Amazon nie zostanie mecenasem mojego projektu. Rozmowa z Tytusem Szabelskim
Ewa Dyszlewicz: Drugiego marca Amazon odpalił polską wersję serwisu. Będziesz korzystać?
Tytus Szabelski: Na swoje osobiste potrzeby raczej nie, tak jak staram się nie używać Uberów, Boltów i tego typu platform. Ale na pewno wykorzystam go do kolejnej części projektu AMZN. Będą to obiekty budowane z książek – antykapitalistycznej klasyki – kupionych w sklepie. O ironio, Amazonowi opłaca się nawet sprzedawanie swojej własnej krytyki…
Nieprzypadkowo właściciel firmy stał się najbogatszym człowiekiem świata.
Żyjemy w ekstremalnie kapitalistycznej rzeczywistości. W ciągu ostatnich dekad pojawiło się kilka korporacji, które stały się symbolami kolejnych etapów tego procesu. Najpierw Microsoft, potem Apple, które swój wizerunek i – nie bójmy się tego słowa – ideologię budowało na silnej opozycji do konkurenta. Potem Google i Facebook. Amazon, choć działa już od 30 lat, przyjął inną strategię działania. W korporacyjnej ideologii tej firmy liczy się dłuższa perspektywa. Przez długi czas w świadomości społecznej funkcjonował tylko jako księgarnia internetowa, a dopiero dziś zaczynamy zdawać sobie sprawę jak głęboko wniknął w naszą codzienność. Czy wiesz, że jedna trzecia światowego internetu przechowywana jest na serwerach tej firmy? To niewyobrażalna ilość danych. Amazon ma wpływ na rynek pracy, na stosunki społeczne, na kształtowanie przestrzeni. Okazuje się, że jest wszędzie. To niepokojące.
Nad projektem AMZN pracujesz już od kilku lat, a niedawno zyskał on swoją nową, interaktywną formę. Sztuka przestała wystarczać?
Pod koniec 2019 roku, na krótko przed wybuchem pandemii, rozpocząłem współpracę z Laboratorium Narracji Wizualnych przy Łódzkiej Filmówce. Krzysztof Pijarski zaprosił mnie tam, aby powstający dopiero projekt zaadaptować do internetu. Powstała forma, którą lubię nazywać „magazynem informacji”, a Krzysztof „maszyną narracyjną”. Chodzi w skrócie o to, że widz czy widzka otrzymują losowy zbiór materiałów różnego typu (zdjęć, dłuższych tekstów, wypowiedzi pracowników itd.), za każdym razem trochę inny. Ta przypadkowość jest odniesieniem do sposobu organizacji pracy w centrach logistycznych firmy, gdzie pracownicy zbierają i wykładają na półki bardzo różne towary, nie ułożone według żadnej kategorii – doborem steruje algorytm.
Z jednej strony pomysł na internetową wersję AMZN był strzałem w dziesiątkę, bo zaraz wszyscy przenieśli się do sieci, z drugiej – większość osób czy instytucji działała w jakimś szalonym tempie. Bałem się, że kiedy my będziemy już gotowi, wszyscy inni będą już totalnie przemęczeni i znudzeni tego typu rzeczami. Koniec końców wydaje mi się, że projekt w tej formie sprawdza się świetnie, a w niektórych recenzjach wystawy można nawet przeczytać, że nie musiałem jej robić, bo sama strona internetowa wystarcza… Ale z drugiej strony, gdyby nie wystawa, to pewnie te recenzje w ogóle by nie zostały napisane.
Ale to Internet daje zasięgi. Również w przypadku sztuki.
Sztuka czasami chce robić dużo rzeczy, których robić nie potrafi. Nam, artystom, wydaje się, że mamy jakiś wpływ na rzeczywistość, ale to nie zawsze prawda. Nie twierdzę, że przeniesienie AMZN do internetu zmieni świat – ale mimo wszystko zależy mi, aby stworzyć coś, co będzie niosło ze sobą konkretną wartość informacyjną, coś, co stanie się swoistym archiwum, do którego można wrócić, żeby dowiedzieć się czegoś o Amazonie. Bo krytycznie o tej firmie mówi się nie od wczoraj. W USA artykuły o jej stosunku do pracowników magazynowych zaczęły pojawiać się już 10 lat temu. W Polsce związek zawodowy powstał w Amazonie w 2015 roku (zaraz po otwarciu pierwszego zakładu), a już rok później pierwsze teksty na ten temat pisała dla „Wyborczej” Adriana Rozwadowska. Tu akurat sztuka przez lata zostawała w tyle, zajmując się innymi sprawami.
Walcząc z korporacją próbują walczyć ze stereotypem, który zdążył przylgnąć do pracowników Amazona jako współczesnych niewolników. Mówią wprost: nie chcemy być postrzegani jako ciemiężona masa, jako chłopi pańszczyźniani, którzy nie walczą o swoje prawa.
Powracającym wątkiem jest kwestia złych warunków pracy w magazynach Amazona, czego zresztą sam doświadczyłeś.
Tak, na krótką chwilę zatrudniłem się w centrum logistycznym w podpoznańskich Sadach w grudniu 2018 roku. Wydaje mi się istotne, żeby podkreślić tę tymczasowość. Pojawiłem się tam tylko na miesiąc w okresie przedświątecznym, to było pół etatu na nocnej zmianie weekendowej. Moja perspektywa to punkt widzenia osoby, która nie była zmuszona do tej pracy przez okoliczności czy sytuację materialną, nie towarzyszył mi aż taki stres, jaki towarzyszy osobom pracującym tam na stałe. Byłem tam, żeby zbadać sytuację, doświadczyć jej na własnym ciele. Wykorzystuję to potem chociażby odtwarzając czynności z pracy na potrzeby moich zdjęć. I choć bolało mnie wszystko, to „normy”, którą pod groźbą zwolnienia mają wyrabiać magazynierzy, i tak nie udało mi się osiągnąć. Bo nawet jeśli normy są tymczasowo zawieszone, jak wtedy i obecnie, system nie przerywa wyliczania wydajności.
W Amazonie stopień kontroli pracownika jest absurdalnie wysoki. „System” rejestruje każdy twój ruch. Na wejściu do zakładu odbijasz swój identyfikator, potem znowu robisz to na hali, stanowisku pracy i skanerze, który towarzyszy ci przez cały dzień. Jeżeli zbierasz albo wykładasz towary, to na skanerze musisz odbijać każde pudło, które bierzesz, każdą półkę, na którą ten towar odkładasz – dzięki temu nie tylko wiadomo, gdzie znajduje się każda rzecz w magazynie, ale też – gdzie jesteś ty, co robisz, jak szybko pracujesz i czy przypadkiem nie idziesz na przerwę. A jeśli twoje tempo z ostatniej godziny spada, pojawia się na przykład „team leader” z pytaniem „czy wszystko jest w porządku”? Ten „system” jest wiszącym nad wszystkim i wszystkimi dziwnym bytem. Jednocześnie pracownicy toczą z nim nieustanną walkę.
Temu poświęcona jest część wystawy w poznańskim Arsenale, do której zaprosiłeś związkowców z Inicjatywy Pracowniczej.
Walcząc z korporacją próbują walczyć ze stereotypem, który zdążył przylgnąć do pracowników Amazona jako współczesnych niewolników. Mówią wprost: nie chcemy być postrzegani jako ciemiężona masa, jako chłopi pańszczyźniani, którzy nie walczą o swoje prawa. To jest silnie zakorzeniony w społeczeństwie stereotyp, o czym pisze Adam Leszczyński w Ludowej historii polski. Chłopi wcale nie byli bierną masą, która godziła się na swój los. Tak samo działacze chcą pokazywać, że istnieją, że są świadomi swoich praw i że aktywnie o nie walczą. Bliższy kontakt udało nam się nawiązać w zeszłym roku, w trakcie mojej rezydencji przy Biennale Warszawa, gdzie skupiłem się na zbadaniu kwestii automatyzacji pracy, i udało nam się go utrzymać aż do wystawy w Arsenale. Pokazujemy tam materiały związkowe – ulotki, które obrazują przebieg pracowniczych zmagań. Zaczynają się od ogłoszenia, że właśnie założono związek zawodowy, a kończą na ostatnich, międzynarodowych akcjach organizowanych pod szyldem #makeamazonpay. W przestrzeni wystawy zestawiłem je z fotografiami magazynów Amazona. Dla mnie w tym cyklu ważna jest materialność tych przestrzeni, ale równocześnie ich nieprzejrzystość. Widać tam tylko fasadę budynku, a nie to, co dzieje się za nią. A w środku po prostu wrze.
O czym mamy opowiadać jako artyści i artystki, jeśli nie o tym, co właśnie dzieje się wokół nas, zajmować pozycję wobec kwestii, które są dla nas istotne?
Dlaczego nie pokazujesz ludzi, którzy stoją za tymi ruchami?
Powodów jest kilka i jeden z nich jest śmiesznie prozaiczny – po prostu mam problemy z ich fotografowaniem. To jest oczywiście coś, co można w sobie przemóc, kiedyś nawet pracowałem jako fotoreporter. Natomiast w tym wypadku nie chciałem, aby projekt poszedł w standardową, socjologiczną fotografię. W takich pracach zestawiasz kilka portretów, kilka pejzaży – i w zasadzie co z tego wynika, w tym akurat kontekście? Mam awersję do tego sposobu, w jaki standardowo działają media, które potrzebują zawsze konkretnej osoby, żeby opowiedzieć jakąś historię. Ważne było dla mnie przedstawienie pewnych mechanizmów i wspólnoty działań, jaką tworzą pracownicy, a nie wyciągniętych przez szereg ludzi. Mam wrażenie, że takie też były intencje samych związkowców.
O tym poniekąd jest praca wideo pokazana na wystawie – Fabryka bez świateł. Łączę w niej historie inspirowane opowieściami różnych pracowników i pracownic, odczytane przez jedną lektorkę – to opowieść o wspólnej historii oporu, czasami pozornie prostych gestach solidarności, jak zastąpienie kogoś na stanowisku pracy podczas nadprogramowej przerwy. W Arsenale dźwięk emitowany jest z trzech źródeł, dzięki czemu nabiera charakteru wielogłosu, który dochodzi do widza z różnych stron, z różnym natężeniem. Jednocześnie te wypowiedzi zastawiam z animacjami pokazującymi stopień zrobotyzowanie tej pracy – wydaje mi się, że to napięcie między chłodem maszyny a opowieściami ludzi jest bardzo wymowne.
Wybrzmiewa to też w jednym z obiektów, które pokazujesz – dostawczym dronie, za którym ciągnie się hasło „Robotnice przyszłości, łączcie się!”.
O pomyśle, aby paczki Amazona były dostarczane dronami, stało się głośno już kilka lat temu. Teraz temat znowu powrócił, bo jesienią zeszłego roku w USA przyznano firmie oficjalne pozwolenie na pewien zakres takich dostaw. Choć przy dzisiejszej technologii, moim zdaniem, pomysł wydaje się być absurdalny. Do tego nawiązuje mój, jakbym go nazwał, „dron agitacyjny” – hipotetyczny obiekt, dzięki któremu pracownicy przechwytują technologie rozwijane po to, by ich zastępować. W sztuce możemy wypróbowywać różne koncepty, które nie mogą być zrealizowane w rzeczywistości, choćby ze względu na prawa fizyki. Dużo przyjemności sprawia mi jednak wyobrażanie sobie takiego drona, który zrzuca ulotki związkowe nad magazynami Amazona.
Twoje prace to z jednej strony chłodna analiza medium fotograficznego, z drugiej – działania w przestrzeni społecznej.
Staram się robić różne od siebie rzeczy, czasami w ramach jednego projektu, jak choćby na przykładzie AMZN. Nie interesuje mnie jedna metoda, pod którą podporządkowywać będę całość mojej twórczości i irytuje mnie, kiedy słyszę, że trzeba działać w spójny sposób, że trzeba znaleźć jedną estetykę. Że nie wiadomo, o co mi chodzi, że muszę znaleźć spójny język. Dla mnie zamykanie się w sztywnych ramach jest absolutnie bez sensu. Jeżeli chodzi o fotografię, to interesuje mnie dosyć konkretny paradygmat estetyczny, choć czasami też od niego odchodzę, na przykład w dyplomie magisterskim. Ale robię też prace, które wprost komunikują konkretny, polityczny przekaz. Pamiętam, że Karolina Plinta napisała kiedyś na Facebooku, że czasy, kiedy określenie „publicystyczna” wobec sztuki było obelgą, to już w zasadzie przeszłość. Dla mnie to określenie to świetny komplement! O czym mamy opowiadać jako artyści i artystki, jeśli nie o tym, co właśnie dzieje się wokół nas, zajmować pozycję wobec kwestii, które są dla nas istotne?
Jednak w Działaniach protestacyjnych ostentacyjnie nic nie komunikujesz!
No cóż, tak jak mówiłem wcześniej, lubię robić czasami odmienne rzeczy… A tak serio, to przez dłuższy czas byłem zafascynowany demonstracjami jako pewnym rodzajem publicznego spektaklu, poczuciem zbiorowej siły, która rodzi się w tłumie, ale też mechanizmami wytwarzania znaczeń w takich sytuacjach. Działania protestacyjne były pracą o pewnego rodzaju osobności, ale też o próbie znalezienia wspólnego mianownika między różnymi poglądami. O napięciach między jednostką a zbiorowością. Myślałem, że może tylko ten pusty nośnik może nas połączyć – jako pole dla swojej własnej projekcji haseł czy przekonań. Dzisiaj patrzę na tę pracę jako rodzaj trochę absurdalnego eksperymentu.
Wydajesz się być też zafascynowany poetyką „specjalnych stref ekonomicznych”.
Jedną z moich ulubionych prac jest seria fotografii New Industrial Parks Lewisa Baltza z lat 70. Fotografował on w Kalifornii początek nowego paradygmatu działalności ekonomicznej. Kiedy duże zakłady produkcyjne zaczęły wynosić się do Japonii, Korei, a potem do Chin, w Stanach i w Europie Zachodniej zaczęły powstawać parki przemysłowe nowego typu. Jak wtedy uważano, był to kolejny krok w rozwoju ekonomicznym – masowa produkcja przeniosła się gdzie indziej, a zastąpiła ją wyspecjalizowana, która potem zresztą też się wyniosła. Dzisiaj jednak zataczamy koło, bo ktoś te importowane produkty musi dostarczać konsumentom, więc otwiera się znów wielkie hale, tym razem logistyczne. A w Polsce mamy jedno i drugie – jesteśmy i montownią Europy Zachodniej, i zapleczem logistycznym.
Rzeczywiście, w jakiś sposób pociąga mnie dziwny minimalizm tych przestrzeni, ich jednorodność, która skutecznie maskuje to, co dzieje się w środku. One wszystkie wyglądają naprawdę identycznie: hale budowane na tych samych prefabrykatach, gotowych modułach, stawiane w ekspresowym tempie. W tym momencie Amazon szykuje otwarcie swojego dziesiątego centrum logistycznego w Polsce. Przez te wszystkie lata tylko raz udało mi się zdążyć sfotografować budynek w trakcie budowy. Kiedy już jakaś lokalna gazeta wspominała o budowie, to zwykle, gdy docierałem na miejsce, zewnętrzna część była już gotowa. Na początku XX wieku Walter Benjamin powtarzał za Brechtem, że fotografia fasady fabryki nic nie powie na temat stosunków społecznych, które panują w środku. W przypadku Amazona ta sytuacja jest podniesiona do kwadratu – przed oczami mamy nie tylko blaszaną ścianę magazynu, ale też interfejs internetowego sklepu.
Nicolas Mirzoeff pisze, że „aktywizm wizualny to relacja pikseli i działań dążących do wprowadzenia zmiany”. Czy ty nazwałbyś się wizualnym aktywistą?
Mnie się aktywizm kojarzy przede wszystkim z konkretnym działaniem u podstaw – dla, wobec i w społeczności. Sztuka, obraz, działają na bardziej symbolicznym poziomie.
Od dłuższego czasu jestem dosyć krytycznie nastawiony do łączenia tych dwóch rzeczy – mam ogromny szacunek dla aktywistów i aktywistek naprawdę poświęcających się dla jakiejś sprawy i nie chcę udawać, że robię to samo. To co robię, na przykład w przypadku AMZN, widzę raczej jako wypowiedź artystyczną rozszerzoną o paradziennikarską działalność. Może z racji mojego wykształcenia – ukończyłem dziennikarstwo zanim rozpocząłem studia artystyczne – interesuje mnie zbieranie informacji i jej porządkowanie. Tu nawet nie chodzi o jakieś działania śledcze, ale o prosty research, który przy takim zalewie informacji, z jakim mamy teraz do czynienia, wydaje się być kluczowy.
A sam Amazon zainteresował się już twoją pracą?
Nie wiem, czy mogę to zdradzić… Na pewno nie zostanie mecenasem tego projektu.