Alive and kicking. Z Pawłem Leszkowiczem rozmawia Jakub Banasiak
W 2005 roku, zaraz po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości, opublikowałeś w „Obiegu” tekst Sztuka wobec rewolucji moralnej. Pisałeś wtedy, że „w kraju, w którym nigdy nie było rewolucji obyczajowej”, nadchodzi rewolucja moralna. Czy masz dzisiaj déjà vu? Jakbyś zdefiniował moment, w którym się znajdujemy? Rewolucja moralna trwa?
Wiele osób o lewicowych i liberalnych poglądach uważa, że znajdujemy się w tragicznym momencie. Ale ja nadal jestem wielkim optymistą.
Naprawdę? Dlaczego?
Ponieważ Polska jest ciągle w Unii Europejskiej. Unia Europejska jest najlepszym miejscem do życia na świecie; no, może oprócz Australii. Dopóki jesteśmy w Unii, wszystko, nawet najbardziej zdumiewające wydarzenia – jak zamach na konstytucję czy wzrost obecności skrajnej prawicy w życiu publicznym – da się wytrzymać, przepracować i wobec tego wszystkiego można zbudować kontrpropozycję. Przez pewien czas bardzo się bałem, jak wielu Polaków, że wyjdziemy z Unii błyskawicznie, ale przykład angielski pokazał, że tego nie da się zrobić szybko. Jeżeli Polska chciałaby wyjść z Unii, będzie to długotrwały proces. Wtedy, z racji tego, że mieszkam w Poznaniu, wsiądę w samochód i ucieknę. Zanim wyjdziemy.
Rozumiem już, skąd ten optymizm. Masz blisko do granicy.
Nie tylko. Jestem optymistą, bo widzę, że wobec nowej rewolucji moralnej kultura i sztuka radzą sobie bardzo dobrze. Nie w wymiarze instytucjonalnym – tu jest bardzo źle. W wymiarze artystycznym. Dla porównania czynnikiem politycznym, który wpłynął na niezwykły rozwój kultury artystycznej w Wielkiej Brytanii w latach 90., były ponaddziesięcioletnie rządy Margaret Thatcher. To były rządy potworne pod każdym względem – wprowadzono homofobiczne prawa, które obowiązywały w edukacji, zupełnie zniszczono górnictwo i związki zawodowe. I to niezwykle zaktywizowało rozmaite środowiska, w tym środowisko artystyczne. Pomimo represji ludzie odważali się na więcej – nie tylko pod względem ekspresji artystycznej, formy, ale także postaw. Zaczęło się poszukiwanie alternatywnych miejsc dla sztuki i kultury – poza obiegiem instytucjonalnym
i państwowym, i to przyniosło wspaniałe efekty artystyczne. Polska nie jest tak bogatym krajem jak Wielka Brytania i nie ma tak długiej tradycji demokratycznej, za to ma podobny nacjonalizm. Dlatego nowa rewolucja moralna PiS, obojętnie, jak długo będzie trwała – a może trwać długo – spowoduje, że również u nas będzie powstawała bardzo interesująca, opozycyjna, alternatywna kultura artystyczna. Będą wspierać ją podmioty zewnętrzne, z Unią Europejską na czele. Żadne pieniądze wydawane przez ministerstwo na kulturę konserwatywną tego nie powstrzymają, a wręcz przeciwnie – pomogą temu. W sferze oficjalnej będą pojawiać się absurdy, które sprowokują kontrę – wypowiedzi, dzieła sztuki i nowe przestrzenie wystawiennicze.
Im gorzej, tym lepiej – dla sztuki?
Nie. Nie może być zbyt źle. Może być – i jest – szokująco, ale nie możemy wyjść z Unii Europejskiej.
Jeżeli Polska miałaby z niej wyjść, czeka nas los Rosji. Tam też powstaje wspaniała sztuka, ale nikt z nas nie chciałby żyć w Rosji. Dlatego na razie nie ma powodu do paniki. Być może w Polsce powoli kształtuje się amerykański pejzaż polityczny – podział na dwie siły, demokratów i republikanów. Podział, w którym będziemy żyli przez najbliższe dekady. Republikanie miewali bardzo długie okresy rządów, trwające więcej niż 10 lat, ale potem demokraci zawsze wracali i też mieli swoje długie okresy władzy. Okresy konserwatywne zawsze bardzo dobrze służyły alternatywnej, subwersywnej, demokratycznej, nierepublikańskiej i niekonserwatywnej sztuce. Nie tylko za Thatcher, ale przede wszystkim za rządów Ronalda Reagana w Stanach Zjednoczonych.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 27 numerze Magazynu „Szum”.