„Kartografie uczuć wzniosłych” w BWA Zielona Góra
„Dziś i Ty możesz stworzyć nawet na najmniejszej przestrzeni cudowną krainę kwitnących roślin, kolorowy, pełen życia ogród, w którym poczujesz się jak w domu i spędzisz wolny czas. […] Zadbaj jednak o to, aby ogród ten zachował swoją atrakcyjność. Nie zadowalaj się utrzymaniem go tylko w dobrym stanie, ale przekształcaj go we wzniosłe piękno”1. W ten sposób pod koniec lat 50. firma zajmująca się wysyłkową sprzedażą roślin w broszurze reklamowej próbowała zachęcić do zakładania prywatnych ogrodów. Tekst wyraźnie dawał do zrozumienia, że natura jest ściśle powiązana z pracą – pracą, która czyni ją piękniejszą. Jeśli przyjrzeć się historii i pochodzeniu roślin rosnących w europejskich ogrodach, trudno mówić o ich „naturalności”: od około XVII wieku były one regularnie przywożone z odległych regionów geograficznych, a następnie dostosowywane do tutejszego klimatu i zadomawiane w ogrodach botanicznych.
Historyczka Londa Schiebinger opisuje ówczesne ogrody botaniczne następująco: „tysiąc sześćset ogrodów botanicznych, które Europejczycy założyli na całym świecie do końca XVIII wieku, nie było jedynie idyllicznymi skrawkami zieleni, które miały zachwycać mieszkańców miast, ale eksperymentalnymi placówkami uprawy, służącymi do aklimatyzacji roślin na potrzeby krajowego i światowego handlu, do produkcji rzadkich lekarstw i zarobku”2. Niewątpliwie wkładano wiele trudu w zdobywanie roślin spoza Europy. Co kryło się za tym wysiłkiem? Niektórzy nazywają to ciekawością, chęcią poznania, inni, jak na przykład Londa Schiebinger, określają mianem colonial bioprospecting3 albo po prostu biznesem. Pod koniec XVIII wieku można było całkiem dobrze zarobić na importowanych roślinach. Stały się one symbolem statusu, podobnie jak dziś drogi samochód czy zegarek. Wraz ze zmianami architektonicznymi, które zaszły w ciągu XIX i XX wieku w europejskim budownictwie mieszkalnym, jak na przykład powiększenie okien czy rozpowszechnienie ogrzewania centralnego4, diametralnie polepszyły się także warunki klimatyczne dla roślin. W konsekwencji tych zmian rośliny staniały i więcej osób mogło sobie na nie pozwolić, dzięki czemu w większej ilości „wprowadziły się” one nie tylko do ogrodów, ale także i do mieszkań. Krok po kroku traciły status luksusu. Rośliny, które dzisiaj się nazywa „pokojowymi” albo „doniczkowymi” i które – w tak oczywisty sposób – rosną w europejskich ogrodach i domach, mają za sobą długą historię hodowli, standaryzacji i narzuconych procesów adaptacyjnych. W dzisiejszych czasach nikogo już nie dziwi pójście w środku zimy do sklepu ogrodniczego lub supermarketu i kupienie rośliny pokojowej. Tam wyglądają one dobrze i zdrowo, jakby czuły się świetnie w ciasnych plastikowych doniczkach. Jednak parę tygodni po kupnie może się zdarzyć tak, że na niektórych listkach pojawią się ciemne, brązowe lub żółte plamy albo zaczną one gnić, czasem też schną. Nie wszyscy wiedzą, że rośliny z supermarketów zazwyczaj nie są wystawiane na działanie promieni słonecznych. Rosną pod specjalnymi lampami i są inaczej nawożone, dlatego często źle radzą sobie w innych warunkach. Dla właścicieli supermarketów najważniejsze jest to, by ładnie wyglądały podczas pobytu w sklepie – nie miały koślawych łodyg, plam, zwiędłych liści czy innych niepożądanych anomalii, bo takie egzemplarze nie sprzedają się dobrze. Rośliny z supermarketów rosną w warunkach laboratoryjnych, które bazują na technologicznych i naukowych normach, mających zapewnić im wszystko, czego potrzebują do wzrostu – sterylnie, standardowo i racjonalnie.
Podobne procesy normowania możemy odnaleźć w naszym życiu, przede wszystkim w temacie miłości. Reguły, tradycje, rytuały, nakazy i oczekiwania towarzyszą nam od najmłodszych lat. Mają ogromny wpływ na nasze uczucia, ciała, reakcje i to, jak się kształtuje społeczeństwo – trudno jest ich uniknąć. Często myślimy, że zakochujemy się bądź kształtujemy nasze życie rodzinne lub przyjaźnie w sposób naturalny. Przeżyte historie miłosne wydają nam się tak naturalne, jak naturalnie geranium albo storczyk nazywane są roślinami pokojowymi. Ale ludzkie miłości nierzadko także rozwijają się w „warunkach laboratoryjnych”, są kształtowane i karmione pewnymi obrazami i narracjami, których jest pełno wokół nas na ulicy, w szkole, czasopismach czy telewizji. Te niewidzialne gorsety, niczym małe plastikowe doniczki dla roślin sprzedawanych w supermarketach, mają wpływ na to, jak rozumie się miłość i ją przeżywa. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej roślinom w supermarkecie, to z pewnością znajdziemy niekształtne gałązki bądź nieładnie uformowane kwiatostany, przeoczone i nieusunięte przez pracowni_ków_czki supermarketu. Wszyscy wiemy, że warunki laboratoryjne stworzone dla roślin, w których mają się one dobrze czuć, nie są w stanie im tego w pełni zagwarantować. Także te niewidzialne gorsety, które przez wieki „narosły” w naszych głowach, nie są w stanie całkowicie regulować i formować naszych ciał bądź uczuć.
Czasem bardzo dyskretnie, a niekiedy z impetem, unaocznia się, że życie – rośliny lub człowieka, jest czymś więcej i chce czegoś więcej niż plastikowych doniczek bądź niewidzialnych gorsetów; i że zawsze znajdzie sposób, by to pokazać. Na przykład, gdy zakochujemy się w osobach, których nie powinniśmy kochać, lub nie potrafimy obdarzyć uczuciem tych, których powinniśmy; kiedy mimowolnie tworzymy związki funkcjonujące inaczej niż tak zwana tradycyjna rodzina. Prawa wyznaczone przez biologię dla roślin oraz seksuologię czy antropologię dla ludzi są często niekompatybilne z rzeczywistością. Dzieje się tak dlatego, że – na szczęście – wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane niż niektóre logiczne wywody naukowe. Nieestetyczne „wybryki” roślin z supermarketu czy „niewłaściwe” związki wśród ludzi ujawniają „samo-wolę” życia, którą nie tylko trudno ujarzmić, ale także i zgłębić konwencjonalnymi środkami. To, że w tym tekście poruszam jednocześnie kwestię roślin i miłości, nie jest bynajmniej przypadkiem. Zarówno zdolności przystosowawcze roślin, ich nieprzewidywalność, jak i ich mroczna wewnętrzna „samo-wola” mogą wiele powiedzieć o ludzkiej miłości. Według Marcela Prousta wiele łączy rośliny i ludzkie miłości. W książce W poszukiwaniu straconego czasu Proust używa metafor roślinnych do opisania procesów ludzkiej miłości5. Roślinność uosabia u niego rozmaite relacje miłosne, które nie są zdeterminowane przez binarne fantazje reprodukcyjne, tak widoczne w hodowlach roślin dla supermarketów. Miłość roślinna jest przypadkiem dużo bardziej skomplikowanym, wielowymiarowym i międzygatunkowym. Funkcjonuje ona jako otwarta, rozproszona sieć połączeń, przecząca zasadom logiki.
Spektrum przykładów ze świata roślin, które Proust wykorzystuje do badania ludzkich związków miłosnych, jest szerokie. Pisarz mówi o orchidei i trzmielach, wanilii, kolibrach i pszczołach, pierwiosnku lekarskim (Primula veris) czy też krwawnicy pospolitej (Lythrum salicaria) i wietrze. Bez owadów, ptaków i zjawisk atmosferycznych, na przykład wiatru, rośliny nie mogłyby się rozmnażać. Dlatego żyją w otwartych i heterogenicznych, wychodzących poza ich gatunek, związkach życiowych i miłosnych. Ważne jest, by dodać, że dla Prousta to heterogeniczność, a nie reprodukcja, jest w tych miłościach istotna.
Na ilustracji numer 1 przeróżne owady wiją się i wirują w sensualnym tańcu wokół Vanillii planifolii – wanilii płaskolistnej. Liście, pędy, motyle, gąsienice, larwy są innego koloru i kształtu, a mimo to tworzą razem harmonijną spójnię. Jest to dość osobliwy obraz, chociaż został zaczerpnięty z natury. Ta miłosna więź wanilii pochodzi z książki Metamorphosis Insectorum Surinamensium z 1705 roku i jest autorstwa Marii Sibylli Merian6. Maria Sibylla Merian była przyrodniczką żyjącą na przełomie XVII i XVIII wieku w Niemczech, a później w Holandii. Prowadziła obserwacje roślin oraz owadów środkowej Europy i Surinamu. Zasłynęła dzięki studiom nad gąsienicami i jest uważana za pionierkę dyscypliny entomologii (owadoznawstwa).
Choć w jej czasach w naukach przyrodniczych powszechne były rysunki i ryciny naukowe, na których obserwowane rośliny czy owady przedstawiane były osobno, Merian ukazywała je w połączeniu z otoczeniem. W swoich książkach o gąsienicach, bardzo cenionych zresztą, nie tylko rysowała cały cykl życia motyli, ale dodatkowo także rośliny, którymi się one żywiły. Oprócz tego dla zarobku, gdyż z pracy naukowej nie udawało jej się wyżyć, Merian publikowała książki z rycinami kwiatów. Nie miały one charakteru naukowego, ale służyły jako wzory do haftowania. W nich również obrazowała rośliny w asyście owadów i ptaków.
We wszystkich pracach Merian wskazuje na relacjonalne cykle życia roślin i owadów oraz ich szerokie miłosne ekologie – na przykład rośliny zależą od insektów, które je zapylają, a owady muszą szukać określonych roślin, by złożyć jaja lub uwić kokon. Merian podkreśla, że zarówno środowisko życia, jak i cykl życiowy roślin czy owadów to proces oparty na różnorodnych relacjach. Organizmy stale współdziałają w nim z innymi gatunkami, bez których nie mogłyby przetrwać.
Mimo że rysunki Merian i książkę Prousta dzieli ponad 200 lat, to u obojga widoczna jest fascynacja otwartością i wielokształtnością roślinnych miłości. Z tą jednak różnicą, że Proust obserwuje taką otwartość także i u człowieka. W powieści W poszukiwaniu straconego czasu królestwo ludzkie bardzo zbliża się do królestwa roślin. To twórcze, chociaż metaforyczne, zespolenie, przy okazji którego Proust mówi nawet o „badaczach ludzkiej flory” czy „botanikach świata psychicznego” pogrywa z klasycznymi narracjami biologii. Wróćmy na chwilę do ryciny wanilii płaskolistnej Marii Sibylli Merian. W historii uprawy tego gatunku królestwo ludzkie także bardzo zbliża się do królestwa roślinnego. Jednak ta bliskość ma inny charakter niż u Prousta i tym razem nie jest ona metaforyczna. Wanilia płaskolistna (Vanilla planifolia) – pnącze storczykowate – to w XVI wieku roślina bardzo pożądana w Europie. Znana była i używana głównie w regionie Meksyku, między innymi przez Azteków7. Po kolonizacji Meksyku w XVI wieku monopol na hodowlę i handel wanilią miała hiszpańska władza kolonialna. Zakończył się on na początku XIX wieku po interwencji Napoleona. Od początku XIX wieku dokonywane są próby uprawy tej rośliny poza Ameryką Południową – w Europie i na wyspach Reunion (dawniej Bourbon, skolonizowanej przez Francję) i Jawa (skolonizowanej przez Holandię)8. Wanilię udawało się tam wprawdzie wyhodować, ale nie owocowała9. A to właśnie owoce były w tej roślinie dla hodowców najcenniejsze, ponieważ ze strączków pozyskuje się przyprawę nazywaną potocznie „wanilią” lub „laskami wanilii”. Problem był następujący: pomimo że wanilia, podobnie jak wiele roślin, jest obupłciowa, nie może się sama zapylać – uniemożliwia to jej morfologia. Do zapylenia dochodzi najczęściej dzięki pszczole długojęzyczkowatej (ze szczepu Euglossini), która żyje głównie w regionie Meksyku10. Ponieważ pszczoła ta nie występuje ani w Europie, ani na Reunion czy Jawie, nie dochodziło do zapylania i roślina nie owocowała. Wobec tych komplikacji podjęto próby sztucznego zapylania kwiatów wanilii. Powiodły się one w połowie XIX wieku, ale nie były rentowne11. Dopiero w 1841 roku Edmond Albius, urodzony jako niewolnik mieszkaniec Reunion, wymyślił łatwy sposób na ręczne zapylanie wanilii – metodę, której używa się do dziś12. Jednak ta pracochłonna procedura, każdy kwiat musi być osobno zapylany, uczyniła z wanilii jedną z najdroższych przypraw na świecie.
Tak, królestwa roślinne i ludzkie bardzo zbliżają się do siebie w procesie kultywowania wanilii płaskolistnej, ale ta bliskość ma zupełnie inną charakter niż ta, która fascynowała Prousta. Jest to rodzaj bliskości opisany na początku niniejszego tekstu – bliskość wyzyskująca, narzucona roślinom. U jej podstaw leżą prestiż i profit, a nie synergia międzygatunkowa; człowiek ingeruje w rozmnażanie się roślin, by czerpać z tego korzyści finansowe. Także w tej więzi zaznacza się miłość, tyle tylko, że to stara, smutna miłość, oparta na mechanizmach patriarchalnych – hierarchicznie skonstruowana, używa przemocy, przymusu i nakazów, aby wyegzekwować swoje interesy.
Ten początkowy brak owocowania wanilii w procesie jej kultywowania poza Ameryką Południową można rozumieć jako opór wobec wyzyskujących mechanizmów, podobnie jak w przypadku nieładnych gałązek u roślin z supermarketów, które buntują się przeciw powszechnym normom estetycznym. Nieowocowanie wanilii jest aktem dysydenckim, roślinną przebiegłością. Europejscy hodowcy kultywujący wanilię poza Ameryką Południową pomylili się w swoich założeniach i obliczeniach, „przeszczepiając” jedynie część szerzej funkcjonującej więzi miłosnej wanilii i nie zwracając kompletnie uwagi na jej relacjonalność. Wanilia jest wprawdzie obupłciowa, lecz bez swojej „miłosnej spójni”, swojego otoczenia, nie jest w stanie owocować. Jej akt dysydencki wynikałby zatem z odmowy wzrostu w warunkach nadanych jej przez człowieka. O ile więc hodowla i normalizacja polegają na efektywnych mechanizmach reprodukcyjnych biologii, o tyle u Prousta spotykamy inną ideę miłości – implikuje ona wielość, wielowymiarowość i otwartość. Są to miłości rozwijające się w napięciu między normami społecznymi, atrybucjami biologicznymi i pożądaniem. Nie są one bynajmniej pozbawione struktur patriarchalnych (jakże by inaczej?), ale silnie manifestuje się w nich eksploracja dróg wyjścia z zastanych wzorców i norm.
W tym sensie wystawa Kartografie uczuć wzniosłych podąża za Proustem w przekonaniu, że miłość ludzka jest bardziej powikłana, niż się ją przedstawia, i próbuje naświetlić złożoność relacji miłosnych z różnych perspektyw, nie dając się wciągnąć w pułapkę biologicznej efektywności. Poruszanie tej problematyki nie jest niczym nowym na polu sztuki. Mierzyły się z nią już różne pokolenia artystyczne, co ta wystawa chce podkreślić. Wszystkie prezentowane prace łączy odwaga wykraczania poza miary ram kulturowych, nawet jeśli było i nadal często jest to ryzykowne. Opowiadają o miłości w jej różnych wymiarach, od miłości macierzyńskiej po na przykład miłośćnienawiść, albo miłość wrogą, piękną czy krzywdzącą, czasem taką, która uszczęśliwia lub staje się skazą na całe życie. Zamierzeniem wystawy jest polifoniczność; nie chodzi o to, by wiele głosów przemawiało jednym głosem – przeciwnie, ma rozbrzmieć kakofonia miłości!
Lawinia Rate
1 Kayser & Seibert, Odenwälder Pflanzenkulturen, katalog wysyłkowy, Darmstadt 1959, s. 3.
2 Londa Schiebinger, Plants and Empire. Colonial Bioprospecting in the Atlantic World, Cambridge–Massachusetts–Londyn 2004, s. 11.
3 Ibidem, s. 73–93.
4 Por. DGHK, Wie Pflanzen die Häuser eroberten [online], https://www.dghk.net/index.php?artikel=52 [dostęp: 7.12.2021].
5 Por. Marcel Proust, W poszukiwaniu straconego czasu, t. IV, Sodoma i Gomora, Warszawa 2000 [1921-22], tutaj część I.
6 Por. Maria Sibylla Merian, Metamorphosis Insectorum Surinamensium, Amsterdam 1705, ryc. 25.
7 Por. Alexander Tschirch, Handbuch der Pharmakognosie, t. II, Leipzig 1917, s. 1306.
8 Por. Charles Darwin, The Various Contrivances by Which Orchids Are Fertilised by Insects, London 1877, s. 90–91; Veit Martin Dörken, Annette Höggemeier, Vanilla planifolia – Echte Vanille (Orchidaceae). „Jahrbuch des Bochumer Botanischen Vereins”, t. V, 2014, s. 275.
9 Por. Charles Darwin, op. cit., s. 90–91; Veit Martin Dörken; Annette Höggemeier, op. cit. s. 275.
10 Por. Euglossine Bee [w:] Britannica Encyclopedia [online], https://www.britannica.com/animal/euglossine-bee [dostęp: 7.12.2021].
11 Por. Alexander Tschirch, op. cit., s. 1307.
12 Por. Eugène Volcy Focard, Introduction et la fécondation de la vanille [w:] Bulletin de La Société des Sciences et des Arts de l’Ile de La Réunion, Saint-Denis, Réunion 1862, s. 233f.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Gosia Bartosik, Anna Baumgart, Teresa Gierzyńska, Michał Jankowski, Aleksandra Kubiak, Anna Kutera, Zbigniew Libera, Liliana Zeic
- Wystawa
- Kartografie uczuć wzniosłych
- Miejsce
- BWA Zielona Góra
- Czas trwania
- 18.02–13.03.2022
- Osoba kuratorska
- Lawinia Rate
- Fotografie
- Karolina Spiak
- Strona internetowa
- bwazg.pl/2129-kartografie-uczuc-wznioslych-18-02-13-03