„Fotografiki” Edwarda Hartwiga w Muzeum Fotografii w Krakowie
Wystawa w krakowskim Muzeum Historii Fotografii przypomina twórczość Edwarda Hartwiga, jednego z najbardziej znanych polskich fotografów. Z ogromnego i różnorodnego dorobku tego twórcy kuratorka, doktor Marika Kuźmicz, wybrała zdjęcia ukazujące autorską wizję fotografii artystycznej, opracowywaną przez Hartwiga pod koniec lat 50. i rozwijaną do końca życia. Na Fotografikę składa się niespełna 50 zdjęć Edwarda Hartwiga – najwcześniejsze z nich wykonał jeszcze w latach 30., ostatnie – w latach 90.
W niewielkiej sali w Strzelnicy (do czasu zakończenia remontu dotychczasowej siedziby muzeum przy ulicy Józefitów i adaptacji dawnej zbrojowni przy ulicy Rakowickiej jest to jedyna siedziba tej instytucji) panuje półmrok, zapewne wymuszony wykorzystaniem oryginalnych odbitek, wrażliwych na światło. Wzdłuż czterech ścian sali biegnie długa, zamocowana pod kątem gablota, w której na białym tle zaprezentowano fotografie. Ten fotograficzny pas budzi skojarzenia z ogromną rozkładówką w albumie, zwłaszcza że zdjęcia wewnątrz gabloty umieszczono na różnych wysokościach, jakby bawiąc się ogromną płaszczyzną. Niewielka ilość światła w pomieszczeniu sprawia jednak, że już lektura podpisów wymaga użycia latarki.
Można powiedzieć, że fotografie Hartwiga są malarskie, jeśli na myśli mamy malarskość całkowicie współczesną, łączącą elementy abstrakcyjne, organiczne, wykorzystującą osiągnięcia konstruktywistów i świadomą surrealistycznych zabaw formę. Fotografie Hartwiga to pełnokrwiste dzieła sztuki, niezależnie od tego, czy za temat obiera on pracę w fabryce, wazon pełen kwiatów, wierzby, pofałdowaną ciemną folię czy spektakl teatralny. Świadom dokonań swoich poprzedników, polskich piktorialistów, Hartwig jest twórcą na wskroś nowoczesnym, dzięki odebranemu w Wiedniu wykształceniu zaznajomionym także z europejskimi trendami. Ważniejszy od naciśnięcia spustu migawki jest proces wywoływania zdjęć, łączenia ich ze sobą, wprowadzania zmian: klisze to punkt wyjścia, a nie efekt końcowy. Marika Kuźmicz wybrała zarówno takie zdjęcia, w których widz może rozpoznać przedmiot czy sytuację uchwyconą przez obiektyw, jak i prace zupełnie abstrakcyjne, przypominające co najwyżej zdjęcia mikroskopowe.
Tytuł wystawy – Fotografiki – wykorzystuje ukuty przez Jana Bułhaka i zreinterpretowany przez Hartwiga termin „fotografiki”, czyli fotografii artystycznej, różnej od tej bezkrytycznie wykorzystującej aparat fotograficzny. W tym pojęciu wyraźnie odbija się powinowactwo fotografii i grafiki, a w metodzie samego Hartwiga dużą rolę odgrywają właśnie środki graficzne. Krakowska wystawa, podążając za wizją artysty, nie tylko pokazuje pojedyncze zdjęcia, ale też zestawia je ze sobą w układy na płaszczyźnie gabloty. Klucz? Czasem graficzny, czasem tematyczny, łączący prace powstałe pochodzące z różnych okresów. Widać też, że na tych zestawieniach często zyskują prace, które samodzielnie niekoniecznie wywierałyby na widzach aż takie wrażenie. Choć możemy się dowiedzieć, że łączenie zdjęć w większe kompozycje to propozycja samego Hartwiga, nie wiadomo, czy w aranżacji krakowskiej wystawy zastosowano układy wykorzystywane przez artystę, czy raczej wersję kuratorki.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 28. numerze Magazynu „Szum”.