Grunt pod nogami. Rozmowa z Piotrem Bernatowiczem
Adam Mazur: Już jakiś czas pracujesz w poznańskim Arsenale. Od momentu objęcia przez ciebie funkcji dyrektora miało miejsce kilka znaczących wydarzeń, a kolejne są w planach. Czym jest Arsenał na dzień dzisiejszy?
Piotr Bernatowicz: Ostatnio głównie zajmuję się remontem, dlatego trochę przypomina mi to pracę wiejskiego proboszcza w miejskiej galerii. Mam wiele obowiązków, o których nie myślałem, że będą mnie tak bardzo absorbować – mówiąc ogólnie biurokratyczno-administracyjnych. Ale nie narzekam, daję sobie radę. Jeżeli chodzi o kwestie merytoryczne – obecnie realizowany jest program przygotowany przed rokiem. Dwa projekty, które już właściwie mamy za sobą – W stronę instytucji krytycznej i Lokalsi – to były wydarzenia założone na ten rok jeszcze przez ekipę kuratorek pod przewodnictwem pani Karoliny Sikorskiej. Ja dostałem je w spadku i stwarzałem warunki do ich jak najlepszego realizowania. Na tym upłynął rok 2014. Natomiast teraz jesteśmy w trakcie dopinania planów na rok następny, równolegle robimy remont dolnej części galerii, oraz szykujemy się do wprowadzenia fotoplastykonu, jako nowego, stałego elementu, który się znajdzie w Arsenale.
Fotoplastykon, czyli popularna przed wiekiem forma prezentacji stereoskopowych fotografii, jest wypadkową współpracy z miastem, czy był wcześniej przez ciebie planowany? Coś takiego w Arsenale – to ciekawe…
Nie był przeze mnie planowany. W zeszłym roku miasto kupiło zabytkowy fotoplastykon, który do 2005 roku funkcjonował i był prowadzony przez Antoniego Ruta, a wcześniej przez jego ojca Władysława Ruta, jako unikalna rzecz w Poznaniu. Później w związku z kosztami, jakie pociągało utrzymanie fotoplastykonu, który sam nie był remontowany, galeria została zamknięta. Gdy pojawiłem się w Arsenale, to właściwie ten fotoplastykon już był, ale nie miał swojego miejsca. Postanowiłem go wprowadzić do Galerii i przy okazji coś zrobić z reprezentacyjną, otwartą na Stary Rynek i przez to najbardziej atrakcyjną częścią Galerii, która była wynajmowana zewnętrznemu przedsiębiorcy jako księgarnia. Według mnie fotoplastykon to ciekawe urządzenie, mogące zadziałać jak magnes, który przyciągnie do Arsenału nową publiczność. Chodzi o to żeby Arsenał nie był wyłącznie miejscem środowiskowym, do którego przychodzą tylko ludzie chcący oglądać sztukę bardzo współczesną i awangardową, a w ostatnich latach tak to wyglądało. Ale zamierzam też wykorzystywać fotoplastykon do nowych, współczesnych przedsięwzięć. Ma on bardzo duży potencjał.
W takim razie jaka sztuka będzie teraz pokazywana w Arsenale?
Nie ma jakieś sztywnej linii programowej, poza tym, że jest to instytucja miejska, więc sztuka Poznania powinna być wyraźnie dowartościowana. Ale jeśli ciebie interesuje charakter, to będzie on różnorodny. Sztuka bardziej awangardowa, trochę kontynuująca dotychczasowy program, który był tu realizowany, ale też będzie nieco więcej malarstwa, a także wystawa komiksu, nad którą pracujemy obecnie z Sebastianem Frąckiewiczem. Robimy również konkurs na okładkę płyty – będziemy wybierać najciekawsze pozycje spośród okładek, które aktualnie powstają. To jest zainspirowane działalnością Rosława Szaybo, który urodził się w Poznaniu, a teraz rozpoczyna tutaj pracę. Chcemy koncentrować się na projektowaniu, dizajnie, czyli więcej sztuki użytkowej. Odbędzie się druga edycja Poznańskich Dni Dizajnu. W tym roku odbyła się pierwsza edycja tego wydarzenia, które spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem. Tym razem odbędzie się ono w większej skali i z większym zaangażowaniem Arsenału. Oprócz tego wszystkiego planuję projekt zakończony wystawą kontynuującą krytyczne podejście do sztuki i instytucji. Wspominam o tym na końcu, ale to jest najważniejszy dla mnie projekt. Chcemy się szczegółowo przyjrzeć sztuce współczesnej, jej stanowi, kryteriom oceny dzieł. Sztuka w stanie krytycznym tak może brzmieć tytuł tego projektu.
Kto będzie się tym zajmował?
To jest mój projekt, ale będziemy go – mam nadzieję – realizować z zespołem.
To jest twoja odpowiedź na Instytucję krytyczną?
Odpowiedź i kontynuacja.
Wiele osób nie spodziewało się, że ten projekt będzie przez ciebie realizowany, co wynikało z faktu, że twoje wejście do Arsenału odbywało się w aurze konfliktu. Jak się okazało obawy były bezpodstawne. Jaka jest twoja ocena tych działań na zakończenie projektu W stronę instytucji krytycznej?
Z dużym zainteresowaniem śledziłem rozwój projektu i uczestniczyłem w dyskusjach. A moja ocena projektu – zwłaszcza od strony Instytucji krytycznej – jest właściwie zbieżna z tym, co mówiły osoby zaangażowane w ten projekt, ale też recenzenci. To właściwie było podejście mało krytyczne. Można powiedzieć, że wszystkie ambicje, czy energia, która była u podstaw realizacji tego projektu nie wybrzmiały tutaj w sposób właściwy. Teraz wypływają różne wnioski i pytania „dlaczego?”. Moim zdaniem zbrakło przyjrzenia się instytucji i sztuce w szerszej perspektywie, niż tylko w perspektywie lokalnego konfliktu, który miał miejsce w ubiegłym roku (miasto próbowało wówczas zmienić strukturę funkcjonowania Galerii oddając ją organizacji pozarządowej w zarząd – to spotkało się z protestem pracowników galerii i części środowiska artystycznego). Zabrakło też autokrytycznego podejścia, choć było to wielokrotnie w projekcie wskazywane. Ostatecznie okazał się on mało krytyczny.
Czyli chcesz przenieść krytykę z instytucji na sztukę?
Tak, dokładnie. Na wartości, jakie dzisiejsza sztuka prezentuje. Chciałbym sprowokować dyskusję o stanie sztuki, a w mniejszym stopniu o stanie instytucji. Mam wrażenie, że dyskusja instytucjonalna jest ważna wewnątrz środowiska i właściwie co do podstawowych rzeczy wszyscy się zgadzamy – kwestie finansowe, pensje pracowników, które powinny być większe, honoraria artystów… Galeria Arsenał była jedną z niewielu galerii, które podpisały porozumienie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, które gwarantowało minimalne stawki dla artystów. Trzymamy się tego, chociaż myślę, że w przyszłym roku trzeba będzie wprowadzić do tego projektu pewne poprawki, ponieważ czasami zasady są zbyt sztywne. Zdarzają się artyści, którym czasem bardziej zależy na wystawie niż na stawce, a nam też zależy na tym, żeby takiego artystę pokazać, choć nie mamy na to środków. Jeżeli chodzi o różne kwestie socjalne – sprawy emerytur artystów, pensji, tego żeby nakłady, czy dochody były większe – tutaj w ogóle nie ma sporu! To są postulaty socjalne. Ale dla mnie, jako konserwatysty, ale nie liberała, sprawa otaczania artystów szczególną opieką jest ważna – bo tworzą oni dobro ważne i delikatne, a ich praca jest często niedoceniana. Choć uważam też, że najbardziej domagają się tego ci artyści, którzy akurat są otoczeni troskliwą opieką przez różne publiczne instytucje. To jest moim zdaniem poważniejszy problem pewnego zamętu pojęciowego, który istnieje w tekstach i deklaracjach osób głoszących postulaty poprawy stanu socjalnego artystów z OFSW. Z jednej strony mówią oni o niepewnej sytuacji artystów współczesnych, o tym że – pomijając grupę bardzo znanych twórców – cała reszta jest ekonomicznie wykluczona itp. Trudno się z tym nie zgodzić. A z drugiej strony bardzo wąsko widzą oni postrzegają to grono artystów, można powiedzieć, że je reglamentują. Weźmy na przykład The Krasnals. Przykładając kategorie sztuki współczesnej – są to artyści, cokolwiek by nie sądzić o ich twórczości. A tu na przykład ten sam Mikołaj Iwański z OFSW, który tyle mówi o wykluczonych artystach – wypowiada się nie tyle negatywnie o ich twórczości, ale – jak deklarował w jednym z tekstów – najchętniej wykluczyłby ich obecność z publicznych instytucji. Jaki jest wniosek? Z jednej strony troska o socjal artystów i odwoływanie się szerokiej grupy wykluczonych, a z drugiej strony aktywne wykluczanie, decydowanie kto jest artystą, a kto nie jest artystą, zresztą w oparciu o dość mgliste kryteria. I to należałoby rozjaśnić właśnie. Podsumowując – problematyka instytucjonalna oraz socjalna sztuki współczesnej jest ważna, ale ważniejsze jest podejmowanie pytań i refleksji nad samą sztuką.
To ciekawe, bo podobnej dyskusji – dotyczącej wartości – nie prowadzi się w innych instytucjach. Wartości rozumiesz nie tylko jako artystyczne czy formalne, ale też jako wartości ideowe i moralne związane ze sztuką? Jak przychodziłeś do Arsenału spotkałeś się z dużym oporem i krytyką środowiska, którą udało ci się przełamać. Interesuje mnie twoja postawa, którą można określić sięgając do powojennej historii sztuki mianem autorskiej. Rozumiem, że chcesz określać „co jest sztuką?”, zaproponować nowe spojrzenie, które wynika z innego światopoglądu, czy innych wartości niż dominujące w polskim i nie tylko świecie sztuki. Czy jako katolik widzisz tutaj perspektywę do realizowania wartości tego typu w programie Arsenału?
Powiem tak – nie tyle chcę określać co jest, a co nie jest sztuką, chcę raczej, aby w ogóle takie pytanie padało. Żeby wokół sztuki toczyła się dyskusja, a nie bezkrytycznie przyjmowano pewne propozycje. Nic nie jest mi bardziej obce, niż stawianie na piedestale sztuki religijnej czy tzw. narodowej. Nie widzę takiej potrzeby. Chodzi mi o to, że sztuka powinna wyrażać czy mieć na uwadze człowieka w jego pełni, także jako istotę duchową, bo jest on taką istotą, nie tylko ciałem, krwią i mózgiem. Taka jest prawda. I właśnie w takim podejściu wyraża się moja postawa jako katolika – traktuję sztukę bardzo poważnie. Poza tym katolickość to powszechność – katolicyzm zakłada dialog i różne spojrzenia. Katolicyzm to wreszcie krytycyzm, czyli oznacza to, że nie płynie się bezrefleksyjnie z nurtem postępu i przyjmuje „na wiarę” każdej nowinki intelektualnej, tylko sprawdza się co dany nurt kulturowy ma do zaproponowania. Tak jak pisał św. Paweł – „wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść”. Także w sztuce wszystko wolno, wszystko można zrobić, ale nie wszystko przynosi korzyść. Myślę, że o tym także warto rozmawiać. Chciałbym żeby to było miejsce, gdzie będą się spotykać różne spojrzenia. Chcę być dobrze zrozumiany, bo mam wrażenie, że dzisiaj katolickość w odniesieniu do sztuki sprowadza się do kwestii bluźnierstwa i cenzury. Mój stosunek do bluźnierstwa wyrażę tak – w gruncie rzeczy największym bluźniercą był Jezus Chrystus i zarazem największym performerem. Bo najpierw powiedział tym pobożnym żydom w synagodze, że muszą jeść jego ciało (choć użył nieco dosadniejszych słów – zdaje się mówił „żuć”) inaczej nici ze zbawienia, czym zbulwersował wielu, a potem rozdał to ciało apostołom – tylko żeby ich już tak bardzo nie bulwersować użył symbolu, czyli chleba, choć w rzeczywistości jedli jego serce. I to był ten performance. Rzadko się trafia w sztuce współczesnej tego kalibru bluźnierca. Zresztą wszystko to, co my dzisiaj nazywamy bluźnierstwem jest słabą parodią tego gestu.
Myślę jednak, że najistotniejsza jest tu kwestia samej sztuki, bo trochę od tego odszedłem – to jest galeria sztuki. Oczywiście sztuka spełnia różne funkcje, ale nadrzędne jest założenie przyglądania się sztuce, jej jakości i wartościom jakie ona niesie, próbowania powrotu do kwestii osądu, oceny.
Jak w takim razie zdefiniowałbyś to, co jest dzisiaj wartościową sztuką? Z perspektywy instytucjonalnej, ale też osobistej.
Do odpowiedzi na to pytanie ma prowadzić cykl dyskusji, spotkań oraz sama wystawa. Mogę podać jakieś bardzo ogólne cechy. Sztuka jest trudna, nie jest czymś łatwym – zakłada pewne opanowanie medium. Nie jest trikiem. Patrząc z tej perspektywy Marcel Duchamp zrobił ciekawą rzecz, krytyczną wobec dotychczasowej sztuki, ale potrzebny jest także krytycyzm wobec Duchampa. Bezkrytyczne powtarzanie tego triku jest upadkiem sztuki. I takie krytyczne reakcje się pojawiały. Podam przykład z poznańskiego podwórka. Lata osiemdziesiąte i Koło Klipsa. Sztuka, która była reakcją na wyrozumowaną kreację lat siedemdziesiątych. Twórczość Mariusza Kruka, Piotra Kurki, zmarłego ostatnio Leszka Knaflewskiego… Jego śmierć jest bardzo przykra, smutna i zaskakująca, bo był to człowiek w sile wieku, tryskający energią, niezwykle sympatyczny i otwarty. Wielokrotnie miałem okazję z nim rozmawiać o historii sztuki poznańskiej lat 80. Zastanawiałem się ostatnio nad jego sztuką. To, co on zrobił na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych było mocne. Jest taka praca: dwa krzyże z korzeniami na białym prześcieradle. To niesamowicie mocny symbol – dla mnie przykry. Jakby wyrwanie krzyża z korzeniami. Ja mogę się nie zgadzać z przesłaniem, które ta praca niesie, chociaż nie mogę go odrzucić, bo pobrzmiewa w tym gorzkie proroctwo, niezależnie w sumie od intencji artysty. Ma wrażenie, że ta energia, ten artystyczny naddatek, który istniał jeszcze w jego performance z elektroniczną trumną, zniknął gdzieś w pracach z cyklu Killing me softy, zdjęciach przedstawiających artystę ubranego w sutannę i kominiarkę. One się podobają wielu krytykom, bo są rzekomo krytyczne wobec kleru, ale moim zdaniem to pudło. Knaf wystrzelił ze swojej artystycznego rewolweru, ale spudłował. Ale przynajmniej miał ten rewolwer.
A tego nie widzę w twórczości młodszych artystów, tzw. zaangażowanych społecznie, np. u Łukasza Surowca, który skądinąd też się tutaj w Arsenale pojawił, niezależnie od mojego stosunku do jego twórczości. A może właśnie dlatego, że pojawił się w Arsenale mogłem przyjrzeć się jego pracy i sposobowi działania. Po prostu uważam, że pod względem artystycznym są to rzeczy niezbyt udane, nie tworzy się żadna płaszczyzna spotkania. Bo jego w gruncie rzeczy sztuka go nie interesowała, on sobie stawia inne cele, a sztuka staje się instrumentem lub trybuną. Gdyby swoje – pewnie szczere, bo nie mogę mu przypisywać cynizmu – akcje społeczne prowadził w inne sferze na przykład w ramach instytucji pomocy społecznej, wtopiłby się w grupę osób odwalających ciężką i szlachetną robotę. Natomiast przeniesienie tych działań w sferę sztuki pozornie tylko służy jego sprawie. Dla mnie jedyną słuszną ścieżkę dla artysty, który przedkłada pomaganie bliźnim nad sztukę wyznaczył Adam Chmielowski czyli Brat Albert. Sztuka ma raczej związek z tworzeniem mocnych symboli dotykających głębi ludzkiej istoty i w ten sposób zmieniających ludzi.
Wspominałeś mi kiedyś o tekście, który miał stanowić próbę rozpracowania „reguł sztuki” w Polsce. Czy ten tekst powstał? Teraz rozmawiamy o wizji, czy definicji sztuki, ale też interesuje mnie twój ogląd sytuacji instytucjonalnej, o której wtedy myślałeś w kategoriach spisku sztuki, natomiast teraz jesteś po drugiej stronie barykady – zostałeś dyrektorem instytucji miejskiej. To się jednak wydarzyło, czyli ten spisek nie zadziałał.
Jak to nie zadziałał? Myślę, że cały ten konkurs pokazał, że jest jakaś blokada środowiskowa. Czytając różne teksty dotyczące mojej osoby napotykałem stwierdzenia, że jestem kimś ze względów ideologicznych jest nie do przyjęcia. O czym to świadczy? To jest kwestia pewnej obcości ideologicznej. Środowisko osób związanych ze sztuką współczesną tworzy coś w rodzaju zamkniętej grupy. Na przykład mówi się o pluralizmie i krytyczności, ale tylko w określonej perspektywie osobowej i światopoglądowej. Organizuje się dyskusje i panele na różne drażliwie tematy, walczy się z tabu, ale w takich bezpiecznych układach towarzyskich, jakby wychodząc z założenia, że to my mamy oceniać innych, a ci którzy mają coś ważnego do powiedzenia o nas są wyrzucani poza nawias. Ich się nie dotyka, nie publikuje. Dlaczego na przykład nie zaprasza się Andrzeja Biernackiego do różnych dyskusji, które dotyczą na przykład ekonomii w sztuce? Taką okazją była choćby wystawa w MOCAK-u. To jest osoba, która od wielu lat pisze konsekwentne, uargumentowane rzeczy na temat ekonomicznego funkcjonowania sztuki współczesnej. Nawet jakieś ekonomiczne portale go publikują. Albo dlaczego na przykład pewne tematy historyczne nie są w podejmowane przez instytucje? Na przykład dotyczące eksterminacji Polaków w czasie II wojny światowej, podczas gdy tematy dotyczące eksterminacji Żydów są obecne w programach instytucji artystycznych? Nie chodzi mi o to, żeby się licytować, co jest ważniejsze, a co nie. I to, i to jest ważne. Ale brak nad tym refleksji, przechodzi się nad tym do porządku i traktuje jako oczywistość. I to nie jest tak, że sami artyści podejmują taką tematykę, ona jest w dużym stopniu stymulowana.
No cóż, na przykład na słynnej już konferencji historyków sztuki z jesieni 2012 roku było inaczej. Był pluralizm, a nawet swoiste odchylenie prawicowe.
Tylko zwróć uwagę, jaka była reakcja.
Kilka osób napisało list protestacyjny.
Kilka osób odmówiło publikacji swoich tekstów w książce pokonferencyjnej. Jakby nie chciało mieć z tą sesją i jej organizatorami nic do czynienia. To była reakcja na to, że gdzieś została naruszona pewna dominacja. Moim zdaniem ta odmowa udziału to jest właśnie próbka pluralizmu ze strony tych, którzy odmówili – jeśli sesja zdominowana jest przez badaczy podzielających nasz światopogląd – to wszystko jest w porządku. Ale jak okazuje się, że nie mamy takiej przewagi, że ci o innych poglądach stanowią także liczną grupę – oburzamy się, że następuje ideologizacja. W gruncie rzeczy to podejście autorytarne, tylko nasz sposób myślenia o świecie jest dopuszczalny w humanistyce. To byłoby w sumie śmieszne, gdyby nie dotyczyło mających wpływ na młodzież autorytetów świata akademickiego.
Nie przesadzałbym…
Jeżeli chodzi o sesje historyków sztuki, to nigdy nie było takiej sytuacji.
Nie było, ale żyjemy w ciekawych czasach i różne rzeczy się zdarzają – ty na przykład zostajesz dyrektorem pomimo oporu środowiska. Myślę, że część tego oporu bierze się z tego, że niegdyś, a właściwie nie tak dawno temu, byłeś jeszcze inną osobą, z innymi poglądami i odgrywałeś inną rolę w tym mniej lub bardziej pluralistycznym dyskursie. W pewnym momencie dokonałeś wolty…
Ale na przykład Krasnalsów zawsze popierałem. Różnie mi to wychodziło, w wielu momentach z przekory, w innych uważałem, że faktycznie prezentują trzeźwy ogląd sytuacji – pomijam momenty, w których można się z nimi nie zgadzać. Nie trzeba się we wszystkim z kimś zgadzać, żeby doceniać działanie.
Rozumiem, że to jest rodzaj aktywizmu, którego też nie będziesz w galerii pokazywał, bo jest on poza sztuką?
Z malarstwem jest różnie, a oni jednak próbują malować… Oceniając ich w kategoriach modernistycznych trzeba stwierdzić, że to nie jest wybitne malarstwo, choć w ogóle trudno dziś znaleźć wybitne malarstwo. Ale już w kategoriach postmodernistycznych to jest bardzo ciekawe działania. Można by rzec partyzanckie. Ale jeżeli odrzucimy Krasnali, to powinniśmy właściwie całą sztukę współczesną wywalić do kosza. Jeżeli skreślimy takie postawy jak Krasnali, to niewiele w sztuce współczesnej się ostoi. No chyba, że zaczniemy stosować kryterium ideologiczne: najpierw powiedz jakie masz poglądy, a dopiero potem jaką robisz sztukę.
Opowiedz mi lepiej o momencie iluminacji…
Nazwałbym go bardziej momentem otrzeźwienia.
Skąd to się wzięło, potrafisz zrekonstruować ten moment?
Kiedy zacząłem prowadzić „Arteon” i zacząłem się baczniej przyglądać się sztuce współczesnej i światowi sztuki… Jest w tym dużo elementu środowiskowego. O tym już mówiłem, o tym zamknięciu. W pewnym momencie zaczyna się rodzić myśl: jaka jest relacja pomiędzy zamkniętym światem sztuki a rzeczywistością? I nie chodzi mi o to, że sztuka jest pewną specyficzną działalnością, która wymaga swoich kategorii, zawodowego żargonu itp. Bardziej chodzi o perspektywę postrzegania świata. W świecie sztuki obowiązuje językowy relatywizm. Tradycyjne sensy i punkty odniesienia są odrzucane. Tymczasem język i pojęcia, którymi się posługujemy muszą być do czegoś odniesione. Zatem tworzą się takie ukryte dogmaty. Np. zło postrzega się w poprzez zbitkę: prawica-religia-fanatyzm-faszyzm. Czyli stereotypowe połączenia, niewiele mające wspólnego z prawdą. Systemem odniesienia staje się także relacja władzy. Albo mówi się językiem władzy, albo oporu. I to jest właśnie pułapka, bo ta alternatywa jest fałszywa. Przyjęcie tego dogmatu zaciera obraz rzeczywistości lub tworzy alternatywną rzeczywistość.
To nie jest tak, że po otrzeźwieniu spod jednego wpływu dostałeś się pod inny?
Żeby zajmować się sztuką współczesną trzeba w pewien sposób zmienić swoje myślenie. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale wydaje mi się, że jest to obszar eksperymentu, zawieszenia własnych kategorii. Od tego się zaczyna, od zawieszenia własnych kategorii, tych z którym się wchodzi w ten świat. Jestem ostatnio pod wrażeniem tekstu czy może wymiany zdań w „Obiegu” dotyczącej Jerzego Beresia. Tam się pojawia kategoria wstrzymania osądu, którą Andrzej Kostołowski wywodzi od Husserla, a następnie Jerzy Hanusek ciekawie rozwija tę kategorię wstrzymania osądu i ponownego jego wprowadzenia. Myślę, że jest to bardzo ciekawa, jedna z ważniejszych wymian, jakie czytałem w ostatnim czasie, trafiająca w sedno współczesnych problemów. Sztuka współczesna zakłada pewien eksperyment, wycofanie się z własnych kategorii po to, żeby zyskać inną perspektywę. Można powiedzieć, że tu mieści się to bluźnierstwo, o którym mówiłem wyżej w odniesieniu do Chrystusa, który szokował żydów. Także wchodząc w ten świat musisz coś takiego zrobić. W pewnym momencie trzeba jednak ten osąd rzeczywistości przywrócić, wyjść z tego stanu i sprawdzić, czy to jest rzeczywistość sztuczna, czy nakierowuje cię i daje ostrzejszą perspektywę do oglądu rzeczywistości. To jest też rola sztuki, aby nie tylko wejść w ten proces, ale żeby go przejść.
Przypomina mi to trochę marksowskie pojęcie fałszywej świadomości i konieczność – jak to ująłeś – otrzeźwienia. Nie jest tak, że wstrzymałeś się z pewnym osądem, tylko raczej doszedłeś do wniosku, że to, co działo się wcześniej było fałszem, iluzją i stąd ta wściekłość…
Akurat Marks stwierdziłby pewnie, że pogrążam się w fałszywej świadomości.
Nie napisałeś tego tekstu, o którym rozmawiamy?
Napisałem taki tekst, który miał być opublikowany w tomie, który projektował Jakub Banasiak. On to nazwał „Konserwatywną krytyką”. Chciał wydać zbiór konserwatywnej krytyki, ale chyba w końcu tego nie wydał. Tam miał być Horubała, Mazurek, Włodarczyk… Napisałem taki tekst, który się zaczynał „Jak zostać i pozostać dyrektorem galerii sztuki współczesnej”, to było w 2012 roku, jeszcze zanim w ogóle pojawiła się perspektywa dyrektorowania w Arsenale. Przeanalizowałem tam różne konkursy, które wówczas się odbywały. Odnosiłem się również do wymiany jaką miałeś z Grzegorzem Kowalskim podczas konkursu, dotyczącej wątku z demokracją…
„Panie Mazur, demokracja? W sztuce? Niech pan nie żartuje.”