Malarskie krzyżówki Mateusza Szczypińskiego i innych. Na marginesie wystawy „Artyści z Krakowa. Generacja 1980-1990”
Z całą pewnością nie ma już dziś istotnych powodów, żeby pisać o malarstwie. Autoterapeutyczny rezultat napisania eseju o malarstwie ustępuje psychologicznym korzyściom z prowadzenia dziennika. Pisanie o malarstwie spełnia co najwyżej funkcję promocyjną i reklamową, spełnia ją zresztą w niewielkiej skali, która zależy w dużo większym stopniu od wysokości nakładu pisma i rangi rynkowej wydawnictwa niż od jakości samego tekstu. Cień sensu posiada jeszcze za to oglądanie obrazów – czynność ta potrafi czasami dostarczyć widzowi intelektualno-estetycznych przeżyć – natomiast pisanie o malarstwie jest czynnością na wskroś absurdalną. Dlatego postanowiłem już właściwie nie odwiedzać galerii sztuki, ale niekiedy jeszcze łamię to postanowienie – bez wyraźnych powodów. Po prostu czasami doskwiera mi mieszanina nudy i nadmiaru wolnego czasu. Idę wtedy do galerii i mijam podobnych mi bobo (bourgeois-bohème) odbiorców, znudzonych, egzaltowanych – lub znudzonych i egzaltowanych zarazem. Powodem wizyty w galerii bywa też darmowy wstęp na wystawy, powiązany ze spotkaniem towarzyskim – na przykład z przyjaciółką lub z kolegą, którzy wciąż jeszcze interesują się sztuką, ponieważ z zawodu są malarzami, grafikami lub operatorami filmowymi. Wiadomo przecież, że dzisiaj prawie nikt nie chodzi już do galerii sztuki – poza ich dyrektorami, zastępcami dyrektorów i kuratorami – i nikt – poza artystami i bogatymi estetami z kraju i zza granicy – sztuką się nie interesuje. (Zainteresowanie sztuką ze strony władz państwowych nie jest oczywiście żadnym zainteresowaniem, lecz cyniczną grą pod publiczkę i wymachiwaniem na pokaz groteskową pałą cenzury).
Tak zwani najnowsi artyści dzisiejsi, późne roczniki osiemdziesiąte, mielą powierzchnię historii sztuki, a powstały w ten sposób miał pojęciowej pustki wciągają do płuc – doświadczając haju świętej głupoty – po czym rzygają nim na płaszczyznę płótna oraz w oczy i uszy odbiorców. Wybierają sobie najpierw idola, który jest jakoś tam „fajny”, następnie dorabiają do jego niegdysiejszych wytworów – intelektualnych i/lub artystycznych – własnej roboty ilustracje, dokonując w swoim mniemaniu aktu krytycznego nawiązania, kontekstualnej prowokacji bądź ożywienia i aktualizacji. To wszystko jest jednak żadne w odbiorze – widz nie doświadcza w kontakcie z tymi wtórnymi „dziełami” niczego poza znużeniem i rozpaczą (w zależności od skali „katastrofy artystycznej” z jaką ma do czynienia). Krzyżówka stała się paradygmatem sztuki współczesnej. Artysta staje do malowania tak, jakby siadał do rozwiązywania krzyżówki. Hasło pionowe: siedemnastowieczne portrety. Hasło poziome: huba drzewna. Artystka: Ewa Juszkiewicz. Dobrze jest też skrzyżować to, co wulgarne, brudne i pospolite, z wysokim i subtelnym, zapominając o tym, że tego rodzaju gest już się jednak kiedyś w sztuce pojawił. Można też malować publicystycznie twarze Putina, wytatuowanych hipsterów w tonacji zgniłozielonej (konturem jak z Gauguina). Dobrze jest też wypalić w płótnie dziury papierosami, albowiem jest to gest ogromnej wolności. Jeszcze lepiej napisać na płótnie „umrzyj” albo coś podobnego, co poruszy uwagę sennego odbiorcy i będzie dla niego jak cios lub przynajmniej policzek wymierzony jego drobnomieszczańskiej wrażliwości – wspaniale. Z kolei zbitka słowna „Bruno Schulz” wciąż brzmi dobrze, dlatego artystycznie korzystne może okazać się podjęcie po raz milionowy tematu łydek i stóp jako fetyszu, na przykład za sprawą stosownych rzeźb kinetycznych z dolnych części manekinów. Malowanie ze starych fotografii jest prawie zawsze skuteczne i w ogóle należy to robić, ponieważ stara fotografia kryje w sobie magię przeszłości i metafizykę nicości, pozwala na dokonanie niesamowitego aktu patrzenia na coś, czego już nie ma. Wybiórcza pamięć jest zbawieniem młodych artystów, ale jeszcze lepsza jest głupota – jest lepsza, ponieważ jest łatwiejsza i prostsza, a prostota i lekkość zawsze działały na korzyść dzieła sztuki. Młodzi artyści mieszczą się zatem w trzech kategoriach: krzyżówkowiczów, szaleńców i głupców. Wszyscy w tych kategoriach zresztą wygrywają, ponieważ znaleźli się na ścianach galerii MOCAK w ramach wystawy Artyści z Krakowa. Generacja 1980-1990. Szalony z całą pewnością jest J. J. Ziółkowski, o czym przekonują mnie jego ekscesywne szkice na papierze przedstawiające szamańsko-buddyjsko-azteckie mandale. Szalony jest też Kamil Kukla, malujący kłębiasto-graniaste, florystyczno-atmosferyczne, masywno-paranoiczne formy. Czasami zdarzają się też malarze trans-kategorialni, głupio-szaleni, szalenie-głupi lub szalenie-krzyżujący głupotę. Kuba Woynarowski jest spekulatywnym geometrą eksplorującym zagadnienie czerni, w którą po uszy wpadł Łukasz Stokłosa (naśladujący Victora Mana). Interesującą hybrydową postacią jest Mateusz Szczypiński, spekulatywny surrealista, który uświadomił sobie absurd procesu edukacyjnego szkoły podstawowej polegający na przykrawaniu indywidualności do sztywnych reguł społecznych i językowych oraz na generowaniu złudzenia, że nauczyciele są mądrzejsi od uczniów i znają odpowiedzi na zagadkę egzystencji. Takie i inne krytyczne refleksje budzą się w widzu wystawionemu na działanie obrazów olejnych Szczypińskiego z serii abc. Mateusz Szczypiński maluje także ostentacyjne powtórzenia znanych obrazów, co jest ulubioną czynnością wielu malarzy współczesnych. Z tą różnicą, że Szczypiński nie ukrywa swoich krzyżówek, jak czynią to inni malarscy krzyżówkowicze – pod płaszczykiem „oryginalnego zestawienia” (krytycy posiadający pamięć absolutną wiedzą, że nie ma czegoś takiego, ponieważ wszystko już było itd.) – lecz bije widzom tymi krzyżówkami po oczach w serii Krzyżówki, na którą składają się kolaże z papierowych krzyżówek – częściowo wypełnionych – układających się w matryce, widma, pikselowe rozproszenia, promieniowania, krajobrazy, kraty, wszystko w aurze bezgraniczności i w poczuciu nonsensownej nieskończoności powtórzeń. Szczypiński krzyżuje krzyżówkami do potęgi, osiągając efekt zupełnie niekrzyżówkowego nadmiaru. Jest świadkiem rozpadu, głupoty, (l)iterowania, zapominania, pomieszania, zmyślonych wspomnień z PRL-u i generalnie krzyżówkowego sposobu myślenia, który rządzi ponowoczesnością – nie tylko sposobem działania artystów, ale także kuratorów i krytyków oddających się z upodobaniem praktyce teoretycznego brikolażu. Prezentowani na wystawie MOCAK-u twórcy sztuki urodzeni w latach osiemdziesiątych są niewolnikami absurdalnych krzyżówek, natomiast Mateusz Szczypiński jest świadkiem tego absurdu, co stawia go wyżej w hierarchii, której nie ma.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marta Antoniak, Tomek Baran, Monika Chlebek, Dawid Czycz, Viola Głowacka, Justyna Górowska, Mateusz Hajdo, Kornel Janczy, Ewa Juszkiewicz, Irenka Kalicka, Emilia Kina, Kamil Kukla, Agata Kus, Mikołaj Małek, Agnieszka Piksa, Tomasz Prymon, Grzegorz Siembida, Michał Stonawski, Łukasz Stokłosa, Mateusz Szczypiński, Jakub Woynarowski, Michał Zawada, Jakub Julian Ziółkowski
- Wystawa
- Artyści z Krakowa. Generacja 1980–1990
- Miejsce
- Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK
- Czas trwania
- 15.10.2015 - 7.02.2016
- Osoba kuratorska
- Delfina Jałowik, Monika Kozioł
- Strona internetowa
- mocak.pl
- Indeks
- Agata Kus Agnieszka Piksa Dawid Czycz Delfina Jałowik Emilia Kina Ewa Juszkiewicz Grzegorz Siembida Irenka Kalicka Jakub Julian Ziółkowski Jakub Woynarowski Justyna Górowska Kamil Kukla Kornel Janczy Łukasz Stokłosa Marcin Doktor Polak Marta Antoniak Mateusz Hajdo Mateusz Szczypiński Michał Stonawski Michał Zawada Mikołaj Małek Monika Chlebek Monika Kozioł Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK Tomasz Baran Tomasz Prymon Viola Głowacka