„Korzenie i korzenie się” w galerii Henryk
Awdotia (tragicznie): Nie spodziewałam się tego po was, towarzyszu mężu. To natośmy zrobili w 1917 rewolucję, żeby się rozjeżdżać w jakichś autach? Żeby mieć zafajdane lodówki? Co ci się jeszcze zachciewa? Może szczoteczki do zębów? A palcem nie łaska? Opamiętajże się, co robisz? Już nie łaska tyrać dla rewolucji? Już nic cię nie obchodzi plan produkcji, nasza radość, nasz pot, nasza krew…
Psichow: Krew i pot, niewątpliwie, ale dlaczego nie mam mieć lodówki?
Awdotia: Mężu, rzuć to korzenie, to plugawe korzenie się przed zachodem. Na co ci lodówka? Co będziesz w niej trzymał, gacie? Przestań, bo pójdę do towarzysza Tegonieradze, on ci już wybije lodówkę z głowy (żegna się)
Korzenie. Drrama wieloaktowe to króciutka sztuka kukiełkowa, pełna groteski i czarnego humoru, którą Stanisław Lem miał napisać (bo istnieją dwie wersje tej samej historii) wspólnie z Romanem Husarskim – rzeźbiarzem, ceramikiem i jednym z twórców nowatorskiej techniki malarstwa ściennego, piropiktury. Korzenie… powstały na początku lat 50’ i były prześmiewczą satyrą na czasy stalinizmu, konsumpcję i imperialistyczne zapędy radzieckich towarzyszy. Zresztą ta dwójka napisała też inną sztukę, w której dla odmiany krytyce poddaje imperializm. Tym razem o łatwym do przełknięcia tytule Yacht Paradise. Ale o ile tę ostatnią wydano i wystawiono w otoczeniu luksusowych sprzętów, o tyle pierwszą Lem ukrył w teczce między jednym kryminałem, a drugim, i na zawsze zapomniał o tym gdzie ją schował.
Ceramika, szkło, meble i mozaiki z czasów PRL. Wzornictwo wytwarzane w spółdzielniach i manufakturach, których tradycja urwała się nagle końcem lat 80’, od kilku lat przeżywa coś w rodzaju drugiego miodowego miesiąca. Po latach skręcania mebli z Ikei na powrót urzekają kolorem, kompozycją, kształtem. Formalizmem z nutą nostalgii, w którym czuć powiew zachodniego modernizmu i organicznej abstrakcji. Pikasiaków i new look. Takie, trochę trącące myszką, ale ciągle nowoczesne, piękno. Któremu się dajemy się zauroczyć. Nawet jeśli przeczuwamy, że nad tym wszystkim unosi się jakaś dziwna materia powietrza. Aura osobliwości, która jak w działającej nielegalnie, bo w nocy, hucie szkła, sprawia, że szyby w oknach naprzeciwko matowieją. Okruszki, które jak w sztuce Lema i Husarskiego, przypadkiem wpadają do kotła sodówki, i chociaż ktoś straci za to głowę, plan zostaje wykonany. I lodówka, która w tej samej sztuce, zamiast chłodzić, grzeje.
Interesują nas dziwne i nielinearne historie. Takie, o których wygodnie zapomnieć. Takie, które łatwo przeoczyć i schować. Jak ta o mozaice złożonej z ceramicznych kafli, która kiedyś przedstawiała pegaza, a zdemontowana i na powrót złożona przez robotników zamienia się w geometryczną abstrakcję. Jak ta, o kuflach z fallicznymi rączkami odlewanymi na Barbórkę, albo dziwnych butach i groteskowych genitaliach, które szklarze, dalej często z projektantami, odlewali dla zabawy, z resztek materiału i już po godzinach pracy. Najczęściej zresztą na gazie i na rozgrzewkę. By mieć lżejszą rękę. Jak ta o trujących odczynnikach albo ryzykownych technikach stosowanych przez ceramików, którzy mieli w sobie tyle samo z hazardzisty, co z naukowca. Jednym z takich szalonych ceramików był zresztą sam Husarski i Husarska (Helena), którzy metodą prób i błędów, rozgrzewali do białości ceramiczne powierzchnie i palnikami wtapiali w nie płynne szkliwo. Malowane ogniem rysunki.
Fascynuje nas selen, kobalt i mangan. Fluoryt, który wytrąca się jak cukier. Trujące tlenki ołowiu i tlenki miedzi, które dają sześć różnych barw, od czerwieni po błękit. Nawet zarządzenie Ministra o tym, że wyrób szklany nie może mieć więcej niż od sześciu do ośmiu pęcherzyków powietrza. I dosypywany do szkła w reakcji na tą samą dyrektywę, za radą sprzątaczki, proszek ixi, który wszystko zamieniał w pianę. Eksperymenty i pomyłki, które niejednokrotnie okazywały się od nich ciekawsze.
Przypadek Łysej Góry, miejsca bez żadnej tradycji, która za sprawą, nomen omen wracającego do korzeni Franciszka Mleczki, staje się wsią modelową, do której zjeżdża cały Kraków. Z przedszkolem, fabryką i szkołą. Słynną Kamionką, wokół której łąki zapełniały odpryski ceramicznych naczyń. Nawet jeśli na początku przeciekały donice, kafle się rozpadały, a pracownicy zamiast do fabryki szli w pole.
Bo może najciekawsze są te przyśnione i prześnione rewolucje. Utopie i dystopie. Unikaty wypalane po nocach i realizowane w świetle dnia prace bez autorstwa. Projekty, też te rysowane na serwetkach, których nikt nie liczył i nie inwentaryzował. Technologie, których nigdy nie opisano, bo po co, skoro wszyscy znali je na pamięć. Współpraca artysty z technologiem i rzemieślnika z artystą. Spółdzielnie, które jawią się jako oazy wolności. Wazon Madera, nazwany tak dlatego, że odwrócony miał komuś przypominać kieliszek na ekskluzywny alkohol. Za drogie meble Ładu i prasówki – kryształy dla ubogich. Design demokratyczny, masowy, egalitarny i najlepiej taki na eksport. Na zachód, który jak zwykle okazuje się być miarą sukcesu. Tematem na jeszcze jeden nagłówek w gazecie. „Polska ceramika w USA!”.
Bo nawet szklanka do herbaty, jak mówi Horbowy, jest tematem politycznym. Kiedyś zresztą Gomułka zatrzymał się nad jego kielichem Goliat, który miał być dowodem na rozpijanie klasy robotniczej. Ktoś z jego świty, wytłumaczył mu, że to na szczęście towar eksportowy.
W tym sensie korzenie to nie tylko korzenie. Odziedziczony po przodkach spadek, ale też właśnie korzenie się, trochę przed Wschodem, trochę przed Zachodem. Po obu stronach tego samego słońca. Przed już znajomą i wygrzebaną spod śmieci, historią. Też tą zakrytą, jak wiele mozaik, kartongipsem albo pilśniową płytą, na którą nałożono świeżą glazurę. Korzenie i korzenie się.
Warfałamotwiej: „Niby, że korzenie? Że ja się korzę? A kiedy to tak przyjemnie… można dychać… robić co się chce…”
Ta wystawa to rodzaj otwartego salonu. Miejsce, w którym przeszłość spotyka się z przyszłością, produkt z odpadem, a całość z resztką. To takie nieświadome wywoływanie historii. Śnienie wciąż od nowa jednej i tej samej opowieści. Ale też udawanie, że nic się nie zmieniło. Tak, jak chciał Hansen, w oknach nie ma zasłon, a stół jest przysunięty do ściany. To zestaw, jak w Małżeństwie z rozsądku, nie na sprzedaż. Wszystko jest tu z ekspozycji.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Bogusław Bachorczyk, Marcin Janusz, Paweł Olszczyński
- Wystawa
- Korzenie i korzenienie się
- Miejsce
- Galeria Henryk, Kraków
- Czas trwania
- 17.11.-8.12.2019
- Osoba kuratorska
- Ania Batko, Aleksander Celusta
- Strona internetowa
- facebook.com/henrykgallery