„23:59” Marcina Derdy w Galerii Entropia

Epidemia czasu – rozmowa wokół wystawy „23:59” Marcina Derdy w Galerii Entropia
Robert Brzęcki: Cioran twierdził, „że wiedza wrzuciła nas w czas i z tą chwila uzyskaliśmy los…”.
Marcin Derda: Myślę, że miał rację. Większość idei dotykających konstrukcji czasu akceptujemy jako fakty niepodważalne i oczywiste, podobnie jak to, że niebo jest niebieskie, a woda mokra. Jednak dokładna ich analiza poddaje w wątpliwość wiele z tych koncepcji. Fizyka udowadnia, że czas i przestrzeń mogą działać wbrew naszej intuicji, a biologia i filozofia obnażają paradoksy tkwiące w ich naturze. Doświadczana teraźniejszość „tu i teraz” jest prawdziwa i namacalna, natomiast przeszłość i przyszłość są tak odległe i odroczone w czasie, że aż nierealne.
RB: Oczywista jest dla mnie ta wielość prób uchwycenia czasu w obszar idei, jednak warto przypomnieć, że współczesne myślenie o czasie, jak mi się wydaje, wynikające z założeń newtonowsko-kartezjańskiego rozumowania, jest stosunkowo nowe. Jeszcze nie tak dawno ludzie małych społeczności na pytanie: kiedy ktoś się urodził? odpowiadali: w czasie wykopków lub w czasie żniw. Myślenie porami roku, wschodami i zachodami słońca zostało zastąpione „namysłem” wyznaczanym przez zegary i kalendarze. Te narzędzia widzę jako manifestację złudnego panowania człowieka nad czasem. Jednak gdyby tak było, to więcej zegarków oznaczałoby jeszcze więcej kontroli nad czasem. Oświeceniowe pojmowanie czasu z jego wiarą w postęp i rozwój, jego progresywnością, utopią opartą na rozumie i wiedzy, działa już tylko siłą bezwładu. W potoczności wyraża to powiedzenie: lepsze jutro było wczoraj. Można powiedzieć, że współcześnie entropia czasu jest coraz bardziej spektakularna, organizuje nasze zbiorowe wyobrażenie na temat czasu. To o czym ty wspominasz, czyli uchylenie przeszłości i przyszłości na rzecz tego, co nazywano „wiecznym teraz”, jest obecne w twojej wystawie przy jednoczesnym kompletnym zagubieniu w teraźniejszości. Na początku przywołałem Ciorana, mimo jego swoistej niewspółczesności, ponieważ na twojej wystawie ,,23.59’’ wyczuwam antyczny fatalizm, który co najwyżej dysponował zegarem słonecznym. Przywołuję te tropy, bo mam wrażenie, że zegar to pole potencjalności, a nie tylko symbol. A jeśli symbol, to dogmatu, bezdyskusyjnych przekonań, przesądów zaimplementowanych przez współczesnych zakorzenionych w epokach nie aż tak odległych. Czy w takim razie zgodzisz się z propozycją, że czas jest tylko jeszcze jedną kurtyną, rodzajem iluzji, która w wirze egzystencji zaklina nasze istnienie?




MD: Myślę, że upływ czasu jest uzależniony od naszej ograniczonej perspektywy. Zastanówmy się. Co by było, gdyby pewnego dnia wszystko się zatrzymało? Co by było, gdyby ptaki zamarły w połowie lotu, ludzie zaniemówili w połowie zdania, a planety i cząstki subatomowe zatrzymały się w połowie orbity? Co by było, gdyby wszystkie zmiany w całym wszechświecie permanentnie zahamowały na okres, powiedzmy, jednego roku? Czy coś takiego w ogóle jest prawdopodobne? Jeśli odpowiedź na to ostatnie pytanie brzmi: „tak” – jeśli możliwe jest istnienie czasu bez modyfikacji – wówczas, okazuje się, że czas jest w pewnym sensie uniezależniony od wydarzeń. Tytułowe odwołanie do metafory ostatniej minuty posłużyło mi do podkreślenia nietrwałości i skończoności, determinowanych poprzez wciąż płynący czas. Jego cykliczna struktura najwyraźniej uwidacznia się w rytmach dobowych i rocznych, takich jak dzień i noc, pory roku. Te naturalne cykle mają bezpośredni wpływ na życie istot żywych (nie tylko człowieka, ale również fauny i flory) czy rozkład materii nieorganicznej (m.in. przedmiotów otaczających nas w codziennym życiu). Biologiczny rytm funkcjonowania ludzkiego jest bezpośrednio związany z cyklem dobowym, w którym czynności takie jak sen i praca są przypisane konkretnym godzinom. Historia ludzkości pełna jest powtarzających się sekwencji wzlotów i upadków, wojen i pokoju, dynamiki i stagnacji, ewolucji i rewolucji. Cykl dziejowy obnaża mechanizm funkcjonowania rozwoju społeczeństw, które ucząc się na błędach, starają się zaadaptować do nowych warunków postępowej rzeczywistości.
RB: W moim przekonaniu zegar – odmierzający czas jest najsilniej organizującym symbolem naszej zbiorowej wyobraźni. Słynne memento mori (memicznie ograne przez post-ironię jako momento mori) bardzo często odmieniane jest przez przypadki w tekstach popkultury – wymienię pierwsze z brzegu przykłady takie jak: Time Pink Floyd (Krótszy oddech i jeden dzień bliżej śmierci), Who Knows Where the Time Goes Niny Simon, gdzie jej „płochliwi przyjaciele odlatują” albo najbardziej subtelna u Agnieszki Osieckiej „Nadziejka złodziejka” „która kradnie spokój i czas, (…) oszukuje nas…mówi, że będzie lepiej, że miłość kupisz w sklepie” a zakończę cieknącymi zegarami Salvadora Dali i „poszukiwaniem straconego czasu” Marcela Prousta. Ciekawe jest również, że nieomal każdego dnia mówimy np. że czas nas zabija, że jest najlepszym nauczycielem i w końcu najważniejsze zdanie jakie zostało sformułowane w duchu kapitalistycznym, że czas to pieniądz. Aż ciśnie się na usta pytanie, ile kosztowała twoja wystawa? Język jest głęboką strukturą rzeczywistości, a sentencje o czasie wspaniale pokazują dogmatyczność i dramatyczność naszego myślenia o czasie. Do terroru czasu być może jeszcze powrócimy w rozmowie, a może należałoby powiedzieć naszej rywalizacji z czasem.
Twoja praca bardzo ciekawie dotyka wszystkich bolączek z jakimi mierzymy się jako cywilizacja: od niebywałego postępu naukowego i technologicznego, klęsk żywiołowych związanych z klimatem, bezprzykładnych nierówności społecznych, coraz liczniejszej ,,nadwyżce ludności’’ (także tej „nieużytecznej”). W polu symbolicznym – mówiąc Jeanem Baudrillard’em z ,,gry resztkami’’ – ta wystawa dotyka symulacyjnego charakteru naszego świata: sztuki, systemu oświaty, ustroju politycznego, fasadowości wszelkich instytucji. I wybacz, że tak długo mówię, ale nie da się tego bardziej skrócić. Zwrócę uwagę, że to wszystko spięte jest przez osłabienie systemu moralnego i kompletną deregulację aksjologiczną. Czy twoją pracą chcesz powiedzieć, że ten czas powinien się skończyć i potrzebujemy nowego czasu?
MD: Goffmanowski człowiek, jako aktor w teatrze życia społecznego, żyje w nieustannym strachu spowodowanym widmem końca współczesności oraz upadkiem Wielkich Narracji takich jak utopie czy wszelkie …izmy. ,,Jeżeli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko musi się zmienić’’. To cytat z książki ,,Lampart’’ Giuseppe Tomasiego di Lampedusy, który z resztą dobrze znasz. Myślę, że to zdanie doskonale obrazuje kondycję współczesności w jej widmowym i zmiennym charakterze. W dzisiejszych czasach pełnych niepewności wielu z nas zmaga się z trudnymi pytaniami o sens istnienia, tożsamość i własne miejsce w świecie. Istotnym elementem mojej pracy jest sposób postrzegania czasu jako narzędzia opresji i kontroli, metod szczególnie wykorzystywanych w ustroju kapitalistycznym. Kapitalizm jako system ekonomiczno-społeczny wywarł ogromny wpływ na wiele obszarów ludzkiego życia. Przykłady z filmów, muzyki i literatury pokazują jak neoliberalny ustrój przenika do każdego aspektu naszego życia, tworząc iluzję, że nie ma wobec niego alternatywy. Dzieła sztuki, które przedstawiają utopijne wizje stojące w kontrze do kapitalizmu, są marginalizowane lub komercjalizowane, tracąc swój subwersywny potencjał. Głównym założeniem mojej instalacji jest „rozbrojenie” społecznej bariery odbioru czasu, którą w wyniku tresury zaszczepiła nam gospodarka wolnorynkowa, aby kontrolować bieg naszej egzystencji od narodzin do śmierci, od poranka do wieczora. Opresyjny charakter wideo-instancji, polegający na „bombardowaniu” obrazem uciekających sekund, ma na celu obnażenie „paranoi”, którą wywołuje w umyśle człowieka ery kapitalizmu widok straconego czasu i niemożność jego ponownego przywrócenia/przeżycia.
RB: Wspólne poczucie przechwycenia znaczącej części świata, w którym żyjemy, przez porządki polityczno-ekonomiczne, wywołuje w nas zarówno niepokój jak i poczucie kompletnej nienegocjowalności innych strategii życia niż te, które proponują decydenci, deregulując wszystko i uchylając sprawdzone zasady życia społecznego. Można powiedzieć za Michaele’m Houellebecq’em że maksymalnie zostało poszerzone pole walki. Mamy do czynienia ze społeczeństwem w stanie wrzenia, w którym wszyscy walczą ze wszystkimi: artyści progresywni z artystami konserwatywni, kobiety z mężczyznami, młodzi ze starymi. Można powiedzieć mamy prawdziwą epidemię polaryzacji, myślenia plemiennego, plagi dogmatów, czarno-białej percepcji bez uznania złożoności kwestii oraz uwzględniania różnych perspektyw czy konkretnych kontekstów. To wszystko maskowane jest skalą, bo powszechność łatwo uznajemy za „normę” sprytnie ukrytą za sformułowaniem „nowa normalność”. Jeśli do tego dołożyć wymachiwanie ultra relatywnymi argumentami, to można założyć, że mamy sytuację bez wyjścia, lub że jedyną opcją jest implozja systemu. Szuflada z pomysłami wydaje się pusta, a jedyną odpowiedzią jaką gotowi są zaoferować zarządzający tym nie/porządkiem jest propozycja – jeszcze więcej deregulacji, wolnego rynku, globalizacji, konsumpcji. Jeszcze więcej wszystkiego lub „ciemne oświecenie”.
Jeśli przyjmiemy, że czas jest najcenniejszym kruszcem, to warto odnieść się do książki ,,24/7’’, w której Jonathan Crary analizuje stopniowy proces zawłaszczania naszego czasu przez kapitalistyczną logikę wydajności. Zwróćmy uwagę, że od chwili gdy technika zdominowała życie kapitalistycznego zachodu, ideałem wzorowego konsumenta jest nieprzerwana aktywność i dyspozycyjność. W takim kapitalizmie konsument (bo już nie obywatel) ma dwa przykazania: pracować i konsumować. Jak rozumiem, w takim świecie sztuka jako próba wypowiedzenia niewypowiadalnego, liczy się tylko w tym zakresie, w jakim można ją skapitalizować. Ten problem dotyczy również Ciebie, bo nie jesteś artystą komercyjnym. Inna sprawa, że stronisz od spektakularnych rozstrzygnięć formalnych na rzecz swobodnie pojmowanych reguł definiowanych przez przestrzeń. Dla mnie to wielki walor i domyślam się, że za tym oszczędnym minimalizmem kryją się złożone idee i emocje. W subtelny, jednak zdecydowany sposób jesteś krytyczny wobec takiej rzeczywistości. Czy się mylę?
MD: Wynika to pewnie z tego, że jako twórca nigdy nie zabiegałem o przynależność do danego medium, ponieważ wraz z upływającym czasem coraz bardziej uświadamiałem sobie, że bardziej niż medium interesują mnie konkretne problemy, które wizualnie przetwarzam. Materialny, fizykalny charakter pracy, w tym jej walory estetyczne, w procesie studiowania stały się marginalne. Dla mnie najważniejszym czynnikiem warunkującym powstawanie dzieła jest wybór odpowiedniego środka wyrazu, który umożliwi mi zajęcie zdecydowanego stanowiska wobec podjętej problematyki. Uważam, że świadomość twórcza nie powinna opierać się na zdobyciu ponadprzeciętnych umiejętności władania materią artystyczną, a na ponadprzeciętnej wrażliwości i wnikliwej obserwacji otaczającego świata, zgodnie ze słowami Beuysa: „Myśl jest pierwszym produktem ludzkiej kreatywności”. To właśnie w kompetencjach ludzkiego umysłu i wrażliwości osób artystycznych dopatruję się czegoś, co można nazwać sztuką i co ma potencjał rezonowania z rzeczywistością będąc lustrem, które ją odbija. Swoją drogą cała historia sztuki jest de facto historią czasu.








RB: Znacząca część ludzi, a może i całe społeczeństwo, tkwi w labiryncie. Jego motyw wykorzystujesz twórczo w swojej instalacji. Labirynt jest symbolem zagubienia, poszukiwania odpowiedzi, wędrówki, przywołuje topos obcości i konieczności odnalezienia nowych ścieżek. Rozumiemy go jako wyjście z plątaniny dróg. Część Twojej pracy odwołuje się do czasu rzeczywistego, który według Jean’a Baudrillard’a jest naszym sposobem eksterminacji. Labirynt jawi się jako czas wynikający ze swoistego ,,tańca geometrii’ i podróż przez wszechświat. Nasuwają się pytania: czym jest czas, skąd się wziął, gdzie znika, czy będzie zawsze, czy ma jednak swoją skończoność? Jeśli dzisiaj jest to w ogóle możliwe, sięgasz po estetykę wzniosłości. Taki jest mój odbiór, co o tym sądzisz?
MD: Zgadzam się. Dodam, że w instalacji motywowi labiryntu towarzyszy motyw wybuchu, który funkcjonuje jako metafora symbolizująca nieoczekiwane i dramatyczne zmiany w życiu, zachodzące zarówno na poziomie jednostkowego człowieka (skala mikro), jak i całego społeczeństwa (skala makro). Takie wydarzenie doprowadza do ruiny cały dotychczasowy porządek rzeczy niszcząc przestarzałe struktury i zmuszając do budowania wszystkiego od nowa – co może doprowadzić do chaosu lub nowej ery stabilności i prosperity.
RB: Na zakończenie wspomnę chyba niespecjalnie istniejącą w świadomości zbiorowej książkę Jaques’a Attali –-francuskiego ekonomisty, który napisał o czasie następującą rzecz: „Czas w XXI w. stanie się właściwie nie do życia, będzie przepełniony lub przytłaczający. W przyszłości nie będzie chodziło o jednokierunkowy przekaz czasu, ale by uwolnić, nadać mu wartość, poszerzyć, a nawet tworzyć. Kolejne cywilizacje staną się cywilizacjami czasu; ich architektami będą koczownicy”. Zwracam uwagę, że Attali mówiąc o koczownikach miał na myśli archetyp człowieka, którego wartości, poglądy i pragnienia zdominują społeczeństwo. Rynek, a właściwie hipermarket świata, będzie oferował wszystko dla zaspokojenia nomadycznych potrzeb, tak aby mógł zabrać z sobą swój dom i pozostawać w łączności z najważniejszymi oazami. Na razie to brzmi jak zapowiedź następnego sezonu „Czarnego lustra”. Nie będę krył, że podobnie jak niektóre moje artykulacje w tej rozmowie, traktuję to tylko jako performance myśli…
MD: Moglibyśmy jeszcze dużo powiedzieć, ale niestety kończy nam się czas.
RB: Epidemia czasu – którą mamy obecnie, stanie się pandemonium prze-trwania, czy jak ktoś woli, przyczyną powikłań i reemisji choroby, na którą lekarstwa nie ma. A może wszystko to wynika z odwiecznego pragnienia nieśmiertelności z coraz bardziej nasilonymi objawami neurozy przemijania i patometafizycznego lęku i wątpliwości, których AI na razie nie ma. Na koniec chcę podkreślić, że ta wystawa przypomina nam o tym, że wszyscy powinniśmy pamiętać, nawet resztkami świadomości, że to, co nas wszystkich łączy, to ludzka ograniczoność i skończoność.
Rozmawiali:
Marcin Derda – rzeźbiarz, performer, autor instalacji i wideo. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. W 2025 obronił dyplom z rzeźby w pracowni prof. Grażyny Jaskierskiej-Albrzykowskiej oraz aneks z malarstwa w pracowni prof. Łukasza Huculaka. Obecnie mieszka i tworzy we Wrocławiu i Koninie.
Robert Brzęcki – dziennikarz, kulturoznawca, studiował socjologię na UAM w Poznaniu, od 2005 roku kurator galerii CKiS Wieża Ciśnień w Koninie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marcin Derda
- Wystawa
- 23:59
- Miejsce
- Galeria Entropia
- Czas trwania
- 01.07–29.07.2025
- Fotografie
- Adrian Janisio
- Strona internetowa
- entropia.art.pl/view_news.php?id=792
- Indeks
- Galeria Entropia Marcin Derda