„Kawał ch**a” Przemysława Branasa w galerii Szara Kamienica
„Rzeczywistość ma cyfrowe błędy
Przycina świat i robi ludziom te podwójne gęby
Śnieży, kwadraty, dziwne głosy koją nerwy”
Sokół, Czarny HIFI, „Latami”
„Idę po linii napięć, rozumie pan? Idę po linii podnieceń”
Witold Gombrowicz, „Pornografia”
Pociągające, groźne, śmieszne. Ciała oglądane w epoce postprawdy. Należące do chłopców z Hitlerjugend, mężczyzny przebranego za kowboja, przypadkiem poznanych tajwańskich chłopaków. Przemek Branas wyławia je z tłumów na ulicach obcych miast i ze zbiorów ulicznych handlarzy starzyzną. Są pamiątkami z podróży i świadectwem prywatnej zbierackiej pasji, podszytej dwuznaczną fascynacją. Zostają wciągnięte w duszną, sennie wykoślawioną opowieść o rozkoszy i podskórnych obawach. Pachną potem i spermą, chowają się za maskami i kwaśnym oddechem. Zmieniają się w poszatkowane totemy i karykatury.
Znikają osobowości, pozostaje suma wrażeń, gestów, póz. Póz gdzieś już widzianych, które gubią swoją niewinność i luz, budzą podejrzenia. Przemek odrzuca strategię typowego artysty-spadochroniarza, który na kilka tygodni trafiając w obce miejsce próbuje przekonać samego siebie, że jest w stanie zgłębić jego charakter. Chłonie więc łapczywie powierzchnię, jak sroka wabiona błyskotkami. Daje się uwodzić obrazom, ekstrawaganckim, poznanym przelotnie postaciom i świadectwom nieznanych żyć, przehandlowanym za grosze na pchlich targach.
Artysta podgląda je przez zasłonę czasu i kulturowego dystansu. W końcu sam pozwala się wciągnąć w niekończący się strumień powtórzeń. Na tajemniczym zdjęciu, zrobionym w Marsylii na przełomie lat 60. i 70., mężczyzna klęczy na ulicy wykonując trudny do zinterpretowania gest. Obok siebie ma kartonowe pudełko z nieznaną zawartością. Przemek zahacza się o ten wątły kawałek tektury. Podczas fragmentarycznych, antyspektakularnych, wykonywanych w kolejnych miastach Azji performansów tworzy szkatułkową, rwaną opowieść, bawi się w performatywny głuchy telefon. Zaciera granicę między działaniem a dokumentacją, narzuca swoje spojrzenie.
Obiekty, fotografie i działanie łączą się na wystawie w ciasnym uścisku. Jakby ktoś poprzetykał strony erotycznego pisemka kartkami z podręcznika do antropologii i wyrywkami z codziennej prasy. Składają się one w kronikę rozkoszy i podskórnych obaw.
Jeśli faktycznie jesteśmy wszyscy jedną wielką „rodzinę człowieczą”, to rodziną mocno patologiczną. Obserwujemy siebie nawzajem rozbieganym wzrokiem, przez dyskretnie wycięte dziury w gazecie lub książce, jak w starych detektywistycznych komediach, i przez glory hole. Pożądaniu towarzyszy nieufność. W końcu każdy z nas to kawał chuja.
Piotr Policht
“Reality has digital errors
It crops the world to size, giving people a double mug
It snows, and squares, and strange voices soothe your nerves”
Sokół, Czarny HIFI, “Latami”
“I follow the line of tension, you see? I follow the line of stimulation”
Witold Gombrowicz, “Pornografia”
Enticing, threatening, ludicrous. Bodies being watched in the age of post-truth. Bodies of Hitlerjugend boys, of a man dressed up as a cowboy, of random Taiwanese boys. Przemek Branas fishes them out of the crowd in the streets of foreign cities, out of a collection peddled by a street vendor of antiques. They are a traveller’s souvenir, proof of a collector’s passion underpinned by an ambiguous fascination. They get sucked into a seedy, dreamy, distorted tale of pleasure and buried anxieties. Smelling of sweat and semen, they hide behind masks and a sour breath. They turn into sliced totems, into caricatures.
Personalities disappear, leaving behind a totality of impressions, gestures, poses. The poses have already been spotted elsewhere and they are no longer innocent or relaxed; they seem suspicious. Przemek rejects the typical strategy of the artist as parachuter, who gets dropped at a foreign location for a couple of weeks and tries to convince himself that he can discover its true nature. Instead, hungry for the veneer, he is a magpie lured by a shiny object. He lets himself be seduced by images, by extravagant personalities met in passing, by testimony to alien lives traded for pennies at a flea market.
The artist peeks at them from behind the curtain of time and cultural distance. Eventually, he lets himself be drawn into the never-ending stream of repetitions. In a mysterious photograph taken in Marseille at the turn of the 1960s to 1970s, a man kneeling in the street makes a gesture that is difficult to discern. Next to him is a cardboard box, its contents unknown. Przemek gets hooked by the flimsy piece of cardboard. Staging fragmentary, anti-spectacular performances in several Asian cities, he tells a piecemeal story-within-a-story, playing at Chinese whispers. He lets the border between action and documentation get blurry, making his own gaze preponderant.
Objects, photos and performance converge in the exhibit, bound in a close embrace. It seems that someone has torn out pages from anthropology textbooks, mixed them with press clippings, and put them inside the spine of a sex magazine. They make up the chronicles of pleasure and buried anxieties.
If we really are one big “human family”, then ours is a pathological family. We keep watching each other with an apprehensive gaze through a hole discreetly cut out in a newspaper or a book, like in a vintage crime comedy movie, and through a glory hole. Desire meets distrust. After all, each of us is just a dick.
Piotr Policht
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Przemysław Branas
- Wystawa
- Kawał ch**a
- Miejsce
- galeria Szara Kamienica
- Czas trwania
- 31.03 - 23.04.2017
- Osoba kuratorska
- Piotr Policht
- Fotografie
- StudioFILMLOVE
- Strona internetowa
- szarakamienica.pl