Egzamin na wystarczająco dobrą migrantkę. Rozmowa z Martą Romankiv
Vera Zalutskaya: Jesteś trzy lata po studiach i już masz solową wystawę w jednej z najważniejszych instytucji sztuki w Polsce.
Marta Romankiv: Miałam dużo szczęścia, od razu po studiach wpadłam w wir projektów, wystaw, stypendiów. Wystawa w Galerii Arsenał jest jednak dla mnie wyjątkowa nie tylko ze względu na rangę instytucji, ale i dlatego, że to miejsce znajduje się w Białymstoku, tuż przy granicy Unii Europejskiej. Tutaj zauważalny jest proces mieszania się kultur i języków ze względu na naturalną dla terenów przygranicznych wymianę, a także obecność bardzo dużej społeczności białoruskiej i ukraińskiej. W tym miejscu jeszcze silniej niż w innych miastach Polski odczuwalne są także skutki prowadzonej w ostatnich latach polityki migracyjnej, a kryzys na polsko-białoruskiej granicy jest tego tragicznym przykładem. Mówienie o migracji właśnie w takich miejscach, gdzie odczuwalny jest ten styk, wydaje mi się szczególnie potrzebne.
Jak wyglądał początek twojej ścieżki artystycznej?
Tak naprawdę od początku swoich studiów w Polsce zaczęłam się zajmować tematem migracji, ponieważ sama doświadczałam wielu sytuacji, w których jako migrantka byłam traktowana inaczej, często gorzej. To dla mnie bardzo cenne, że mogę o tym mówić w swojej praktyce artystycznej. Pierwszą wystawę indywidualną miałam w ramach obrony mojej pracy licencjackiej w Krakowie w Spółdzielni Ogniwo. Była to wielokanałowa instalacja wideo złożona z wypowiedzi mieszkających w Krakowie migrantów i migrantek pochodzących z różnych części świata. Na szerszą skalę moje życie artystyczne zaczęło się w 2020 roku po projekcie Immigrant, Take A Vote!, który był jednocześnie moją pracą magisterską na Akademii Sztuki w Szczecinie. Dokumentacja tego projektu jest obecnie pokazana na wystawie w Arsenale.
Możesz opowiedzieć więcej o tym projekcie?
Ta praca miała formę happeningu, który odbył się w przestrzeniach miejskich. Zaproponowałam migrantom i migrantkom wzięcie udziału w symbolicznym głosowaniu na prezydenta Polski. Sam pomysł organizacji takiego właśnie performatywnego głosowania był wykorzystywany przez feministki pierwszej fali, które w ten sposób walczyły o własne prawa wyborcze. Projekt Immigrant, Take A Vote! miał wskazywać na potrzebę rozszerzenia procesów demokratycznych, włączenia do nich również osób migranckich. Zależało mi na zadaniu pytania o to, co by było, gdyby imigranci mogli głosować. Wyobraźmy sobie, że partie polityczne mają do zdobycia kilka milionów dodatkowych głosów. Jak wtedy wyglądałaby polityka migracyjna? Ten happening realizowałam w sześciu miastach w trakcie kampanii wyborczej, tuż przed pierwszą turą. Pozwoliło to wpisać go w kontekst polityczny, dać rozgłos w mediach. Uważam, że w innym czasie nie miałoby to sensu. Informacje na temat projektu pojawiły się w różnych miejscach, zarówno tych bardziej przychylnych takim ideom, jak i tych mniej. Przez to również dostałam dosyć dużo hejtu, nawet w prywatnych wiadomościach. Było to trudne, jednak czułam, że udało mi się dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców, nie tylko tych związanych ze środowiskiem artystycznym czy aktywistycznym. Właśnie dlatego wyjście poza kontekst galeryjny było dla mnie szczególnie ważne i cenne. Miałam wrażenie, że dzięki temu przypadkowemu spotkaniu na ulicy wiele osób chociaż na chwilę zastanowiło się nad problemem, który podejmowałam.
Nie mogłam studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie ze względu na koszty, obecnie wymagana od obcokrajowców spoza UE kwota to około 40 tysięcy złotych rocznie. Wielu moich znajomych z Ukrainy studiujących w Polsce również było w trudnej sytuacji finansowej. Znam dużo osób studenckich, którym sprzedaż papierosów pomagała przetrwać.
W pracy Jeden dwugodzinny wykład pokazujesz stereotypową sytuację osoby z Ukrainy, która sprzedaje papierosy na granicy, ale wiemy, że jej celem jest zdobycie środków na studia. Ty wcielając się w rolę tej osoby już jesteś artystką i podchodzisz do całej sytuacji z tej perspektywy. Jak te tematy się połączyły?
Zaznaczę, że ten projekt powstał w 2016 roku, kiedy byłam na pierwszym roku studiów. W tej pracy poruszam temat kosztów studiów wyższych w Polsce dla osób spoza Unii Europejskiej. Na przykład na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie właśnie nie mogłam studiować ze względu na koszty, obecnie wymagana od obcokrajowców kwota to około 40 tysięcy złotych rocznie (w zależności od kierunku studiów). Opłaty na akademiach artystycznych w porównaniu do innych uczelni są absurdalnie wysokie. Podliczyłam, ile paczek papierosów musiałabym sprzedać, żeby zarobić na jeden dwugodzinny wykład na ASP. Wyszło w przybliżeniu 60 paczek papierosów, które widziałaś w tej instalacji. Ciekawe jest to, że obarcza się taką kwotą właśnie osoby pochodzące spoza Unii Europejskiej, ale już osoby, które posiadają paszport jednego z krajów unijnych, mogą studiować za darmo. Jako imigrantka byłam zobowiązana do tego, żeby płacić za edukację, co również robiłam przez wszystkie 5 lat moich studiów. Tak jak wspomniałam, nie mogłam studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ale udało mi się przenieść z wydziału sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego, gdzie nauczanie kosztowało 10 razy mniej, do szczecińskiej Akademii Sztuki i skończyć tam ostatni rok studiów magisterskich – również z tego względu, że nie było mnie stać na to, żeby kształcić się tam przez 5 lat.
Często podkreślam, że moje doświadczenie migracyjne różni się od doświadczenia zarobkowych migrantek i migrantów. Przyjechałam do Polski na studia. Chociaż nie pochodzę z zamożnej rodziny, to właśnie wsparcie finansowe bliskich dało mi taką możliwość. W 2016 roku w Ukrainie była ogromna inflacja. Liczyłam każdy grosz, podejmowałam się różnych prac, aby zarobić na utrzymanie. Wielu moich znajomych z Ukrainy studiujących w Polsce również było w trudnej sytuacji finansowej. Znam dużo osób studenckich, którym sprzedaż papierosów pomagała przetrwać. Ten temat więc dość naturalnie pojawił się w moich pracach.
Pobrałam się poniekąd pod przymusem systemu, ponieważ po skończeniu studiów był to dla mnie jedyny legalny sposób na pozostanie w Polsce. Jako artystka nie mam możliwości uzyskania wizy ze względu na projekty i wystawy w Polsce.
Oprócz wyzwań, o których już powiedziałaś, mam wrażenie, że osoby z doświadczeniem migracji czują ciągły przymus doskonalenia się. Czuć to w poszczególnych pracach na wystawie: najpierw uczysz się języka, później pozbywasz się akcentu, po tym podejmujesz próby uczestniczenia w życiu politycznym, ten proces może trwać w nieskończoność. Jak ty na to patrzysz?
Rzeczywiście, ta wystawa jest o mechanizmach, w których jako osoby migranckie uczestniczymy, ponieważ system od nas tego wymaga. Często mam poczucie ciągłego zdawania egzaminu na bycie wystarczająco dobrą migrantką. Ciągle muszę udowadniać, że jestem godna tego, aby tutaj zostać i mieszkać – wymagają tego procedury formalne, ale także społeczeństwo. Na wystawie znajduje się instalacja Notatki z polskiego, która jest dla mnie pracą autoetnograficzną, gdyż są to po prostu moje notatki zebrane z całego procesu nauki języka polskiego. Ten proces jest dość uniwersalny w kontekście migracji – w większości przypadków, w moim też, trwa setki godzin i nie wiem, czy kiedyś się kończy. Nawet jeśli wydaje ci się, że znasz język kraju, do którego przyjeżdżasz, często okazuje się, że to nie wszystko, bo jeszcze musisz się nauczyć kontekstów kulturowych. Co z tego, że rozumiesz językowo, o czym ludzie rozmawiają, skoro nie znasz filmów, gwiazd, polityków, o których się mówi, kreskówek, które się oglądało w dzieciństwie itd.
Według mojego doświadczenia migracja jest ciągłym procesem zbierania informacji, uczenia się. Tytuł wystawy Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, pochodzący z warsztatów Doroty Warakomskiej w Muzeum Warszawy z przemówień publicznych dla osób migranckich, nawiązuje do procesu udowadniania własnej wartości, między innymi za pomocą umiejętności wywierania odpowiedniego pierwszego wrażenia. Kiedy rozmawiałyśmy o tym tytule z kuratorką wystawy Kasią Różniak, skojarzył mi się on z procesem przekraczania granicy czy uzyskiwania pozwolenia na pobyt w kraju. Są to sytuacje, kiedy musisz w krótką chwilę wywołać zaufanie, pokazać, że podporządkujesz się ustalonym zasadom. To pierwsze wrażenie, według którego wszyscy jesteśmy oceniani, szczególnie dotyczy migrantek i migrantów z uwagi na wygląd czy akcent.
W kontekście ciągłego przymusu udawania, zakładania maski, łatwo zepchnąć na drugi plan swoją osobowość. Czy czujesz, że taka naiwna, liberalna, kapitalistyczna idea bycia sobą przez doświadczenie migracji się załamuje?
Ja w ogóle nie wiem, czy obecnie spełnienie tego liberalnego postulatu o „byciu sobą” jest możliwe. Migranci znajdują się gdzieś pomiędzy tak często używanymi przez polityków kategoriami „swój” i „obcy”. Próby stania się nową obywatelką albo nową mieszkanką są trudnym procesem, wymagającym dostosowania się również tożsamościowo. Dlatego też poruszam temat uczenia się, stawania się kimś w instalacji Sala do ćwiczeń, która jest centralną częścią wystawy w Arsenale. Jest to przestrzeń, do której zapraszam imigrantki i imigrantów, osoby pozbawione czynnego i biernego prawa wyborczego, żeby wcieliły się w role polityczek i polityków i stworzyły własne przemówienia prezydenckie. Mechanizmy, które są obecne w polityce, oddziałują na nas również w procesie migracji. Chciałam odsłonić, jak to działa. W obydwóch przypadkach uczymy się artykulacji, musimy wyglądać wiarygodnie. Podczas warsztatów Dorota Warakomska pokazała techniki, które w tym pomagają.
Język jak Jan Paweł II. Rozmowa z Yulią Krivich, Verą Zalutskayą i Yuriyem Bileyem
Mimo to wiele decyzji zależy od warunków ekonomicznych i formalnych. Choćby, o czym już wspomniałaś, to gdzie i czy możesz studiować niekoniecznie jest związane z tym, czy jesteś zdolna i dobrze zdałaś egzaminy. Wydaje mi się, że w sytuacji migracji jest wiele momentów, kiedy fakt, że chcesz zostać w kraju, ma znaczenie nadrzędne, a inne działania są temu podporządkowane.
Tak, dlatego na wystawie w Arsenale pokazuję również zdjęcie ze ślubu, który wzięliśmy z moim partnerem. Faktycznie jesteśmy razem i mieszkamy z sobą, ale pobraliśmy się poniekąd pod przymusem systemu, ponieważ po skończeniu studiów był to dla mnie jedyny legalny sposób na pozostanie w Polsce. Jako artystka nie mam możliwości uzyskania wizy ze względu na projekty i wystawy w Polsce. Ślub był sposobem na to, żebym mogła zostać tam, gdzie w momencie zawarcia małżeństwa mieszkałam już od 6 lat i czułam się częścią społeczeństwa.
Brałaś ślub w stroju Unii Europejskiej. Interpretuję ten gest jako celebrację możliwości pozostania w UE. A jak ty sama go traktujesz? I dlaczego wymieniasz pojęcia „Polska” i „Unia” jako synonimy?
Kiedy podejmowałam decyzję o migracji do Polski, wydawało mi się, że przeprowadzam się przede wszystkim do Unii Europejskiej. Decyzja ta była również wynikiem pewnych wyobrażeń na temat tego, jak wygląda życie w Unii. Jako mieszkanka Ukrainy, do tego wychowana blisko granicy z Polską, obserwowałam w pewnym sensie idealistyczne wyobrażenia o Europie, która z perspektywy państwa niebędącego członkiem UE jest utożsamiana z Unią. Po ślubie, który wzięłam w stroju UE, zrealizowałam też pracę Śniła mi się Europa, niepokazywaną na wystawie, ale mówiącą dużo o moim osobistym stosunku do tematu. Jest to performans dokamerowy, w którym odczytuję pięciominutowy tekst złożony z wycinków ukraińskich artykułów, głównie z lat 2013-2014, określających Europę jako tę odległą, tę, do której się dąży. Hasła te przypominają to, jaką ja bym chciała widzieć Europę, ale niestety ona taka nie jest. Moje przebranie się za Unię było odzwierciedleniem wyobrażeń na jej temat, jak i całego trudnego procesu stawania się jej obywatelką, procesu uzyskiwania pełni praw, który w moim życiu wciąż trwa. Temat Europy i europejskości kontynuuję w swoich pracach, bo zwłaszcza teraz, w czasie, kiedy Ukraina walczy nie tylko przeciw rosyjskiej inwazji, ale również o możliwość budowania swojej przyszłości jako część europejskiej wspólnoty, badanie kwestii dotyczących Europy, przynależności do Europy, poczucia podziału na Europą lepszą czy gorszą, obecnych również w polskim dyskursie publicznym, wydaje mi się ważnym tematem.
Na wystawie w Arsenale pokazujesz pracę Faded Flags z odbarwionymi flagami różnych państw. Jaki masz stosunek do nieoczekiwanego odradzania się teraz, w trakcie trwającej wojny w Ukrainie, koncepcji narodowości? Czy myślałaś o możliwości odzyskiwania symboli narodowych, nadawania im nowych znaczeń?
Na początku ta praca miała autobiograficzny charakter i składała się z dwóch flag: ukraińskiej i polskiej, chociaż docelowo planowałam uszyć z odbarwionych tkanin flagi wszystkich istniejących państw narodowych. Ten cykl zaczęłam w 2019 roku, zastanawiając się nad ideą narodowości i nad pytaniem o to, jak mogłoby wyglądać społeczeństwo, gdyby koncepcja narodowości stała się przeszłością. Pierwotnie przygotowując ten projekt wychodziłam z perspektywy pokoju oraz koncepcji końca historii Francisa Fukuyamy. Chociaż Ukraina broni swoich terytoriów przed Rosją od 2014 roku, intensywność tej wojny w ciągu ostatnich lat przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji znacznie się zmniejszyła. Wydawało mi się wtedy, że archaiczna, w pełni otwarta walka o terytoria dziś jest niemożliwa. Niestety sytuacja się zmieniała. Po 24 lutego 2022 roku zrozumiałam, jak dużym przywilejem jest pacyfizm, a ukraińska flaga również dla mnie stała się ważnym elementem walki o niepodległość. Dlatego postanowiłam nie pokazywać ukraińskiej flagi pozbawionej kolorów narodowych aż do zakończenia wojny. W Arsenale pokazuję 9 flag państw, w których polityce były lub są obecne dążenia do ekonomicznej, politycznej lub wprost fizycznej dominacji.
Nie wiem, czy w dłuższej perspektywie da się odzyskać flagi narodowe jako inkluzywny symbol. W Ukrainie są podejmowane takie próby, które wydają mi się bardzo ciekawe i ważne. Na przykład próby włączania do dyskursu narodowego osób o innym kolorze skóry lub osób ze środowiska LGBTQ+, czyli definiowanie ukraińskości raczej poprzez bycie w tym miejscu niż przez samo pochodzenie.
Skoro już poruszyłyśmy temat wojny, czy planujesz go jakoś włączać w swoją praktykę?
Na razie włączałam tylko w działaniach kolektywnych, które miały bardziej aktywistyczny wydźwięk, a ich celem było szerzenie informacji o tym, co się dzieje w Ukrainie czy wymiana myśli na temat możliwych strategii przetrwania. Pracowałam nad tematem wojny także kuratorsko, ale nie podejmuję go w moich indywidualnych realizacjach artystycznych, dlatego, że jest bardzo dużo wspaniałych artystów i artystek, dla których doświadczenie wojny jest bardziej namacalne, tak po prostu, cieleśnie, którzy doświadczyli bombardowań w różnych miastach Ukrainy. W tym momencie czuję, że jest to bardzo potrzebny, ale raczej ich głos.
Zorganizowałam sesję zdjęciową, która odbyła się 1 maja 2022 roku, w Święto Pracy, w Krakowie przy pomniku Mickiewicza. Jest to miejsce, gdzie kiedyś zbierały się służące, żeby szukać pracy. Wyszłyśmy z obrazem, który pełnił rolę transparentu z pytaniem: „Gdzie jest pomnik służącej?”
W twojej praktyce sporo miejsca zajmuje za to temat praw pracowniczych.
Tak, głównie interesuje mnie problematyka, dotycząca pracujących kobiet migrantek. To zainteresowanie wynika z obserwacji emigracji z Ukrainy. Kiedy miałam 6 lat, moja babcia wyemigrowała do Włoch, żeby pracować jako opiekunka. W 2021 roku zajęłam się tematem odpłatnej pracy domowej najpierw w ramach rezydencji na Wydziale Edukacji Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, później w ramach stypendium Gaude Polonia. To było dla mnie naprawdę budujące i ważne doświadczenie. Przed rozpoczęciem pracy nad projektem wiedziałam już, że to jest ciężka praca, że wykonuje się ją 24 godziny na dobę, czasem 7 dni w tygodniu, że pracuje się często bez umów, bez znajomości języka, że osoby te często są skazane na samotność i nie wiedzą, gdzie się udać w razie wyzysku lub nadużyć. Mimo wszystko nie zdawałam sobie sprawy ze skali tych namnażających się problemów. Chciałam się dowiedzieć, co jako artystka mogłabym zaoferować osobom wykonującym pracę opiekuńczą w Polsce. Zadałam pytanie na grupie w mediach społecznościowych i otrzymałam bardzo dużo odpowiedzi, sygnalizujących potrzebę miejsca spotkań. Poza cerkwią na Miodowej w Warszawie nie było takiej przestrzeni. Weszłyśmy więc we współpracę z Otwartym Jazdowem, zaczęłyśmy się spotykać co tydzień. To był bardzo skomplikowany proces, w którym bardziej byłam organizatorką niż artystką, zajmowałam się logistyką. Spędzałam czas stypendium na pracy niewidocznej, polegającej na próbie zorganizowania grupy. Na początku zakładałam, że będziemy pracować warsztatowo i w ramach tej współpracy coś razem stworzymy. Szybko jednak poczułam, że w grupie, z którą pracowałam, nie było potrzeby tworzenia sztuki. Okazało się, że kobiety były spragnione po prostu odpoczynku i rozmowy z drugą osobą. One chciały spokojnie posiedzieć, zasadzić rośliny, wspólnie zastanowić się nad tym, jak można się wspomóc w bardzo trudnych sytuacjach, w których się znalazły. Wtedy właśnie zrozumiałam całą trudność relacji pomiędzy artystką i grupą, kiedy potrzeby grupy mogą być inne niż to, co sobie wyobrażamy. Postanowiłam podążać za wyłaniającymi się na bieżąco potrzebami. Organizowałam więc spotkania, zapraszałam na nie również aktywistów, aktywistki, które zajmowały się tematem prawa pracy i migracji, na przykład z Inicjatywy Pracowniczej, z Domu Ukraińskiego itd. Po trzech miesiącach cotygodniowych spotkań w grupie wyłonił się pomysł, żeby założyć związek zawodowy i we wrześniu 2021 roku powstała Komisja pracownic i pracowników domowych, która istnieje i działa do tej pory.
Jak dalej rozwijasz temat pracy domowej?
Przede wszystkim zamierzam napisać na ten temat pracę magisterską z socjologii, więc zajmuję się tą kwestią pod względem bardziej badawczym niż artystycznym. Dodatkowo pracuję teraz też nad reprezentacją pracy domowej w ramach festiwalu Narracje; brakuje takiego przedstawienia wizualnego, pomimo istnienia mnóstwa przeróżnych alegorii. Jest to praca niewidoczna, ukryta w domach. Czuję potrzebę mówienia o pracy domowej w kontekście współczesnym i historycznym. Wydaje mi się, że jeżeli jakiś temat jest tak zupełnie wyparty z historii, to też bardzo ciężko mówić o nim współcześnie.
Omawiałyśmy te kwestie na jednym ze spotkań Komisji w kontekście kuratorowanej przez Zofię Rojek wystawy Niewidoczne. Historie warszawskich służących w Muzeum Warszawy. W taki sposób wyłonił się pomysł na pracę Gdzie jest pomnik służącej? poświęconą zapomnianej historii służących, do niedawna stanowiących ogromną część społeczeństwa w Polsce. Zorganizowałam sesję zdjęciową, która odbyła się 1 maja 2022 roku, w Święto Pracy, w Krakowie przy pomniku Mickiewicza. Jest to miejsce, gdzie kiedyś zbierały się służące, żeby szukać pracy. Wyszłyśmy z obrazem, który pełnił rolę transparentu z pytaniem: „Gdzie jest pomnik służącej?”. Pytałyśmy też ludzi w centrum Krakowa: „Jak myślicie, gdzie jest pomnik służącej?”. Większość osób twierdziła, że nie wiedzą, ale na pewno gdzieś musi być. Wysłaliśmy do prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego pocztówkę ze zdjęciem z tej akcji oraz list uzasadniający wagę tematu, sygnalizujący potrzebę podjęcia go przez władze miasta. Konieczne jest przypominanie o osobach, które wykonywały pracę domową, dzięki którym możemy nazywać Kraków np. miastem kultury, architektury. To dzięki nim klasa inteligencka miała czas na to, żeby się zająć sztuką. Niestety nasz list został zignorowany.
Wspomniałaś, że piszesz pracę dyplomową z socjologii. Co zmotywowało cię do tych studiów?
To się wydarzyło 3 lata temu, tuż po tym jak skończyłam studia artystyczne, ponieważ właśnie wtedy zmieniło się prawo dotyczące warunków odpłatności za studiowanie dla obcokrajowczyń. Po zdaniu egzaminu z języka polskiego na poziomie C1 mogłam studiować za darmo. Po akademii miałam poczucie braków w wiedzy teoretycznej i umiejętności pisania. Chciałam więc te braki uzupełnić.
Jak widzisz funkcję sztuki jako osoba działająca na pograniczu pola artystycznego, polityki, nauk społecznych i aktywizmu?
Zastanawiałam się, czy powinnam się zajmować sztuką, czy może czymś innym. Stwierdziłam jednak, że mimo wszystko wierzę w sztukę. Tematy, którymi się zajmuję, często dotyczą przyszłości i to są rzeczy, o których jest naprawdę bardzo trudno mówić inaczej niż właśnie w przestrzeni twórczości i wyobraźni. Właśnie dlatego realizuję projekt Eurowarsztat, w ramach którego zastanawiamy się nad tym, jaka w ogóle powinna być szeroko rozumiana Europa, do czego mamy dążyć. Wydaje mi się, że teraz, w związku z wojną w Ukrainie i licznymi kryzysami brakuje wizji przyszłości. Chciałabym jednak żyć w społeczeństwie, które ciągle zastanania się nad prowadzoną polityką, dostosowuje prawa i normy do zmiennego kontekstu i sytuacji. Myślę, że sztuka może być pomocna. Wiem, że w socjologii mogę bardzo wiele – mogę dogłębnie badać i opisywać procesy społeczne, mogę składać rekomendacje, ale w sztuce bardzo cenię to, że możemy projektować niemożliwe sytuacje lub rozwiązania, czy nawet tworzyć prototypy, które jeszcze nie mogą zaistnieć w innych przestrzeniach, a dzięki którym możemy zastanowić się nad wspólną przyszłością.
Vera Zalutskaya ( ur. 1991, Grodno, Białoruś) – kuratorka sztuki współczesnej, redaktorka magazynu „BLOK”. Prezeska Fundacji GESSEL dla Muzeum Narodowego w Warszawie oraz Fundacji GESSEL dla Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki. Zainteresowana głównie sztuką Europy Środkowo i Południowo Wschodniej w kontekście studiów postkolonialnych. Absolwentka Europejskiego Humanistycznego Uniwersytetu w Wilnie (kierunek: Teoria i praktyki sztuki współczesnej) i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (Kulturoznawstwo: porównawcze studia cywilizacji oraz Historia sztuki, spec. kuratorska). Mieszka i pracuje w Warszawie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marta Romankiv
- Wystawa
- Marta Romankiv. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie
- Miejsce
- Galeria Arsenał w Białymstoku
- Czas trwania
- 17 sierpnia – 22 października 2023
- Osoba kuratorska
- Katarzyna Różniak-Szabelska
- Fotografie
- Tytus Szabelski-Różniak