Andrzej Wróblewski prześwietlony… Rozmowa z Magdaleną Ziółkowską i Wojciechem Grzybałą
Adam Mazur: Wydaliście monumentalną monografię o Andrzeju Wróblewskim we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza i Hatje Cantz Verlag. Skąd pomysł na taką właśnie analizę życia i twórczości artysty?
FAW: Trudno wskazać precyzyjnie jeden moment, raczej to wypadkowa nakładających się wydarzeń, przemyśleń i pytań, na które tropiliśmy odpowiedzi coraz częściej znajdując ich wyjaśnienia. Wiedza na temat czasów wileńskich, okresu studiów Wróblewskiego zarówno na Uniwersytecie Jagiellońskim, jak i na Akademii, szczegółów życia codziennego, wyjazdów, wędrówek, etc. nawarstwiała się. I kiedy Fundacja nabrała kształtów prawnych w lutym 2012 r., uznaliśmy, że niezbędne jest nie tylko podsumowanie dotychczasowych „znalezisk” i odkryć, ale podzielenie się nimi z innymi, i to nie tylko ze specjalistami-badaczami, z którymi na co dzień rozmawiamy. W naszym zamyśle Unikanie…. ma być publikacją źródłową, lecz nie chronologiczną – zaczynem, pewnym weryfikatorem stanu badań, podłożem wyjściowym dla kuratorów, krytyków, którzy będą chcieli organizować wystawy, analizować i interpretować twórczość Wróblewskiego. Stąd też decyzja o zaproszeniu do współpracy badaczy, których teksty przynoszą solidny materiał faktograficzny, nie zaś wyłącznie interpretacyjny, jak i pomysł na wprowadzenia modułów poświęconych „kalendarzykom” i wystawom. Tu również ma swój początek dość radykalna decyzja o oczyszczeniu oeuvre artysty z tytułów i datowań nadanych mu pośmiertnie przez matkę, Krystynę Wróblewską i historyków sztuki. Pozwalamy sobie na ortodoksyjną postawę przyjmując tytułowe słowa artysty za motto, ale i imperatyw naszej pracy – twórczość pokazujemy w stanie wyjściowym. Dzieła mają daty w przypadkach kiedy zostały nadane przez samego Wróblewskiego, gdy w kalendarzykach wskazane są dni ich powstawania lub gdy przygotowywał je na konkretne ekspozycje. Podobnie jest z tytułami – w Unikaniu… konsekwentnie zastosowaliśmy system potrójnych tytułów (pisanych bez nawiasów, w nawiasach okrągłych lub kwadratowych) wskazując na tytuły autorskie oraz te nadawane pośmiertnie przez matkę i badaczy. Takich opracowań faktograficznych brakowało.
Powiedzcie jak ta monografia została skonstruowana?
Za pomocą lancetu, skalpela i promieni Roentgena, dosłownie i metaforycznie – podkradając określenia krytyka literackiego Jana Dobraczyńskiego. Tak zdiagnozował on cechy literatury klinicznej i powieści Julesa Romainsa Ludzie dobrej woli. Sięgnęliśmy po jedynie 4 z 27 tomów przełożonych na język polski, które Wróblewski opisuje w dzienniku zimą 1948 roku, i język Romainsa absolutnie nas uwiódł swoją ostrością i wyrazistością. Zresztą dygresyjnie możemy dodać, że do takich pisarzy Wróblewski miał szczęście – Miodrag Bulatović przeprowadzający z nim wywiad do belgradzkiego dziennika, autor tomu Diabły nadchodzą (1955), to portrecista bohaterów zepchniętych na margines, szaleńców, artystów, włóczęgów… Wracając do powieści, to jest ona niesamowitym studium rozkładu, trawiącej bohaterów apatii, „chorowania na zanik woli” jak pisał Wróblewski, na poziomie społecznym i jednostkowym. Taki klimat nadaliśmy pierwszemu rozdziałowi, poprzedzonemu sekwencją swobodnych kadrów przeżartych czerwienią. Ta gorączka paląca artystę, jego głowę, trzewia, ogarniająca miasteczko, góry i krajobraz wokół, wprowadza do opowieści o Wróblewskim – rozmowy z samym sobą. Każdy z rozdziałów ma innego narratora – jest nim narrator-świadek (Barbara Majewska w rozdziale czwartym) czy narrator-ujawniony (rozdział pierwszy). W drugim rozdziale, którego akcja rozgrywa się w jednym roku kalendarzowym 1949, narrację poprowadziliśmy tak, że prace z serii społecznych kontrastów i Rozstrzelania oglądamy w podwójnej retrospektywie – raz z dzisiejszej perspektywy, dwa oczami bohatera Wszystko na sprzedaż Andrzeja Wajdy (w tej roli Andrzej Łapicki), zwiedzającego fikcyjną wystawę Wróblewskiego zainscenizowaną na czas kręcenia zdjęć do filmu w stołecznym Domu Artysty Plastyka. Na tę okoliczność przeniesiono dzieła z Muzeum Narodowego na ul. Mazowiecką. Z kolei w rozdziale trzecim, noszącym tytuł numeru legitymacji członkowskiej do Partii, czytelnika prowadzi narrator fikcyjny. Wróblewskiemu – komuniście, towarzyszowi, delegatowi na Zjazd Bojowników Walczących o Pokój w Berlinie, asystentowi w pracowni prof. Rudzkiej-Cybisowej, mężowi i ojcowi – przygląda się anonimowy działacz skrzętne notując jego rozliczne artystyczno-polityczne aktywności.
W czwartym rozdziale jest chyba najwięcej nowego nieznanego dotąd materiału. Jak do niego docieraliście?
„Lapidarium” to miejsce przechowywania okazów kamiennych, rzeźb, fragmentów architektury, powstałe w renesansie a szczególnie popularne w XIX wieku. Ta część to muzeum zbierające wszystkie znane nam szczątki i nagrobki, krzyże i figury wotywne, jakie malował Wróblewski. Także czaszki, maski, popiersia umarłych. Opublikowaliśmy w niej największą liczbę archiwalnych czarno-białych reprodukcji ze Zbiorów Specjalnych Polskiej Akademii Nauk wykonanych w roku 1958, jak i kolorowych slajdów wykonanych przez Marka Chlandę w 1972 roku. To efekt wspólnej pracy całego zespołu badaczy i kwerendzistów, także konserwatorów i grafologa, dzięki której odnaleźliśmy m.in. nigdy wcześniej niereprodukowane płótna takie jak Wioślarka i Zgwałcona – dotąd identyfikowane dzięki fotografiom dokumentującym wystawę w Zachęcie (1958). Dzięki kwerendom w bibliotekach w Lublanie natrafiliśmy na wzmianki w lokalnych dziennikach o wizycie Majewskiej i Wróblewskiego, i nawet jeśli były zaledwie kilku zdaniowe, wskazywały na międzynarodowy prestiż i wagę tego wyjazdu. Szczególnie bogaty materiał wizualny towarzyszący esejowi Branislava Dimitrijevića pozwala zobaczyć liczne podobieństwa formalne nie w kategorii wpływu czy powtórzenia, a nawiązania i dialogu np. z tradycjami malarstwa Lazara Vujakliji. Możemy także np. rozpoznać w Szkicowniku jugosłowiańskim znanym nam jedynie z publikacji Andrzej Wróblewski nieznany (1993) konkretne zabytki oglądane przez Wróblewskiego podczas pobytu w Jugosławii, jak np. wóz wotywny ze zbiorów Muzeum Narodowego w Belgradzie. Na podobne znaleziska liczyliśmy wertując berlińskie dzienniki przy okazji Zlotu Bojowników Walczących o Pokój i pomimo wielu artykułów, wzmianek, zdjęć, sam Wróblewski był tam jednym z tysięcy uczestników. Niemniej zdjęcia dokumentalne z Bundesarchiv w Koblencji pozwalają zobaczyć niemal lustrzane podobieństwo do rysunków wykonanych przez Wróblewskiego w Berlinie. Te same ujęcia i kadry. Takich historii jest naprawdę wiele…
Gdzie i w jaki sposób znajdujecie nowe prace?
Od czasów pracy nad wystawą w Van Abbemuseum w Eindhoven w 2010 r. nasze kontakty rozrastały się i nie tylko kolekcjonerzy słyszeli o naszych poszukiwaniach, także osoby prywatne o różnych profesjach, posiadające np. jedną pracę artysty, która trafiła do ich rodziny wiele lat temu. Niemal dziesiątki gwaszy i tuszy odkryliśmy na odwrociach istniejących dzieł, przechowywanych również w kolekcjach publicznych, ponieważ zależało nam by każdą z opisywanych prac się rozprawić, zwymiarować, obejrzeć z obu stron i ocenić jej stan zachowania. Nie znaczy to, że nie zdarzają się intrygujące znaleziska prac olejnych – takim przykładem jest np. płótno (Segmenty) ze zbiorów Muzeum Narodowego w Szczecinie. Jest ono dwustronne (na jej odwrociu znajduje się akt kobiecy) i nie było ujęte w catalogue raisonné prac olejnych, jak i niewystawiane na galerii. Innym przykładem jest rozpoznanie jednego z trzech płócien eksponowanych przez Wróblewskiego na wystawie Młodzież walczy o pokój w 1950 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie. Zebranie aktywu ZMP – dotąd uznane za zaginione, i tak też opisywane w catalogue raisonné, nam znane jedynie z czarno-białej reprodukcji ze zbiorów PAN – okazało się „podkładem” pod inny obraz. Poproszeni o przygotowanie recenzji artykułu pani Reginy Kozik, która przygotowała konserwację pejzażu górskiego, pod którym z pewnym prawdopodobieństwem przypuszczano, że znajdował się obraz Wróblewskiego Portret z wnętrzem, przyglądając się poszczególnym stanom konserwacyjnym i odsłanianym kompozycjom w obrębie dwóch stron płótno, zauważyliśmy wokół pracy [Szkic do Rewizja – Aresztowanie] fragmenty pewnej innej kompozycji. Okazało się, że to głowa i ubranie bohatera płótna Zebranie aktywu ZMP, które zostało przez artystę przecięte na pół i na jednej z części namalował on kolejne dzieło.
Z kolei „atlas monotypii”, który prezentujemy w ostatnim rozdziale, był możliwy do zrekonstruowania m.in. dzięki pracom odnalezionym na nagraniu telewizyjnym z TVP Kraków Ludzie Andrzeja Wróblewskiego w reżyserii Macieja Braunsteina z 1967 roku, dokumentującym jedną z wystaw. Widać na nim kilka wersji monotypii ze skrzypcami, powszechnie nieznanych – to jedyny motyw tak licznie powtarzany przez artystę w tej właśnie technice. Są też i prace, które wyłącznie znamy z reprodukcji czarno-białych, są też znaleziska do jakich trafiliśmy w ostatnich miesiącach już po opublikowaniu monografii.
Powiedzcie kilka słów o działalności samej Fundacji, która za tymi badaniami stoi. Czym właściwie zajmujecie się?
Fundacja została stworzona przez Martę Wróblewską, córkę artysty, Krystynę Łysik, jego wnuczkę i nas – rozmawialiśmy o niej już wcześniej, ale w lutym 2012 r. uzyskaliśmy wpis do KRS. Dla pani Marty Wróblewskiej powołanie Fundacji jest kontynuacją jej 20-letniego wsparcia udzielanego instytucjom i kuratorom przy realizacji wielu wystaw i wydawnictw poświęconych jej ojcu. Nasza działalność biegnie dwutorowo – z jednej strony realizujemy własne przedsięwzięcia i inicjatywy np. internetową bazę danych poświęconą artyście www.andrzejwroblewski.pl, wydanie monografii Unikanie…, czy systematyczne prowadzenie badań prowadzących do powstania katalogu prac na papierze. Lada moment na stronie ukażą się zweryfikowany i przygotowany przez Agatę Pietrasik biogram artysty oraz bibliografie opracowań i listy wystaw, etc. Drugim torem podąża nasza współpraca z instytucjami publicznymi i prywatnymi, jak również osobami prywatnymi – studentami i uczniami, piszącymi prace licencjackie, magisterskie, czy przygotowującymi się do Olimpiady Artystycznej. Instytucjom przede wszystkim pomagamy w kontaktach z właścicielami obiektów, czasem reprezentujemy właścicieli pragnących zachować anonimowość i dzięki specjalnym umowom to my jesteśmy pośrednikiem w wypożyczeniu dzieł. Przy tym często konsultujemy i weryfikujemy różne fakty, o które proszą nas ci, którzy przygotowują wystawy lub publikacje. Długofalowo współpracujemy teraz z Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad wystawą przygotowywaną przez Érica de Chasseya w przyszłym roku i z Arts Stations Foundation nad wystawą Ulricha Loocka Ułomność, na której prace Wróblewskiego pojawią się w towarzystwie dzieł René Daniëlsa i Luca Tuymansa. Z uwagi na posiadane prawa autorskie majątkowe udzielamy licencji na reprodukcje, a także wystawiamy certyfikaty autentyczności dzieł poprzedzone badaniami konserwatorskimi i grafologicznymi.
Czy planujecie wydanie katalogu dziel wszystkich?
Pracujemy od dłuższego czasu nad katalogiem prac na papierze, co kilka tygodni dodajemy nowe pozycje na stronie internetowej, gdyż chcielibyśmy by to ona funkcjonowała jako podstawowa dwujęzyczna baza danych. W tej chwili opublikowaliśmy znaczną część dostępnych archiwaliów w sekcji „dokumenty” – od dyplomów szkolnych po korespondencję związaną z zamówieniami na dzieła i zakupami Ministerstwa Kultury. W przeciwieństwie np. do Aliny Szapocznikow – a o te podobieństwa jesteśmy najczęściej pytani – Wróblewski nie pozostawił po sobie rozległego archiwum. Składa się na nie kilka albumów książkowych o sztuce w jęz. rosyjskim i serbochorwackim, kilka autoportretów (udostępnionych na stronie), rysunki z dzieciństwa, notatki ze studiów dotyczące czytanych podręczników, zeszyty z ćwiczeniami z kaligrafii i kilka dłuższych tekstów jak Wielohoryzontowość, Pamiętnik samobójcy i dziennik – wszystkie opublikowaliśmy w monografii. W zbiorach Spadkobierców znajdują się wycinki z gazet czy zaproszenia na wystawy, ale brak korespondencji wysyłanej do Wróblewskiego, np. listów Andrzeja Wajdy czy kolegów ze studiów. Te pisane przez Wróblewskiego odnajdywaliśmy u rodzin i spadkobierców poszczególnych twórców, jak i w archiwach instytucji.
We wrześniu 2013 roku uczestniczyliście w dużej konferencji w Muzeum Sztuki Nowoczesnej poświęconej Wróblewskiemu. Jak waszym zdaniem na dziś dzień wygląda stan badań nad artystą oraz jak jest obecny w globalnym dyskursie historii sztuki?
Wskażmy na ciekawy paradoks, wydaje się powszechnie, że tuż po śmierci Wróblewski był artystą niezwykle rzadko wystawianym i dopiero pierwsza połowa lat 90. przyniosła zainteresowanie jego twórczością, zakupy do kolekcji etc. Pierwsze nieliczne prace Andrzeja Wróblewskiego trafiały do zbiorów publicznych jeszcze za życia artysty. Pomijając obrazy malowane w ramach państwowych zamówień czy konkursów, bezpośrednio od artysty zostały zakupione m.in. Na zebraniu (zakup Urzędu Rady Ministrów, VII 1954), eksponowane na Wystawie Młodej Plastyki w Arsenale, Matki (zakup Ministerstwa Kultury i Sztuki, X 1955), dwie prace na papierze W kraju Jahusów i Dachy (zakup MKiS, II 1956), zaś we wrześniu tego roku Naczelnik Wydziału Twórczości Plastycznej MKiS informuje artystę o zakupie Kobiety wieszającej bieliznę. Są to jednak zakupy sporadyczne. Z kolei, już od wystawy pośmiertnej w krakowskim Pałacu Sztuki w 1958 roku – na której po raz pierwszy eksponowane było np. Rozstrzelanie surrealistyczne – od roku następnego obrazy Wróblewskiego w niespełna dekadę objechały przeglądy polskiej sztuki od Genewy, Wenecji, Amsterdamu, Sztokholmu, Oslo, Bergen po Belgrad i Paryż, w tym ostatnim goszcząc dwukrotnie. Plany ich ekspozycji w Moskwie (1958) i Stanach Zjednoczonych (1964) nie doszły do skutku. Jak czytamy w odręcznych notatkach Krystyny Wróblewskiej, w Moskwie w grudniu 1958 r. planowano zaprezentować 11 płócien artysty, zaś na objazdową wystawę w Stanach Zjednoczonych przeznaczono początkowo 5, a potem 3 płótna. Przywołane wcześniej Rozstrzelanie surrealistyczne nabyło status cennego obiektu w pakiecie „sztuka narodowa” przeznaczonym na eksport i jest jednym z dzieł najczęściej eksponowanych na zbiorowych przeglądach polskiej sztuki. W ostatnich latach prace Wróblewskiego pojawiły się w różnorodnych kontekstach, dialogach i krajobrazach artystycznych, wskazując przy tym nowe tropy interpretacyjne, na wystawach takich jak Repartir à zéro, comme si la peinture n’avait jamais existé, 1945–1949 w Musée des Beaux-Arts w Lyonie (24.10.2008 – 2.02.2009, kuratorzy: Éric de Chassey, Sylvie Ramond), późniejsza Andrzej Wróblewski. To the Margin and Back (Van Abbemuseum, Eindhoven, 10.04 – 15.08.2010, kuratorka: Magdalena Ziółkowska), The Reality of the Lowest Rank. A Vision of Central Europe w Bruggi (22.10.2010 – 23.01.2011, kuratorzy: Luc Tuymans, Tommy Simoens, Edwin Carels) oraz Obok. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce (23.09.2011 – 9.01. 2012, kuratorka: Anda Rottenberg) w berlińskim Martin-Gropius-Bau.
Zeszłoroczna konferencja w MSN-ie była ich kontynuacją, ważnym momentem konfrontacji dotychczasowego stanu wiedzy i prezentacją metodologii, która ukazała zainteresowanie międzynarodowych badaczy, kuratorów i krytyków twórczością Wróblewskiego. Dzięki zaproszeniu ich do MSNu, na konferencji prace Wróblewskiego mogliśmy zobaczyć w innym, świeżym świetle. W naszym wystąpieniu chcieliśmy pokazać nie tylko warsztat pracy Fundacji, ale uświadomić całe faktograficzne skomplikowanie i oryginalność tej spuścizny, z którą każdy z uczestników zmagał się wcześniej. Stąd też Unikanie… jako publikacja źródłowa, odpowiadająca na wiele pytań, porządkująca twórczość z ma szansę stać się punktem wyjścia do dalszych prac. Wiwisekcja twórczości musi trwać dalej.
Przypisy
Stopka
- Tytuł
- Unikanie stanów pośrednich. Andrzej Wróblewski (1927-1957)
- Wydawnictwo
- Fundacja Andrzeja Wróblewskiego / Instytut Adama Mickiewicza / Hatje Cantz Verlag
- Data i miejsce wydania
- Warszawa 2014
- Strona internetowa
- www.andrzejwroblewski.pl