Jeździec bez konia. Historia Anny Ciby
Jedno z późnych, pochodzących z końca lat 80. dzieł Anny Ciby przedstawia charakterystycznie uproszczoną figurę konia, sprowadzonego do kluczowych części ciała, jakby odmalowanego z szablonu. Zwierzę odcina się ciemnym kształtem na gładkim i jednolitym tle wielkiego płótna. W lewym dolnym rogu artystka zapisała słowa: „jeździec bez konia”. Nic tu się ze sobą nie zgadza – tekst, tło i namalowany ogier. Przecież na obrazie nie ma żadnej postaci, lecz jedynie niedosiadany przez nikogo koń. Sytuacja ta przywodzi na myśl rebus, który nie ma rozwiązania. Nigdy nie udało mi się ustalić, jaki stosunek do tego dzieła miała Ciba, ale sama traktuję je jako opowieść o autorce. Bo mimo że poszczególne motywy zostały przedstawione na jednym obrazie, to tak naprawdę pochodzą z różnych światów. Ciba cierpiała (lub dalej cierpi) na schizofrenię, której istotą jest rozpad (greckie schizein oznacza „rozszczepić”) osobowości i jednolitego obrazu rzeczywistości. W miejsce tego drugiego pojawia się wiele różnych, często sprzecznych obrazów1. Oznacza to, że postrzegana przez Cibę rzeczywistość różniła się od tego, jak społeczeństwo umówiło się, by tę rzeczywistość postrzegać.
Historia choroby malarki splata się nierozerwalnie z procesem zapominania o niej samej. Jej biografia pokazuje, że była stopniowo wykluczana z różnych sfer życia: jako artystka, przyjaciółka, a potem matka czy sąsiadka. W końcu definitywnie straciła swoją podmiotowość na rzecz figury „wariatki ze Starego Miasta”, czyli osoby, którą poznałam w dzieciństwie – o czym będę pisać w dalszej części artykułu. Anna Ciba 12 sierpnia 2018 roku wyszła z domu i do chwili obecnej nie wróciła ani nie nawiązała kontaktu z bliskimi2. Do dziś ma status osoby zaginionej. To właśnie w momencie kiedy dotarła do mnie ta informacja, rozpoczęłam badania nad twórczością Ciby. Kim właściwie była? I dlaczego jej twórczość została zapomniana?
Biało-czerwone. Debiut artystyczny
Anna Ciba urodziła się w 1957 roku w stolicy, była więc artystką, której młodość przypadła na lata 80. Ostatnia dekada PRL i artystyczne środowisko Warszawy są tłem politycznym i kontekstem społecznym jej historii. Życiorys malarki rekonstruuję na podstawie badań oraz wielu rozmów z jej przyjaciółmi. Obraz, jaki się z nich wyłania, pełen jest jednak białych plam i nieścisłości. Dotyczy to zarówno przeszłości – lat 80. – jak i współczesności, czego najlepszym dowodem jest fakt, że nie wiemy, w jakim czasie o niej pisać: teraźniejszym czy przeszłym.
Artystka debiutuje w listopadzie 1982 roku. Zdjęcia dokumentujące to wydarzenie, opublikowane w internetowym archiwum preformansu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, były dla mnie pierwszym bodźcem do zainteresowania się malarką z perspektywy historyczno-artystycznej. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy przeglądając tę stronę, napotkałam nazwisko Ciby, a w mojej głowie pojawiło się pytanie: czy to ta sama Ania, którą znam ze Starówki?
Rodzice malarki często wyjeżdżali za granicę – ojciec był pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, urzędnikiem średniego szczebla. Ciba najprawdopodobniej skończyła szkołę średnią we Francji, mówiła biegle po francusku, a we wczesnych latach życia mieszkała przez jakiś czas w Indiach. Charakter środowiska rodzinnego, z którego się wywodziła, przejawiał się w jej ubiorze, na co zwracali uwagę moi rozmówcy. Andrzej Rosołek, wieloletni przyjaciel Ciby, artysta i kurator warszawskiej Pracowni Dziekanka, wspominał w rozmowie ze mną pierwsze spotkanie z malarką. W lecie 1981 roku stolicę odwiedziła grupa teatralna Living Theatre, która zorganizowała happening przy pasażu Śródmiejskim, dzisiejszym pasażu Wiecha. Rosołek zauważył Cibę wśród widzów, a pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był jej elegancki strój, tak odrębny od hipisowskiego otoczenia: „Ubrana w szarą, schludną garsonkę, buty na obcasie, wszystko miała doskonale zestawione. Jasna cera i pięknie umalowane, czerwone usta, czarne włosy do ramion”3. Na odrębność stylu Ciby zwracał uwagę także Tomasz Sikorski, artysta wizualny i animator życia kulturalnego stolicy, który był w bliskim otoczeniu artystki na początku lat 80.: „Nosiła się w stylu… kożuchowym. Bibelotowo-kożuchowym. Jej styl nie miał cech indywidualnych, zwykle charakterystycznych dla młodych artystów i artystek; dzisiaj byśmy powiedzieli: «alternatywka». Ania nie była alternatywką, Ania była mieszczką. Ubierała się tak, jakby była dorosłą osobą, panią w wieku lat czterdziestu”. Rosołek, uczęszczający wówczas do liceum plastycznego, czy Sikorski, będący już wtedy zadeklarowanym artystą, zauważają „inność” Ciby, ponieważ sami należeli do przedstawicieli wspomnianej „alternatywy”, czyli środowiska artystycznego, do którego bohaterka niniejszego tekstu weszła wraz z początkiem lat 80.
Ciba zdała na warszawską Akademię Sztuk Pięknych w 1982 roku. Wcześniej, pod koniec 1980 roku, wynajęła dom w Łomiankach, który oprócz tego, że spełniał funkcje mieszkalne, stał się też przestrzenią młodych – wyspą bez „dorosłych”, ich własnym kątem. Sikorski, który tam pomieszkiwał, wspominał w wywiadzie jej stałych bywalców: „Ania znała wtedy chłopaków z Kryzysu, przez nią ja poznałem załogę: Roberta Brylewskiego, «Franca», czyli Tomka Lipińskiego, pojawiał się tam też Maciej Góralski – «Magura», który był w pierwotnym składzie tego zespołu”. Oprócz muzyków w domu Ciby gościli między innymi Andrzej Partum, Zofia Kulik czy Maria Lewandowska, którzy odwiedzali Łomianki najprawdopodobniej na zaproszenie Sikorskiego, działającego już wtedy w środowisku kulturalnym. Reprezentowali to, do czego artystka chciała – jak można sądzić – aspirować. Żaden z moich rozmówców nie pamięta Ciby sprzed 1980 roku, a założenie komuny w Łomiankach jest jedną z pierwszych wzmianek o niej w kontekście środowiska artystycznego. Bardzo możliwe, że decyzja o podjęciu studiów na warszawskiej ASP niecałe dwa lata później i wybór znanej już ówcześnie pracowni prof. Stefana Gierowskiego, była gestem mającym na celu przypieczętowanie wstąpienia „kożuchowej” Ciby do „alternatywnego” środowiska.
Artystka debiutuje w listopadzie 1982 roku. Zdjęcia dokumentujące to wydarzenie, opublikowane w internetowym archiwum preformansu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, były dla mnie pierwszym bodźcem do zainteresowania się malarką z perspektywy historyczno-artystycznej. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy przeglądając tę stronę, napotkałam nazwisko Ciby, a w mojej głowie pojawiło się pytanie: czy to ta sama Ania, którą znam ze Starówki? Piękne zdjęcia autorstwa Sikorskiego przykuwają atmosferą tajemniczości; czarno-białe, statyczne i majestatyczne „oszukują” odbiorców, gdyż performans, który odbył się w Dziekance 11 listopada, przebiegał w zupełnie odmiennej atmosferze.
Artystka stworzyła scenę z czerwonej tkaniny; coś na kształt wysokiego, materiałowego pudełka, którego frontalna ściana stanowiła kurtynę. Po jej odsłonięciu ukazywało się wnętrze zainscenizowanej przestrzeni, w której centrum stał jedyny element: stół nakryty białym obrusem. Przed sceną znajdowały się dwa mocno oświetlające ją reflektory, które podkreślały odrębność scenerii wnętrza od reszty przestrzeni Dziekanki. Ostre światło skierowane na artystkę powoływało do życia równie ostre, widoczne na tylnej ścianie sceny cienie. Kobieta była ubrana w biały, długi strój, przypominający koszulę nocną, miała krótką, prostą fryzurę. Towarzyszył jej żywy biały kogut. Ciba kupiła go na targu tydzień wcześniej i hodowała w mieszkaniu. Światła zostały zapalone, kurtyna odsłonięta i w czerwonym wnętrzu, za stołem, ukazała się artystka. Zwierzę spoczywało w jej ramionach. Przez dłuższy czas kołysała je i czule głaskała. Kogut nie próbował uciekać. Podczas kołysania jedynym dźwiękiem, jaki wydawał, było gdakanie. Ciba położyła go na stole, wyciągnęła ostry przedmiot i odcięła zwierzęciu głowę. Następnie wzięła bezgłowego koguta w dłonie i rzuciła nim przed siebie. Zanim umarł, targany konwulsjami, fruwał przez chwilę nad widownią, obryzgując obecnych oraz przestrzeń sceny krwią. Artystka zdradzała w tym czasie zdenerwowanie i poruszenie. Całość performansu trwała około 15–20 minut.
Ciba jawiła się jako „kapłanka”, „demiurżka” – była poważna, milcząca; działała według opracowanego planu, którego nikomu wcześniej nie zdradziła. Kogut w jej performansie stał się „ofiarą”, a biały stół – „ołtarzem”. Odcięcie głowy zwierzęciu było swego rodzaju rytuałem. Akt przemocy, którego dokonała Ciba na scenie, był gwałtowny i wzbudził ostrą reakcję publiczności. Rosołek relacjonował, że pochlapani krwią widzowie „zbluzgali” i „zjechali” artystkę. Reakcja publiki mogła wiązać się z faktem, że nikt oprócz pomagającego w przygotowaniach Rosołka nie spodziewał się po artystce tak radykalnych działań. Sikorski, który również był obecny na widowni, dodawał, że Biało-czerwony performance odstawał formą od działań, które odbywały się wówczas w Dziekance. Rosołek wspominał zaś, że nie pamięta, aby ktoś w tym czasie zabijał zwierzęta albo „rzucał krwawiącym kurczakiem w publiczność”.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 36. numerze Magazynu „Szum”.
1 Antoni Kępiński, Schizofrenia, Sagittarius, Kraków 1992, s. 12.
2 http://srodmiescie.policja.waw.pl/rs/aktualnosci/82974, Poszukujemy-zaginionej-Anny-Ciby.html [dostęp: 24.01.2022].
3 Wszystkie wypowiedzi cytowane w artykule pochodzą z niepublikowanych wywiadów, przeprowadzonych na potrzebę mojej pracy magisterskiej Anna Ciba. Monografia, napisanej pod kierunkiem dr. Jakuba Banasiaka i obronionej na Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną na ASP w Warszawie w lipcu 2021 roku.
Zuzanna Wilska — historyczka sztuki, kuratorka. Zajmuje się latami 80., odzyskiwaniem pamięci zapomnianych osób artystycznych oraz badaniem mechanizmów wykluczenia kobiet z kanonu historii sztuki. Jest trzecim pokoleniem prowadzącym rodzinny salon optyczny Optyk S.M. Kumoń. W „Szumie” jest sekretarzą redakcji.
Więcej