W stronę apolityczności. Rozmowa z Andrzejem Jaroszem
Dara Skok: Stwierdził pan kiedyś podczas zajęć uniwersyteckich, że jest pan apolityczny. Czy uważa pan, że funkcjonując w polu takiej instytucji jak Muzeum Współczesne Wrocław – instytucji naznaczonej wieloma kontekstami – można nadal pozostać apolitycznym? Czy wierzy pan w możliwość apolitycznego funkcjonowania w świecie sztuki współczesnej?
Andrzej Jarosz: Mam świadomość, że sztuka współczesna przenika się z polityką, jest społecznie zaangażowana, nierzadko wchodzi w dyskusję z instytucjami władzy. Jednak priorytetem badacza i, jak sądzę, dyrektora instytucji miejskiej pozostaje zachowanie poznawczego dystansu i apolityczności, w znaczeniu apartyjności. Neutralność taka nie oznacza obojętności wobec wyzwań, jakie sztuka ze sobą niesie. Ich zrozumienie łączy się wszak – w moim przekonaniu – z potrzebą zachowania obiektywności. Im mniej polityki, tym więcej wolności.
Ideowy fundament MWW został określony przez odwołanie się do pomysłu Jerzego Ludwińskiego na Muzeum Sztuki Aktualnej, będącego czułym sejsmografem zmian społecznych. Bazując na tej idei, warto jednak zastanowić się nad złożonością kontekstów sztuki współczesnej.
Formuła i program Muzeum Współczesnego Wrocław – instytucji otwartej na różnorakie strategie artystyczne, w tym postawy zaangażowane politycznie (twórców i kuratorów), o rozbudowanym programie debat – nie ulegną zasadniczej zmianie. Ideowy fundament został określony przez odwołanie się do pomysłu Jerzego Ludwińskiego na Muzeum Sztuki Aktualnej, będącego czułym sejsmografem zmian społecznych. Bazując na tej idei, warto jednak zastanowić się nad złożonością kontekstów sztuki współczesnej, zniuansować niektóre akcenty, może zmienić kryteria doboru dzieł: obok skutku społecznego czy politycznego warto, moim zdaniem, brać pod uwagę również kwestie estetyczne.
Kierowanie MWW jest wyzwaniem, zadaniem wielokierunkowym. Konfrontowanie tego, co składa się na miejscową tradycję artystyczną z tym, co obecnie „dzieje się” w sztuce, wymaga szerokiej perspektywy poznawczej: Wrocław-Polska-Świat. Należy dbać też o to, by instytucja wywiązywała się z nałożonego nań obowiązku pluralizmu – stworzenia przyjaznego miejsca spotkań, przestrzeni mediacji pomiędzy różnymi orientacjami politycznymi, estetycznymi czy filozoficznymi. Muzeum współczesne nie może być klasycznym templum sztuki, powinno pozostać forum wymiany myśli.
Jak ocenia pan pracę, jaką wykonała dla Muzeum Współczesnego pana poprzedniczka – Dorota Monkiewicz?
Jako członek Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych mam świadomość, w którym momencie obie inicjatywy kulturalne zaistniały we Wrocławiu, jakie były ich wzajemne relacje i wspólne cele. Instytucjonalne wyodrębnienie MWW oraz jego pięcioletnie funkcjonowanie w kształcie zaproponowanym przez Dorotę Monkiewicz pozwoliło w stosunkowo krótkim czasie zbudować wartościową markę kulturalną – jedną z wizytówek Wrocławia. Za szczególnie cenne uważam podjęcie badań i opracowane naukowe miejscowej sztuki neoawangardowej z lat 70. i 80. XX wieku. Mam tu na myśli zwłaszcza wystawy i publikacje poświęcone Galerii PERMAFO, Galerii Sztuki Najnowszej i Grupie LUXUS (powstałe przy znaczącym udziale prof. Anny Markowskiej oraz Piotra Stasiowskiego). Z szerokim i pozytywnym odbiorem spotkała się wystawa Dzikie pola. Historia awangardowego Wrocławia, która zamanifestowała obecność sztuki wrocławskiej na forum ogólnopolskim i wpisała ją w kontekst międzynarodowy. Podsumowaniem wysiłków włożonych w budowę kolekcji własnej stała się z kolei ekspozycja Stosunki pracy.
Co sądzi pan o tej prezentacji, której patronowała jeszcze Dorota Monkiewicz? W Stosunkach pracy najmocniejszy wydaje się przekaz o wyraźnie określonym profilu politycznym.
W mojej opinii wystawa jest przede wszystkim autorską koncepcją kuratorki, choć stanowi też niewątpliwie „wizualizację” idei towarzyszących gromadzeniu kolekcji. Dla każdej instytucji prezentacja kolekcji własnej wydaje się sprawą kluczową. Stosunki pracy podsumowują pięcioletni okres starań o stworzenie reprezentatywnego zbioru prac artystów nawiązujących interesujący dialog z rzeczywistością społeczną.
Stosunki pracy widzi więc pan jako zamknięcie pewnego etapu, jego podsumowanie? Czy zatem kierunek, jaki został zaprezentowany przy okazji tej wystawy, kierunek cechujący się dużą wrażliwością społeczną, ale i wrażliwością na to, co dzieje się obecnie w polskiej i światowej sztuce współczesnej, nie będzie kontynuowany za pana kadencji?
Mówiąc o podsumowaniu, nie zamykam żadnych dróg. Dzieła te z pewnością będą stanowić ważne punkty odniesienia dla kolejnych inicjatyw wystawienniczych. W oczach kuratorki kolekcji MWW i autorki ekspozycji, Sylwii Serafinowicz, zgromadzony do tej pory zbiór dzieł jawi się jako bardzo plastyczny, może on i na pewno będzie ulegał ewolucji. Potrzebny jest oczywiście okres karencji, dystans i „oddech”, umożliwiający spokojny namysł nad kolejnymi zakupami, kontynuującymi dotychczasowe linie programowe, ale i otwierającymi nowe perspektywy.
Czy w takim razie, jeśli jesteśmy przy temacie kolekcji, zdradzi pan jakieś kierunki, plany na najbliższe zakupy?
Obecnie jesteśmy na etapie formalnego i merytorycznego porządkowania dotychczasowych nabytków. Nowe punkty orientacyjne wyznaczą w bieżącym roku imprezy w Kassel i Wenecji. Równie ważne wydaje się pozyskiwanie dzieł reprezentujących progresywną neoawangardową sztukę wrocławską. Forma architektoniczna muzeum sprawia z zewnątrz wrażenie monolitu, jednak jej wnętrze to istny labirynt, w którym splatają się liczne ciągi komunikacyjne i rozmaite przestrzenie wystawiennicze. Podobnie rzecz ma się z kolekcją w Schronie – powinna być bogata i wielowątkowa, ale ostatecznie spójna…
Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu programu. W komunikacie prasowym przeczytać można między innymi, że zapowiada pan szersze otwarcie na społeczność naukową i studencką. Jaką dokładnie społeczność naukowa ma pan na myśli? Wykładowców historii sztuki UWr i wrocławskiej ASP? Dolnośląską Zachętę?
Wątki społeczne sztuki współczesnej uaktywniają jej odbiór, inicjują zażarte nieraz dyskusje wychodzące daleko poza problem samej wizualności. Dlatego też obok klasycznie rozumianej historii sztuki, krytyki artystycznej czy socjologii, równorzędne obszary refleksji nad współczesnością wytyczają inne nauki humanistyczne, np. filozofia, oraz tzw. nauki ścisłe.
Muzeum powinno stale zabiegać o promocję tego, co wartościowe, chociaż rzekomo peryferyjne. Dla oceny takich zjawisk należy szukać miary uniwersalnej.
Zaproszenie zawarte w komunikacie prasowym jest zatem skierowane do bardzo wielu środowisk. Z doświadczenia wiem, że kontakt z ośrodkami akademickimi w Polsce i za granicą wzbogaca nie tylko refleksję nad teorią i metodologią sztuki współczesnej, ale również nad wyzwaniami współczesnego muzealnictwa. Otwartość i uważne wsłuchiwanie się w głosy płynące z różnych środowisk naukowych i kuratorskich może przynieść MWW tylko korzyść.
Czy nie boi się pan jednak, że wzmożona współpraca z instytucjami, takimi jak Dolnośląskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych czy ASP we Wrocławiu grożą prowincjonalizacją Muzeum Współczesnego Wrocław jako instytucji sztuki? Prowincjonalizacją, którą, jak sądzę, z sukcesem udało się przezwyciężyć za czasów dyrekcji Doroty Monkiewicz?
Obecność wrocławskich artystów w programie badań i wystaw MWW wiąże się z problemem ich dotychczasowego niezadowalającego funkcjonowania w dyskursie ogólnopolskim, problemem krzywdzącego pominięcia w tzw. wertykalnej historii sztuki. Muzeum powinno więc stale zabiegać o promocję tego, co wartościowe, chociaż rzekomo peryferyjne. Oczywiście dla oceny takich zjawisk należy szukać miary uniwersalnej. Tylko taka konfrontacja może ujawnić prawdziwy potencjał artystyczny miasta i tworzonej in situ sztuki. Ważne jest zatem działanie dwuwektorowe: „Wrocław patrzy na świat” i „świat patrzy na Wrocław”. Historyczny Breslaw, Wratislawia, Breslau czy powojenny Wrocław zawsze był tyglem kultur, swoistym „mikrokosmosem”, miastem poszukującym swojej złożonej tożsamości, niebezpodstawnie aspirującym do rangi metropolii. Świadomy swojej bogatej historii i różnorodnych tradycji Wrocław nie jest prowincjonalny, prężnie się rozwija, potrafi generować oryginalne zjawiska i tworzyć wartości.
Nasuwa się kolejno pytanie o edukację artystyczną, która jest częścią działania każdej instytucji kultury. Czy wobec dzisiejszej sytuacji politycznej, wobec niebezpiecznych nastrojów społecznych jest jakiś szczególny pomysł na edukację artystyczną w MWW?
Prowadzone dotąd programy społeczne i edukacyjne zyskały już pewną renomę i stałe grono bywalców. Są to zarówno warsztaty dla najmłodszych nastawione na rozwijanie wrażliwości widza, jak i dyskusje czy wykłady organizowane z myślą o społeczeństwie obywatelskim skierowane do młodzieży i dorosłych. Kształcenie i dbanie o każdego uczestnika kultury (zarówno młodych aktywistów miejskich, jak i osoby o mniejszych kompetencjach w zakresie sztuki współczesnej) to ważny aspekt naszych działań. Kluczowe jest poszerzanie grona odbiorców i stałe zwiększanie liczby zwiedzających. Niezadowalająca frekwencja na wystawach powinna jednak skłaniać do refleksji, na ile dla publiczności zainteresowanej sztukami wizualnymi oferta MWW jest ciekawa i przekonująca.
Na koniec chciałabym jeszcze spytać pana, czy śledzi pan bieżącą sztukę w Polsce. Czy znajdują się na jej mapie instytucje – państwowe, ale też prywatne – które są dla pana szczególnie ważne, wyjątkowo inspirujące?
Nasze Muzeum jest ważnym ogniwem w łańcuchu nowych, dynamicznie rozwijających się instytucji kultury. Wymiana doświadczeń oraz uważne przyglądanie się ich aktywności (dotyczy to również prestiżowych galerii prywatnych) to istotne punkty odniesienia. Instytucji, których działalność może być inspirująca jest wiele – poczynając od stołecznej Zachęty, przez CSW „Elektrownia” w Radomiu, Bunkier Sztuki w Krakowie, CSW Łaźnia w Gdańsku, do Galerii Arsenał w Białymstoku.