Biotechnologia fotografowania. Rozmowa z Anną Zagrodzką
Ewa Toniak: Kilka tygodni temu w Fundacji Archeologii Fotografii miałaś wystawę Kolekcja, na której zaintrygował mnie pomysł pokazania „metody nauczania jako systemu”. Chodzi przecież o sposób pracy rodziców, Anny Marii Leśniewskiej i Janusza Zagrodzkiego, historyków sztuki.
Anna Zagrodzka: Projekt Kolekcja wynikł z metodyki nauczania historii sztuki w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, gdzie studiowałam i gdzie wykładali moi rodzice. Mogłam przyglądać się ich pracy na uczelni, ale też obserwować, jak się do niej przygotowują. Zajęcia z historii sztuki, przed PowerPointem, polegały na wyświetlaniu slajdów z reprodukcjami dzieł sztuki, o których prowadzący miał wykład. Oczywiście te slajdy rodzice sami przygotowywali, gromadzili latami, kupowali w czasie zagranicznych podróży. Powstała z nich spora, licząca około 20 tysięcy obiektów kolekcja. Nazwałam to bazą danych – kolekcją, unikalnym zbiorem narzędzi, które służą do przekazywania wiedzy o sztuce. Większość pedagogów i studentów miała kontakt na wykładach z podobnymi zbiorami. Wszystkie budowano w podobny sposób, ale znacznie różniły się one od siebie, głównie ilością i jakością slajdów oraz rodzajem używanych projektorów/rzutników.
Kolekcja po niemal 50 latach istnienia nabrała cech form organicznych, po których widać upływ czasu. Jej starzenie się to wynik procesów chemicznych, zależnych od rodzaju materiału, na jakim slajdy zostały wykonane i częstotliwości projekcji.
Pierwszym impulsem do pokazania zbioru rodziców, były własne obserwacje tego, w jaki sposób przygotowują się do wykładów. Tego, jak wybierają slajdy, jak im się przyglądają, oglądają pod światło. Zauważyłam, że gesty zawsze się powtarzają, choć każde z rodziców robi to inaczej. Pracowali przecież nad innymi wykładami, choć zdarzało się, że pokazywali te same dzieła sztuki, więc i slajdy. Te wędrówki obiektów – a rodzice zawsze starają się analizować sztukę współczesną w kontekście dawnej – interesowały mnie najbardziej. Zresztą rodzice mają bardzo osobisty stosunek do tej kolekcji, żadnych slajdów nie wyrzucają, nawet jeśli są zniszczone, zastępują je nowymi. Gotowe wykłady trafiają do kasetek, a zdeformowane slajdy do rezerwy.
Na wystawie zapętlasz ten sam ruch ręki – bardzo podoba mi się ta odegrana przed kamerą choreografia, to, w jaki sposób osobiste, czy nawet intymne, zamienia się w, jak to określasz, system. Inaczej inscenizujesz wykład mamy, inaczej ojca. Rytm wyświetlania slajdów jest różny. Czasami wyświetlają się te same obrazy, by za chwilę rozejść się i wrócić do własnej opowieści.
Rodzice zawsze wspólnie zastanawiali się nad tematami wykładów, ale dla każdego z nich inny aspekt dzieła był ważny. Dla ojca, który wykładał dla operatorów, najważniejsze jest światło. Mama zajmuje się rzeźbą współczesną, więc cielesność i reprezentacja ciała jest podstawą jej wykładów o sztuce. Te, różnice starałam się pokazać przez jednoczesną projekcję.
Równoległym tematem wystawy jest atrofia, upływ czasu, znikanie obrazu.
Kolekcja po niemal 50 latach istnienia nabrała cech form organicznych, po których widać upływ czasu. Jej starzenie się to wynik procesów chemicznych, zależnych od rodzaju materiału, na jakim slajdy zostały wykonane i częstotliwości projekcji. Proces ten przebiegał za każdym razem inaczej. Odkształcenia barwne wprowadzały do sfotografowanych dzieł nieoczekiwane efekty.
Na przykład slajdy tej samej Martwej natury Paula Cézanne’a istniały w kolekcji w kilku egzemplarzach, w różnych wykładach, i zaczęły się znacznie różnić od siebie. Dlaczego? Traciły nasycenie barw, za to zyskiwały natężenie tonów i linearność. Przytoczyłam efekty tych przeobrażeń na trzech przykładach. Innym jest Głowa Constantina Brâncușiego, która samoistnie przywołała barwną sferę, pogłębiającą jej metafizyczne znaczenie.
W galerii FAF pokazałaś także kilka sporych rozmiarów panneaux, nazywasz je kolażami, zbudowanych z sekwencji tych samych elementów: ramek ze slajdami i nieco już historycznych rzutników.
Projekt opowiada o systemie nauczania, więc i kolaże też zbudowane są systemowo. Składają się z czworokątnych segmentów, złożonych z ujęć tego samego przedmiotu, fotografowanego za każdym razem z innej strony, jak „rzuty” w rysunkach technicznych. W ten sposób powstały dokumentacje fotograficzne zmultiplikowanych obiektów, między innymi rzutnika w różnych konfiguracjach. Przywołując rzutnik Zeiss Ikon z 1970 roku chciałam podkreślić jego rolę porównywalną do aparatu fotograficznego Roleiflex. W latach 70. projektory Zeiss Ikon, były nie tylko bardzo zaawansowane technicznie, ale też uchodziły za prawie niezniszczalne. Interesowało mnie wyabstrahowanie samego wykładu o sztuce, pokazanie go jako zintegrowanego systemu urządzeń optycznych, bez których nie mógłby się odbyć i które można zaprogramować. Nie wszyscy wiedzą, że w czasie pokazu slajdów rzutniki wydają rytmiczny stukot. Więc przywołałam go na wystawie.
Dźwięk jest ważnym elementem twoich projektów.
W wystawie DOB1000609, którą pokazałam w Krakowie, Bratysławie i Łodzi oraz w Kolekcji wykorzystałam naturalne dźwięki wytwarzane przez maszyny w fabryce, a także słyszalne w czasie wykładu odgłosy pracy rzutnika, szumy poruszającego się silnika, przesuwu klatek i wentylatora. Chciałam przywołać mechaniczne brzmienia tworzące audytywną atmosferę zakładu pracy i charakterystyczne szmery, stukoty, buczenia, zgrzyty powstające automatycznie podczas projekcji w czasie wykładu; uruchomić zmysły na dodatkowe wrażenia słuchowe, poza głosami pracowników i wykładowców. O ostatnim projekcie możemy powiedzieć, że dotyczy „produkcji wiedzy”. Przywołałam dźwięki, jakie towarzyszą procesom produkcji i nauczania.
DOB1000609 opisuje proces produkcji cukru. Jesteś absolwentką Wydziału Biotechnologii i Nauk o Żywności Politechniki Łódzkiej i Szkoły Filmowej w Łodzi. Co dały ci te tak różne doświadczenia?
Studia na Politechnice i w Szkole Filmowej rozpoczęłam równolegle zaraz po maturze. Politechnikę wybrałam, ponieważ chciałam osobiście przejść drogę od badań pod mikroskopem, poprzez badania chemiczne i fizyczne, po wielofunkcyjną mechanikę zakładu przemysłowego. Dzięki fotografii chciałam odnaleźć ukryty wymiar procesów, odkryć język, jaki im towarzyszy i spróbować je zobrazować. Dzięki studiom politechnicznym bliskie jest mi myślenie analityczne, punkt wyjścia w każdym z moich projektów; szkoła filmowa uświadomiła mi jak można wpłynąć na siłę przekazu, zależnie od środków wyrazu.
Dorastałam w atmosferze przenikania się nauki ze sztuką. Mój dziadek, Stanisław Zagrodzki, był profesorem Politechniki Łódzkiej. Zbierając i badając twory natury, muszle, minerały i skamieliny, dziadek zawsze szukał logicznych związków, determinujących ich budowę i obraz. Nie zetknęłam się z nim bezpośrednio, zmarł przed moimi narodzinami, ale jego symbolem stała się dla mnie fotografia, na której ogląda pod mikroskopem ukryty świat mikrocząsteczek. Dopiero na studiach odkryłam, że był to refraktometr, czyli przyrząd służący do badania współczynników załamania światła w różnych substancjach.
Mnie zawsze interesowała analiza struktury badanych przedmiotów, a także narzędzia i procesy wymyślone przez ludzi, przekształcające to, co ukształtowała przyroda.
W jaki sposób pracowałaś nad pierwszym projektem?
DOB1000609 to mój numer identyfikacyjny nadany mi podczas pracy w cukrowni Dobrzelin. Projekt DOB1000609 powstał podczas kampanii w 2014/2015, kiedy pracowałam tam jak typowy chemik i gromadziłam materiał do rozprawy inżynierskiej. Pojęcie „kampania cukrownicza” oznacza czas zbioru plonów oraz przebieg produkcji cukru. Fabryka pracuje wówczas bez przerwy, zazwyczaj od września do stycznia-lutego następnego roku. W mojej rozprawie określałam czynniki wpływające na pracę podstawowego zespołu maszyn cukrowniczych. Poprzez kolejne procesy technologiczne m.in. płukanie, cięcie, działanie temperatury, wyodrębnianie substancji stałej, odwirowywanie, suszenie, uzyskuje się skrzące kryształki cukru. I zapisem tego procesu jest moja instalacja.
Moja praca to wizualno-dźwiękowy zapis procesu produkcji cukru. Każdy etap tego procesu przebiega zgodnie z ustalonymi parametrami i związany jest z postępującą obróbką tworzywa. Czyli buraków cukrowych.
Wyglądała jak diagram.
Początkowo nie zakładałam, że DOB1000609 będzie odrębnym projektem fotograficznym. Potrzebowałam czasu, żeby poznać pracę cukrowni. Dopiero gdy zapoznałam się ze specyfiką tej pracy, poczułam się na tyle swobodnie, że mogłam ją dokumentować i zaczęłam myśleć o instalacji.
Wystawa to rodzaj kolażu. Skonstruowałam „dywan” informacji o cukrownictwie i mojej pracy dotyczącej jakości wytworzonego produktu w Dyfuzorze korytowym DC 10. Połączyłam w nim schematy technologiczne, odczyty pobrane z paneli sterowania i wykresy pracy poszczególnych urządzeń z polaroidami, dzięki którym widzowie mogą zobaczyć, na czym polegają i jak wyglądają kolejne etapy produkcji cukru. Nagrania dźwiękowe i zapisy wideo, które w projekcie spełniają rolę medytacyjnych form audio-wizualnych, nałożyłam na notatki wykonywane w czasie pracy. Kolaż elementów graficznych i odręcznych zapisków przypomina partyturę utworu łączącego obraz z dźwiękiem. Moja praca to wizualno-dźwiękowy zapis procesu produkcji cukru. Każdy etap tego procesu przebiega zgodnie z ustalonymi parametrami i związany jest z postępującą obróbką tworzywa. Czyli buraków cukrowych.
Dźwięk pracujących maszyn nadawał wystawie hipnotyzujący rytm. Przestrzeń galerii została wypełniona projekcjami wideo, rzutowanymi z różnych stron na ściany. Każdy z przekazów miał formę tonda, obrazował dynamikę przepływającej w dyfuzorze barwnej materii. W aranżacji instalacji podczas Miesiąca Fotografii w Krakowie (2015) pomógł mi kurator mojej wystawy, Igor Omulecki.
Który ze współczesnych artystów czy fotografików jest ważny dla twojej praktyki artystycznej?
Imponuje mi praca Wacława Szpakowskiego, twórcy awangardowego, który pracował w „inżynierski” sposób. W jego pracach, bardzo rygorystycznie graficznych, złożonych z linearnych, powtarzających się elementów, nie ma przypadku. Proste sekwencje form tworzą układy ciągłe następstw czasowych w określonym porządku.
Ważne dla mnie były także Ikonosfery Zbigniewa Dłubaka, w których fotografia stawała się rzeźbą – instalacją przestrzenną, a następnie jego analizy fotograficzne „czynności/gestu”. Inspirującą rolę w mojej pracy odegrały również filmy Jamesa Benninga, który wychwytuje i systematyzuje pewne prawidłowości w ujęciach natury (np. filmy 13 lakes, LOS). Poprzez statyczne ujęcia pokazuje poetykę pozornie najzwyklejszych miejsc.
Dla mnie twoje projekty, mimo ich rygorystycznej struktury, są zapisem autobiograficznym, rodzajem dziennika. Zgadzasz się z taką intuicją?
W jakimś sensie tak, bo przecież mój pierwszy projekt DOB1000609 powstał dzięki regularnie prowadzonym badaniom i ich stałemu zapisowi. Obserwowanie rodziców, ich przygotowań do wykładów i tego jak je prowadzą, pozwoliło mi uchwycić charakterystyczne cechy ich zachowania. Dzięki obserwacjom miałam pełną świadomość czym się zajmują i czemu ta praca służy. W jakimś sensie to „podglądanie” rodziców wpłynęło na powstanie moich projektów. Zobaczyłam, jak to co robią, sposób w jaki pracują, ich metoda, są bliskie mojemu myśleniu. Można chyba powiedzieć, że to wspólny genotyp.