„Because I’m pretty when I cry” Kacpra Tomaszewskiego w Galerii Labirynt

Mateusz Włodarek: Pamiętam, jak powiedziałeś mi, że chcesz zrobić wystawę o łzach i że będzie miała tytuł Because I’m pretty when I cry. Zastanowiło mnie wtedy, skąd u ciebie potrzeba, żeby przyjrzeć się właśnie łzom. Dlaczego zainteresował cię ten temat i co tak naprawdę chciałeś przez niego opowiedzieć?
Kacper Tomaszewski: Myślę, że była to moja wewnętrzna potrzeba przyjrzenia się emocjom straty i cierpienia, którym towarzyszy głównie płacz. Interesowało mnie nie tyle to, jak to wygląda w relacji z innymi osobami, ale też w relacji z samym sobą. Coraz bardziej ciekawiło mnie to, jak reaguje ciało, kiedy coś nas boli, ale też porusza, i to jak czasem nie jesteśmy w stanie wyrazić tego słowami, a jednak łzy nam to komunikują. To temat, który tak naprawdę powraca w moich pracach od dawna, chociaż za każdym razem przybiera nieco inną formę. Łzy zawsze były gdzieś obecne, jako ślad bólu lub reakcja na brak. Tym razem jednak chciałem się im przyjrzeć inaczej, potraktować je nie jako efekt, ale jako temat sam w sobie. Zależało mi na pokazaniu całego spektrum łez – od łzy towarzyszącej uldze, przez łzę wzruszenia, aż po łzę rozpaczy. Jest to dla mnie niezwykle ciekawe, jak wiele znaczeń może nieść ze sobą coś tak ulotnego i niewidocznego.






MW: Na początku naszej pracy długo rozmawialiśmy o tym, czym dla nas są łzy i czym mogłyby być w tej wystawie. Mówiliśmy o tym, że nie chcemy dosłowności, ckliwości, sentymentalizmu11 Ważnym tekstem, do którego często wracaliśmy w trakcie pracy nad wystawą, starając się zrozumieć, jak można myśleć o łzach – nie tylko jako reakcji emocjonalnej, lecz także jako złożonym i cielesnym doświadczeniu – był esej: Barraclough, S. (2021). The matter of tears: Translucent entanglements with/in counselling encounters. Capacious: Journal for Emerging Affect Inquiry, 2(3). https://doi.org/10.22387/CAP2020.49 ↩︎. Teraz, gdy jesteśmy już po otwarciu wystawy, chciałbym, abyś opowiedział mi, czym są dla ciebie łzy, jak o nich myślisz i czy sam moment otwarcia w jakiś sposób zmienił ich postrzeganie i definiowanie?
KT: Dla mnie łzy to coś, co wypływa z naprawdę głębokich zakamarków nas samych i naszych ciał. Myślę, że nie jest to tylko emocjonalna reakcja, ale to coś znacznie więcej. To właśnie łzy pomagają nam poradzić sobie z czymś, co nas boli, przerasta, czego nie potrafimy wyrazić w żaden inny sposób. Łzy są trochę taką formą regulacji nie tylko emocji, ale też tego, co pamiętamy, jakie budujemy relacje i czego doświadczamy. W tym sensie łzy mają w sobie coś oczyszczającego. Czasem stają się wsparciem, a czasem granicą, momentem przełomu, który wyznacza jakąś wewnętrzną zmianę. Wspólna praca nad wystawą mocno pogłębiła te moje refleksje. Coraz bardziej zaczęło mnie interesować samo zjawisko łez, nie tyle jako wyraz emocji, ale jako ruch, ślad, gest, jako coś naprawdę bardzo subtelnego, co wymyka się językowi, co trudno uchwycić słowami. W trakcie pracy nad wystawą docierało do mnie, że łzy to nie tylko koniec, reakcja na to, co już się wydarzyło. Czasem są początkiem, jakimś impulsem, który wyzwala coś zupełnie nowego i nieznanego.
MW: Stal to materiał, który regularnie powraca w twojej praktyce, ale tutaj w kontekście łez i emocji nabiera zupełnie nowej symboliki. Stal, z natury zimna, twarda, nieugięta, zostaje zestawiona z bardzo delikatnym i kruchym tematem łez. Jak myślisz o stali właśnie w tej relacji?
KT: Stal rzeczywiście towarzyszy mi w mojej pracy od dawna. Często do niej wracam, głównie ze względu na jej właściwości fizyczne – ciężar, trwałość – ale też te estetyczne, które bardzo dobrze współpracują z różnymi przestrzeniami. W tym projekcie ten materiał nabrał dla mnie jednak trochę innego znaczenia. Bardzo mi zależało na tym, żeby zestawić to, co wydaje się takie zimne, twarde, nieczułe – jak właśnie stal – z tematem, który kojarzy się z czymś delikatnym i kruchym. Chciałem zbudować napięcie między twardością a wrażliwością. Ale z drugiej strony, jak myślę sobie też o stali, to ona mimo całej tej swojej surowości jest tak naprawdę materiałem bardzo wrażliwym. Reaguje na temperaturę, wilgoć i dotyk.
W pracach, które przygotowałem na wystawę w Galerii Labirynt 2, użyłem stali rdzewnej, która w kontakcie z wodą i powietrzem zaczyna się powoli zmieniać. Ciemnieje, pokrywa się rdzą. I właśnie ten proces jest dla mnie ważny, bo podobnie jak łzy, stal nie zostaje obojętna, ale reaguje, ulega, i co chyba najważniejsze pamięta. Myślę o tych rdzewiejących powierzchniach moich prac trochę jak o skórze, która chłonie doświadczenie i nosi ślady emocji. Bo łzy też zostawiają ślad, na twarzy, w ciele, czasem w pamięci. I tak jak stal nie rdzewieje od razu, tylko powoli, pod wpływem czasu i odpowiednich warunków, tak samo emocje potrzebują tego czasu, żeby mogły się ujawnić, żeby mogły coś w nas zmienić.
MW: Na wystawie pojawiają się też grawery, które są dość subtelne, często niemal niewidzialne. Skąd decyzja, by sięgnąć po taką technikę?
KT: To był raczej taki wybór intuicyjny. Użycie grawerów to dla mnie sposób na wprowadzenie elementu, który wymaga większej uważności, zatrzymania się, może nawet fizycznego zbliżenia do obiektu. Chciałem, żeby widz musiał się zatrzymać, podejść bliżej. Chciałem zbudować poprzez to intymne doświadczenie, które też towarzyszy płakaniu. Bardzo zależało mi na tym, żeby nie wszystko było podane od razu, na pierwszym planie. Chciałem, żeby coś w przestrzeni wystawy szeptało.
Z drugiej strony myślę, że grawery są subtelne, jak emocje, których nie pokazujemy wprost, ale które gdzieś tam w nas się skrywają. Dla mnie te delikatne znaki, które zostawiam na stali robiąc grawer, to coś w rodzaju śladów, wspomnień, myśli, emocji, które nie zawsze jesteśmy w stanie odczytać od razu, ale które budują nasze doświadczenie. A że wystawa jest o łzach, o emocjach – to to się świetnie spina. Bo to, co najtrudniejsze, najbardziej delikatne, często jest niewidoczne, nienazwane i ukryte. I właśnie grawer działa jak taka cicha warstwa, bo nie narzuca się, ale staje się widoczny, jeśli tylko pozwolisz sobie go zauważyć.






MW: Prace nad wystawą rozpocząłeś od rysunków. W tych rysunkach często pojawiają się motywy związane z płaczem, cytaty z popkultury, ale też postaci, które pamiętamy z dzieciństwa. Te prace są z jednej strony bardzo delikatne, a z drugiej pełne napięcia, dzięki czemu balansują pomiędzy czymś bajkowym, baśniowym, a czymś niepokojącym, czasem wręcz przerażającym. Co chciałeś opowiedzieć przez te rysunki? Jaką rolę pełnią w twojej opowieści o łzach?
KT: Każdy rysunek zawiera symbole, odwołania do muzyki, popkultury, do przeżywanych stanów emocjonalnych. Pojawiają się na nich takie motywy jak schody, klatki, cyfry, łzy. Pokazują różne formy emocjonalności i różne momenty, w których człowiek płacze. Chciałem, żeby odbiorcy mogli je interpretować na swój sposób, bo każdy z nas inaczej przeżywa emocje, ma inny system wrażliwości.
MW: Na rysunkach pokazywanych na wystawie często pojawiają się kamienie zawieszone na cienkich sznurkach przypominających łzy. Kamienie pojawiają się też jako formy rzeźbiarskie w przestrzeni galerii. Budujesz z nich także instalację przypominającą fontannę. Skąd ta forma? Czym dla ciebie są kamienie?
KT: Kamienie od zawsze mnie jakoś fascynowały. Jako naturalne, fizyczne obiekty są piękne w swojej formie, ale jednocześnie ciężkie, trwałe. I w moich pracach kamień staje się taką metaforą emocjonalnego ciężaru, który każdy z nas gdzieś w sobie nosi. Czasem go chowamy, czasem nawet nie jesteśmy go do końca świadomi, a bywa też, że po prostu jest za ciężki, żeby go unieść. Z kolei fontanna, którą zrobiłem, jest próbą pokazania tego ciężaru nie jako jakiejś abstrakcji, tylko czegoś bardzo namacalnego, realnego – czegoś, co naprawdę istnieje w przestrzeni. Wykorzystałem do tego atrapy kamieni, z których wypływają strumienie jakby łez. Strumienie mają pokazywać właśnie ten ruch, przemianę, która – według mnie – towarzyszy płakaniu. Chciałem w tej instalacji jakoś zilustrować moment, kiedy ten ciężar ma szansę się uwolnić, wypłynąć na zewnątrz. Trochę jak ulga. Ciekawi mnie też to, że kamień jest stały, nieruchomy, a łzy są delikatne, kruche, ale mają siłę – potrafią coś oczyścić, zmienić, poruszyć. Ta instalacja to taka opowieść o tym, jak emocje potrafią na nas ciążyć, ale też o tym, że mogą znaleźć ujście. Nawet jeśli to trwa, nawet jeśli to trudny proces. Myślę też, że dla mnie kamienie to nie tylko ciężar, ale też coś, co daje oparcie. Coś, co może być fundamentem dla nowego. Coś, co trwa, nawet jeśli bywa trudne do udźwignięcia.
MW: Twoje wcześniejsze prace często dotyczyły troski i opieki w kontekście relacji między ludźmi i innymi gatunkami. Twoja wystawa w Centrum Sztuki Galeria EL w Elblągu bardzo mocno pracowała właśnie z tym tematem. Czy Because I’m pretty when I cry to dla ciebie zupełnie nowy temat, czy raczej kontynuacja tamtych wątków w innej, bardziej intymnej formie?
KT: Zdecydowanie traktuję tę wystawę jako kontynuację. W poprzednich pracach, prezentowanych w Galerii EL22 Wystawa Śnij, piesku, śnij, Galeria EL, Elbląg, 23.01-30.03.2025r. Dostęp: https://galeria-el.pl/project/snij-piesku-snij/ ↩︎, koncentrowałem się na żałobie – doświadczeniu głęboko ludzkim, które nierozerwalnie wiąże się z przeżywaniem straty. Płacz był tam obecny jako naturalny wyraz bólu, ale też jako symbol empatii, współodczuwania i czułości. Wystawa Because I’m pretty when I cry to próba przyjrzenia się płaczowi nie tylko jako reakcji na stratę, lecz jako formie komunikacji, oczyszczenia, a nawet pewnego rodzaju siły. Interesuje mnie, jakich znaczeń nośnikiem mogą być łzy, ale także jakie napięcia mogą wyrażać.
MW: Na koniec chciałbym wrócić do tytułu wystawy Because I’m pretty when I cry – to dla mnie zdanie pełne sprzeczności między czułością a ironią, wrażliwością a maską. W tekście kuratorskim starałem się zarysować tę dwuznaczność łez, pisząc o pragnieniach splecionych ze strachem, nadziei przeplatającej się z rozpaczą. Idąc dalej w tę sprzeczność, chciałbym zapytać: co dla ciebie znaczy „ładnie płakać”? Czy w ogóle można „ładnie płakać”?
KT: Myślę, że ja ładnie płaczę, a przynajmniej nauczyłem się doceniać płacz. Płacz to dla mnie nie jakaś porażka, nie dowód słabości, tylko forma akceptacji. Moment, w którym coś się w nas otwiera, kiedy pozwalamy sobie czuć w pełni, bez oporu. Z czasem stał się dla mnie czymś naturalnym, wręcz koniecznym. Pomaga mi przeżywać rzeczy do końca, nie zatrzymywać się w pół emocji, nie zawieszać ich gdzieś w ciele. I to naprawdę jest piękne, oczyszczające, głębokie, ludzkie. Bo co to znaczy „ładnie płakać”? Czy chodzi o to, jak wyglądamy z zewnątrz, w oczach innych? Czy może o to, jak sami siebie wtedy postrzegamy? Dla mnie „ładnie płakać” to znaczy płakać w zgodzie ze sobą. Nie tłumić. Nie wstydzić się. Nie udawać, że wszystko jest pod kontrolą. Dać sobie prawo do bycia w emocji takiej, jaka ona jest nawet jeśli jest trudna, niewygodna.
Przypisy
Stopka
- Miejsce
- Galeria Labirynt 2
- Czas trwania
- 11.07–10.08.2025
- Osoba kuratorska
- Mateusz Włodarek