Byłem okiem. Z Ryszardem Ziarkiewiczem rozmawia Jakub Banasiak
Był pan kuratorem fundamentalnych wystaw drugiej połowy lat 80. i początku lat 90. Później przez kilkanaście lat wydawał pan „Magazyn Sztuki”. Sądzę jednak, że w gruncie rzeczy niewiele o tym wiemy.
Może i nie.
Na pewno. Mało badań, dużo środowiskowej legendy. Tymczasem od najmłodszej z pana wystaw z tego okresu, Perseweracji mistycznej i róży, minęło już ponad ćwierć wieku, a od najstarszej, Ekspresji lat 80-tych – ponad 30 lat. Warto więc podrążyć ten temat.
Zobaczymy.
Jak znalazł się pan w BWA Sopot w połowie lat 80.? Kim pan wtedy był, czym się zajmował?
Do Sopotu trafiłem po tym, jak przestałem pracować na ASP w Gdańsku, gdzie prowadziłem wykłady ze sztuki współczesnej. Byłem świeżo po magisterium. Nie pamiętam już, jak to się stało, ale dość szybko zacząłem wykładać w BWA. Prowadziłem te wykłady przez parę lat; oczywiście robiłem też inne rzeczy, zajmowałem się na przykład konserwacją – musiałem się utrzymać, miałem już wtedy rodzinę.
Który to był rok?
1983, może 1984. Pracowałem na zasadzie umów o dzieło. Prowadziłem otwarte wykłady dla osób zainteresowanych sztuką współczesną. To nie były wykłady akademickie, tylko takie jak to w BWA.
Popularyzatorskie?
Tak. Koordynowała to kierowniczka biblioteki, Ania Marko. BWA w Sopocie działało wtedy w miarę poprawnie. Program moich wykładów był prowadzony dosyć aktywnie.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 23 numerze Magazynu „Szum”.