Galerie to więzienia dla artystów. Rozmowa z Julianem Opie
Hanna Doroszuk: Wystawa, którą możemy zobaczyć w MOCAK-u podejmuje dialog z różnymi tradycjami. Czy są jakieś wątki, które interesują cię szczególnie?
Julian Opie: Oglądam bardzo dużo dzieł sztuki, sporo kupuję. Uwielbiam też chodzić po muzeach – chodzę tam tak, jak większość ludzi do kina. Interesują mnie różne techniki artystyczne, zbieram inspiracje z całego świata. Znajduję je w sztuce klasycznej, greckich czy rzymskich posągach, niemieckich drewnianych rzeźbach z XIV czy XV wieku, malarstwie ściennym (np. egipskim, gdzie znajdziemy wielkie wizerunki chodzących postaci). Oprócz tego interesowały mnie zawsze mozaiki. Na wystawie można zobaczyć poruszające się ludzkie sylwetki, które są jak ogromne greckie posągi, choć przedstawiają zwyczajnych ludzi. Źródła inspiracji odnajduję też zupełnie gdzie indziej, np. we współczesnych mediach, takich jak reklama czy ekrany informacyjne. Tablice, na których eksponowane są prace, same w sobie mają przypominać te, które widuje się na lotniskach. Korzystając z tego nawarstwienia znaczeń, chciałem zarówno odnieść się do naturalizmu i indywiduum jednostki, jak i do jej generalizacji tworzonej przez uliczne media.
Czy prace, które możemy zobaczyć na wystawie, przedstawiają anonimowe, zestandaryzowane typy ludzkie?
W pewnym sensie tak, choć często sięgam też do najbliższego otoczenia, np. portretując moją córkę – na wystawie jej wizerunek można zobaczyć w ostatniej, najbardziej kameralnej sali. Pragnąłem uwiecznić jej dość zabawny, sarkastyczny wyraz twarzy. Wykonuję też portrety na zamówienie; potem wykorzystuję te podobizny na różne sposoby.
Czy tworzysz portrety na zamówienie?
Tak, choć przyznaję, że obecnie lista osób, które czekają na sportretowanie, jest dość długa, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Nie ukrywam też, że jest to dość kosztowne.
Czy istnieją jakieś cechy, które szczególnie cię interesują w portretowanych osobach?
Tworząc portrety zastanawiam się, co mogę uczynić, żeby stały się one bardziej interesujące. Próbuję wychwycić pewne subtelne, ale istotne sytuacje, np.: znaczące mrugnięcie oczu po obejrzeniu wiadomości, po których i tak nie ma się nic do powiedzenia. Takie drobnostki dają sporo do myślenia, bo to one są oznaką indywidualnego życia.
Jaka jest techniczna specyfika twoich prac – czy ostateczny efekt jest bardziej wytworem komputera, czy są to obrazy bazujące na świecie rzeczywistym?
Wszystkie one pochodzą bezpośrednio z natury. Chociażby w przypadku pracy z lasem – są to prawdziwe drzewa, które uwieczniłem kamerą telefonu. Następnie zostały one przetworzone komputerowo – prawdziwe drzewa z nagrania z lasu ruszały się oczywiście znacznie wolniej, niż te prezentowane jako finalny efekt. Podobny zabieg został zastosowany w przypadku pracy z owcami. Z moim asystentem znaleźliśmy stado, które sfilmowaliśmy. Na tej podstawie ja narysowałem kilka sztuk, a on je zanimował. Każda z tych owiec potrafi zrobić trzy lub cztery proste rzeczy, na przykład jeść albo chodzić, a na ekranach pojawiają się one w zupełnie przypadkowej kolejności. Analogicznie jest z pracami, na których przedstawieni są ludzie: postaci rysuję ze zrobionych wcześniej zdjęć, następnie rysunki poddawane są komputerowej obróbce. Ostatecznie uzyskujemy wrażenie nie tyle płaskich obrazów, a bardziej ruchomych rzeźb, które wyglądają jak stworzone z plastiku.
Dlaczego ten element naturalizmu jest ci potrzebny?
Poprzez portretowanie realnych ludzi trafniej można uchwycić poszczególne ich zachowania. Tak było w przypadku pracy z ludźmi chodzącymi w deszczu. Przy takiej pogodzie ludzie poruszają się inaczej, niż wtedy, kiedy nie pada. W czasie kręcenia filmu intensywnie padało i mocno wiało – jest to pogoda, podczas której wszyscy noszą czapki i szaliki (w tym wypadku byli to Koreańczycy), co odróżnia to wideo od chociażby zdjęć wykonanych w czasie letniego monsunu, kiedy wszyscy noszą krótkie spodnie.
Natura zajmuje szczególne miejsce w twojej twórczości?
Zawsze mnie interesowała przyroda i krajobrazy, ale robiłem też inne, niezwiązane z nimi rzeczy. Teraz udaje mi się te światy ze sobą łączyć. Pejzaż znalazł się znacznie bliżej innych przedstawień, stając się sugestią przestrzeni formującą obecną dookoła nas narrację. Szczególnie inspirujące były dla mnie XVII-wieczne holenderskie pejzaże. Dzięki zastosowanej technice malarskiej wywoływały one u odbiorcy wrażenie, że może wkroczyć w przedstawioną przestrzeń – do tego służyły np. okna w obrazach. Oglądanie tych płócien musiało być dla ówczesnych ludzi podobnym doświadczeniem, jak oglądanie przez nas filmów, kiedy to wydaje nam się, że dosłownie wchodzimy do przedstawionego świata. Mam dom nad morzem i spędzam tam dużo czasu obserwując to, co znajduje się za oknem. Z tych obserwacji powstał między innymi prezentowany na wystawie film z ruszającymi się na wodzie łodziami.
Czy zawsze jesteś tak zaangażowany w tworzenie wystaw własnych prac, jak tym razem?
To zależy od tego, czy to mój indywidualny projekt jest zbiorowa wystawa – w takim wypadku nigdy nie angażuję się w tworzenie końcowego efektu. Jeśli jednak na wystawie są pokazywane tylko i wyłącznie moje prace, to wymaga to ode mnie pełnego zaangażowania. Nigdy nie tworzyłem kooperacyjnych projektów, ani nie należałem do żadnej artystycznej grupy. Wystawa jest dla mnie częścią tworzenia sztuki; jest to końcówka pewnej historii, którą opowiadam. Wielką szkodą dla owej historii byłoby, uważam, pozwolić tym pracom tak po prostu odejść i żyć własnym życiem bez mojej kontroli.
Jakie cechy powinna według ciebie posiadać idealna wystawa?
Wystawa jest dla mnie medium zbliżonym do teatru – jeżeli pokazujesz ludziom pewną rzecz, a potem robisz to ponownie, to staje się to nudne. Zrobienie dobrej wystawy jest dość trudne, trzeba przewidzieć, jak zareaguje dana przestrzeń, jaka będzie reakcja ludzi na prezentowane prace, co będzie dla nich interesujące, a co nie. Lubię w projekty angażować całe otoczenie wokół muzeum. Duże znaczenie mają dla mnie wszystkie poboczne rzeczy związane z wystawą, jak pocztówki, katalogi, ekspozycja na fasadzie muzeum. Zależy mi na tym, żeby eksplorować dane medium na wszystkich możliwych płaszczyznach. Chciałbym, żeby moje wystawy nie tyle składały się z pomieszczeń galeryjnych, ile raczej tworzyły wrażenie czegoś na podobieństwo naturalnego środowiska. Galerie wynaleziono w XIX wieku, wcześniej artyści prezentowali swoje obrazy w kościołach, bądź innych miejscach publicznych. Stały się one, w moim przekonaniu, pewnego rodzaju więzieniem dla artystów, mówiącym im „zostań w tym miejscu”. Oczywiście nie zamierzam tutaj krytykować tych instytucji, kocham muzea i galerie, ale chcę czegoś więcej. Zdarza mi się również tworzyć scenografie, cieszy mnie to, że mogę oprócz czystej sztuki zajmować się też innymi działaniami.
Czy jest coś, czego na swojej artystycznej drodze unikasz?
Jedynym wyjątkiem są tutaj reklamy, gdyż wejście w tę branżę wiąże się z koniecznością pójścia na kompromisy. Ale byłem szczęśliwy, kiedy mogłem projektować koszulki i pocztówki. Czuję, że mam w sobie tyle energii, że mógłbym robić coraz więcej i więcej.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Julian Opie
- Wystawa
- Rzeźby, obrazy, filmy
- Miejsce
- MOCAK
- Czas trwania
- 18.10.2014–25.1.2015
- Osoba kuratorska
- Delfina Jałowik
- Fotografie
- Rafał Sosin
- Strona internetowa
- mocak.pl