Wyzwolenie i labirynt. 13. Przegląd Sztuki Survival „Czyny zabronione”
Survival – jako festiwal działań lokowanych poza instytucjonalnymi ramami – ma wyzwalać sztukę ze snobistycznych przestrzeni galerii i muzealnych kanap. Patrząc na łuszczącą się farbę i sypiące tynki dawnych Koszarów Oddziałów Prewencji Policji, ten punkt programu możemy odhaczyć jako zrealizowany. W tej edycji Survivalu zdarzyło się jednak coś więcej. To budynek, z jego tajemniczą i splątaną topografią, przejął kontrolę zarówno nad procesem, jak i nad efektem działań kuratorskich, artystycznych i nad odbiorem prac. Ślepe korytarze, zaryglowane drzwi, a czasem ich zupełny brak, klatki schodowe, które nie prowadziły do wyjścia, stworzyły pełen pułapek labirynt. Poszukiwanie wybranych prac często skazane było na porażkę, bo nie sposób było odtworzyć raz przebytej drogi. Pozostawało więc oddać się intuicji i przyjąć za pewne jedynie to, że wszystko tu może być niepewne.
Hasłem tegorocznego przeglądu były czyny zabronione, więc stare, sypiące się kwatery policji były dla nich świetnie dobraną oprawą. Topografia budynku wymusiła konkretne strategie kuratorskie i artystyczne, a wewnętrzna siatka podziałów rozdawała karty wraz z jej „ślepymi punktami”: nieużytkami, pomieszczeniami gospodarczymi, tymi, w których sypał się sufit, i tymi z zaryglowanymi drzwiami. Niewielkie rozmiary licznych pomieszczeń wymusiły rozczłonkowaną ekspozycję, gdzie w jednym pomieszczeniu prezentowane było jedno dzieło, co miało swoje plusy. Pozostawione samotnie w surowym, wrogim wnętrzu prace miały większą siłę oddziaływania i na dłużej zatrzymywały wzrok odbiorcy.
Najważniejszą częścią przeglądu była wystawa główna. Towarzyszyły jej projekty przygotowane przez kuratorów zewnętrznych: wystawa Szaberland (kuratorowana przez Dy Tagowską), doskonała realizacja Ewy Axelrad kuratorowana przez Krystiana Truth-Czaplickiego i cztery projekty sound-artowe przygotowane przez Daniela Brożka. W sumie zobaczyć można było 66 realizacji artystycznych. Dużo? Mało? W porównaniu z tegoroczną edycją WRO Media Art Biennale, 66 realizacji to kropla w morzu. Tutaj jednak niewielka ilość przełożyła się na znacznie lepszą jakość. Zarówno pod względem selekcji prac i ich – jakby to nie zabrzmiało – atrakcyjności, jak i pod względem świadomego procesu kuratorskiego. Na porównania i podsumowania jednak przyjdzie jeszcze czas, teraz przejdźmy do najciekawszych realizacji, które zobaczyć można było na Survivalu 2015.
Moim osobistym numerem jeden jest realizacja Ewy Axelrad pod tytułem Anomalia/Schwyt. Jako praca site-specific, umieszczona została w narożnym pomieszczeniu na ostatnim piętrze, z wysokimi oknami, jednym z niewielu o planie odbiegającym od czworoboku. Za PRL-u mieściła się tu siedziba szefa milicji z kontrolnym widokiem na areszt i dziedziniec. Na ziemi, mając za plecami okna, umieszczony został obiekt powstały z czarnej, męskiej kurtki sportowej. Jej kształt uformowano tak, by imitował szeroką, umięśnioną klatkę piersiową i potężne ramiona. Jeśli kurtka ta okrywałaby ciało, bez wątpienia byłoby to ciało napakowanego sterydami osiłka. Ciało pozostawiło po sobie kształt, kurtka okrywa ducha. Bliżej wejścia, z początku niezauważalny, pod sufitem zawisł czarny chwytak, wykorzystywany do wyławiania bezpańskich psów przez hycla. Ewa Axelrad w sposób szczególny wykorzystała zaoferowaną przestrzeń. Jej instalacja wytworzyła wyjątkowe poczucie zagrożenia i pomieszania ról. W miejscu, które pozwala na kontrolowanie przeważającej części koszarów, znalazła się przedziwna gra między dominacją i zdominowaniem, niedopowiedzeniem i schwytaniem w pułapkę, brutalną siłą i kruchością.
Do ulubionych prac zaliczyć mogę także Miejsce bezpieczne Konrada Juścińskiego, Pluton Magdaleny Kotkowskiej i chyba najbardziej tradycyjną, a jednocześnie niepokojącą pracę przeglądu – olejny portret Gęsty w żółcieni Haliny Treli. Kiedy już o obrazach mówimy, to warto było zobaczyć także prace Bartosza Kokosińskiego i Adama Martyniaka. Świetna Rzeźba zjedzona przez ślimaka Olafa Brzeskiego niestety straciła wiele ze swojego potencjalnego uroku ze względu na ekspozycję Szaberlandu, ale o tym później. Martyna Zaradkiewicz pokazała 28, czyli wszystkie dozwolone fryzury kobiece i męskie w Korei Północnej. Łukasz Gierlak, Klaudia Zawada i Martynka Wawrzyniak w swoich działaniach wzięli pod lupę potencjał zła, jaki mają w sobie dzieci, jeszcze jako nieukształtowane społecznie i moralnie jednostki. Nie zabrakło także prac budzących niepohamowany śmiech, takich jak List gończy Chrystusa Tomasza Domańskiego i wideo Starego fura Maxa Cieślaka stylizowane na popularne na youtubie filmiki, których przedmiotem są „samochodowe przestępstwa” takie jak przekraczanie prędkości, czy jazda pod wpływem. Śmiechu dostarczył także Ivan Moudov, bułgarski artysta, który sfilmował jeden ze swoich „czynów zabronionych”: zablokował rondo jeżdżąc w kółko samochodem przez 14 minut i 13 sekund, czyli do momentu, w którym nie zatrzymała go policja.
Wbrew tytułowi i opisowi pracy figurującym przed wejściem do pomieszczenia, Miejsce bezpieczne Juścińskiego to miejsce łapiące człowieka w pułapkę instynktownych i automatycznych odruchów powodowanych lękiem. Monumentalne czarne płótno pochylone było ku przodowi, a przed domniemanym upadkiem powstrzymywała je jedynie sosnowa listwa. Poczucie zagrożenia i złapania w pułapkę rosło z każdym krokiem, ale gładka czarna powierzchnia płótna wabiła jak pszczoły do miodu. Żołądek stanął mi w gardle, kiedy zza mojego ramienia wyskoczył artysta i złapał za sosnową listwę. „Chciałem tylko sprawdzić, czy działa, czy lina wytrzyma” – powiedział z uśmiechem i wyszedł z pomieszczenia, a ja wycierałam pot z czoła… Pluton Kotkowskiej zaś stanowił mieszaninę delikatności rzeczy pojedynczych i niewzruszonej siły ich multiplikacji. Z miękkich i cienkich chusteczek będących częścią ekwipunku żołnierzy, artystka ułożyła kolumnę, która wzbudzała zdumienie epatując swoją siłą, ostrością i twardością formy. Gęsty w żółcieniach Treli to tradycyjne malarstwo olejne. Hiperrealistyczny portret kryminalisty. Niezwykle wierny w sposobie odtworzenia rysów twarzy, niepokojącego i intensywnego spojrzenia, utrzymany jednak w odrealnionej i wzbudzającej rozdrażnienie i lęk kolorystyce. Dobry technicznie i zatrzymujący wzrok. Kokosiński pokazał to, czego można się było po nim spodziewać – wariację na temat płótna i artefaktów, w tym przypadku wypchanych zwierząt. Bez względu na powtarzalność tych gestów, jego prace niezmiennie cieszą mój zmysł estetyczny. Nieco podobną kombinację materii zaprezentował Adam Martyniak. Na obrzeżach płaskich brudnych od farby płyt skumulowały się hałdy odpadów. Dziwna, budząca i ciekawość i zażenowanie mieszanina, która nadal tworzyła zwartą i logiczną kompozycję.
Działania Martynki Wawrzyniak są o tyle ważne, że wydają się łamać jakieś tabu, którego w dzisiejszych czasach niewiele zostało do złamania. Obnażają prawdziwą, pierwotną i instynktowną naturę dzieci. Niewinność, czystość i delikatność dziecka jest mitem. Prawda jest taka, że to dziecko jest prawdziwym dowodem ewolucji. Jest istotą nieukształtowaną moralnie, rozróżniać dobro od zła uczy się na podstawie edukacji i społecznych konwencji. Co, jeśli tej edukacji zabraknie? Wawrzyniak wykonała ten sam performans w dwóch wersjach – w Ameryce i w Polsce, zapis tego drugiego zobaczyć mogliśmy na Survivalu. „Wystawiła” się dzieciom jako żywa tarcza i zachęciła je do strzelania do niej z pistoletów naładowanych keczupem. Po kilku minutach (i nieśmiałych próbach) w dzieciach wyzwoliły się prawdziwe okrucieństwo i szaleństwo. Co ciekawe brutalność amerykańskich dzieci nie znała granic i końca, polskie zaś po kilkunastu minutach się uspokoiły. Znudziły się czy poczuły coś w rodzaju… niesmaku?
W moim odczuciu, wystawa główna tegorocznego Survivalu zdała egzamin na piątkę. Czy była to w rzeczywistości zasługa wysokiej jakości artystycznej prezentowanych prac, czy może aura budynku i związane z nią możliwości czytania dzieł? Mając wciąż w pamięci spektakularną porażkę WRO Media Art Biennale, Survivalowi – a przynajmniej wystawie głównej – oddaję wszelką sprawiedliwość. Podsumowując wystawę główną, warto zwrócić jeszcze uwagę na dyskretne i przemyślane działania kuratorskie Anny Kołodziejczyk, Anny Stec i Michała Bieńka, czyli kuratorów generalnych przeglądu. Jako przykład podać można ławkę z poczekalni nawiązującą do muzealnych kanap, które służą w muzeach do „kontemplacji sztuki”. Stanęła ona na wprost obrazów Haliny Treli, portretów osób poszukiwanych listem gończym.
Znacznie gorzej wypadła wystawa Szaberland oraz projekt Anny Markowskiej, która wraz ze studentkami Instytutu Historii Sztuki we Wrocławiu postanowiła tłumaczyć ludziom sztukę ocenzurowaną i niedopuszczoną do publicznego obiegu. Nie oszukujmy się – na przeglądzie sztuki współczesnej w Polsce rzadko pojawiają się ludzie „z ulicy”. Nie wiem, jak inni, ale ja zareagować mogłam jedynie śmiechem na propozycję wytłumaczenia mi, dlaczego w Polsce ocenzurowano prace uznane za religijnie obraźliwe. Natomiast Szaberland, wystawa nawiązująca do powojennego szabrownictwa na terenach poniemieckich, zjadła swój własny potencjał. Być może z powodu zbyt nierównego doboru prac i artefaktów, być może z powodu zbytniej pewności siebie Dy Tagowskiej, artystki, która jednocześnie wzięła na siebie zadania kuratorskie. Wiele prac straciło swoją moc – tak było w przypadku już wspomnianej Rzeźby zjedzonej przez ślimaka. Koło wielu przeszło się niewzruszenie z powodu ewidentnie złej, chaotycznej i nieprzemyślanej ekspozycji. Niektóre prace były po prostu słabe, inne kompletnie niepotrzebne, zbyt dosłowne lub zbyt dosłownie wyeksponowane – jak na przykład zakrwawiony dywan na wprost wejścia. Nie najlepiej było także w przypadku performansów, których na przeglądzie zobaczyć można było cztery. Aleksandra Kozieł i Suavas Lewy zaprezentowali na przykład żenującą polską wersję słynnego performansu Mariny Abramović i Ulaya. Zamiast uderzać się nawzajem w policzki, powtarzali sobie nawzajem „przepraszam”.
Ostatecznie Survival na polskiej mapie przeglądów i festiwali sztuki współczesnej wypadł całkiem dobrze. Na mapie lokalnej – wrocławskiej – wyszedł zaś zwycięsko, ucierając nosa ogromnemu festiwalowi WRO Media Art Biennale. Nie tylko pod względem organizacyjnym, ale przede wszystkim dzięki profesjonalnemu zapleczu merytorycznemu. Chociaż są to imprezy o zupełnie innych założeniach, to Survival dał się poznać jako efekt świadomie projektowanych działań i długiego, naznaczonego solidną pracą procesu. WRO zaś w dużej mierze stanowiło chaotyczną zbieraninę opatrzonych, bezpiecznych i zupełnie przypadkowych prac, a ich ekspozycja i dobór zostawiały wiele do życzenia. Chociaż przedmiotem mojej wycieczki do Wrocławia była przede wszystkim sztuka współczesna, to wysoki poziom merytoryczny wydarzeń towarzyszących (czytaj: debat), sceny dźwiękowej, za którą odpowiedzialny był Daniel Brożek, a także konsekwentny, spójny i zarazem zaskakujący dobór filmów również zrobiły na mnie wrażenie. W przypadku Survivalu sprawdziło się znane powiedzenie: mniej znaczy więcej.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Monika Konieczna, Matej i Jakub Frank, la Kozioł, Suavas Lewy, Martyna Izabela Woźnica, Anna Markowska, Karolina Szymanowska, Magda Grzybowska, Jan Mioduszewski, Bartosz Kokosiński, Katarzyna Łyszkowska, Aleksandra Sojak-Borodo, Olaf Brzeski, Karina Marusińska, Ewa Axelrad
- Wystawa
- 13. Przegląd Sztuki Survival "Czyny zabronione"
- Miejsce
- Koszary Oddziałów Prewencji Policji we Wrocławiu
- Czas trwania
- 26-30.06.2015
- Osoba kuratorska
- Anna Kołodziejczyk, Anna Stec, Michał Bieniek, Anna Markowska, Dy Tagowska, Krystian Truth Czaplicki, Daniel Brożek
- Fotografie
- Olga Jasnowska
- Strona internetowa
- survival.art.pl
- Indeks
- Aleksandra Sojak-Borodo Anna Kołodziejczyk Anna Markowska Anna Stec Bartosz Kokosiński Daniel Brożek Daria Skok Dy Tagowska Ewa Axelrad Jakub Frank Jan Mioduszewski Karina Marusińska Karolina Szymanowska Katarzyna Łyszkowska Krystian Truth Czaplicki Magda Grzybowska Martyna Izabela Woźnica Matej Frank Michał Bieniek Monika Konieczna Ola Kozioł Olaf Brzeski Suavas Lewy