była ucieczka od niemożności mieszkania w mieście z przyczyn przede wszystkim finansowych. Na początku jak się wyprowadziłam byłam przerażona. Dzielnica, w której mieszkałam, była tak odseparowana od miasta, że nie było telefonu, a ja byłam w zaawansowanej ciąży. Nie znałam ludzi. Przy zmysłach trzymał mnie tylko przystanek autobusowy naprzeciwko okien. Myślałam, że jak zacznę rodzić, wsiądę do autobusu i dojadę. To mnie przekonało. Pierwszy rok był straszny. Kupienie czegokolwiek to była wyprawa. Teraz mieszka się tam świetnie, ale myślę, że ta wyprowadzka trochę mnie złagodziła.
A co to za kulka, którą tak pani urabia w dłoniach?
To jest modelina. Wzięłam ją, żeby coś na wystawie przymocować. Ale jednak nie muszę. Bardzo pomaga taka manualna czynność. Zawsze uważałam się za osobę impulsywną. Oczywiście jestem pełna sprzeczności.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Katarzyna Józefowicz
- Wystawa
- Habitat
- Miejsce
- CSW Zamek Ujazdowski
- Czas trwania
- 17.01-29.03.2015
- Osoba kuratorska
- Marek Goździewski
- Fotografie
- Bartosz Górka
- Strona internetowa
- csw.art.pl