„Dwie wieże” Róży Litwy w Galerii Monopol
Delikatność prac Róży Litwy jest zwodnicza. Wystawy indywidualne tej artystki są natomiast nieczęste. Od czasu debiutu przed 13 laty odbyło się ich dosłownie kilka. Litwa to malarka, która przemawia przyciszonym głosem, zarówno jeżeli chodzi o obecność na scenie artystycznej, jak i ton wizualnej wypowiedzi. Kiedy jednak ten głos wybrzmiewa, to słucha się go w napięciu, a jego echo pozostaje w świadomości na dłużej. Ja miałem tak po Dwóch wieżach, które Litwa pokazała wiosną w Monopolu.
Brzmienie, echo, głos, ton – dźwiękowe metafory dobrze opisują wizualność prac Róży Litwy, która lubi posługiwać się w malarstwie frazami mającymi swoje odpowiedniki w muzyce. Chętnie buduje przedstawienia w oparciu o rytmy, loopy, rezonanse; podejrzewam, że jej niektóre prace dałoby się potraktować jak partytury i coś z nich zagrać. Nie przypadkiem również figury ucha, ust i krtani odgrywały zawsze w ikonografii Litwy ważną rolę.
Spotkania z twórczością Róży Litwy są na tyle rzadkie, że kiedy już się przydarzają, mają dla mnie walor świeżego odkrycia, dokonywanego wciąż od nowa: za każdym razem jestem pod wrażeniem plastycznej jakości jej propozycji.
Litwa gra piano. Jej ulubionym medium jest olej na papierze; artystka pozwala wsiąkać farbie w powierzchnię kart. Zdarzało jej się używać także samego oleju, bez pigmentu; powstawały w ten sposób półprzeźroczyste widma malarskich gestów. Dziś jej przedstawienia są konkretniejsze, ale paleta malarki pozostaje rygorystycznie ograniczona. Szarość, która niemal nigdy nie osiąga nasycenia pełnej czerni. Chłodny błękit. Zgaszona czerwień, która kojarzy się z rdzawymi plamami krwi zaschniętymi na papierze. Fiolet przywodzący na myśl ślady gencjany. Kiedy pod koniec Dwóch wież w nowych pracach pojawia się nagle toksyczna żółć, aż mrużymy oczy na widok intensywności, od której zdążyliśmy się się odzwyczaić.
Spotkania z twórczością Róży Litwy są na tyle rzadkie, że kiedy już się przydarzają, mają dla mnie walor świeżego odkrycia, dokonywanego wciąż od nowa: za każdym razem jestem pod wrażeniem plastycznej jakości jej propozycji. Rozumiane w ścisłym sensie kompetencje i wrażliwość plastyczna nie są niezbędne do zaistnienia w malarstwie, czego dowodem są kariery wielu osób zajmujących się w Polsce tą dziedziną, ale – umówmy się – takie zdolności w uprawianiu sztuki przecież nie przeszkadzają. Litwa przykuwała uwagę wysoką kulturą malarską już w 2008 roku, kiedy debiutowała w Galerii m². Dziś to ta sama malarka – Litwa nie należy do artystek, które wymyślają się wciąż od nowa, jej metoda polega raczej na konsekwentnym pogłębianiu raz podjętej problematyki. Malarka jest więc ta sama, ale nie taka sama, tylko bogatsza o kilkanaście lat doskonalenia swojego wizualnego języka – i doświadczenie to widać w Dwóch wieżach.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 33. numerze Magazynu „Szum”.
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
Więcej