Edward Dwurnik 1943–2018
Pola Dwurnik
Trudno jest mi napisać krótkie wspomnienie o tacie niespełna trzy miesiące po jego śmierci. Przemówienie, które wygłosiłam podczas pogrzebu, 5 listopada 2018 roku, zawierało kilka wątków, które mogłabym rozwinąć. Jeden z nich to otwartość, jaką tata okazał mi, gdy byłam małym dzieckiem – nigdy nie zamknął przede mną drzwi swojej pracowni.
Urodziłam się w styczniu 1979 roku. Mieszkaliśmy na szóstym piętrze bloku na warszawskich Stegnach. Największy pokój zajmowała pracownia malarska. Do jej najdłuższej ściany, od podłogi po sufit, przytwierdzona była drewniana rama, na której zawsze rozpięte było płótno i gdzie powstawał duży, poziomy obraz. Miałam półtora roku, dwa, później trzy lata i płótno o rozmiarach 250 × 410 cm wydawało mi się gigantyczne, wzrokiem nie sięgałam nawet jego górnej partii. Stojąc przed nim, przebywałam w jakimś innym, bezkresnym, magicznym świecie. Raz setki żółtych żarówek rozświetlały granatową noc wokół ukrzyżowanego Chrystusa (Iluminacja, 1980), kiedy indziej tłum ogromnych, szarych postaci śpiewał patriotyczną pieśń (Bogurodzica, 1981), a chwilę później uzbrojone wojsko w szpalerach szczelnie wypełniało ulice miasteczka przypominającego klocki (Obława na groźnego bandytę, 1982). Oczywiste, że lalki i misie nie mogły równać się z tak cudowną tajemniczą krainą. Trudno było mnie z pracowni wyciągnąć, chciałam w niej pozostawać jak najdłużej. A że wszystko brało się z pędzla, którym tata śmigał swobodnie i bez jakiegoś widocznego wysiłku, chciałam natychmiast robić to samo – najlepiej na tym samym płótnie i w tym samym czasie! Naturalnie, nie byłam w stanie zrozumieć sensu namalowanych scen, być może częściowo postrzegałam je abstrakcyjnie. Tacie to nie przeszkadzało. Owszem, tworzył właśnie mocne, polityczne wypowiedzi, krytykę władzy i kronikę polskiej historii. Ale równie ważna była jego mała córeczka, która wyciągała rączkę po pędzel. Dał mi go więc i zaczęliśmy razem malować. Pierwszy wspólny obraz to I like this snow (1980) – wyludniony, utopijny miejski pejzaż z człowiekiem niosącym krucyfiks. Jego dolna partia z białoszarymi pociągnięciami pędzla to dzieło półtorarocznej Poli. W ciągu następnych czterech lat namalowałam niższe segmenty kilkunastu dużych obrazów ojca.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 24 numerze Magazynu „Szum”.