Lubię obserwować zło. Rozmowa z Mikołajem Starowieyskim
Joanna Ruszczyk: Wystawa światowa jest twoją pierwszą od wielu lat. Skończyłeś Wydział Rzeźby, znaną pracownię Grzegorza Kowalskiego. Dobry start. Dlaczego po studiach nie zaangażowałeś się w sztukę?
Mikołaj Starowieyski: Na studiach wkręciłem się. Pojawił się Hansen, Corbusier, inni moderniści. Ale pomyślałem, że w myśli modernistycznej, która była atrakcyjna i mądra, wszystko zostało powiedziane. Czarny kwadrat, czarna kropka i koniec. Taki skrajny minimalizm. A reszta mi się wydawała niemądra. Wpadłem w modernistyczną pułapkę. Pętałem się wokoło sztuki, ale się nią nie zajmowałem. A dlaczego, to ja nie wiem.
Czy to, że miałeś ojca – znanego artystę, mocną osobowość, nie miało wpływu na to zablokowanie? Występujesz pod nazwiskiem „Biberstein”. Dlaczego? Nie chcesz być kojarzony z ojcem? Nie chcesz „jechać” na nazwisku? Nie chcesz być oceniany przez jego pryzmat?
Ojciec w innej branży artystycznej robił, więc raczej nie. A może trochę… Mam brata malarza, który się posługuje tym nazwiskiem. I ojciec. Za dużo. Ale nie musiałem wymyślać pseudonimu, mam to szczęście, że mam w dowodzie dwa imiona i dwa nazwiska: Jan Mikołaj Biberstein-Starowieyski. Raz mogę być tym, raz tym, i jeszcze mogę krzyżowo kombinować. Kiedyś tego nie lubiłem, bo miałem same kłopoty z tym podwójnym nazwiskiem: mam 18 lat, siedzę na komisji wojskowej, tam jacyś skinheadzi, a to moje Biberstein brzmi tak żydowsko… Teraz to doceniam. Gram tym.
Chciałem sprzedawać marmur z Macedonii. Dlaczego marmur? Bo lubię kamieniołomy, lubię tam jeździć. Ale marmur jest drogi, więc wymyśliłem ser z Serbii, bo jest tani, a w Polsce takich nie ma, jest nisza.
Kasia Górna zrobiła film Portret artysty romantycznego, w którym grasz artystę. W jakim stopniu to film o tobie? Bohater romantyczny: rozdarty, cierpiący, wrażliwy, poświęcający się dla ogółu…
Film powstał na wystawę o romantyzmie. Mieszają się tam narracje – to, co naprawdę myślę z tym wymyślonym. Gram artystę. Oczywiście. To była dobra fucha i zabawa. Tylko trochę męcząca, bo trzeba było powtarzać te sceny, np. 50 razy wchodzić w kadr czy podpalać papierosa. Kaśka sugerowała, co ma się dziać, a ja dopowiadałem i sceny się dogładzały. Kaśka ustawiała kadry, ogarniała całość, główna ideę, a ja performowałem do poszczególnych scen. Na planie były hektolitry wódki, wódka nakręcała, trochę się to wymykało spod kontroli.
Chyba szczególnie na końcu, kiedy bohater pije w Amatorskiej.
Bałem się kamery. Aż się trzęsłem cały. Boję się publicznych wystąpień. Nie umiem. Nie lubię. Piłem wódkę.
Ten film jest też o kiepskiej sytuacji artystów jako grupy zawodowej. Że artysta musi mieć inną pracę, żeby mieć z czego żyć. Portret artysty… uzupełnia cykl krótkich filmów o twoich zajęciach zarobkowych. Są dość ekscentryczne: sery, cyna, malowanie ścian, buraki… Skąd pomysły na te biznesy? Część z nich realizujesz, część pozostaje chyba w obszarze fantazji, jak np. ekspedycja do Macedonii po złoto?
Te biznesy wynikają z minimalizmu. Żeby zarobić z niczego. Nie mam pieniędzy na inwestycję. Chciałem sprzedawać marmur z Macedonii. Dlaczego marmur? Bo lubię kamieniołomy, lubię tam jeździć. Ale marmur jest drogi, więc wymyśliłem ser z Serbii, bo jest tani, a w Polsce takich nie ma, jest nisza. Sery, bo nie mogłem wytrzymać w Polsce. Z chęci wyjazdu. To powrót do pierwotnego handlu. Jedziesz, kupujesz, wracasz, sprzedajesz. Nie umiem handlować, ale mam wspólnika, Marcina Brzózkę. Z Marcinem wymyślamy, co można przehandlować. Po studiach dj-wałem, robiłem imprezy.
Każda impreza w Saturatorze była świętem, robiliśmy dekoracje całego klubu, były występy, przebieranki. Z imprez młodzieżowych robiliśmy performance.
Prowadziłeś kultowy klub Saturator na Pradze. Był festiwal queerowy, gra tożsamością, koncerty. To była scena międzynarodowa.
Warszawa była, jest prowincjonalna. Chcieliśmy ją otworzyć na świat, połączyć wschodnią Europę z Zachodem. Tego brakowało w mieście. Większość ważnych gości była z zagranicy. Przyjeżdżali artyści z Danii, Włoch, Niemiec, Brazylii… Każda taka impreza w Saturatorze była świętem, robiliśmy dekoracje całego klubu, były występy, przebieranki. Z imprez młodzieżowych robiliśmy performance. Nie lubię dyskotek, potańcówek, są koszmarnie nudne. Imprezy queerowe są najciekawsze od strony estetycznej. A najlepiej, jak się potańcówkę połączy z patologią, hardkorem, wtedy jest jeszcze ciekawiej.
Można działalność Saturatora traktować jako sztukę, performance, a ciebie jako artystę życia?
Oddzielam to. Imprezy to lepsza droga, bo to się po prostu robi, jest lekkość. Sztukę traktowałem poważnie, pewnie dlatego tak głęboko wpadłem w tę pułapkę zasad, idei.
Ale sztuka jest po to, żeby łamać, przekraczać zasady.
Ja po prostu chciałem uniknąć sytuacji, że coś jest niekonsekwentne.
A dlaczego przyjąłeś kryterium konsekwencji?
Właśnie nie wiem. Żeby było logicznie, rozsądnie.
A nie miałeś przez te lata po prostu potrzeby robienia sztuki, osobistej, „z bebechów”?
Miałem blokady. Trudno to wytłumaczyć.
A to nie kwestia zbyt dużego autokrytycyzmu?
Mam rozdwojenie w tej kwestii. Z jednej strony odpowiada mi kompletna wolność, a z drugiej łatwo to poddać krytyce. Mówię o rozmowie wewnętrznej, wewnętrznej walce. Utraciłem wiarę w coś takiego jak natchnienie. Czy funkcjonuje jeszcze w ogóle w języku ten termin? To dość popsute słowo, a jest normalnym stanem psychicznym i to całkiem obliczalnym. Idąc tropem modernistycznym odrzuca się taki stan, bardziej rządzi logika, koncepcja.
Twoje rozdrapy, jak przystało na bohatera romantycznego, polegają na zawieszeniu pomiędzy natchnieniem, spontanem, uczuciowością a konceptualizmem, porządkiem, zasadą?
Jest taka wojna we mnie. I przychodzi myśl: właściwie po co to wszystko? Po co to robić? To jest wszędzie. Wszędzie jest wszystko.
Odblokowałeś się i zrobiłeś Wystawę światową. Wcieliłeś się w kilka osób i projektowałeś pawilony nawiązując do wystaw EXPO. Skąd pomysł, żeby przyjrzeć się EXPO?
Wcieliłem się w kilka osób, które nie są zwolennikami wystaw EXPO. Trochę z tego zakpiły. Bo na EXPO powstaje architektura szopkowa, najbardziej niepotrzebna. Te narodowe pawilony i górnolotne, naciągane hasła… Nie wiadomo, pod co tę architekturę na EXPO podciągnąć. Czemu ma służyć? W jaki sposób ma służyć? Czy w ogóle ma czemuś, komuś służyć? To też moje pytania odnośnie architektury w ogóle. Czy to jest dziedzina, która ma ułatwiać ludziom życie? Czy jest sztuką? Czy jest potrzebna? Czy lepiej, żeby w ogóle nie było architektury? Przecież ludzie daliby sobie radę bez niej. Ale ja lubię niemal każdą architekturę. Jeździłem na nowe osiedla typu miasteczko Wilanów czy osiedle domów jednorodzinnych w Białołęce. Nie mogłem się nadziwić tym szeregom domów takich samych. To jest smutne, ale to mnie, kurwa, wzrusza.
Nie wiadomo, pod co architekturę na EXPO podciągnąć. Czemu ma służyć? W jaki sposób ma służyć? Czy w ogóle ma czemuś, komuś służyć? To też moje pytania odnośnie architektury w ogóle.
Wzrusza?!
Wzruszają mnie rzeczy, które są dalekie ode mnie, nieznajome. Dla mnie te miejsca to świat nieznany. Egzotyka. To mnie porusza. Ale też fajne rzeczy, jak np. dom Sosnowskiej na Bródnie wkomponowany w slumsy. Świetny jest. W ogóle cała dzielnica. Ostatnio byłem w Neapolu i tam oglądałem bloki robotnicze z lat 50. To też mnie dość poruszyło. Ale i pałace mnie poruszają. Ja po prostu lubię budynki.
Studiowałeś architekturę.
Tak, ale nie dałem rady. Byłem bardzo naiwny, kiedy szedłem na te studia. Zero świadomości. Teraz wiem, że nawet gdybym je skończył, to nie dałbym rady pracować w zawodzie. To praca zespołowa. W biurze. Zwariowałbym. Nie wiem, jakie ludzie mają powody zdawania na architekturę? Że dobry zawód? A może część ma jakieś fantazje? Myślałem, że pójdę na te studia, skończę je i będę miał zlecenia. Byłem wtedy przygotowany, że będę projektował wszystko. Jak będą chcieli, to zrobię kościół. Ale taki, żeby był dosyć dziwaczny albo po prostu wielki. Marzyły mi się duże budynki. Gdyby mnie ktoś wtedy zapytał, w jakim ustroju chciałbym pracować, to chyba najlepiej by mi się pracowało w totalitarnym. Być np. takim Speerem. Budować świątynie, kolumnady… Ogromne wszystko i głupie. Wystawy światowe to właśnie taka architektura. Na pokaz. Spektakularna. Bezmóżdża.
Na wystawie zrealizowałeś w pewnym sensie marzenia niespełnionego architekta?
Powyciągałem idee tej niemądrej architektury. To mi się właśnie w niej podoba: swoboda działania, brak spiny, która jest w modernizmie, że wszystko musi być logiczne, konsekwentne, uzasadnione. A w tej architekturze, nazwijmy ją postklasyczną, ma być duże, spektakularne, robić wrażenie i koniec. Ale architekci pewnie by co innego powiedzieli. Gdyby porozmawiać z takim Frankiem Gehrym, Zahą Hadid czy Liebeskindem… To też jest architektura megalomańska jednak. Gwiazdorska.
Taka na granicy…
…na granicy jakiejś świadomości, funkcjonalizmu a architektury ozdobnej, gwiazdorskiej. Bo nie wiadomo po co te ściany są pogięte, budynki krzywe? Prościej byłoby budować prosto.
Architektura to jeden ważny wątek, ale jest na twoje wystawie też dużo światowej polityki, gospodarki, spraw międzynarodowych. Widać twoje zainteresowanie tym, co się aktualnie dzieje na arenie światowej.
Skatalogowałem światowe, megalomańskie głupoty. Ja dosyć lubię obserwować zło, cywilizację, choć mnie to przeraża. Fascynuje mnie dewastacja, fascynują mnie miejsca zdegradowane, jak np. przedmieścia miast krajów byłej Jugosławii, Rumunii czy Bułgarii. Piękne bajkowe góry, w nich wysypiska śmieci, a w rzekach tysiące puszek Coli. To mnie fascynuje. Choć jestem przeciwko tej dewastacji, żeby nie było! Kto lepiej da radę? Ziemia czy te śmieci?
Na fali zwątpienia w planetę zrobiłeś pawilon „kolonizacja kosmosu”?
Słuchałem ostatnio audycji radiowej o wysłaniu w kosmos sondy z „Mazurkiem Dąbrowskiego”. I oni pół żartem, pół serio mówili, że może kosmici usłyszą hymn polski? Wysłaliśmy też w kosmos łan polskiego żyta. Taki poziom. Poważni naukowcy! Chcą, żeby zostało zapisane, że pierwszą melodią, jaką usłyszeli kosmici, był hymn polski. A Francuzi powiedzą, że „Marsylianka” była pierwsza i nasz „Mazurek” spadnie na drugą pozycję. Politycy już się pewnie ugadali w tej kwestii. Ekspansja narodu w kosmos. Kolonizacja kosmosu. Absurdalne. Jest dość miejsca na ziemi.
I zostało jeszcze trochę surowców…
Przypomniałem sobie polski pawilon na EXPO w Mediolanie, gdzie hasłem przewodnim było „Żywność dla świata”. Był wtedy kryzys polsko-rusko-jabłkowy i Polacy oczywiście zrobili pawilon ze skrzynek na jabłka. Ładny był ten pawilon, estetyczny, wydizajnowany. Ale to było egoistyczne, proste jak cep. Idąc tym tropem zrobiłem pawilon węglowy. Polska mogłaby taki zrobić na EXPO w tym roku w Kazachstanie, bo będzie hasło „Energia dla świata”. Polski rząd próbuje zorganizować renesans węgla, co się i tak nie uda, więc na wystawę mogliby pierdolnąć bryłę węgla pokazując, jak bardzo mają w dupie porozumienia klimatyczne, emisję CO2 w niebo, zdrowie ludzi, rowerzystów… Już sobie wyobrażam ministra Waszczykowskiego, który otwiera ten pawilon w chmurach pyłu… Ale to już jest dość satyryczne.
Cała wystawa jest cudownie satyryczna! Np. przewija się motyw góry, różowej góry. To nawiązanie do twojego pomysłu sprzed lat, żeby zabetonować Giewont i pomalować na różowo.
Żeby Giewont był ładniejszy. Takie myślenie, że jak jest ugładzone, to jest ładniejsze. I jeszcze pokolorować. Tak, jak Putin robił, jak była olimpiada w Soczi. Kacyki wygładzali góry i miasta. Nie ma chyba bardziej charakterystycznej góry w Polsce. Na północy jest Półwysep Helski, a na południu zwieńczeniem jest Giewont. Świętą górę chciałem zrobić, a jak święte, to musi być trochę kiczowate. Chciałem wysłać list do dyrekcji Tatrzańskiego Parku Narodowego i burmistrza Zakopanego z taką propozycją, żeby Giewont z bardzo daleka był widoczny. Nawet z Krakowa.
Nie wysłałeś?
Zawsze mogę to zrobić. Dostałbym urzędową odpowiedź: nie możemy się zgodzić na wybetonowanie Giewontu. To byłaby zresztą katastrofa ekologiczna. I tak, podejrzewam, jest tam katastrofa przez turystów.
Na wystawie przewijają się kwestie ekologiczne. Jest woda, są lasy, kwestie pozyskiwania drewna, hasło „dasz bór” nawiązujący do środowiska myśliwych. Jesteś zaangażowany w te tematy?
Jest podział na ekologów i anty-ekologów. Każda osoba, która lubi przyrodę i jest przeciwko jej dewastacji jest eko-lewakiem dla różnych myślicieli prawicowych. A druga strona robi wszystko przeciwko przyrodzie, np. Trump chce się wycofać z porozumień klimatycznych. W prasie prawicowej bardzo źle się pisze o tym porozumieniu. Opierają się o Biblię, że człowiek to najwyższa osoba w hierarchii, że Bóg oddał mu we władanie Ziemię i może sobie pozwolić na rządzenie przyrodą. Zresztą lewica byłego bloku wschodniego też o przyrodę nie dbała, też miała myślenie, że przyroda ma służyć człowiekowi w sposób niewolniczy wręcz, a wszelkie objawy fascynowania się przyrodą to burżuazyjne fanaberie. Czyli ekstremiści od katolików przez kapitalistów po konserwatystów w dupie mają przyrodę.
Mam wrażenie, że formuła „mój kraj jest najlepszy, zobaczcie co my możemy!” wyczerpała się. Przypuszczam, że Biennale w Wenecji niebawem będzie passé.
Za tym stoi chyba chciwość ludzka… Wyeksploatować, zarobić.
Po co te góry takie mają być, jakie są, skoro można z nich wyciąć drzewa, sprzedać je i wybudować ludziom domy. Działanie dla ludzi – pod to łatwo wszystko podciągnąć i przekręcić. Tak jak sytuacja z Białowieżą, że to drzewo trzeba ściąć i dać drewno ludziom. Po co drzewa mają żyć? Przecież one nie myślą, nie modlą się, nie chodzą do pracy, nie mają dzieci… To taka filozofia.
Dołuje cię ta filozofia, ten system?
Trochę mnie przeraża, ale też te wszystkie zjawiska dość podobają mi się. Nawet mnie to fascynuje trochę. Jak jest wypadek autobusowy, to oczywiście nie chcę, żeby ludzie zginęli, ale jak się okaże, że ofiar jest 50, to wow! Jest w tym coś pociągającego. Tak samo w dużej polityce, w wyborach – źle by było, gdyby we Francji wygrała Le Pen, ale gdyby to się stało, to by było! Ja pierdolę!
Tak, jak z PiS-em u nas. Srogo, ale jest z czego kpić, o czym gadać, krytykować. Ludzie lubią sensacje.
Nie ma nudy.
Te pawilony narodowe na EXPO są świetną metaforą sytuacji międzynarodowej.
Wystawy EXPO to XIX wiek. Takie imprezy, jak EXPO, mistrzostwa świata w piłce nożnej czy Eurowizja są coraz mniej prestiżowe. Jarają się nimi te biedniejsze kraje, jak dołączają. A to jest już passé. Mam wrażenie, że formuła „mój kraj jest najlepszy, zobaczcie co my możemy!” wyczerpała się. Przypuszczam, że Biennale w Wenecji też niebawem będzie passé.
Chyba już jest trochę passé. Z jednej strony wyczerpała się ta formuła, a z drugiej nastroje nacjonalistyczne wracają. Ulicami Warszawy niedawno przeszedł marsz ONR-u! Można by myśleć, że świat pójdzie w stronę rozwijania idei wspólnotowych, a tu kryzys Unii Europejskiej i Trump, Orban, Kaczyński…
Na maksa wracają! Skończyły się idee wspólnotowe. Zresztą ta wspólnotowość też nie była dobra, bo to przecież ogromne korporacje międzynarodowe, globalizacja, nierówności, konsumpcjonizm. Cała polityka jest syfem. Z rozsądku chodzę na wybory popierać tych, czy tamtych, żeby się jeszcze większy syf nie zrobił. Nie ma już tendencji wspólnotowych i raczej nie powrócą. Pytanie, co nowego powstanie? Na tej wystawie opowiadam o tworzącym się nowym świecie, ale opartym na starych zasadach, tych sprzed 100 lat. Bo czuję w powietrzu atmosferę sprzed I Wojny Światowej, kiedy powstał ład, który trwał do dzisiaj. II Wojna Światowa tylko to doklepała. A teraz znów jest atmosfera, że nowy ład powstanie, nowy podział. Może wrócimy do nacjonalizmu? Mam nadzieję, że nie, bo to byłoby największe okrucieństwo.
Joanna Ruszczyk – dziennikarka, popularyzatorka sztuki. Współpracuje z tygodnikiem „Newsweek Polska”. Współautorka książki Lokomotywa/IDEOLO. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Kuratorskie Studia Muzealnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Mikołaj Biberstein
- Wystawa
- Wystawa Światowa
- Miejsce
- Fundacja Sztuczna, Warszawa
- Czas trwania
- 20.04 - 04.05.2017
- Strona internetowa
- facebook.com/fundacjasztuczna