„Dyrekcja H*****a gwarantuje brak bomb w tym pomieszczeniu” w Hotelu Indigo Old Town Kraków
Wieczór był miły, ale zrobiono mi idiotyczny kawał. Któryś z gości – żebym wiedział, kto! – wrzucił mi do herbaty szczyptę konwertku kredybiliny i doznałem niezwłocznie takiego zachwycenia serwetką, że w głos zaimprowizowałem nową teodyceę. Po kilku ziarenkach przeklętego środka zaczyna się wierzyć we wszystko, co się nawinie – łyżkę, lampę, nogę stołową; intensywność moich doznań mistycznych była taka, że na kolana padłem, by oddać cześć zastawie.
[Stanisław Lem, Kongres futurologiczny]
Kongres futurologiczny początkowo opublikowany został „Szpilek” jako powieść w odcinkach, stąd też bierze się pomysł na zrealizowanie wystawy podzielonej w czasie i przestrzeni na autonomiczne segmenty. W kontekście powieści Lema interesuje nas nie tylko jej szkatułkowa struktura, krytyczna i pełna ironii refleksja nad futurologią, ale też teza, która mówi o tym, że ubożeniu świata towarzyszy ucieczka w przestrzeń wirtualną. Interesuje nas pokój hotelowy, ten lemowski i ten, który został nam na czas wystawy udostępniony oraz opowieść o tym jak jeden z nich zniknął. Wystawa, choć równie dobrze mógłby być to film, rozgrywa się w dwóch wzajemnie uzupełniających się wymiarach: rzeczywistości analogowej – pokoju hotelowym i rzeczywistości wirtualnej – na instagramie w formie procesualnej dokumentacji, filmów i videoperformensów. Oba to produkowanie momentów ulgi i halucynacyjna rozmowa z widmami.
***
Hotel jest luksusowy. Jak mówi narrator Ijon Tichy, nawet jeśli nie udaje w nim się uratować jajek na miękko od ścięcia, znakomity. Zwłaszcza, że takiego z kojcem własnych kur nie ma. H****n ma sto sześć pięter i świeci pustkami. W środku baseny, solaria, korty tenisowe, tory wyścigów gokartowych, ruletki i karuzele. Jest też strzelnica, na której można strzelać do wybranych (i wcześniej odpowiednio wypchanych) osób oraz muszla koncertowa z możliwością natryskiwania słuchaczy gazem łzawiącym. Z pokoju roztacza się zapierający widok na sinobrunatne chmury smogu. W jaspisowej łazience wisi zwój liny wysokogórskiej, a obok stoi wysoki na trzy metry drąg. W szafie schowana jest maskująca peleryna, a pod łóżkiem worek sucharów. Na drzwiach tabliczka: „Dyrekcja Hiltona gwarantuje brak BOMB w tym pomieszczeniu”. Każdy z przedmiotów, który znajduje się w luksusowym apartamencie ma podwyższać przeżywalność hotelowych gości. Nawet woda, która leje się z kranu sącząc halucynacyjne opary. …jeśli ktoś sobie roi, że sobie roi, że sobie nic nie roi. Albo na odwrót.
To tu ma, ma mieć miejsce ósmy Kongres Futurologów. Spotkanie dotyczące przeludnienia i nadciągającej katastrofy demograficznej, otwiera się, ale tak naprawdę nigdy nie wydarza. Chwilę po rozpoczęciu obrad na ulicy dochodzi do zamieszek, które szybko przeradzają się w wojnę domową. Ale ta nikogo już nie wzrusza. W końcu rzecz dzieje się w świecie niestabilnym politycznie, targanym niekontrolowanymi wybuchami społecznego gniewu i jeszcze gwałtowniejszymi reakcjami władzy. Cześć uczestników kongresu, w tym Tichy, razem z dyrekcją hotelu trafia do kanału ściekowego. Oddychają powietrzem zanieczyszczonym przez środki halucynogenne, których władza używa do tłumienia rewolucji. Nasz narrator trafia do szpitala gdzie zostaje zahibernowany. Budzi się w 2039 roku w świecie idealnym. I szybko odkrywa, że to tylko puder. Trup tyle, że dobrze zachowany. Pozorna idylla to zasługa substancji chemicznych programujących emocje, doznania i społeczne odruchy, a świat, a raczej wszechśmiot chyli się ku nieuchronnej zagładzie. Chodzi o to, że jeżeli już musi ginąć, niechaj nie cierpi.
To wszystko opisuje Stanisław Lem w opowiadaniu pod tytułem Kongres Futurologiczny z 1970 roku. Opowiadanie jest z gatunku tych straszno-śmiesznych. To śmiech przez łzy. Też dlatego, że Lem, zresztą, nie pierwszy raz, przepowiada przyszłość. Ostatni rok na Ziemi to prawdziwa wyliczanka okropności. Tych, z uprzejmości wymienimy, tylko kilka. Kryzysy ekologiczne, migracyjne, społeczne i ekonomiczne. Konflikty na tle płci, rasy i orientacji seksualnej. Antropocentryczna struktura reprodukująca hierarchię, przemoc, dominację jednych kosztem drugich. W gazetach czytamy o sekretnym szczycie klimatycznym na Sycylii, na który rekiny technologii i celebryci zlecieli się stu czternastoma prywatnymi jetami. Wyemitowali prawie 55 tysięcy ton dwutlenku węgla i rozmawiali o globalnym ociepleniu. Większość z nich na ekologii się nie zna, ale jak u Lema, nie upiera się kiedy słyszy okrzyk „do pomp”. W tym samym rok media obiega informacja o prognozie niezależnych naukowców z Melbourne, która mówi o tym że w konsekwencji zmian klimatycznych, związanych z tym migracji i wojen, w 2050 roku naszej cywilizacji już będzie. Zresztą jedna z tez raportu, zakłada, że ponad 30% globalnej powierzchni lądu i 55% światowej populacji przez 20 dni w roku narażona będzie na śmiercionośne warunki poza progiem ludzkiej przeżywalności. Na szczęście w hotelu H****n będzie znośnie. Na youtubie oglądamy śmierć George’a Floyda, a na twitterze widzimy komentarze Trumpa. Kiedy w Stanach w szczycie pandemii koronowirusa wybuchają zamieszki ten pisze: „Gdy zaczyna się rabowanie zaczyna się też strzelanie”. A polski prezydent, na chwilę przez wyborami, mówi, że LGBT (przypomnienie: Lesbians Gays Bisexuals Transgender) to nie ludzie.
Gdybyśmy tylko mogli, tak jak u Lema, ucieklibyśmy w galaktykę licząc na to, że najgorsze wydarzy się pod naszą nieobecność. Z lękiem, ale i ulgą obserwując jak ziemia zamienia się w przepieczonego kartofla.
Świat potrzebuje znieczulenia, bo bez niego nie byłby w stanie się znieść. W opowiadaniu Lema te słowa wypowiada kontroler iluzji. Eschatologiczny narkotyzer i ostatni atlas świata, którego praca polega na uprzyjemnianiu niczego nieświadomym ludziom kolektywnej agonii. Jak mówi, jest artystą na zupełnie dziewiczym terenie. Nie może odmienić prawdy, dlatego ją zasłania. A gdyby, to się wprawdzie nie wydarza, ale gdyby ją w subwersywnym geście, jak magik w zwolnionym tempie wyciągający królika z kapelusza, odsłonił? Kiedy studentka pyta Tichego, czy chętnie godzi się na zamrożenie, ten odpowiada tylko: „Nie rozmawiam z przywidzeniami”.
Nas bardziej niż przyszłość interesują sama futurologia i mające ją zastąpić będzieje ludzkości. Też przeszłe wyobrażenia przyszłości. Wizje tego jak miała albo ma wyglądać rzeczywistość i wizja tej rzeczywistości bez nas. Ale też teraźniejszość, która ostatnio nie pozwala się już oglądać inaczej niż film. Jak jeszcze jedna halucynacja. Jak opakowany w celofan budzik, który ktoś podrzucił do hotelu amerykańskiej korporacji, udając, że to bomba. Na dachu innego hotelu, jak uczestnicy kongresu, popijamy wino. Trwa wernisaż. Przed nami rozpościera się widok na Kraków. Jeszcze niedawno całe miasto było wyludnione. Było pusto i ciemno. O dwunastej w nocy na Rynku można było poczuć się jak na planie katastroficznej produkcji. Chętnie opowiedzielibyśmy więcej, ale boimy się, że tego nie zniesiecie. Bo właśnie, co jeśli przyszłości nie ma?
Kiedy nie ma chleba, jak pisze Lem, zostaje narkoza cierpiącym. Chleba i igrzysk. Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka! My tylko rozmawiamy z przywidzeniami.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Justyna Górowska, Inside Job (Ula Lucińska i Michał Knychaus), Karolina Jarzębak, Wiktoria Walendzik, Jakub Gliński
- Miejsce
- Czasoprzestrzeń nr 1: pokój Matejkowski, Hotel Indigo Old Town Kraków (ul. Św. Filipa 18), 5 - 9 sierpnia 2020; Czasoprzestrzeń nr 2: instagram @kongresfuturologiczny, 10 lipca - 30 sierpnia 2020
- Czas trwania
- Wystawa Dyrekcja H*****a gwarantuje brak bomb w tym pomieszczeniu
- Osoba kuratorska
- Anna Batko, Aleksander Celusta