Jest słowo, ale nie ma osoby. Rozmowa z Alicją Kwade
Karolina Plinta: Do czego odnosi się tytuł twojej pracy Nach Osten?
Alicja Kwade: Po polsku brzmi on Na wschód. Wynika to z faktu, że Ziemia kręci się z naszej perspektywy widzenia na wschód. To wahadło obraca się właśnie w inną stronę i dzięki temu widać ruch Ziemi. System, według którego działa mechanizm wahadła, jest bardzo stary – to kopia wahadła Foucaulta, po raz pierwszy pokazana w 1851 roku w Paryżu, w kościele św. Genowefy (obecnie Panteon- przyp. red.). Oczywiście, wtedy wiadomo już było, że Ziemia się kręci, ale to Jean Foulcault jako pierwszy fizycznie to pokazał. Było to więc ostateczne potwierdzenie tej teorii i wtedy została ona uznana przez Kościół. Tym, czym może się różnić moje wahadło od oryginału, to fakt, że tamto działało na zasadzie silnego przyciągania. W moim wahadle przetłumaczyłam masę na energię – nie ma tu ciężaru, ale jest światło w żarówce. Poza tym system jest taki sam, ale ponieważ nie ma tu masy, musi on być napędzany motorycznie.
Dlaczego właściwie umieściłaś w wahadle żarówkę?
Inspiracją dla mnie był problem jaskini platońskiej i możliwości jej współczesnych interpretacji. Wiadomo, że masa równa się energii i to już udowodnił Einstein, że ta energia żyje sama z siebie. Kiedy stoimy w sali i obserwujemy pojawiające się cienie na ścianach, możemy faktycznie zobaczyć, że się kręcimy. Niby jest to wiedza powszechna, ale dla mnie ten moment uświadomienia sobie tego faktu ciągle jest dziwny.
Instalacji Nach Osten towarzyszą inne prace, dużo starsze, niektóre nawet z czasów studenckich, w których także obecny jest temat światła, ciemności, pojawiają się także żarówki i lampy. Czy już wtedy posługiwanie się takimi motywami wynikało z twojego zainteresowania kosmologią?
Na pewno już wtedy interesowały mnie pytania podstawowe, na przykład skąd jesteśmy, kim jesteśmy i jak to określamy, jakie mamy systemy, żeby to określić? Wynaleźliśmy coś takiego jak czas, zegar z dokładnie wyliczoną miarą, potrafimy zmierzyć długość centymetrem i tak dalej… Wszystko po to, żeby jakoś żyć ze sobą i się komunikować. Światło jest naszym ostatnim limitem, więcej wyznaczyć sobie już nie możemy. Stąd mnie to zajmuje – jest to nasza najważniejsza miarka, a przecież żyjemy w świecie miar, są one nam niezbędne do życia.
Zastanawia mnie jedno. Światło w twoich pracach jest pokazane dość niepokojąco – żarówki wybuchają i zdają się żyć własnym życiem. Światło, które dają, wzbudza poczucie dyskomfortu, pojawiające się w filmach lampy poruszają się jak małe żyjątka albo cyborgi.
Nie wszystko jestem w stanie dokładnie wytłumaczyć czemu tak jest, w końcu pracując nie opieram się na chłodnych kalkulacjach, ważny jest też impuls i emocja. Myślę, że ten niepokój wynika z samego charakteru tematów, które wybieram. W końcu gdy zaczynam się zastanawiać nad zasadami, według których działa świat, do głowy przychodzą także pytania, po co to wszystko jest. Poza tym czas jest dla ludzi bardzo emocjonalną sprawą – każdemu z nas jest dany w innych proporcjach, ale zawsze kiedyś się skończy, światełko kiedyś zgaśnie. Jako że światło jest najszybsza miarą czasu, oba te problemy są bardzo ze sobą powiązane.
Także w twojej późniejszej twórczości pojawiają się takie motywy jak lampy. Przykładem jest tu praca Świat równoległy 2 z 2008 roku, w której ustawiłaś naprzeciwko siebie dwa rzędy lampek nocnych i przedzieliłaś je lustrami. Czy tego typu działania też można odczytać w kluczu egzystencjalnym?
Można, w końcu są to lampy które oświetlają same siebie, przez lustro którego nie widać. Można tą sytuację potraktować jako metaforę przejścia do czegoś innego, czego ludzie nie są w stanie sobie wyobrazić.
Na wystawie w TRAFO pojawiają się też inne elementy. Przede wszystkim, już w korytarzu natykamy się na film found footage’owy Alice. Jego główną bohaterką jest Alicja, pojawiająca się pod różnymi wcieleniami, w zależności od prezentowanej produkcji. Można w zasadzie uznać, że jest to praca najbardziej odnosząca się do twojej osoby. Co właściwie ona oznacza w kontekście tej właściwie mocno abstrakcyjnej, kosmologicznej wystawie?
Jest to dość stara praca, bo z 2000 roku, ale na swój sposób jest bardzo kosmologiczna – tylko w innym sensie. Pojawiają się w niej bowiem światy paralelne, które w kosmologii są bardzo istotnym tematem. Wykorzystałam do niej 21 fragmentów filmów – jest to więc aż 21 możliwości jednej osoby, słowa czy też imienia. Jego funkcją teoretycznie jest identyfikacja, ale jak jest w istocie – nie wiadomo. Film ten może także mówić o możliwościach, które drzemią w każdym człowieku. To są trochę takie światy paralelne, których nie możemy zobaczyć, bo nie mamy możliwości, żeby przekroczyć naszą rzeczywistość.
Czyli, powiedzmy, ta Alicja na filmie to nie jest jakaś konkretna postać?
Tak, ona jest „jakaś”, ona się nie odkrywa, na końcu nie ma odpowiedzi i właściwej Alicji. Jest słowo, ale nie ma osoby, są tylko możliwości.
Na wystawie znajdziemy jeszcze jedną „jakąś tam postać”, czyli płaczącą kobietę na jednym z zapętlonych obrazów. Zastanawiałam się także jak ona odnosi się co całej wystawy, która ma niepokojącą aurę, a ten obraz jeszcze ją wzmacnia.
Ważnym faktem jest to pochodzenie tego obrazu – jest nim jeden z filmów Hitchcocka, w którym kluczowym tematem jest problem identyfikacji, czyli kto cię widzi i jak widzi. Ja wykorzystałam z niego moment, kiedy bohaterka filmu chowa się za firanką, a jej facet bije się z kochankiem. Chodzi więc o chwilę bezsilności, której doświadczyć możemy także my, ponieważ jest tyle pytań na które nie ma odpowiedzi. My także często patrzymy się na coś, czego nie możemy rozstrzygnąć i w tym sensie sytuacja jest beznadziejna. Są te straszne pytania, wymyślamy więc religię czy naukę, wszyscy szukamy, ale nie ma szansy by znaleźć na nie odpowiedź.
Metaforą niepewnego losu człowieka są też chyba na tej wystawie kostki do gry, pojawiające się na jednym z filmów albo wirujący bączek, który bardzo przypomina ten z filmu Incepcja…
No tak, ten stożek teoretycznie powinien spaść, ale nadal się kręci, ponieważ jest w innej rzeczywistości, która inaczej wygląda, podobnie jak kostki, które nie pokazują niczego, tylko ciągle wirują. Podobnie można rozumieć działania człowieka, który szuka odpowiedzi i nie potrafi inaczej żyć, ale kostki lecą nadal i odpowiedź się nie pojawia.
W podobnym ruchu trwają kamyczki, które zresztą pojawiają się na twojej wystawie w dwóch konfiguracjach.
Jeśli dłużej pomyśleć, wychodzi na to, że Ziemia nie jest niczym więcej niż dużym kamykiem. To w zasadzie jest dokładnie to samo, tylko na tym jednym kamyku jesteśmy my, a na drugim są inni, których nie widzimy.
W podziemiach TRAFO pokazałaś instalację wideo w której te kamyki wyglądają jak spadające asteroidy. Kamyczki umieściłaś także w kościele św. Ducha, stojącym po drugiej stronie ulicy. Są tam one prezentowane pod gablotą, co w zasadzie można odebrać jako gest ironiczny.
Niekoniecznie. Instytucja Kościoła może w końcu odnosić się do pytań właśnie o ten kamyczek na którym my jesteśmy. I czy to jest kamyczek ważniejszy od innych, tego nie jestem pewna. Od strony formalnej bliskość kościoła jest sytuacją bardzo sprzyjającą, którą postanowiłam wykorzystać, skoro nadarzyła się ku temu okazja. Praca ta dotyka też problemu oczekiwań – w takiej gablocie pewnie spodziewalibyśmy się zobaczyć diament. Tylko właściwie dlaczego uważamy diament za cenny? Bo jest pocięty na 15 kawałków, więc jest dużo lepszy od tego kamyczka? Jest to oczywiście kwestia tego, że nauczyliśmy się pewne rzeczy czytać, czytać to, jak one powinny być traktowane. Nie oznacza to jednak, że przedmiot ten jest lepszy czy gorszy, my raczej uczymy się go interpretować.
Pracę Nach Osten prezentowałaś już wcześniej w Berlinie. Jak ona tam funkcjonowała?
W Berlinie pokazałam ją w kościele św. Agnieszki, który obecnie funkcjonuje jako Johann König Gallerie, to galeria z którą współpracuję. To była pierwsza praca pokazywana w tej przestrzeni. Ma ona 14 metrów wysokości. Pokazanie Nach Osten właśnie tam było dla mnie bardzo znaczące, jako że samo wahadło Foucaulta było pokazywane pierwotnie w kościele.
Czy mogłabyś mi jeszcze powiedzieć o relacji światła i ciemności w twojej sztuce?
To jest rodzaj mojego języka, który może być dowolnie interpretowany i zresztą powinien być czytelny – w naszej kulturze światło i ciemność mają swoje konkretne znaczenia, więc ja używam tego języka oczekując, że ludzie go odczytają.
Twoja sztuka jest ateistyczna czy duchowa?
Ja jestem kompletną ateistką, ale to nie znaczy, że uciekam od duchowości. Są jednak różne rodzaje duchowości, mnie bardziej interesuje ta filozoficzna niż religijna.
Czym się inspirujesz w swoich poszukiwaniach?
Dużo czytam, ale często nie kończę. Sięgam po książki filozoficzne lub te poświęcone naukom ścisłym – staram się je zrozumieć, ale często nie potrafię. Mogę powiedzieć, że moje prace wynikają właśnie z tego niezrozumienia; nie jestem w końcu fizyczką ani matematyczką. Mimo to staram się czytać różne, często trudne materiały, by zrozumieć jak ludzie starają się pewne problemy tłumaczyć. Jak są ich metody rozumienia tego wszystkiego? Te metody interesują mnie najbardziej. Z tego też wychodzą moje pytania – ja sama sobie zadaje cały czas pytania, próbuję ilustrować sobie to, co mnie interesuje.
A czy estetyka towarzysząca naukom ścisłym jest ci bliska?
W pewien sposób tak, ale bardziej w odniesieniu do pewnych założeń matematycznych. Matematyka na przykład mówi, że jeśli coś jest udane, to jest eleganckie, a jak jest eleganckie, to jest także krótkie, powiedziane prosto. W swoich pracach staram się powiedzieć jak najmniej, odrzucić niepotrzebną otoczkę i skupić się na jednym, najjaśniejszym aspekcie. Powiedzmy, że staram się nie za dużo gadać.
Masz bardzo ciekawe podejście do rzeczywistości, szczególnie w kontekście twojej tożsamości. Chodzi mi o to, że – jak sama mówisz – bardzo często jesteś męczona pytaniami o swoje pochodzenie, a ty w zasadzie o takich aspektów rzeczywistości totalnie się odcinasz, tworzysz sztukę, która zdaje się nie dotykać problemów ziemskich.
Tak trochę jest, mnie takie sprawy jak moje pochodzenie nie za bardzo interesują. Tego typu problemy są tymczasowe i mogą bardzo szybko się zmieniać. Nie traktuję tego jako jedynej rzeczywistości, to jest w końcu tylko moment, a nie jakaś prawda, którą można moralnie ocenić. Dla mnie to są decyzje i momenty, stosunkowo nieważne; w sumie nie wierzę w to wszystko i dlatego się tym nie interesuję.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Alicja Kwade
- Wystawa
- Nach Osten
- Miejsce
- Trafostacja Sztuki w Szczecinie
- Czas trwania
- 29.11.2015-28.02.2016
- Strona internetowa
- trafo.org