„Krytyka artystyczna kobiet. Sztuka w perspektywie kobiecego doświadczenia XIX–XXI wieku”
Jakie nazwiska przychodzą wam do głowy, kiedy myślicie o krytyce artystycznej? Jeśli interesujecie się sztuką i czytacie prasę kulturalną, możliwe, że wskażecie kilka. Ogół społeczeństwa pewnie miałby problem, by wymienić choćby jedną osobę, która kojarzyłaby się im z tym zawodem. Niektórzy nie za bardzo wiedzą nawet, czym dokładnie zajmują się krytycy sztuki – ile to razy tłumaczyłam już różnym osobom, że krytyka sztuki to nie to samo co bycie artystką i że nie, nie zajmuję się rzeźbieniem ani malowaniem, a praca w magazynie nie oznacza, że jestem przy okazji magazynierką… Krytyka sztuki to zawód zdecydowanie niszowy, a zaszczyt większej rozpoznawalności nie tylko w gronie specjalistów przypadł w tym obszarze naprawdę niewielu (czy sytuację ratuje Witkacy?). Jeśli zaś bierzemy na warsztat historię krytyki artystycznej kobiet, wrażenie zanurzania się w odmętach niepamięci jest tym bardziej dojmujące. Niedawno wydany tom Krytyka artystyczna kobiet, pod redakcją Beaty Łazarz i Joanny M. Sosnowskiej, to publikacja, która stara się trochę owe historyczne mroki rozjaśniać, przy okazji tłumacząc, jakie uwarunkowania historyczne i kulturowe sprawiły, że o działających niegdyś krytyczkach i redaktorkach dzisiaj najczęściej nie pamiętamy. Warto przy okazji wspomnieć, że jest to już trzecia publikacja z serii poświęconej polskim krytyczkom sztuki. Poprzednie – Pionierki. Krytyka artystyczna kobiet 1839–1879 oraz Emancypantki i modernistki. Teksty kobiet o sztuce 1879–1914 – były antologiami tekstów wybranych krytyczek. Teraz przyszła pora na metarefleksję, choć uprzedzam, że nie jest to lektura podnosząca na duchu; nie stanie się też zapewne bestsellerem na rynku wydawniczym, pod wieloma względami można ją jednak uznać za pożyteczną, a na pewno – bardzo potrzebną. Krytyka artystyczna kobiet to bowiem nie tylko zbiór esejów o historii krytyki w Polsce, ale także opowieść o mechanizmach władzy, którym podlegały i nadal podlegają kobiety, a które są im narzucane i wpajane do tego stopnia, że bardzo często strażniczkami tego opresyjnego porządku były/są one same.
Mogłoby się wydawać, że strategia „emancypacji kontrolowanej” powinna ułatwiać kobietom działalność w patriarchalnym świecie, jednak obserwując historie kobiet przecierających szlaki w publicystyce, przekonać się można, że nawet taka ostrożność nie zawsze broniła przed atakami mężczyzn.
Wbrew tytułowi publikacja zawiera eseje w większości poświęcone działalności kobiet w XIX oraz pierwszej połowie XX wieku, a XXI wiek stanowi w niej margines i zasygnalizowany jest w eseju Magdaleny Ujmy o krytyce feministycznej po 1989 roku. Zaproponowana przez redaktorki opowieść o kobiecym piśmiennictwie (około)artystycznym zaczyna się więc od eseju Moniki Myszor-Ciecieląg przybliżającego postać Aleksandry Borkowskiej, która była współwydawczynią (razem z Józefą ze Śmigielskich Dobieszewską) i redaktorką „Kółka Domowego” – jednego z pierwszych polskich pism wydawanych przez kobiety i poświęconego rodzinie. „Kółko Domowe” wydawane było w latach 1861–1867, a sama Borkowska publikowała w nim głównie artykuły historyczne, popularyzujące dawną kulturę i sztukę. Z dzisiejszego punktu widzenia trudno dopatrzyć się w jej tekstach charakteru emancypacyjnego, a o sztuce (czy też może raczej kulturze wizualnej, choć wtedy tego terminu nie znano) pisała w sposób zachowawczy i tendencyjny. Jak jednak dowodzi Myszor-Ciecieląg, działalność Borkowskiej mogła się w jej czasach jawić jako postępowa, zapewne ze względu na sam fakt, że zdobyła się ona na niezależną działalność i namawiała do aktywności intelektualnej i edukacji inne kobiety.
Wybór postaci Borkowskiej jako otwierającej publikację nie jest szczególnie atrakcyjny, ale – poza kluczem chronologicznym, który porządkuje książkę – wydaje się na swój sposób znaczący.
Przyglądając się bowiem losom innych bohaterek Krytyki artystycznej kobiet, można odnieść wrażenie, że zdecydowana większość z nich miała podobną do Borkowskiej strategię działania. Można by ją określić jako balansowanie między postępowością a konformizmem, rozumianym jako uległość i podporządkowanie patriarchalnemu porządkowi. Model ten, typowy dla pierwszej fali feminizmu, wynikał czasem z potrzeby asekuracji, ale wydaje się, że częstokroć po prostu był owocem ówczesnej mentalności i wyobrażenia na temat kobiecości, którego samym krytyczkom i publicystkom nie udawało się przekroczyć. Ewentualnie wiedziały one, że jako kobiety muszą tymi stereotypami zagrać, aby osiągnąć swoje cele. Przykładem takiej bardzo świadomej gry jest krytyczna aktywność Romualdy Baudouin de Courtenay (1857–1935), historyczki i publicystki „Kraju”. Baudouin de Courtenay była również żywo zainteresowana współczesną jej sztuką, ale z racji braku formalnego wykształcenia artystycznego swoje artykuły o sztuce podpisywała jako „Dyletant” – według Beaty Łazarz zaznaczała ona w ten sposób swoje hobbystyczne podejście (w XIX wieku przez dyletantyzm rozumiano także miłośnictwo), a zarazem wzmacniała autorytet przez zastosowanie męskiego rodzajnika.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 30. numerze Magazynu „Szum”.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
Więcej