Artysta-matematyk. Rozmowa z Szymonem Kobylarzem
Alicja Jodko: Pokazujesz w Galerii Entropia kilka drewnianych obiektów i rysunków odnoszących się do tych obiektów, pracę, która jest projekcją oraz rysunek/mural – pracę site specific – największą na tej wystawie, która pomimo rozmiarów, może pozostać niezauważona. Zacznijmy może od tego, co najlepiej widoczne: od kilku emanujących ciepłem materiału modeli. Przywodzą one na myśl pracę bednarza, szkutnika, modelarza. Ich powierzchnie nie są idealne, poszczególne elementy nie są identyczne, a mimo to czytelnie ilustrują naukowe reguły. Tytuł jednej z nich także przywodzi na myśl matematykę…
Szymon Kobylarz: Tak, PRZYROST to praca, która ma się rozrastać, zmieniać ilościowo i jakościowo. To, co tutaj widzimy, jest dopiero jej początkiem.
Miło nam, że tak ciekawa praca zaczyna się w Entropii… Swoją drogą u nas taką pracę można tylko zapoczątkować…
Tak, praca będzie się rozrastać, powiększać, bo skala jest jej niezmiernie istotnym elementem budującym. Będzie się ona też zmieniać kolorystycznie, bo następne elementy będą miały inne zabarwienie, będą nowe i przez jakiś czas jaśniejsze, co wynika głównie z użycia różnych gatunków drewna i specyfiki samego materiału. Ta tuba czy stożek, który tu widzimy docelowo ma stać się kolosem, tak jak to widać na rysunku przedstawiającym ten projekt w przestrzeni publicznej w parku. Podobną w założeniu pracą, która również zaczyna się w Entropii, jest spirala, na razie „bez tytułu”.
Być może z tej racji, że zajmuję się filozofią, odnajduję w twoich pracach wyraźny ślad idei kształtowanej ludzką ręką, idei unaocznionej czy matematyki wcielonej. Wiele było koncepcji filozoficznych opartych na założeniu o matematycznej czy liczbowej naturze rzeczywistości, od czasów Pitagorasa po dzień dzisiejszy. Johannes Kepler powiedział, „że Bóg jest matematykiem”. Czy teraz kolej na artystę?
Od jakiegoś czasu interesują mnie zagadnienia związane z naukami ścisłymi oraz ich przetwarzanie, testowanie i interpretowanie przez osoby nie mające wiele wspólnego z nauką.
Już sam tytuł prac, 34/55, zdaje się sugerować swój związek z matematyką.
To wspólny tytuł kilku prac: projekcji, rysunku i dwóch obiektów, które nawiązują do struktury kwiatostanu słonecznika. Tytuł ściśle wiąże się z budową tej rośliny. W tarczy słonecznika są dwa układy linii spiralnych, wychodzących ze środka, przy czym liczba spiral rozwijających się zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i skręconych w przeciwną stronę to kolejne liczby Ciągu Fibonacciego. W przypadku mojego „słonecznika” jest ich 34 i 55.
Ta świetlista projekcja tarcz słoneczników ma w sobie jakąś aberrację. Kształty są nieostre, a kolory rozchodzą się. Można oglądać to jako projekcję 3D?
Chodziło mi nie tyle o przestrzenność, co o świetlistość, o symulację światła neonowego. Zacząłem eksperymentować z przesunięciami i przede wszystkim z ostrością. Ta rozmyta wersja jest bardziej świetlista, a elementy spiralne są lepiej widoczne. Wyraźniej też odnosi się do projektu rzeźby w przestrzeni publicznej, która ma być wykonana z rurek neonowych.
Wersja z aberracją jest intrygująca nie tylko dla oka, ale i dla intelektu. Odnosi do natury samego słonecznika, który jest przecież rośliną „idącą za słońcem”, jego kwiatostan przypomina tarczę słoneczną i zawsze zwraca się ku słońcu. Dlaczego zainteresowałeś się ciągiem Fibonacciego?
Zapewne dlatego, że jest to coś stosunkowo prostego do wyobrażenia, co działa na wyobraźnię. Warto wiedzieć, że ciąg Fibonacciego jest związany nie tylko z matematyką, ale może jeszcze bardziej z biologią. Nie do końca wiadomo, czy ciąg ten został przez Fibonacciego wymyślony czy raczej odkryty, czy był czystym konstruktem matematycznym, który – jak się potem okazało – odzwierciedla struktury biologiczne, czy raczej został z nich wyabstrahowany. Matematyką zacząłem się interesować niedawno, wcześniej nie poświęcałem jej zbyt wiele uwagi, a teraz staram się zrozumieć. Zacząłem od próby przeniesienia ciągu Fibonacciego na najprostszy fraktal wygenerowany cyfrowo. W ten sposób powstała rzeźba w kształcie drzewa.
Ciąg Fibonacciego ma już ponad 800 lat. Wielu upatruje w nim regułę opisującą strukturę świata. Można go dostrzec w muszlach, kwiatach, rogach zwierzęcych, kształcie galaktyki… Odnajdujemy go także w „złotym podziale”, jakkolwiek proporcja ta została opisana znacznie wcześniej przez Euklidesa.
Tak, ten ciąg nadal jest fascynujący, ma mnóstwo i coraz więcej odniesień do rzeczywistości, zastosowanie w rozmaitych dziedzinach. Każdy informatyk zna ten ciąg. Jest on w jakiś sposób uniwersalny, bardzo prosty do wytłumaczenia, a jednocześnie bardzo skomplikowany, podobnie jak poszukiwanie w naturze tych zależności i proporcji, które odzwierciedla on matematycznie. Niesamowite jest to, że wiele z tych relacji można odkrywać intuicyjnie. Równie interesujące jest też paranoiczne doszukiwanie się ciągu Fibonacciego w każdej możliwej zależności istniejącej w naszym świecie i uznawanie go za coś w rodzaju „teorii wszystkiego”.
Artyści i budowniczowie, świadomie lub nie, korzystali ze „złotego podziału” przez całe wieki, co najmniej od czasu piramidy Cheopsa. Współcześnie jest popularny w sferze muzyki i niezmiernie doceniany (jeśli nie przeceniany) w dziedzinie designu. Kiedy jednak ogląda się w sieci rozmaite graficzne realizacje na temat ciągu Fibonacciego i podobnych zagadnień można odnieść dosyć obrzydliwe wrażenie, że sama natura ma charakter symulacji 3D, a jej struktura jest odbiciem wyślizganych designów komputerowych. Odnoszę wrażenie, że podążasz w odwrotnym kierunku. W twoich pracach w sposób szczególny cenię sobie to, że posługujesz się materiałami naturalnymi, także odpadowymi i ręcznie kształtujesz materię kierując się pewnymi regułami budowy, proporcji, przyrostu… Znamię ręcznej roboty i materiał noszący ślady zużycia – naturalny, niewyszukany, sprawiają, że można połączyć reguły matematyki z dostępną nam na co dzień rzeczywistością czy naturą, choćby nawet koślawą, wybrakowaną, upstrzoną drzazgami i ubytkami. Czy jest w tym przejaw myślenia „eko”?
W pracach pokazywanych na tej wystawie wykorzystałem materiały odpadowe i to, co znalazłem pod ręką w pracowni. Tego typu działanie nie jest mi obce. Wątek recyklingu i przetwarzania przewija się w moich pracach niemal od początku, bo od czasów studiów. Sama forma recyklingu jest dla mnie w jakiś sposób sympatyczna i trochę naiwna, ale nie chciałbym uzasadniać jej ideologicznie (nie ma dla mnie znaczenia jej podłoże ideologiczne). Dla mnie interesujące w sztuce jest również to, że materiałom można nadać nową formę, że jedna forma przechodzi w inną. Pracuję w różnych materiałach, jednak prace z drewna lubię szczególnie. Przede wszystkim dlatego, że drewno jest zmienne, nawet jeśli się je zakonserwuje, już po kilku latach może zmienić swój charakter. A ja zwykle drewna nie konserwuję, ponieważ podoba mi się ten proces, a przede wszystkim zmienność tego materiału.
W tych kilku wstępnych zdaniach do wystawy napisałeś coś bardzo znamiennego i pięknego zarazem. Mianowicie, że robiąc swoją rzeźbę – drzewo fraktalne – używałeś materiałów odpadowych, co miało wpływ na niedoskonałość formy, ale właśnie owa niedoskonałość jest czymś takim jak wiatr dla gałęzi prawdziwego drzewa.
Tak, to chyba było pierwsze stwierdzenie poetyckie w moim życiu…
Myślę, że jest to stwierdzenie nie tylko poetyckie, ale też brzemienne dla całej sztuki i istotne dla zrozumienia tego, co robisz. Nie przepadam za designem, bo wydaje mi się, że przejawia bezwzględne dążenie do idealnej formy, która w rezultacie okazuje się czymś na wiele sposobów sztucznym i narzuconym przez indywidualizm. Oczywiście to narzucanie odbywa się w środowisku znajomości reguł, funkcji, tradycji, trendów itd., ale jego rezultatem ma być piętno osobistego sznytu. Twoje prace, także poprzez materiał, którego użyłeś, wskazują na odmienny kierunek myślenia. Wydaje się, że tym kierunkiem jest rerum natura, bez pozbywania się niedoskonałości, usterek i błędów.
Tak, ponieważ interesuje mnie spotkanie takich dwóch światów – idealnej precyzji i realnej niedokładności. Od pewnego czasu nurtuje mnie także powtarzalność i samopodobieństwo. Poruszyłaś bardzo ciekawy wątek, który dotyczy mojej drogi twórczej. Mógłbym powiedzieć, że przez dłuższy czas byłem dizajnerem, bo ukrywałem te elementy, które wynikają z błędu. Dawniej, jeszcze podczas studiów, przyzwolenie i zachęta do wykorzystywania przypadku były dla mnie czymś odpychającym. Zajęło mi to trochę czasu, by zacząć przyznawać, że pewne rzeczy wychodzą z błędu. Drzewo było pierwszą moją pracą, w której uwolniłem się od tego ograniczenia. Słonecznik, czyli praca 34/55, tak naprawdę jest czymś pomiędzy. Bo z jednej strony wszystkie elementy tego projektu są obarczone jakimś błędem, przypadkiem czy niedoskonałością, a z drugiej strony finalna realizacja tego projektu nie będzie nawet wykonana przeze mnie. Ma być obiektem w dużej skali (ok.2x2x3m), składającym się ze świecących rur neonowych. Pytanie: czy to się w ogóle uda? Modele, które oglądamy na wystawie powstały w moich rękach z patyczków bambusowych i tekturowych tarcz. W jednym z nich spróbowałem przekręcić tarcze o około 90 stopni względem siebie. W przypadku rur neonowych takie dosłowne skręcenie będzie raczej niemożliwe…
A ja już pomyślałam, że idziesz w stronę sztuki nisko entropowej, czyli realizowanej skromnymi środkami, takiej, która względem piramid znajduje się na przeciwległym biegunie. Rozumiem jednak, że fraktalne samopodobieństwo może stać się czytelne tylko poprzez zmianę skali.
Zgadza się, przy tych ostatnich projektach muszę myśleć o skali i to dużej skali, bo jest ona ich elementem budującym. Ale to o czym mówisz, staje się dla mnie coraz bardziej istotne i z coraz większym dystansem traktuję prace, które nie są tknięte ludzką ręką.
Narzuca mi się jeszcze jedno unaocznienie zawarte w twoich obiektach: to mianowicie, że reguły matematyczne dotyczą nie tylko jakichś bezimiennych, obiektywnych procesów technicznych, biologicznych czy geologicznych, ale także działań ludzkich, jednostkowych, zakrojonych na niewielką skalę… Dwie prace na tej wystawie – spirala i tuba – rozpoczynają się od malutkiego, zaostrzonego czubka o wysokości 1 mm, ale w następnych modułach odtwarzających zasadę ciągu wykładniczo się powiększają… Z kolei na jednym z rysunków, które na tej wystawie pełnią funkcję pomocniczą, przedstawiasz jedną z tych prac – PRZYROST – na tle krajobrazu. Na dwóch końcach znacznie już rozrośniętej tuby widnieją dwie jednakowe postaci, które uzmysławiają jej rozmiar. Dotychczas widziałam w tych postaciach tylko dwa ludzkie przymiary. Teraz dodatkowo sprawiają na mnie wrażenie zadumanych. Sam temat ciągu Fibonacciego prowokuje do zadawania pytań ostatecznych. Co prawda w naszych czasach to raczej nie uchodzi, a może i nie ma sensu, mimo to chcę ci zadać pytanie: czy jesteś idealistą czy materialistą?
Moja żona twierdzi, że jestem idealistą, a ja odpowiadam, że nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć na takie egzystencjalne pytanie. Wolę stać pośrodku i nie określać się w żaden sposób. Myślę, że lepiej unikać rozgraniczenia na czarne i białe. Nadejdzie pewnie taki moment, kiedy będzie możliwe spojrzenie na dotychczasowe przeciwieństwa z dystansu. Jeśli chodzi o rzeczywistość, to bliżej mi do traktowania jej jako czegoś wielce skomplikowanego, co jednak ma swoją zasadę. Geometria fraktalna, podobnie jak ciąg Fibonacciego, jest prosta, ale przy jednoczesnej ogromnej ilości komplikacji i możliwości rozwiązań. Rzeczywistość ma według mnie taką właśnie naturę.
I ta wystawa oscyluje wokół takiego pojmowania natury. To nowość w twojej twórczości?
Ta wystawa ma dla mnie charakter work in progress, ponieważ większość pokazywanych rzeczy stanowi coś w rodzaju zaczynu, zajawki czegoś, co jest w trakcie rozwoju i będzie rozwijać się dalej. Natomiast mural miał być w założeniu jedyną gotową i skończoną pracą na tej wystawie, tymczasem – wbrew pozorom – również on ma rozwojowy charakter. Ten rysunek na ścianie galerii to fraktal i z tego powodu jest tą samą pracą, którą zrobiłem budując drzewo, którego tutaj nie pokazujemy. Przy czym drzewo jest obiektem przestrzennym, rzeźbą. Także materia obu tych prac jest trochę inna. Fraktal, który widzimy w Entropii był zaprojektowany z jednego modułu w programie do tworzenia fraktali, następnie powielony aż do utworzenia wielkiego modułu, który z kolei był powielony jeszcze cztery razy tak, by skalą odpowiadał rozmiarom tej ściany. Nawiasem mówiąc ta praca pod względem rozmiaru, jest największą jaką dotychczas stworzyłem.
Stworzyłeś bardzo niepokojącą pracę, która jest prawie niewidoczna nawet z bliskiej odległości. Kiedy się jednak uchwyci wzrokiem pierwszą linię, po chwili chwyta się już całą siatkę dyskretnych spękań, które wyglądają bardzo przekonywająco, wręcz niebezpiecznie. Dobrze, że to tylko symulacja. I to właściwie wyszło przez przypadek?
Tak, choć nie wiadomo, co to jest przypadek.
Właśnie tak można określić przypadek… Jest tym, czego nie rozumiemy… Ten rysunek na ścianie na pierwszy rzut oka kojarzy się z twoimi wcześniejszymi pracami, które wykonywałeś jeszcze podczas studiów.
Sama forma tej pracy, a więc rysunek iluzjonistyczny, sugerujący zniszczenie jakiejś powierzchni, rzeczywiście przypomina to, co robiłem na studiach. Inne jednak były powody tworzenia tych prac. Wtedy chodziło mi o zmianę nastawienia do samego rysunku. Symulacje zabrudzeń i zacieków na ścianach w ogóle nie były czytelne i odbierane jako rysunek. W tym sensie były niewidzialne i tak właśnie nazwałem ten cykl.
Ale tamte prace nie były podszyte fraktalami?
Nie, w żaden sposób.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Szymon Kobylarz
- Wystawa
- SYMULACJE
- Miejsce
- Galeria Entropia, Wrocław
- Czas trwania
- 30.01–20.02.2015
- Fotografie
- Andrzej Rerak, Galeria Entropia
- Strona internetowa
- entropia.art.pl