“Już dochodzę” Olgi Mokrzyckiej w Studiu Jaskółka

Już dochodzę to historia o pewnej kobiecie, opowiedziana w kilkunastu obrazach. Bohaterka pragnie wyzwolić się ze świata, który sama stworzyła. Chciałaby, jak każdy, mieć ciastko i je zjeść. Jest kobietą pod presją. Kobietą w jednym bucie. Kobietą o psiej twarzy. Kobietą, która ugina się pod ciężarem siatek z zakupami i załamuje się pod ciężarem własnych włosów. Jest kobietą, która dochodzi do szkoły, by odebrać dziecko. Dochodzi do rozkoszy, do kresu wytrzymałości, do ściany, do celu.
Postać kobiety namalowana nieodwracalnymi pociągnięciami szarej farby na idealnie czarnym tle. Kobiety na obrazach są jak ideogramy, z których każdy stanowi jedno zdanie w opowieści. Obrazy przypominają retrogenowskie fotogramy, wywołane przez malarkę na płótnie.
Czy artystka prześwietla w ten sposób samą siebie? Czy kobiety z obrazów są Olgą Mokrzycką? Bez wątpienia są delegatkami, które artystka wysyła w przestrzeń obrazu, by odwarzały sceny z jej życia. Jednocześnie wszelkie podobieństwo do innych akrobatek, walczących o zachowanie równowagi na cienkiej linie rozpiętej między obowiązkiem a pragnieniem, koniecznością i pożądaniem – jest zamierzone i nieprzypadkowe.






Gdyby zatem wystawa Już dochodzę była filmem, w postać głównej bohaterki mogłaby się wcielić sama Mokrzycka, ale do jej zagrania świetna byłaby także Gena Rowlands z Kobiety pod presją Johna Cassavetesa, Laure Calamy z À plein temps Erica Gravela, a może nawet Isabelle Adjani z Opętania Żuławskiego. To opowieści o kobietach, które w konfrontacji z codziennością dochodzą do kresu wytrzymałości – i jeszcze dalej. Bohaterka Gravela wychodzi z tych zmagań zwycięsko. Protagonistkę obrazu Cassavetesa żywioł codzienności doprowadza do obłędu, zaś postać z opowieści Żuławskiego popycha w objęcia demona i prowadzi do piekła. A Olga Mokrzycka? Ona znajduje wyjście w malowaniu obrazów. To prace wzięte z życia, z frustracji oraz potrzeby – konieczności – jej artystycznego przekroczenia. Energią napędzającą powstanie tych prac jest dialektyczne napięcie między dwoma modelami pracy. Jeden to repetytywny wysiłek, który każdego dnia trzeba podejmować wciąż od nowa. Praca, która nigdy się nie kończy: podtrzymywanie domowego ogniska, odbieranie dzieci ze szkoły, robienie zakupów, po które jutro, pojutrze i za rok trzeba będzie iść znowu. Praca, w której nie ma miejsca na ego, jest za to mnóstwo przestrzeni, którą zajmują bliscy. Na drugim biegunie jest twórczy gest, w którym „ja” dochodzi do głosu, wyraża siebie. Rezygnacja z ekspozycji własnego „ja”, rozpłynięcie się w rutynie bezosobowych obowiązków, to element biografii wielu kobiet, w tym licznych artystek. Olga nie godzi się na taki scenariusz; nie odrzuca jednak również życia, które zbudowała, lecz przetwarza materię codzienności w tworzywo artystyczne.












Na obrazach postać wychodzi zatem na pierwszy plan. Ma ciało, które jest zmęczone, niesie siatki z zakupami, bawi się z dzieckiem, idzie w jednym bucie, marzy, dochodzi. Nie ma twarzy, więc mogłaby nosić różne oblicza Olgi Mokrzyckiej, lub Geny Rowlands, lub wielu, wielu innych kobiet. W tle mógłby pojawić się miejski pejzaż, wnętrze domu lub sklepu, sypialnia, przedpokój, poczekalnia. Widzimy jednak czerń; okoliczności przedstawionych zdarzeń są drugorzędne, ponieważ ostatecznie Olga Mokrzycka prowadzi tu dialog sama ze sobą, we własnej świadomości.
Już dochodzę to wystawa tak osobista, jak tylko można to sobie wyobrazić. Zarazem wpisane w nią komizm, absurd, cierpienie i przyjemność mają charakter uniwersalny. Podobnie jest ze sprzecznością, na której ufundowane są obrazy Mokrzyckiej. Czerń tła kryje w sobie codzienność, której zasadą jest powtarzalność. Gest, którym artystka nakłada białą farbę na to czarne tło, jest niepowtarzalny.
Stach Szabłowski
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Olga Mokrzycka
- Wystawa
- Już dochodzę
- Miejsce
- Studio Jaskółka
- Czas trwania
- 8-15.05.2025
- Strona internetowa
- www.instagram.com/studio_jaskolka/