„Hydra” Marty Szymanowskiej w galerii Miejsce przy Miejscu 14
Hydra jest zapisem emocji towarzyszących Marcie Szymanowskiej w procesie rozpoznawania swoich ran i traum, oczyszczania ich oraz zdrowienia. Fotografia staje się tu intuicyjnym narzędziem transformacji – dopuszczenia do głosu swoich lęków, frustracji oraz słabości. Odsłonięcia się, by samą siebie rozpoznać.
Aby rozpocząć proces terapeutyczny, musimy zacząć odczuwać, cokolwiek, nawet jeśli to ból. Ból jest dość dobry na początek, bo pozwala zlokalizować ranę – miejsce, w którym powstaje. Kiedy już wiemy, gdzie rana się znajduje pojawia się nadzieja, że po odpowiednim jej oczyszczeniu i opatrzeniu, zabliźni się.
W terapii bardzo często okazuje się, że to, co wydawało się być naszym celem jest dopiero początkiem podróży w głąb siebie. Wyparte wspomnienia powracają ze zdwojoną siłą, a mapa ran okazuje się coraz to bardziej rozległa. Wzmaga się chęć ucieczki, powrotu do znanego i bezpiecznego miejsca. Kusi nas, by zrobić krok wstecz, pozostawić rzeczy takimi, jakie są. Wrócić do schematów, które pozwalały działać przez wszystkie minione lata. Jednocześnie, wiemy, że jest już za późno i nie ma możliwości, by się wycofać. Zabicie Hydry jest możliwe tylko poprzez wypalenie wszystkich jej głów.
Katarzyna Peukert: Chciałabym zacząć od tego, że zastanawiając się nad twoim cyklem Hydra pomyślałam, że może być on uznany za pracę poznawczą. Wyobrażam sobie, że na psychologii, w trakcie omawiania tematu mechanizmów obronnych, twoja praca mogłaby być pokazywana jako esej na ten temat. Chciałam cię zapytać, ile jest w tobie dystansu do tego tematu, a na ile jest on ci bliski? Pierwotny opis tego projektu jest dość… surowy: Ujmując człowieka w relacji do siebie samego oraz w stosunku do innych ludzi, tożsamość stanowi nadrzędny regulator psychospołecznego funkcjonowania jednostki. Naruszenie odrębności i spójności tożsamości ma destrukcyjny wpływ na emocjonalny dobrostan jednostki i jej samoocenę, dlatego korzystając z arsenału mechanizmów obronnych, dokładamy wszelkich starań, aby nasze wyobrażenie o nas samych pozostało nienaruszone.
Marta Szymanowska: Nie ma żadnego dystansu. Ten opis jest tak lakoniczny, ponieważ w tamtym momencie nie potrafiłam do tego podejść osobiście. Nie do końca wiedziałam, jak to ugryźć. Ale teraz już widzę klarownie, że to nie tyle jest o samych mechanizmach obronnych, co o całym procesie terapeutycznym, który przeżywam i który się we mnie dzieje. Oczywiście, im dalej się zagłębiam, im dalej jestem w mojej terapii, tym bardziej widzę, że to bezpośrednio o mnie – jednocześnie, to co opisuję, może być w jakiś sposób uniwersalne, ponieważ wiele osób ma podobne przeżycia. Niesamowite jest to, że ta praca ma nadal tyle ukrytych znaczeń i warstw. Kiedy powstawał ten opis, wydawało mi się, że już odkryłam, o czym to jest i że jakoś widzę te… ramy. I ramy są te same, tylko jest tam więcej poukrywanych znaczeń.
Czy to, że zaczęłaś chodzić na psychoterapię, zbiegło się z tym, że robiłaś zdjęcia z cyklu Hydra?
Znaczna część zdjęć jest starsza. Robiłam je, ale trochę nie wiedziałam, o czym one są. Próbowałam do tego dojść, zrozumieć, dlaczego je robię. To zrozumienie faktycznie pokryło się z tym, że zaczęłam psychoterapię i już na pierwszej sesji usłyszałam, że mój mechanizm obronny to przede wszystkim wyparcie. Wtedy od razu pomyślałam o swoich zdjęciach. To mi pomogło zrozumieć, że gdzieś tam przez te zdjęcia przemawia moja podświadomość.
Czyli miałaś pewien pakiet zdjęć, w międzyczasie nadal fotografowałaś i jak terapia się zaczęła, to ci „kliknęło”, jak je możesz interpretować?
(śmiech) „Kliknęło”, o co chodzi w tym wszystkim, co się dzieje we mnie. Mój poprzedni cykl był o ciele. To było jednak dosyć powierzchowne. W takim sensie, że skupiłam się na ciele, na problemie ze swoją fizycznością – a teraz wiem, że to był skutek tego, co się dzieje we mnie, w środku. Myślę, że to zrozumienie we mnie dojrzewało, że to był proces. Najpierw się zajęłam tą powierzchownością, a później jak analizowałam to wszystko, to się okazało, że ten problem leży gdzieś głębiej.
Czy miałaś taką myśl, że praca ze zdjęciami w pewien sposób może ci pomóc rozwikłać jakieś swoje wewnętrzne zagadki?
Jak zaczynałam terapię, moja terapeutka mocno zaznaczyła, że mam silny mechanizm wyparcia i że te wspomnienia gdzieś tam, w tej mojej podświadomości, są. To było trochę tak, że to ona mnie nakierowała. Opowiadałam jej o tym, że fotografuję. Terapeutka pytała, jakie są moje zdjęcia, co na nich jest. Mówiłam, że robię takie trochę mroczne zdjęcia, więc ona oczywiście się tym zainteresowała. Koniec końców nigdy ich nie widziała, ale to uświadomiło mi, że może tam, w tych obrazach, znajdę te moje wyparte wspomnienia. Sam proces robienia zdjęcia uświadamia ci, na co zwracasz uwagę. Obraz jest tylko wynikiem tego, jak patrzysz na świat, tego, jakie rzeczy przyciągają twoją uwagę. Bo jeżeli twoje zdjęcia są niepokojące to znaczy, że to jest twój sposób patrzenia na świat. Coś to może sygnalizować. Wydaje mi się, że im jestem głębiej w terapii, tym widzę coraz wyraźniej, co te zdjęcia oznaczają i teraz dopiero jestem w stanie opowiedzieć, o czym one są. Wtedy to było tak czysto intuicyjnie. Jak składałam te zdjęcia, to widziałam zarys, widziałam, że są o jakimś konflikcie wewnętrznym, o traumach, ale nie wiedziałam o czym konkretnie. To we mnie pracuje i nadal dowiaduję się, o czym to jest. Wszystko ma jakieś swoje kolejne dna i kolejne odsłony. Trochę mnie to zaskakuje, trochę to jest niesamowite, że to tak wyszło, że ten obraz dał mi przyzwolenie na to, żeby wydusić to z siebie, żeby to ze mnie wypłynęło. Nie czułam przyzwolenia, żeby to powiedzieć, a moja podświadomość zrobiła to za mnie. Więc odpowiadając na twoje pytanie, (śmiech) te zdjęcia pozwoliły mi zrozumieć siebie, zajrzeć do środka.
Jak już byłaś na tym etapie, że zaczęłaś łączyć kropki, to miałaś jakieś konkretne zdjęcia, które cię naprowadziły do tego, o co w tym chodzi? Takie zdjęcia progowe?
Myślę, że zdjęcie z rozstępami na plecach było dla mnie takie bardzo znaczące. Trochę te rozstępy wyglądają, jakby były bliznami po jakimś biczowaniu, a są to blizny po dorastaniu, po dzieciństwie. Tym bardziej, że na tym obrazie jest osoba, dzięki której/przez którą zaczęłam terapię.
Czy ten proces odkrywania tego, co się z tobą dzieje przez zdjęcia, był bolesny?
Nie, chyba bardziej czułam ulgę, że im dalej w to brnę, tym bardziej jestem świadoma, co się we mnie dzieje i szansa na to, że się zmienię, że się wyleczę, jest większa.
Masz poczucie, że skończyłaś robić Hydrę?
Pomyślałam sobie, że to może być taka długa historia zdrowienia. Najpierw był cykl robiony z poziomu osoby, która nie ma kontaktu ze swoimi emocjami. Teraz mam „Hydrę”, która jest o procesie terapeutycznym. Myślę o tym, że te następne zdjęcia będą już o zdrowieniu, a nie o tych ciężkich emocjach. Dlatego jak patrzę na to, że te moje obecne zdjęcia są mniej smutne, to z jednej strony mnie to niepokoi, a z drugiej strony myślę sobie, że może fajnie, że mniej ciężaru jest w tych fotografiach, że to zapowiada coś nowego.
Czy te mroczne, wcześniejsze zdjęcia cię przerażały?
Nie. Miałam w sobie dużo trudnych emocji, więc byłam do tego przyzwyczajona. Zorientowałam się, że one są mroczne dopiero, jak zaczęłam je z kimś konsultować, jak nauczyłam się te zdjęcia interpretować. Przed kursem w Ośrodku Postaw Twórczych niewiele wiedziałam o możliwościach interpretacyjnych zdjęć. Po prostu były dla mnie czysto estetyczne. Później dowiedziałam się, że zdjęcia są również nośnikiem innych informacji.
Czy dotychczasowy pozytywny odbiór Hydry powoduje, że twoja akceptacja trudnych procesów, które się w tobie dzieją, jest większa?
Takie odsłonięcie się to kolejny krok do przodu oznaczający, że akceptuję, że te rzeczy się dzieją. Nie staram się ich wyprzeć, tylko uczę się z nimi żyć. Muszę zaakceptować, że pewne rzeczy sprawiają mi trudność i to daje mi pewnego rodzaju ulgę. W mojej fotografii nacisk jest położony na symbolizm i wrażeniowość, więc jak słyszę, że to kogoś wzrusza, to widocznie miało co poruszyć. To jest super uczucie, że po pierwsze ja sama mogę wyrazić się poprzez fotografię, a po drugie, że niektórzy też się z tym utożsamiają. Może niekoniecznie potrafię coś zwerbalizować, ale te zdjęcia mogą mówić za mnie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marta Szymanowska
- Wystawa
- Hydra
- Miejsce
- Miejsce przy Miejscu 14, Wrocław
- Czas trwania
- 28.11-3.12.2021
- Osoba kuratorska
- Łukasz Rusznica
- Strona internetowa
- opt-art.net