Lenistwo przed katastrofą. Pawilon Litewski na 58. Biennale w Wenecji
Już od pierwszego wystąpienia Litwy na Biennale w Wenecji w 1999 roku litewska społeczność artystyczna traktowała to miejsce jako arenę międzynarodowej rywalizacji. Nadzieję, że zazwyczaj pomijane kraje Europy Środkowej mają szansę być zauważone, rozbudziło honorowe wyróżnienie dla Łaźni męskiej Katarzyny Kozyry, pokazanej wówczas w Pawilonie Polskim. Dlatego litewska komisja, przeglądając prace potencjalnych reprezentantów Litwy na biennale, ciągle szukała czegoś niezwykłego – na tyle skutecznie, że po jakimś czasie Litwa zaczęła „kolekcjonować” wyróżnienia, których w sumie otrzymała cztery. W 2005 roku publiczność biennale szukała w weneckich uliczkach przemieszczającego się litewskiego pawilonu, w którym można było obejrzeć wideodzienniki Jonasa Mekasa – cieszącego się światową renomą klasyka kina alternatywnego. W 2007 roku Nomeda i Gediminas Urbonasowie w odważnej akcji zwrócili uwagę na budynek Ambasady Litwy w Rzymie, określany jako „Villa Lituania” i swego czasu zagarnięty przez Rosję. W 2011 roku
Darius Mikšys ogłosił, że kuratorem pawilonu jest państwo i do Wenecji przywiózł dzieła wszystkich artystów, które były dotowane z funduszy publicznych. Umieścił je za „białą kurtyną” i proponował zwiedzającym wybieranie eksponatów z katalogu, by chociaż częściowo stali się kuratorami wystawy. W 2013 roku kurator Raimundas Malašauskas stworzył „maszynę czasu” we wspólnym pawilonie litewsko-cypryjskim oO, który znajdował się w weneckim Pałacu Sportu, łącząc geograficznie i politycznie historie odległych krajów europejskich w jedną całość.
Wymieniam wcześniejsze osiągnięcia Litwy, ponieważ to one są kontekstem do wyboru złożonego projektu opery-performansu Słońce i morze (Marina) Liny Lapelytė, Rugilė Barzdžiukaitė i Vaivy Grainytė, pokazanego na 58. Biennale w Wenecji. W tym miejscu muszę wyjaśnić, że jestem obecnie członkinią odpowiedzialnej za selekcję instytucji – Litewskiej Rady Kultury. Rozpatrując wnioski, wiedzieliśmy, że funduszy państwowych wystarczy tylko na wynajem, koordynację, prace przygotowawcze i być może na performans na otwarcie. Pomysł wydawał się szalony, ale opera, którą widzieliśmy w 2017 roku w wileńskiej Narodowej Galerii Sztuki, miała w sobie ten jakże pożądany element zaskoczenia. Oczywiście pamiętaliśmy, że na wcześniejszym biennale Złoty Lew został przyznany także za performans – za Fausta Anne Imhof, która interpretowała architekturę niemieckiego pawilonu ciałami tancerzy. Uznaliśmy jednak, że gatunkowe podobieństwo nie jest zagrożeniem, a problem finansowy można jakoś rozwiązać. Brak pieniędzy na kulturę jest podstawową bolączką Litwy. A komisarka Pawilonu Litewskiego, Rasa Antanavičiūtė, jako dyrektorka Kolonii Sztuki w Nidzie (Nidos meno kolonija), ma reputację osoby z wielkim doświadczeniem, potrafiącej realizować bardzo trudne logistycznie projekty. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tym projektem był też udział w nim kuratorki londyńskiej galerii Serpentine, Lucii Pietroiusti. Podjęliśmy więc ryzyko, a komisarka i kuratorka od razu zaczęły szukać społecznościowego wsparcia finansowego w ramach portalu Kickstarter, zachęcając ludzi do traktowania Biennale w Wenecji niczym olimpiady sportowej. Jednak dopiero zdobycie Złotego Lwa zwróciło uwagę opinii publicznej i pomogło zebrać fundusze niezbędne na kolejne występy. Teraz zbieramy gratulacje, że dokonaliśmy właściwego wyboru. Oznaczał on jednak podjęcie ryzyka, że projekt skończy się zaraz po jego rozpoczęciu.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 27 numerze Magazynu „Szum”.