Konkret i dotyk
Transformacja w Polsce nabierała właśnie tempa, gdy profesora filozofii, Jolanta Brach-Czaina, wypuściła w świat swój esej Szczeliny istnienia, elektryzując nim całą czytającą publiczność. Książka niezwykła, transowa, wstrząsająco kobieca (bo z opisem szmaty do wycierania podłogi?), manifest feministyczny (bo ujawnia tajniki kuchni i porodówki?) – tak o tej książce pisano. Wzbudziła wielkie poruszenie, ale też była kłopotem, bo nie wiadomo było, jak ją zaszeregować. Wzruszająco bezradnie wyraził to jeden z recenzentów: „Ani w polskiej, ani w światowej literaturze nie ma drugiej takiej książki”.
Książka ta od dwóch dekad nie przestaje fascynować i sprawiać kłopotów. Po pierwszym, skromnym wydaniu w formie małej, szaro-żółtej książeczki (PIW), przyszło drugie i trzecie, w 1998 i 2006 roku (eFKa), a ostatnio, w 2018 roku, kolejne (Dowody na Istnienie). Czy to jeszcze filozofia czy już literatura? Jeśli jednak filozofia, do jakiego nurtu ją przypisać? Może do fenomenologicznego, zważywszy na świetne opisy fenomenów codzienności, dowartościowanej przez Edmunda Husserla? Świat życia codziennego to żywioł autorki. Nie jest on jednak abstrakcyjny, lecz konkretny, pełen obszarów spoza powagi słów, względnie tabuizowanych. Konkret to jedno z tych pojęć, które Brach-Czaina przeciwstawia filozoficznym abstrakcjom. Z Husserlem nie godzi się też w fundamentalnej sprawie intencjonalności. Dla Husserla intencjonalność była jednokierunkowa i wychodziła od Ja transcendentalnego. U Brach-Czainy natomiast nie tylko nasza uwaga kieruje ku światu i jego fenomenom, lecz także świat nas „zaczepia” i odpowiada – lub nie – na naszą intencję. Może w takim razie filozofia Brach-Czainy jest odległą, epigońską wersją filozofii Martina Heideggera? Pytania o bycie, istnienie i egzystencję to także jej pytania, życie autentyczne to również jej temat. Kiedy żyjemy naprawdę, a nie tylko przetaczamy się z jednego dnia w drugi i kolejne? Czy heideggerowski prześwit, przecinka w gęstym lesie, przez którą przenikają promienie słoneczne, to szczelina istnienia? Nie abstrakcyjny i odległy prześwit, lecz szczelina, która jest konkretna, cielesna i dotykowa? Rozwarcie, które przeżywamy całą i całym sobą, gdy żyjemy pełnią? Ta szczelina życia, od której zaczyna się egzystencja każdej i każdego z nas, nie jest abstrakcją, lecz konkretem.
Gdy studiuje się filozofię i jest się kobietą mającą świadomość różnicy płci, inspiracji nie brakuje. Pewnie doskwierało jej poczucie bycia niezrozumianą, względnie niesłuchaną przez kolegów filozofów i starała się znaleźć osoby myślące podobnie.
Do konkretnego traktowania początku wzywał już Friedrich Nietzsche, kiedy pisał o Baubo jako początku. Przypomniał o tym Peter Sloterdijk. Czy Brach-Czaina znała tekst Sloterdijka Zur Welt kommen, zur Sprache kommen z 1988 roku, który ukazał się w feministycznym numerze „Brulionu”, 19B, z 1992 roku? Sloterdijk oskarża w nim całą filozofię europejską o zapomnienie czy raczej wyparcie faktu narodzin. Pomijanie pępków w sztukach wizualnych, przemilczanie i marginalizowanie kobiet w kulturze to przejawy „skrzywionego umysłu”. W centrum myślenia należy, według niego, umieścić narodziny, które nie są jedynie faktem biologicznym, lecz wydarzeniem metafizycznym, początkiem życia i istnienia. Według Sloterdijka ostatnim europejskim filozofem, który był tego świadomy, był Sokrates, uczeń Diotymy. Potem przez długie wieki trwało lękowe zapomnienie filozofii o konkretnym początku ludzkiej egzystencji, czyli o narodzinach, oraz podszyta tym zapomnieniem wzgarda wobec miejsca, z którego wszyscy się wzięliśmy i które było dla naszego istnienia pierwszą i najważniejszą szczeliną. Dopiero Nietzsche, piewca kobiet tańczących w kręgu, odważył się podjąć na nowo temat Baubo.
Brach-Czaina fascynowała swoją niezależnością w życiu i w myśleniu. Była myślicielką totalną, nie gabinetową. Myślenie było funkcją życia, nie abstrakcyjnego życia, lecz konkretnego, jej własnego. Jej filozofia wyrastała z jej pasji i fascynacji, ale i z jej traum. Otwarta na inspiracje, z ciekawością chłonąca nowe impulsy, zainteresowała się również feminizmem. Dlaczego? Opowiedziała kiedyś o celebrowanych obiadach niedzielnych, które jej ojciec, profesor politechniki, traktował jako swoje występy, podczas których prezentował swoją doskonałość i wybitność i nie dopuszczał nikogo do głosu. Została jej po tych rodzinnych obiadkach organiczna niechęć do męskich samochwalców, przy każdej okazji szeroko rozkładających swoje pawie ogony. Ojciec patriarcha był z pewnością ważną, lecz nie jedyną jej feministyczną inspiracją. Gdy studiuje się filozofię i jest się kobietą mającą świadomość różnicy płci, inspiracji nie brakuje. Pewnie doskwierało jej poczucie bycia niezrozumianą, względnie niesłuchaną przez kolegów filozofów i starała się znaleźć osoby myślące podobnie. Choć Brach-Czaina znała francuski i angielski, szukała bliżej, w języku, w którym sama tworzyła i myślała. W 1993 roku natknęła się na pierwszy numer „Pełnym Głosem”. Swoją recenzję opublikowała w amerykańskim piśmie emigracyjnym. W tym samym roku redaktorki tego pisma, czyli niżej podpisana oraz Beata Kozak, od 1999 roku redaktorka naczelna „Zadry”, zostały uczestniczkami jej seminarium doktorskiego, wraz między innymi z Kazią Szczuką, Agnieszką Graff, Renatą Lis.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 34. numerze Magazynu „Szum”.