Artysta z aparatem. Rozmowa z Franciszkiem Buchnerem
Arina Radionova: Współcześnie mianem fotografa określa się przede wszystkim artystę z aparatem. Kim ty jesteś?
Franciszek Buchner: Zdecydowanie jestem artystą z aparatem. Fotografuję odkąd skończyłem kilkanaście lat. Nie znam nic innego niż fotografia, dlatego się nią posługuję. Gdybym rysował, to bym był rysownikiem. Używałbym innego medium.
Jak nauczyłeś się robić zdjęcia?
Z zawodu jestem fotografem. Skończyłem fotografię na ASP w Poznaniu. To była wówczas jedna z dwóch uczelni, na których były studia fotograficzne w Polsce. Przez 10 lat pracowałem też w studiach fotograficznych jako oświetleniowiec i fotograf zawodowy. Żyję z tego, że robię zdjęcia. Ale ostatnie moje prace w ogóle nie są zdjęciami.
A czym teraz się zajmujesz?
Instalacją. Ostatnia praca, którą zrobiłem to był zapach. Wydaje mi się, że żyjemy w czasach, w których medium nie ma znaczenia. Z mojej perspektywy techniczna sprawność jest jedynym warunkiem koniecznym do wyboru tego czy innego medium.
Jak udało ci się stworzyć zapach?
Dwa miesiące temu odezwał się do mnie Norbert Delman i powiedział mi o tym, że razem z Klarą Czerniewską robią projekt w samochodzie, że zapraszają różnych artystów i spytał, czy nie chciałbym wziąć w tym udziału. Zacząłem o tym myśleć i chciałem zrobić projekt, który będzie zakończeniem tego, który jest pokazywany na wystawie Gdyby dwa morza miały się spotkać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Zacząłem go trzy lata temu, nosi tytuł Ptaki, ryby, szczury. Długo się zastawiałem nad nazwą, miałem różne pomysły, a potem zdecydowałem, że to musi być bardzo proste. Wpadłem na pomysł, żeby ostatecznie skończyć, ale w innym nastroju niż moje poprzednie prace, ten cały temat. Kiedyś, dawno temu, czytałem hagiografe. W pewnym okresie średniowiecza były dwa typy świętych: święty męczennik, który zginął za to, ze był wierzący, lub asceta. Niektórzy asceci żyli jak bezdomni. Nikt ich nie szanował, nikt w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że oni są świętymi, aż do momentu, kiedy umarli. Bo kiedy oni umierali, działy się różne cudowne rzeczy, na przykład biły dzwony. Bóg podkreślał, że oto są ci święci, którym trzeba oddać hołd. Jednym z takich cudów było to, że ich ciało zaczynało pachnieć jak perfuma.
Ja po całym procesie szukania zwierząt, przeglądania się w nich, na sam koniec chciałem oddać im jakiś hołd. Czytałem kiedyś artykuł o tym, że do klimatyzacji samochodowej czasem mogą wchodzić małe zwierzęta, np. myszy i tam umierają, rozkładają się i śmierdzą. Trzeba jechać do warsztatu, żeby je wyjąć. Stwierdziłem, że odwrócę tę sytuację, która przydarza się ludziom w samochodach. Że zamiast smrodu będzie zapach. Będzie perfuma. I zacząłem czytać o perfumach. Znalazłem taką substancję, która się nazywa hyraceum, po polsku – kamień afrykański. Robi się ją z odchodów i szczątków martwych ciał zwierząt. Dokładnie takiej samej wielkości jak te, które wchodzą do klimatyzacji. Odchody rozcieńcza się w alkoholu i tak powstaje perfuma, o pięknym zapachu. Moja praca polegała więc na tym, że wpuściłem do klimatyzacji perfumę, która pachniała na cały samochód. Każda praca, którą robię, jest zapisem poszukiwań odpowiedzi na proste pytania. Ptaki, ryby, szczury był szukaniem odpowiedzi na pytanie o moją organiczność i biologię, zastanawiałem się co to znaczy, że jestem organizmem.
W jaki sposób można szukać odpowiedzi na te pytania?
Kiedyś sprzątałem swój pokój i zauważyłem, że nie ma w nim żadnego życia oprócz mnie. Więc zacząłem tego życia szukać dookoła, tam gdzie chodziłem do pracy, spotkać się ze znajomymi i nie mogłem nic znaleźć oprócz piesków na spacerze. Wiedziałem, że one są przyprowadzane przez ludzi na ten spacer. Szukałem bardzo długo, ale nie mogłem znaleźć. Pewnego dnia wyrzucałem śmieci i zobaczyłem szczura, który zdechł. Przyszedł tam sam, z własnej woli, żeby umrzeć. Zapewne nie było to pierwsze zwierzę w mojej okolicy, które miało jakiś wpływ na to, co się z nim dzieje. Ta wystawa to zapis tych poszukiwań. Chodziłem do ZOO, byłem w schronisku dla zwierząt, w rzeźni, byłem w bardzo różnych, bardzo dziwnych miejscach, żeby tego szukać. I w pewnym momencie odkryłem, że to, co znajduję, jest martwe, a potem bardzo chciałem to odwrócić.
Doszło to tego, że miałem tak dużą kolekcję zdjęć martwych zwierząt, że byłem tym przerażony, że skoro szukałem czegoś żywego, to nie chcę pokazywać śmierci. Ale to była jedyna odpowiedź na to pytanie, które sobie zadałem, w którym chodziło o coś, co naturalnie by się znalazło w przestrzeni dookoła mnie i co by było organizmem. Zacząłem robić pracę, instalację, którą fotografowałem albo nagrywałem na wideo, tak, by w bardzo naiwny sposób odwrócić śmierć. Tak więc przywiązałem martwego ptaka do gałęzi. Idea była taka, żeby znaleźć miejsce, w którym ten ptak mógłby przebywać gdyby był żywy. Wszystko, co znajdowałem, było związane ze śmiercią. No dobra, w ZOO jest inaczej. Ale tam z kolei to nie jest naturalna przestrzeń, zwierzęta są tam zamknięte. Ktoś je tam sprowadził i zamknął.
Jak Ptaki, ryby, szczury trafiły na wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej? Jak ty zapoznałeś się z kuratorem Tarekem Abou El Fetouchem?
Tarek przyjechał do Warszawy i chodził po galeriach, szukając artystów do wystawy. Przyszedł do Czułości i zobaczył moje portfolio. Powiedział mi tylko, że jest taki filozof arabski Hayy Ibn Yaqdhan, który pisze dokładnie o tym, co ja chciałem zrobić. Zacząłem czytać jego książkę: jest jedno tłumaczenie z 1958 roku. I ona jest o chłopcu wychowanym przez gazele, który nagle odkrywa, że jest człowiekiem, a nie gazelą. I zaczyna oglądać cały świat, wszystko dookoła i widzi, że to jest zupełnie inne, niż mu się zawsze wydawało. W pewnym momencie gazela umiera: jego matka. On ogląda jej ciało, robi sekcję zwłok i dowiaduje się, że jej ciało jest inne niż jego. Cała idea polega na tym, że on ogląda świat i widzi cechy podobne i te inne. Na podstawie tych cech zadaje sobie pytanie, kim jest, odkrywa, że jest człowiekiem. I zastanawia się, co to znaczy, jeśli on dookoła siebie ma tylko zwierzęta, które go wychowywały. To, co ja robiłem, to było dokładnie to samo, tylko od drugiej strony. Zadałem sobie pytanie o życie, organiczność i nie szukałem już wtedy ludzi.
Twoje zdjęcia wiszą teraz w muzeum, a niedawno wziąłeś udział w objazdowej wystawie w samochodzie. To znaczy, że pracujesz z bardzo różnymi instytucjami kulturalnymi i formatami. Opowiedz o swojej pracy z kuratorami.
W Czułości nie miałem kuratora. To mi strasznie przeszkadzało. Jak zrobiłem moją pierwszą wystawę po 2 latach robienia, chodzenia i zbierania materiałów, to odkryłem, że zrobiłem do tego projektu wiele zdjęć, ale nie użyłem ich, tymczasem one są bardzo dobre. Mają inną myśl, podobną, bliską, ale inną i chciałem, żeby to była baza pod kolejne projekty. Tego materiału zebrało się tak cholernie dużo, że bardzo potrzebowałem kuratora, który by ze mną usiadł i pomógł mi to ukierunkować:. „ok, to dobre, a tu ty mówisz o czymś innym, o samotności, ale cała twoja wystawa nie jest o tym”. Tarek to niesamowity kurator. Jak przyjeżdżał do Polski, za każdym razem spotykał się ze mną, żeby porozmawiać o całej wystawie, co mu się podoba, a co nie. Nie musiał, a to robił i to było dla mnie ważne. To był zupełnie inny poziom pracy.
Jakiego kuratora potrzebuje artysta?
Otwartego, który będzie pytał i słuchał, jak Tarek. Takiego kuratora chciałbym mieć, kiedy pracuję niezależnie od tego, czy w galerii, instytucji, czy gdziekolwiek.
Jak żyje młody fotograf? Sprzedajesz swoje prace? Pracujesz w galerii?
Galerie nie kupują. Galerie sprzedają. Artysta, którego jakaś galeria reprezentuje, musi podpisywać swoje prace nazwą galerii, z którą pracuje. Ze sztuki oczywiście nie żyję. Żyję z komercyjnej fotografii. Wydaje mi się, że większość z młodych artystów nie żyje ze sztuki.
Czego brakuje polskiej fotografii?
Z fotografią polską jest ten problem, że cały czas mówi o sobie, że jest fotografią. Chyba najbardziej brakuje mi połączenia z innymi dziedzinami sztuki. Przeszkadza mi, że się jej nie traktuje jak innych dziedzin sztuki. Jak byłem pierwszy raz w Kunsthalle w Wiedniu, trafiłem tam na wystawę Davida LaChapelle, który jest fotografem mody i jednocześnie świetnym artystą. Za drugim razem trafiłem na wystawę francuskiego fotografa mody Guy’a Bourdina i on również był artystą. Jedno drugiego nie wyklucza. Na samym początku mojego zainteresowania fotografią wpadł mi w ręce katalog z muzeum fotografii w Kolonii ze zdjęciami fotografów robiących zdjęcia architektury wnętrz. Mi też chodzi o to, że tak samo jak dla tych fotografów nie było ważne czy są nazywani artystami czy nie, tak i dla mnie nie jest ważne czy jestem nazywanym fotografem. Dla mnie to są rzeczy, które nie powinny się mieszać. Ponadto jest za mało galerii i kuratorów, którzy znali by się lepiej na fotografii artystycznej, ale to się na szczęście zmienia.
Kto dla ciebie był nauczycielem fotografii?
Na pewno profesor Wołyński, który wpoił mi bardzo ważne przekonanie – że nie ma rzeczy niemożliwych, że w momencie, kiedy masz dobry pomysł i po tysiącu godzin on nie wychodzi, to znaczy, że trzeba na niego poświęcić kolejny tysiąc. A może całe życie. Może wtedy wyjdzie. Nauczył mnie, że trzeba bardzo się starać i wierzyć w to, co się zrobi, żeby nie czuć granic, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli bardzo chcesz. I to było ważne dla mnie. Jeszcze Piotr Kurka, który nauczył mnie myśleć o słowie, o znaczeniu i wykraczać poza granicę medium. Myśleć całościowo.
Opowiedz mi o sobie. Kiedy poczułeś się artystą?
Jak miałem trzy lata, rysowałem bardzo dużo, podobno miałem dużą wyobraźnię. Wydaje mi się, że zacząłem być artystą, kiedy pierwszy raz udało mi się zrealizować wizualnie jakąś siedzącą mi w głowie ideę. Od początku do końca. Kiedy moje prace przestały być tylko estetyczne, a był w nich pomysł i ciężka praca.
Kiedy to było?
Nie wiem. Pamiętam taki moment, kiedy miałem 17 lat. Chciałem poderwać swoją koleżankę, więc zrobiłem imprezę, którą bardzo dokładnie przygotowałem od początku do końca. Tam każdy element był przemyślany, na przykład jakiego używałem światła. Z dzisiejszego punktu widzenia to było idiotyczne, nie stało za tym nic mądrego, ale chodziło wtedy o to, że długo coś robiłem, aż zrobiłem, tak jak chciałem.
I co ona na to?
Ona nie przyszła.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Franciszek Buchner
- Wystawa
- Gdyby dwa morza miały się spotkać
- Miejsce
- Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
- Czas trwania
- 12.02-23.08.2015
- Osoba kuratorska
- Tarek Abou El Fetouh
- Strona internetowa
- artmuseum.pl