Alfabet Młodych 2019
Od pierwszego Alfabetu Młodych „Szumu” minęło pięć lat – pisany pół żartem, pół serio, miał mapować kluczowe zjawiska i postaci pokolenia millenialsów. Czas płynie jednak nieubłaganie. Ówcześni młodzi to już trzydziestokilkulatkowie, którzy z większym lub mniejszym powodzeniem rozwijają swoją karierę. Spoglądając na poprzednie zestawienie, aż nazbyt dobrze widać, komu się to udało, a kto znikł, dając się porwać innym aktywnościom. Zadaniem tegorocznego Alfabetu Młodych nie jest jednak rozliczanie millenialsów z ich sukcesów i porażek, ale próba scharakteryzowania nowego pokolenia, określanego enigmatycznie jako generacja Z. Oczywiście nie chodzi nam o opis socjologiczny; raczej o uchwycenie nowego języka, ale przede wszystkim – wrażliwości. To właśnie ta nowa specyficzna wrażliwość najlepiej pokazuje, jak wielkiej zmiany jesteśmy świadkami. Z dzisiejszej perspektywy można wręcz powiedzieć, że Alfabet Młodych 2014 to raczej kronika zmierzchu pewnej formacji niż – jak sądziliśmy – nowego otwarcia na scenie artystycznej.
Być może najważniejszy wniosek płynący z minionych pięciu lat jest taki, że to nie tyle same dzieła, tematy czy stylistyki świadczą o pokoleniowej odrębności (jak postinternetowa czy postminimalistyczna w przypadku millenialsów), ale sposób przeżywania świata – niekoniecznie skutkujący konkretnymi realizacjami. Dlatego zdecydowaliśmy, że w Alfabecie Młodych 2019 naczelnym kryterium nie będzie data debiutu, ale konkretna wrażliwość. Wzięliśmy więc pod uwagę również twórców metrykalnie należących raczej do pokolenia millenialsów, ale pod względem wrażliwości bliższych artystycznej młodzieży.
Co to za tożsamość? W licznych opracowaniach dotyczących nowej generacji wspomina się przede wszystkim o aspekcie technologicznym: pokolenie Z to pierwsza w dziejach generacja, która nie pamięta świata bez internetu i jego mobilnych transmiterów. Dlatego też świat wirtualny jest dla nich równie rzeczywisty, jak realny. Żeby jednak w pełni zrozumieć, czym różnią się „zetki” od niewiele przecież starszych millenialsów, trzeba uwzględnić tło społeczno-polityczne, w którym przyszło dorastać i funkcjonować obu tym pokoleniom. Modelowe doświadczenie millenialsów – ludzi urodzonych na przełomie lat 80. i 90. – było w gruncie rzeczy pozytywne: dojrzewali oni w czasach, w których Polska wchodziła do Unii Europejskiej, otwarcie granic umożliwiało studia za granicą, media społecznościowe dopiero raczkowały i wydawały się stosunkowo przyjazne, a polska scena artystyczna, mająca coraz bardziej międzynarodowe ambicje, obrastała w nowe instytucje i galerie prywatne. Symbolem tej epoki mogą być wystawy Nie ma sorry (2008) oraz Co widać. Polska sztuka dzisiaj (2014) w Muzeum Sztuki Nowoczesnej: przeglądy sztuki młodego wówczas pokolenia. Szczególnie ta druga – polifoniczna stylistycznie i tematycznie, obwieszczająca „awangardowe wyczerpanie” – była dobrym odbiciem tamtych realiów. Spektrum konwencji dostępnych artystom wydawało się właściwie nieskończone: obok malarstwa czy sztuki „nowego folkloru” rozkwitał ironiczny postinternet i zdystansowany, postindustrialny minimalizm. Nie przez przypadek Co widać nawiązywało do formuły przeglądu salonowego, bowiem millenialsi to pierwsze prawdziwie mieszczańskie pokolenie w Polsce. Dysponując kapitałami symbolicznymi i ekonomicznymi zgromadzonymi przez ich rodziców – raczej beneficjentów niż przegranych transformacji – mieli oni zapewniony nie najgorszy start. Kłopoty zaczynały się później, co pokazują typowe dla tej generacji kwestie prekarności czy statusu artysty jako pracownika. Jednak nawet i to tylko potwierdzało mieszczańskość millenialnego artysty. A w sztuce to jednak kategoria kłopotliwa, nie bardzo pasuje do awangardowych wzorców.
Pokolenie Z miało znacznie mniej szczęścia. Jego modelowy reprezentant urodził się pod koniec lat 90. lub na początku tego stulecia, dzisiaj jest więc pełnoletni, ale ma nie więcej niż trochę ponad 20 lat. Pewnie studiuje albo właśnie skończył studia. Wejście Polski do UE pamięta jak przez mgłę albo wcale i zapewne intensywniej doświadczył strachu związanego z potencjalnym opuszczeniem Unii przez Polskę. Można założyć, że lata nastoletnie upłynęły mu w cieniu katastrofy smoleńskiej i wywołanego wówczas konfliktu społeczno-politycznego. Wejście w dorosłość przypadło w momencie przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, którego kadencję „zetka” odlicza poprzez kolejne społeczne mobilizacje: czarne protesty w obronie praw kobiet, protesty w obronie niezawisłości sądów, protesty pracowników sektora publicznego, marsze równości czy młodzieżowe strajki dla Ziemi. Warto zauważyć, że takim demonstracjom, odbywającym się zarówno na ulicach, jak i w przestrzeni internetu, towarzyszy z reguły specyficzna emocjonalność. A przed „zetkami” kadencja druga.
Tożsamość pokolenia Z może być więc rozumiana jako efekt wysokiej świadomości politycznej, uwrażliwiającej na wszelkie różnice i nierówności, ale także narastającą przemoc symboliczną, manifestującą się w globalnym pochodzie populizmu. Pokolenie Z wzrasta więc w poczuciu nie tyle niepokoju – typowego raczej dla millenialsów, którzy stabilność pokolenia rodziców mogli porównać do statusu własnej prekarności – ile realnego fizycznego zagrożenia; strachu, przygnębienia i wściekłości. Dodajmy do tego nadciągającą apokalipsę klimatyczną i rosnące napięcia w polityce międzynarodowej: świat zmierza ku zagładzie, trzecia wojna światowa wisi w powietrzu. To problemy globalne, ale i pokolenie Z jest – po raz pierwszy od 1989 roku – naprawdę globalne: nie tylko mówi i myśli po angielsku, ale wręcz porozumiewa się za pomocą anglicyzmów, które dla starszych pokoleń brzmią jak zbrodnia na języku. „Zetki” dodatkowo są wpięte w globalne obiegi informacji i komunikacji, i takąż mapę niepokojów i napięć. Przedstawiciele pokolenia Z to oczywiście również obywatele i obywatelki globalnego świata sztuki.
Wszystko to odbija się na języku „zetek”: konfesyjnym, emocjonalnym, dramatycznym, empatycznym. Przy wszystkich tych czterech przymiotnikach można by także dodać: maksymalnie. Pokolenie Z to bowiem pokolenie hiperboli, skrajności, braku wątpliwości – czego najlepszym przykładem jest akcja #metoo, nazbyt rewolucyjna zarówno dla liberałów, jak i konserwatystów (co nie jest komplementem pod adresem ani jednych, ani drugich). Pokolenie Z ceni raczej czyn niż niekończące się deliberacje, raczej serce niż rozum, raczej obraz niż słowo. Skrajności widać także gdzie indziej. „Zetki” cechują: aktywizm, działanie, emocjonalne deklaracje, coming outy – ale także depresja, trauma, przebodźcowanie, zwątpienie. Symbolem pierwszego są protesty i manifestacje, drugiego – seanse Euforii w kameralnym gronie i muzyka Billie Eilish.
Oczywiście tożsamość „zetek” podbija dodatkowo specyfika mediów społecznościowych. „Stare” dziennikarstwo już jakiś czas temu przejęło model sociali: to logika nagłówka, a nie chłodnej analizy; manifesty, memy i hasztagi, a nie działy opinii; rozpalane co kilka dni gównoburze, spalające się w setkach komentarzy, a nie żmudny fact-checking; a przede wszystkim tożsamość grupy, a nie chęć poznania stanowisk z drugiej strony barykady.
Cóż, nam też to się udziela. Zanim jednak pogrążymy się w chaosie, postanowiliśmy podjąć jeszcze jedną, być może beznadziejną, ale z pewnością potrzebną (przynajmniej nam) próbę opisu i uporządkowania rzeczywistości, w której pole sztuki będzie wkrótce funkcjonować. Nie mamy przy tym zamiaru ukrywać, że to nie jest nasza wrażliwość, o czym mniej lub bardziej boleśnie (patrz oskarżenia pod adresem Karoliny Plinty o rasizm) przekonujemy się na każdym kroku. Musimy (i chcemy!) jednak je zrozumieć, nie ma co odwracać głowy. Dlatego Alfabet Młodych 2019 zaczynamy od słowniczka – dla samych siebie i naszych rówieśników 30+. Teraz już będziecie wiedzieć, co to jest triggerowanie, empowerment czy cringe. A może nawet dogadacie się z własnymi dziećmi lub młodszym rodzeństwem.
I na koniec: postawa pokolenia Z każe zadać fundamentalne, z naszego punktu widzenia, pytanie: jak uprawiać krytykę artystyczną w sytuacji, gdy każda wyrazistsza opinia może zostać odebrana jako triggerowanie? Jak oceniać, jeżeli ocenianie jako takie jest przemocowe?
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 27 numerze Magazynu „Szum”.