Łatwo i tak nie będzie. Rozmowa z Joanną Rzepką-Dziedzic (Galeria Szara)
Martyna Nowicka: Galeria Szara w Cieszynie działała od 2002 roku. Dziś spotykamy się w nowej Galerii Szarej, niedługo po przeprowadzce do Katowic i pierwszym wernisażu. Czym właściwie jest dla ciebie prowadzenie galerii?
Joanna Rzepka-Dziedzic: Z praktyki wynika, że w Polsce to bardzo kosztowne hobby, ale w naszym wypadku galeria to od początku był właściwie styl życia. Prowadzenie niezależnej instytucji kultury to permanentne wyzwanie – i nam to odpowiada. Nasze życie, najpierw moje i Łukasza, a później naszej czteroosobowej rodziny, jest w jakiś sposób podporządkowane Szarej. Wszystko co robimy w jakiś sposób jej służy. Nasze życie zawodowe przeplata się z rodzinnym. Czas wolny często jest powiązany lub wydzierany sprawom galerii. Jej budżet łatamy ze swojego budżetu. Ale dzięki temu przez wiele lat w Cieszynie czuliśmy się częścią bardzo fajnego środowiska, tworzyliśmy je. To była praca nie tylko przy prowadzeniu miejsca, ale też budowanie miasta, w którym chciałoby się mieszkać.
Ta ostatnia dekada to był dla kultury w Cieszynie świetny moment, nie tylko ze względu na festiwale, ale przede wszystkim niezależne instytucje kultury, czyli Szarą czy Świetlicę Krytyki Politycznej. Nadszedł krach?
Nie wiem, nie chcę się nad tym teraz zastanawiać. Zanim zacznę patrzeć znowu w stronę Cieszyna, musi minąć trochę czasu. Może to tylko załamanie naszego wyobrażenia o kulturze, może miasto potrzebuje teraz czegoś innego, jakiejś kolejnej formy życia kulturalnego? Na oceny przyjdzie czas później.
Z Cieszyna na Koszutkę jest niespełna sto kilometrów, ale przeprowadzka to przecież bardzo radykalna zmiana.
We mnie jest nieustanna gotowość na zmianę. W rodzinie krąży taka anegdota, że kiedy kupiliśmy z Łukaszem mieszkanie w Cieszynie, byłam zachwycona. Wyszliśmy od notariusza, wszystko się zgadzało w papierach, a ja powiedziałam: Świetnie, wreszcie możemy je sprzedać. Dla mnie trudniejsza była raczej tamta sytuacja – obrastanie w rodzinę, cenioną galerię, w rozmaite instytucje, uczelnie, szkoły. To była długo wyczekiwana przeprowadzka.
Prowadzenie niezależnej instytucji kultury to permanentne wyzwanie – i nam to odpowiada. Nasze życie, najpierw moje i Łukasza, a później naszej czteroosobowej rodziny, jest w jakiś sposób podporządkowane Szarej.
Pierwszy raz Michał Kubieniec i Dominik Tokarski (prowadzą na Koszutce Geszeft, a w Katowicach KATO i Pokrzep się) zwrócili się do nas pięć lat temu z pytaniem, czy nie chcielibyśmy przenieść galerii. My wtedy byliśmy zakochani w Cieszynie, wcale nie myśleliśmy o przeprowadzkach, więc odmówiliśmy. Ale temat wrócił w 10-lecie galerii. To był trudny czas. Udowodniliśmy sobie, że potrafimy prowadzić galerię, ale przeszkody jakoś nie chciały się skończyć.
Dlaczego w takim razie Katowice?
Nie tylko Katowice, ale raczej – Koszutka! Może to brzmi, jakbyśmy znowu myśleli starymi torami, ale dla nas to ważne – to jest dzielnica mieszkalna, a my chcemy być dla ludzi, wypełniać misję. Z nową galerią było tak, jak zwykle w moim życiu – splot wydarzeń i przypadków. Przyjechałam do Katowic, poszłam na spacer na Koszutkę, znajomy pokazał mi ten lokal. Okazało się, że jest wystawiony w konkursie Lokal na kulturę, więc bez większego namysłu napisaliśmy wniosek, no i dostaliśmy przestrzeń na galerię. Oczywiście nie było idealnie, to była mała katastrofa budowlana – nie wystarczyło pomalować ścian, trzeba było zdzierać wszystko do tynku, pracowało z nami kilkanaście osób. I to jest niezwykły splot wydarzeń, że już na początku tyle osób przyciągnęliśmy. Ten ciężar pomocy czasem mnie przytłacza, ale myślę wtedy, że to nie mnie pomagają, tylko Szarej. Takiej galerii tu ewidentnie brakowało.
Czy Szara coś zmieni w Katowicach?
Tak jak wcześniej, będzie miejscem do działań, które nie mieszczą się w instytucjach. W Katowicach są świetne miejsca – coraz lepiej dzieje się w BWA Katowice dzięki Marcie Lisok, jest uczelniane Rondo Sztuki. Ale to nie wystarcza. Na początku roku przeprowadziłam ankietę wśród prowadzących galerie w Polsce, w której zapytałam, jak często pokazują młodych artystów. Zacznijmy od tego, ile tych galerii w ogóle jest – na WGW pokazuje się ich ponad 20, mamy jeszcze kilkanaście liczących się BWA i galerii miejskich oraz niewielką liczbę galerii niezależnych i prywatnych, razem jakieś 60 ciekawych miejsc. Nawet gdyby każda dwa razy do roku pokazywała wystawy młodych twórców, to dalej mówimy tu o około stu, maksymalnie dwustu wystawach rocznie w całej Polsce i całej rzeszy świetnych, młodych ludzi. Oni mogą albo się pokazać, albo zniknąć.
Jak ma wyglądać działalność Szarej w Katowicach?
Nie chcę tu brzmieć nieodpowiedzialnie, ale decyzja o przeniesieniu się do Katowic zapadła spontanicznie. Wiedzieliśmy, że tu będziemy, był listopad, trzeba było pisać wnioski, to pisaliśmy wnioski. Nie było takiego momentu, żebyśmy mogli na spokojnie usiąść, zastanowić się co tu chcemy robić, na ile ta Szara ma się różnić od Szarej w Cieszynie.
Dla mnie najważniejsze jest środowisko, kulturotwórcza rola galerii, połączenie interesów różnych grup. Dbamy o artystów i publiczność, edukujemy, pomagamy nadrobić braki. A reszta przydarza się jakby mimochodem.
W tym roku dajemy sobie jeszcze czas na zastanowienie się nad formą działalności, na zdefiniowanie się na nowo. Nie chcemy wpaść w pułapkę dotychczasowych doświadczeń i rozwiązywać problemów mniejszego miasta w większym, musimy uważnie przyjrzeć się Katowicom, Koszutce, zobaczyć kto chce tu z nami pracować. A przeprowadziliśmy się tu dwa tygodnie przed pierwszym wernisażem.
Mieszkacie na Koszutce?
Oczywiście, pięć minut stąd. Mieszkają tu głównie starsi ludzie – my na pewno chcemy ich zaprosić, ale czy oni przyjdą? Do rozmów zaprasza nas Rada Dzielnicy, ASP, zobaczymy co z tego wyjdzie. Wiemy już, że nie chcemy zatrzymywać ludzi na stałe, tak jak w Cieszynie – niech do tej Szarej tak samo wpadają, biorą coś dla siebie i idą swoją własną drogą. Nadal musimy się zastanawiać co dalej, nie jesteśmy przecież ani muzeum, ani galerią miejską czy komercyjną. Najbardziej byśmy chcieli uniezależnić się od grantów, na które i tak nas nie bardzo stać. W wypadku tych ministerialnych, wkład własny musi wynosić przynajmniej 25% budżetu, a to jest bardzo dużo. Dotacji na prowadzenie miejsca, która umożliwiałaby opłacanie czynszu czy płacenie komuś pensji, właściwie nie ma.
To którędy droga? Czy jest w Polsce, albo w Europie jakieś miejsce, które jest dla was modelem? Nie tylko ideowym, ale i finansowym?
Nie. Wydaje mi się, że w Polsce to my stanowimy taki model niezależnej instytucji. Galerie miejskie są finansowane w inny sposób, galerią komercyjną zdecydowanie nie chcemy być. Jesteśmy na etapie ciągłego wypracowywania aktualnego modelu. Dla galerii niezależnej nie ma wytyczonych zasad i zewnętrznych warunków, nie ma też żadnego logicznego uzasadnienia. Właściwie nie powinniśmy istnieć.
Dlaczego w takim razie istniejecie? Dlaczego od 14 lat prowadzisz galerię?
Różne instytucje sztuki mają różne zadania. W galeriach państwowych określa je statut, który zwykle kładzie nacisk na prezentację i edukację, gromadzenie i archiwizację, interes artysty jest tam gdzieś na końcu. W galeriach komercyjnych jest dokładnie odwrotnie, wszystko kręci się wokół artysty. My jesteśmy w pół drogi. Dla mnie najważniejsze jest środowisko, kulturotwórcza rola galerii, połączenie interesów różnych grup. Dbamy o artystów i publiczność, edukujemy, pomagamy nadrobić braki. A reszta przydarza się jakby mimochodem.
Ale macie też pokaźne archiwum, bibliotekę, można u was poczytać i napić się kawy.
Czytelnię mieliśmy już w Cieszynie, teraz pojawi się też stanowisko do oglądania filmów i odsłuchiwania audio. To więcej pracy, ale my chcemy, żeby było idealnie. Może jakbyśmy byli galerią komercyjną, to nie czulibyśmy tego obowiązku wobec społeczeństwa? Poza tym jest też to, co dostajemy z powrotem. Na pierwszy wernisaż tu przyjechało kilkadziesiąt osób z Cieszyna, nigdy bym tego nie oddała.
Czyli zaczyn było też od kogo wziąć?
Tak, na wernisażu Zaczynu dostaliśmy nawet od jednego z naszych przyjaciół i chleb, i zaczyn. Wcześniej, kiedy budowałam wystawę, Łukasz znalazł w internecie jakiś przepis na chleb, gdzie przeczytał, że do zrobienia zakwasu można wykorzystać ciasto z poprzedniego wypieku i wtedy „pójdzie szybciej, ale łatwo też nie będzie”. I tak samo jest z prowadzeniem nowej galerii – mamy ogromny bagaż doświadczeń, które pomagają, ale też ciążą. Weźmiemy trochę starego, trochę nowego i zobaczymy jak będzie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Magdalena Angulska, Karolina Breguła, Monika Drożyńska, Izabela Łęska, Honorata Martin, Agnieszka Piotrowska, Aleka Polis
- Wystawa
- Zaczyn
- Miejsce
- Galeria Szara
- Czas trwania
- 19.08–25.09.2016
- Osoba kuratorska
- Joanna Rzepka-Dziedzic
- Strona internetowa
- www.galeriaszara.pl